W 1931 roku w czasopiśmie „Sowietskij Siewier” ukazał się artykuł polarnika Tichona Siomuszkina Wmiesto czukotskoj jurty – standartnyj domik (Zamiast czukockiej jurty – standardowy domek)1. Dotyczył projektu eksperymentalnego arktycznego domu, który na zlecenie Dalekowschodniego Komitetu Północy opracował w 1930 roku niejaki inżynier Swinin. Prototyp powstał w Chabarowsku; przez co najmniej dwa lata prowadzono stałą obserwację wad i zalet eksploatacji budynku (ulokowano w nim kilkuosobową rodzinę z niemowlęciem).

Siomuszkin drobiazgowo wylicza oszczędności wynikające z przejścia na budownictwo oparte na projektach typowych i przy odgórnie zorganizowanym systemie produkcji i transportu. Za propozycją Swinina przemawiały nie tylko koszty: racjonalnie zaprojektowany dom miałby poprawić higienę i wygodę lokalnej ludności, a także, co nie mniej ważne, przebudować jej codzienność. Zdaniem autora wszelka prowadzona przez bolszewików praca ideologiczna nie odniesie skutku, dopóki Czukcze będą mieszkać w pierwotnych domostwach.

Swinin nie odcinał się całkowicie od tradycji lokalnego budownictwa, wręcz świadomie z niej czerpał, cytując wykorzystywane przez Czukczów rozwiązania. Dom zaprojektował więc na planie koła i zaopatrzył w przypominający jurtę namiotowy dach. Wymyślił obiekt łatwy w demontażu i przenoszony z miejsca na miejsce, zgodnie z kalendarzem miejscowej koczowniczej ludności. Nowością były zaproponowane materiały, wprowadzenie do wnętrza naturalnego światła, wydzielone pokoje i miejsce na meble – owe „atrybuty europejskiego komfortu” sprowadzane przez „białą cywilizację”.

Projekt nie trafił do masowej produkcji. Pozostał w sferze planów, jak wiele innych powstających przez cały okres ZSRR śmiałych projektów, które wyrastały z przekonania, że wyjątkowość warunków syberyjskiego – a zwłaszcza arktycznego – krajobrazu wymaga opracowania diametralnie nowych modeli zamieszkiwania (zaproponowali je między innymi Aleksandr Szypkowi Jekab Truszynsz).

Radziecka urbanizacja Arktyki pod względem estetycznym kopiowała rozwiązania wypracowywane w centrum, na tak zwanej wielkiej ziemi (ros. matierik), mimo prób ich dostosowywania do specyfiki klimatu i wiecznej zmarzliny (budynki wznoszone na palach, układ osiedlowych bloków jakoby chroniący od silnych wiatrów itp.). Radzieckie osiedla miast górnego Jeniseju do złudzenia przypominają te ulokowane na brzegach arktycznego odcinka rzeki.

Unifikacja

Pierwszy kontakt z syberyjskim miastem może więc wywołać konsternację. Przybysza potrafią urzec zaniedbane, ale malownicze uliczki z drewnianą zabudową, cerkwiami, starymi tramwajami, jednak przestrzeń ta nie wyróżnia się na tle innych rosyjskich miast. Jeszcze trudniejsze w odbiorze są dzielnice realizujące zasady powojennego radzieckiego modernizmu. W ramach jednego ośrodka widać co prawda charakterystyczne granice, oddzielające zabudowę dorewolucyjną, wczesnoradziecką awangardową, socrealistyczną i późnego modernizmu, ale zróżnicowanie to powtarza się w każdym z miast powstałych w konkretnym czasie. Wewnętrzne zróżnicowanie przestrzeni radzieckiego miasta ma bowiem charakter tyleż radykalny, ile pozorny.

