Wkroczenie do Polski w latach 90. gospodarki wolnorynkowej rozpoczęło masową likwidację nierentownych fabryk, których byt był sztucznie podtrzymywany w okresie PRL-u. Stany Zjednoczone i państwa Europy Zachodniej doświadczały upadku wielotysięcznych miast przemysłowych kilkanaście lat wcześniej, od momentu przeniesienia większości produkcji do krajów Azji Wschodniej.

Opuszczone zespoły fabryczne niszczeją, są rozgrabiane lub, nierzadko, wysadzane w powietrze. Dziedzictwo przemysłowe ginie. Nie jesteśmy jednak w stanie odremontować i utrzymywać wszystkich tych obiektów, powstaje więc pytanie: ile z nich zachować, jakimi kryteriami kierować się przy decyzji o rewitalizacji czy ewentualnym wyburzeniu.

Jednocześnie zmienia się sposób postrzegania obiektów poprzemysłowych; po kilku spektakularnych przekształceniach dawnych zabudowań fabrycznych w muzea i centra handlowe, te dziewiętnastowieczne budynki z czerwonej cegły stały się modne. Mieszkania w loftach, dostępne jedynie dla zamożnej klienteli poszukującej iluzji artystowskiego życia w postindustrialnej scenerii, są obecnie synonimem luksusu. Zachwycamy się nie tylko obiektami schludnie odnowionymi; podobają nam się również malownicze ruiny hal produkcyjnych, fascynują nas kształty silosów, uwodzą stalowe konstrukcje kopalnianych wież wyciągowych. Jednak rzadko kiedy zaglądamy poza fotogeniczną warstwę zdewastowanych fabryk, aby przyjrzeć się bliżej skutkom dezindustrializacji. Nie zastanawiamy się, jaki jest los mieszkańców dzielnic czy też całych miast, które przez dziesiątki lat funkcjonowały niemal wyłącznie wokół istniejących tam fabryk.

Z badań statystycznych z ostatnich dwóch dekad wynika, że miasta przemysłowe – niegdyś najlepiej rozwijające się w Polsce – coraz szybciej się wyludniają. W kontekście konurbacji śląskiej i Łodzi mówi się o przeszło dwudziestoprocentowym spadku liczby ludności, a proces ten wciąż postępuje. Za ten stan rzeczy obwinia się m.in. niekontrolowaną prywatyzację, upadek budownictwa socjalnego czy załamanie przemysłu włókienniczego i wydobywczego. Za najszybciej kurczące się miasta uważa się obecnie Łódź, Sosnowiec i Bytom. Ten ostatni zmaga się dodatkowo ze szkodami górniczymi, które uszkadzając budynki, pośrednio prowadzą do wyburzania całych kwartałów mieszkalnych. Powiększa się lista polskich miast, których centra pustoszeją, a główne ulice składają się z coraz dłuższych ciągów kamienic z zabitymi oknami. Pustostany i odchodzący ze ścian tynk wychodzą zresztą bardzo korzystnie na zdjęciach, szczególnie tych czarno-białych.

­Opowiadając o fotografowaniu postindustrialnych zabudowań, Wojciech Wilczyk przyznał:

Wciąż bardzo podobają mi się takie obiekty, ostatnio nawet widziałem na jakimś blogu nie za dobre fotografie wspaniałych wnętrz huty w Siemianowicach Śląskich i pomyślałem sobie, że chętnie zrobiłbym zdjęcia tych hal. Ale nie chcę już robić fotografii o charakterze wyłącznie estetycznym. Gdybym zdecydował się teraz na fotografowanie budynków poprzemysłowych, starałbym się pokazać, jak ich degradacja wpływa na krajobraz, i może spróbował też powiedzieć, jak oddziałuje na ludzi, którzy tam pracowali czy też mieszkają w pobliżu.