„Rozmawianie ze mną o zrównoważonym rozwoju jest jak mówienie o rodzeniu dziecka. Czy jestem przeciw? Nie. Czy chciałbym poświęcić na to mój czas? Nie bardzo. Wolałbym pójść na mecz baseballu” – słowa Petera Eisenmana przytoczone w tym wydaniu „Autoportretu” przez Dalibora Hlaváčka mają obrazować typowy stosunek architektów do ekologii. Na wielu przedstawicieli świata architektury z pewnością czeka miejsce w piekle, nie warto się jednak tym pocieszać. Cyniczna beztroska nie jest bowiem problemem jedynie środowiska architektonicznego, ale cechą charakterystyczną współczesnego modelu kultury. W swojej książce Koniec świata, jaki znaliśmy. Klimat, przyszłość i szanse demokracji Claus Leggewie i Harald Welzer dokonują analizy tej psychospołecznej postawy. Globalna wioska nie ma już do dyspozycji świata zewnętrznego, który naszemu systemowi gospodarczemu dostarczałby paliwa w postaci naturalnych surowców. Jedyne, co nam pozostało, to przyszłość następnych generacji, na których właśnie dokonujemy rabunku. „W ten sposób – piszą autorzy – chwieje się jeden z mitów zachodniej kultury: hybrydowe wyobrażenie, że w świecie zasadniczo nieprzerwanego wzrostu przezwyciężyliśmy niewygodny wymiar skończoności.

Rozprzestrzeniający się bowiem gwałtownie kryzys systemu globalnego w drastyczny sposób pokazuje, że nasza luksusowa egzystencja w dalszym ciągu ma związek z tym wymiarem. A ponieważ taki wniosek jest dla naszego systemu tak samo obcy i przyprawiający o trwogę jak dla jednostki myśl o własnej śmiertelności, to silna jest motywacja, by ignorować kryzysy lub odsuwać ich przezwyciężanie na bliżej nieokreślone «później»”1.

Wyeksploatowane bezlitośnie pojęcie „zrównoważonego rozwoju” jest dzisiaj pusto brzmiącym frazesem wobec narastającego w świecie braku równowagi. Przejawia się on nie tylko w niesprawiedliwym dostępie do dóbr i zasobów czy ponoszeniu kosztów funkcjonowania rozwiniętej Północy przez rozwijające się Południe, ale także w naszym uzależnieniu od systemów (technologicznych, rynkowych), których mechanizmów działania do końca nie rozumiemy. Czy trwająca od 2008 roku recesja, będąca najbardziej wyrazistym syndromem wielowymiarowego globalnego krachu, wpłynie na przewartościowanie postaw? Czy wszystkie proekologiczne idee i próby ich realizacji, które przedstawiamy w tym numerze „Autoportretu”, pytając o równowagę rozwoju, mogą wymiernie oddziaływać w zderzeniu ze sztywnymi dogmatami modelu cywilizacyjnego bazującego na hasłach postępu i wzrostu? Wdrożone, póki co, rozwiązania w postaci doraźnych środków polityki ochrony środowiska Leggewie i Welzer błyskotliwie porównują do wymiany zepsutego kranu w kabinie pierwszej klasy na Titanicu po jego zderzeniu z górą lodową. „Na pokładzie nadal obowiązuje niewzruszona dewiza: jesteśmy niezatapialni”.