W sensie estetycznym funkcjonują tu trzy odrębne sposoby myślenia o architekturze i urbanistyce: po minimalizmie awangardy nastał pełen przepychu i zapatrzony w klasykę socrealizm, po śmierci dyktatora na powrót zastąpiony myśleniem modernistycznym, realizowanym już na wielką skalę. Następujące średnio co dwie dekady zmiany miały charakter wręcz gwałtowny, za każdym razem towarzyszyło im przewartościowanie oficjalnego dyskursu. Przeszłe „błędy i wypaczenia” zajadle krytykowano, oskarżając poprzedników (albo i własne dzieła) a to o tworzenie „bezdusznych szeregów koszarowej zabudowy” (realizacje Ernsta Maya za Uralem), a to o zbytek w architekturze, podnoszący ceny budowy i dlatego głęboko niemoralny. Uderzające zmiany dotyczyły wszak jedynie sfery dyskursu: pozostawały „łżerewolucjami”, nie naruszając paradygmatu modelu kultury radzieckiej. Każde z trzech obliczy radzieckiego miasta było realizacją bezkompromisowo rozumianego nowoczesnego projektu: wymyślony od podstaw i realizowany odgórnie, odrzucał ideę zmian żywiołowych, oddolnych, ewolucyjnych2. Wbrew powtarzanemu zaklęciu o „niepowtarzalnych różnorodności i kolorycie”3 syberyjskich miast, uderza raczej ich programowa schematyczność. Podróżnik szukający śladów lokalnych kultur pospiesznie opuszcza miejskie mury; udaje się czy to w tajgę, czy w góry Ałtaju albo Sajanów, czy na brzeg „świętego” Bajkału, romantyzowanego nie tylko przez miejscową ludność.

Miasta Syberii są bowiem częścią nie azjatyckiej, lecz rosyjskiej historii urbanistyki. Zapoczątkowały ją czasy carskie, kiedy to dominacja kultury przybyszów nałożyła się na koczowniczą tradycję tych ziem. To Rosjanie przywieźli ze sobą ideę miasta, to oni też zaproponowali jego formę. Dziedzictwo rdzennej ludności, która wszak i przed przybyciem Rosjan tworzyła trwałe osiedla, zachowało się głównie w toponimice – i w archeologicznych pamiątkach muzeów krajoznawczych. Próżno go szukać w dzisiejszych miastach.

O ile w ośrodkach o typowo rosyjskim charakterze – na przykład Nowokuźniecku i Norylsku – nie dziwi brak większych nawiązań do kultury Szorów czy ludności Tajmyru, nieobecność ta uderza w regionalnych stolicach narodowych, w znacznym procencie zamieszkanych przez rdzenną ludność syberyjską i stosunkowo szeroko odwołujących się do lokalnych tradycji. Architektura i urbanistyka chakaskiego Abakanu, buriackiego Ułan-Ude, ałtajskiego Gornoałtajska, ale nawet Jakucka czy tuwińskiego Kyzyłu zarówno w czasach carskich, jak i radzieckich zachowywała wybitnie rosyjski charakter. W ZSRR zaczęto z czasem wprowadzać architektoniczne detale i dekoracje, które miały nadawać projektom typowym sprowadzanym z centrum ową niezobowiązującą nutkę „narodowej formy”, była ona jednak skromna w porównaniu do kaukaskich czy środkowoazjatyckich republik radzieckich.

Poradzieckie przebudzenie narodowe nie ominęło i Syberii: stopniowo pojawiała się świadomość uniformizacji przestrzeni, jaką przyniosła ze sobą kultura rosyjska, podejmowano nieśmiałe próby jej przezwyciężenia, sięgano po etniczne inspiracje, choć znów w przeważającym stopniu odsyłały one do dekoracyjnych elementów folkloru.

Znaczenie Syberii

Mimo to o syberyjskim mieście mówić warto, i to właśnie w kontekście kolonializmu oraz unifikacji. Miasta są materialnym świadectwem kultury i zachodzących w niej procesów, zwłaszcza na obszarach z przewagą ludności miejskiej. Syberia też – wbrew potocznym intuicjom– jest planetą miast.

Ważna rola zauralskiego terytorium wynika z kilku przesłanek. Syberia ma kluczowe znaczenie dla procesów zachodzących w ramach kultury rosyjskiej, w tym określonej kultury zarządzania, co bezpośrednio wpływa także na charakter przestrzeni miejskich W dyskursie politycznym i geopolitycznym Syberia nie sprowadza się wyłącznie do terytorium zasobów, istotnych dla funkcjonowania całego państwa (obecnie są to kopaliny, niegdyś były to „baryłki futer”4); jest też ważną z geopolitycznego punktu widzenia przestrzenią transferów łączących Europę z krajami Azji, w tym jej najważniejszym graczem, Chinami. Zauważano to już w czasach Imperium Rosyjskiego – wystarczy przypomnieć słowa Aleksandra Hercena, XIX-wiecznego myśliciela społecznego: „Zobaczymy, co się stanie, gdy ujście Amuru będzie otwarte dla żeglugi i Ameryka spotka się z Syberią obok Chin. Od dawna twierdzę, że Ocean Spokojny to Morze Śródziemne przyszłości”5.

Podobnie traktował syberyjskie źródła rosyjskiej potęgi XVII-wieczny uczony Michaił Łomonosow – dostrzegał je w potencjale Północnej Drogi Morskiej6. To właśnie przyłączenie Syberii do Rusi (tej moskiewskiej) dało w istocie początek Rosji – i jej imperializmowi. Syberia sprawdza się też jako potężny kapitał symboliczny: „syberyjskość” kumuluje bowiem cechy, w które chętnie przyobleka się „rosyjskość” czy niegdyś „radzieckość”: wielkość i potęgę, ekstremalne życie, szczerość, prostotę, nieprzewidywalność odczytywaną jako fantazja i tak dalej.

Pojęcie Syberii ma charakter kolonialny. Choć często jest kojarzona z bogactwem rdzennych kultur, zamieszkujących zróżnicowane i dzikie krajobrazy, mówimy o terminie ściśle wpisanym w rosyjską kulturę. Dla rdzennej ludności podstawą tożsamości są etnos i przynależność państwowa; tożsamości „pośredniej” zdają się nie potrzebować tak bardzo jak mieszkający za Uralem Rosjanie – to oni chętnie sięgają do skojarzeń związanych z Syberią. Pojęciem tym objęli zróżnicowany kulturowo obszar, scalony zaledwie jednym nitem – rosyjską ekspansją na tereny Azji Północnej.

Rubież czy kolonia?

Interesujące wnioski płyną z analiz porównawczy chrosyjskiej kolonizacji terenów za Uralem i historii Stanów Zjednoczonych. Zapożyczają ze słownika amerykańskiej historiografii termin the frontier, oznaczający granicę przesuwania się osadników (pionierów) na Dzikim Zachodzie. Zdążył się już zadomowić w kręgach syberioznawców (ros. frontir)7. W polskiej literaturze odpowiada pojęciom granicy, rubieży, kresów, pogranicza8.Pogranicze, przyjęte w polskim tłumaczeniu prac Fredericka Jacksona Turnera, jest o tyle niefortunne, że zakłada dialogiczność, natomiast the frontier patrzy z perspektywy zdobywcy – z założenia niesymetrycznej. Kresy są zbyt silnie zakorzenione w języku polskim (Dzikie Pola). Z wymienionych pojęć najtrafniejsza wydaje się rubież, z zastrzeżeniem, że nie chodzi wyłącznie o skojarzenia z końcem i granicą. Należy włączyć do niej cały repertuar konotacji: podbój, wyzwanie, awanturnictwo, agresję, niebezpieczeństwo, kolonizację, ujarzmienie (innych kultur i przyrody) itp. Nadieżda Zamiatina, specjalistka od zagadnień arktycznego osadnictwa, zauważa:

Pojęciem the frontier obejmuje się zwykle przedni skraj zagospodarowania, ale w rzeczywistości termin ten jest pojemniejszy, dlatego trudno przełożyć go na język rosyjski. Ani „kraniec”, ani „granica”, ani „rubież” nie oddają najważniejszego – tej przeobrażającej siły, z którą rubieże i krańce wpływają na każdego, kto je pokonuje. The frontier najlepiej przetłumaczyć jako „wyzwanie” – wymagające odpowiedzi i tym samym stymulujące do eksperymentu, rozwoju, ewolucji […]. Warunki konieczne dla zaistnienia the frontier to ryzyko i nieokreśloność w imię doniosłego celu. The frontier zawsze jest sprzężony z koniecznością odpowiedzi na wyzwanie nieokreśloności; jest środowiskiem generowania nowych instytucji, technologii, relacji społecznych; środowiskiem formowania nowej trajektorii rozwoju, specyficznym punktem (mówiąc dokładniej: strefą) bifurkacji9.

W dyskursie rubieży nie tyle dostrzegamy refleksję o granicach zagospodarowania przestrzeni (ros. Zona oswojenija), ile obserwujemy określone – pozytywne – wartościowanie zjawiska podboju. Patos ujarzmienia Syberii, jego heroizacja, ma rys typowo nowoczesny, analogicznie do amerykańskiej kolonizacji.

Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na chronologię, obie kolonizacje rozpoczynają się bowiem w tym samym czasie. Za symboliczny początek brytyjskiego podboju Ameryki można uznać rok 1585 – założenie pierwszej angielskiej kolonii na wyspie Roanoke. W następnym roku powstał ostróg Tiumeń; zdarzenie to można uznać za początek stałej rosyjskiej obecności na Syberii. Rosjanie szybko doszli do Oceanu Spokojnego – już w 1647 roku założono Ochock. Amerykanie dotarli do Pacyfiku w 1805 roku, podbój kontynentu jednak trwał jeszcze dziesięciolecia: ostatni kontynentalny stan, Arizonę, przyłączono dopiero w 1912 roku  Już na poziomie dat uderza podstawowa różnica pomiędzy obydwiema kolonizacjami: amerykańska „rubież” wyznaczała linię faktycznego osadnictwa, wprost była granicą z terenami zamieszkanymi przez mniej niż dwie osoby na milę kwadratową10. Podbój rosyjski sprowadzał się do zakładania w kluczowych miejscach ostrogów (drewnianych twierdz) i szybkim parciu dalej. Nie wiązał się z faktycznym zagospodarowaniem terytorium – niezagospodarowanie do dziś charakteryzuje ogromne połacie Syberii.

Rosyjska rubież nie jest bynajmniej oddalonym fragmentem na skraju państwa, zajmuje wszak większą część jego terytorium. Ekstensywnie rozwijająca się Rosja nie nadąża z rozwojem własnych, nawet centralnych ziem.

Pisząc o współzależności pomiędzy syberyjską (ale również szerzej radziecką/rosyjską) przestrzenią fizyczną i społeczną, irkucki badacz zagadnienia Michaił Rożański odwołuje się do Pierre’a Bourdieu i jego koncepcji przyswojonej przestrzeni fizycznej:

kluczową sprzecznością rozwoju Rosji jest nieograniczony charakter jej przestrzeni społecznej, a ta nieograniczoność z kolei historycznie wyjaśniana jest obecnością w obrębie Rosji ogromnego terytorium za Uralem. Rozpełzając się w przestrzeni, imperium nie nadążało za jej opanowywaniem. Syberię ujarzmiano fragmentarycznie, ale jej nie zagospodarowywano, jak zresztą i całej Rosji – stała się zakładniczką syberyjskich bogactw. Dochód z syberyjskich zasobów pozwala na wychodzenie z kryzysów systemowych i utrzymuje ekstensywny charakter gospodarki. W ten sposób reprodukuje się monopolistyczny charakter władzy ekonomicznej i politycznej, ta zaś z kolei betonuje założenia ekstensywnego rozwoju11.

Rożański diagnozuje więc problemy Rosji przewrotnie: wyrastają z faktu, że kraj ten wciąż jest „kolonią Syberii”. To paradoksalne stwierdzenie odsyła nas do zagadnienia wewnętrznej kolonizacji jako charakterystycznej cechy rosyjskich państwowości i kultury.

Wewnętrzna kolonizacja peryferyjnego imperium

Wiele z obserwowanych obecnie w Rosji zjawisk można opisać, wyjaśnić lub ocenić jako „kolonializm”, „kolonizację”, „kolonie”. Terminy te we współczesnej, poradzieckiej Rosji nieprzypadkowo i wymownie są tabuizowane, wyparte ze świadomości społecznej. W użytkowaniu ziemi, otaczającego środowiska, zasobów naturalnych i ludzkich, w migracji ludności, stosunkach między grupami etnicznymi, między ludnością rdzenną a przybyszami w tych czy innych regionach, między władzą państwową a społeczeństwem, nadal są żywe liczne „podręcznikowe” rysy kolonializmu; analogiczne nieraz objawiały się w trakcie tworzenia zaborczych imperiów starożytności i średniowiecza, a także w procesach globalnej kolonizacji XVI–XIX wieku, zainicjowanej przez kraje europejskie po wielkich odkryciach geograficznych12.

Powyższa analiza Borysa Rodomana, poczytnego w Rosji geografa, wskazuje na złożoność natury rosyjskiego kolonializmu i jego skutków. Najbardziej czytelną warstwą jest imperialistyczna postawa Rosji, oznaczająca dążenie do rozszerzania polityczno-ekonomiczno-kulturowych wpływów Kremla na tereny zewnętrzne – z próbą zmiany granic włącznie. Najkrwawszy przykład tej postawy obserwujemy na własne oczy, w trakcie obecnej kolonialnej wojny przeciw Ukrainie.

Jeden z burzliwych wątków sowietologicznych dyskusji dotyczy statusu narodu rosyjskiego w radzieckim systemie totalitarnym („kaci czy ofiary?”)13. Metonimiczne utożsamienie rosyjskości z radzieckością musiało skutkować tendencjami rusyfikacyjnymi, choć kulturowa wyniosłość sięga korzeniami do Rosji carskiej, gdy o rdzennej ludności można było powiedzieć „nasi syberyjscy Indianie”14. W tym miejscu chciałabym jednak przywołać także inną dyskusję: o współistnieniu rosyjskiego imperializmu z rzeczywistością bytu kolonizowanego. Rzecz nie tyle o kulturowym kolonizowaniu (pół)peryferyjnej Rosji przez zachodnie centrum, ile o paradoksie peryferyjności imperium, które, choć stosunkowo skuteczne na zewnątrz (trwałe, często agresywne, niekiedy sprawne militarnie czy politycznie), prezentowało przez znaczną część swojej historii „zacofany” model społeczno-ekonomiczny15. Wiąże się on ze zjawiskiem nie mniej brzemiennym w skutki – tak zwaną wewnętrzną kolonizacją16. Kreml występuje w tym ujęciu nie tylko jako siła podporządkowująca sobie czy wręcz rusyfikująca rdzenną ludność poszczególnych regionów kraju, ale również jako podmiot, który eksploatuje i uprzedmiotawia rosyjskie społeczeństwo.

Ujęcie to wykracza poza ramy akademickich dyskusji i ma stałe miejsce w rosyjskim dyskursie potocznym. Jego symbolem może być trwałość internetowych memów na temat „bombardowania Woroneża” („Kreml ostrzegł: jeśli NATO zaatakuje Syrię, my zaczniemy bombardować Woroneż”). Zamiast Woroneża pojawia się też milionowy syberyjski Omsk – w powszechnej świadomości oba funkcjonują jako reprezentatywne przykłady rosyjskich dużych, ale jednak prowincjonalnych miast, „typowej Rosji, której nikomu nie będzie szkoda”17.

Separatyzmy i dekolonizacje

Kwestie kolonializmu pojawiają się nie tylko w kontekście analiz rosyjskiej kondycji jako takiej, ale i w typowo lokalnym ujęciu. Wizja Rosji jako kraju, który „kolonizuje siebie”, nie powinna przysłonić faktu istnienia lokalnych – wydzielanych terytorialnie lub grupowo –dyskursów dekolonizacyjnych, między innymi tego o syberyjskiej autonomii. Choć jest cichy, uparcie powraca.

Postrzeganie Syberii jako kolonii ma długą tradycję18 i zapewne jeszcze długą przyszłość. Zainteresowanie kwestiami realnego federalizmu i postulaty przewartościowania relacji centrum z prowincją wciąż są żywe, lecz imitacyjny charakter życia politycznego nieuchronnie czyni podobne dyskusje czysto akademickimi. Strach przed syberyjskim separatyzmem towarzyszy stolicy jednak niezależnie od realności zagrożenia. Wynika to w oczywisty sposób z kontrastu pomiędzy znaczeniem Syberii a poziomem jej rozwoju w stosunku do obszarów centralnych. Omski badacz geografii władzy i administracyjnej polityki Moskwy w xix-wiecznej Syberii Anatolij Riemniow twierdził nawet, że wzorowana na amerykańskim doświadczeniu perspektywa „rubieży” jest w badaniach syberioznawczych próbą wyparcia realnego, ale negatywnie postrzeganego zjawiska kolonizacji. Zarówno w czasach carskich, jak i (po)radzieckich oficjalny dyskurs przeciwstawia rosyjską ekspansję modelom zachodnioeuropejskiego kolonializmu. Jedną z różnic miałby być indyferentny stosunek Moskwy do korzyści ekonomicznych, jakie przynosi rozszerzenie terytorium o nowe ziemie: kolejne terytoria przyłączano więc jakoby nie przez wzgląd na gospodarkę, a jedynie z przyczyn (geo)politycznych, do których Rosja była i będzie gotowa nawet dopłacać19. Z oczywistych względów – kosztem własnego społeczeństwa. Warto o tym pamiętać, gdy po wojnie znów zapragniemy pospacerować po syberyjskim mieście.