Ja niestety nie zaliczam się do jego namiętnych zwolenników. Kiedyś z nim pracowałem i wydaje mi się, że wiem, jak on konfabuluje. Ja go postrzegam jako niebezpiecznego żartownisia, ale też jako jednego z najbardziej dalekowzrocznych publicystów. We współpracy z innymi architektami chcę zwalczyć jego wpływ, który uważam za szkodliwy. Jednak ponieważ, trzeba przyznać, wieje korzystny mu wiatr, należy mieć dobrze uzasadnione argumenty, żeby strącić tego bożka1.

W przytoczonym fragmencie listu genewskiego architekta Maurice’a Brainarda do radzieckiego kolegi Nikołaja Kolli mowa o Le Corbusierze. Słowa te niezwykle dobitnie oddają podstawowy zarzut tradycyjnie stawiany francuskiemu architektowi. Można go streścić tak: Le Corbusier mówił więcej niż budował, podstawową część jego działalności stanowią więc raczej książki i liczne wypowiedzi niż zrealizowane projekty. Właśnie dlatego, z pewną nutą lekceważenia, Brainard ceni w Le Corbusierze „dalekowzrocznego publicystę”, ale nie architekta-nowatora, którego by można brać na poważnie.

Znamienne, że to, co jedni zjadliwie krytykowali, inni, przeciwnie, cenili. W swoim artykule z 1956 roku, poświęconym współczesnej architekturze francuskiej, Sigfried Giedion pisał:

niezwykle prosty. W wykonywaniu tego zadania osiąga on precyzję i zwięzłość napisów filmowych, w czym niewątpliwie pomaga mu dokładna i jasna, krystaliczna francuszczyzna2.

Do Le Corbusiera można mieć różny stosunek, ale nie podobna nie przyznać: jeśli architektura awangardy nadal pozostaje przedmiotem żywych dyskusji daleko poza wąskim kręgiem specjalistów, w dużej mierze jest to jego zasługą. Jako jeden z twórców nowej architektury, Le Corbusier doskonale zdawał sobie sprawę, że architektura ta nie jest tylko zależna od słowa – ona w dużej mierze jest tworzona słowem. Przecież jeśli nowa architektura jest powołana do tego, by stać się masową i uniwersalną, musi być przystępna i zrozumiała, a to znaczy, że słowo nie jest tylko narzędziem jej rozpowszechnienia, lecz w istocie stanowi jedną z jej pełnoprawnych form istnienia. Niezliczone wezwania, manifesty, odezwy, programy, niekończące się dyskusje na łamach gazet i czasopism, katalogi otwierających się jedna po drugiej wystaw artystycznych – wszystko to pełniło nie tylko funkcję tła, ale wręcz ugruntowywało obraz architektury awangardy, kształtowało wyobrażenia o niej, przybliżało nowy język.

Ambicje i patos nowej architektury wyrażały się nie tyle w jej rozmiarach i ideach przebudowy społeczeństwa, ile, od samego początku, w jej ukierunkowaniu na przyszłość, dążeniu do tego, żeby przyszłość tę urzeczywistnić. Idea i obraz miały więc znaczenie nie mniejsze niż realny projekt i konkretne rozwiązania techniczne: słowo mogło dobudować to, czego nie udało się stworzyć za pomocą szkła i betonu. Le Corbusier był jednym z pierwszych, którzy uświadomili sobie głęboki związek między nową architekturą i jej werbalną reprezentacją, i zawsze starał się maksymalnie wykorzystać ten potencjał. Zresztą słowo, niejako otwierając przed architekturą awangardy nieograniczone możliwości, podporządkowywało ją sobie zarazem. Odtąd architektura ta niezmiennie będzie potrzebować wsparcia słowa i okaże się niepotrzebnie zależną od retorycznych przemian. Z kolei zanik słów i dyskusji doprowadzał do czegoś jeszcze gorszego: wrzucił architekturę awangardy do wspólnego worka z innym kierunkami i „stylami”, sprawiając, że wśród nich stała się ona niewidzialna i słabo rozpoznawalna. Niezwykle dobitnie dowodzi tego doświadczenie radzieckiej awangardy architektonicznej.

ARCHITEKTURA SŁOWA

Trudno zrozumieć architekturę radzieckiej awangardy lat 20. w oderwaniu od żywiołu słowa towarzyszącego wszystkim większym projektom urbanistycznym na przestrzeni całego dziesięciolecia. Ani przedtem, ani potem tak wiele nie pisano i nie mówiono w Rosji o architekturze; ani wcześniej, ani później słowo i retoryka nie odgrywały tak istotnej roli dla architektonicznej polityki kraju. Dziesiątki nowych publikacji architektonicznych, nieustanne dyskusje i debaty o urbanistycznych projektach w prasie, wystąpienia gwiazd architektury w roli nowych intelektualistów publicznych oraz niezliczone nawoływania do zbudowania „nowej socjalistycznej architektury” – właśnie z tego wyrastała „nowa architektura radziecka”, pod wieloma względami właśnie to stanowiło o jej obliczu.

W połowie lat 20. w opinii europejskiej publiczności współczesna radziecka architektura była zupełną zagadką, swojego rodzaju mitem. Jej obraz budowany był na podstawie wyrywkowych informacji o tym, co dzieje się w radzieckiej Rosji, opowieści o tajemniczych eksperymentach rosyjskich konstruktywistów oraz samego przedsmaku gigantycznych przemian w kraju „zwycięskiej rewolucji”. Udział radzieckich architektów i artystów w ważnych wystawach międzynarodowych, jak chociażby paryska ekspozycja w 1925 roku, dodatkowo podsycał to zainteresowanie, ale wiedzy, czym naprawdę jest architektura nowej Rosji Radzieckiej, zagraniczna publiczność nadal nie miała.

W 1924 roku jeden z ideologów Bauhausu, László Moholy-Nagy, napisał list do El Lissitzky’ego, w którym, między innymi, prosił kolegę o przysłanie mu fotografii choćby kilku przykładów nowej architektury rosyjskiej do artykułu mającego się ukazać w specjalnym tomie pt. „Architektura międzynarodowa”. Przy tym, jakby przeczuwając trudność zadania, zastrzegał: „jeśli nic innego nie znajdziemy, wydrukujemy wieżę Tatlina”3 . Dwa lata później z podobną prośbą Erich Mendelsohn zwrócił się do radzieckiego kolegi Leonida Wiesnina: „potrzebne mi zdjęcia nowego rosyjskiego budownictwa. Wiem, że pod tym względem Pan najlepiej może mi pomóc, dlatego bardzo Pana proszę o wysłanie do mnie zdjęć tych budowli, które Pan uważa za nowoczesne…”4.

O nowej architekturze za granicą mówią coraz częściej, debatują o niej, staje się ona przedmiotem szczególnej uwagi, ale w rzeczywistości nikt jej nie widział. Zagranicznemu czytelnikowi „współczesna architektura radziecka” jest dostępna wyłącznie w słowach, które tworzą jej obraz – obraz jakże atrakcyjny i inspirujący dla młodego pokolenia europejskich architektów. Manifesty, przekłady artykułów, dyskusje na łamach czasopism – właśnie w tej postaci architektura radziecka po raz pierwszy przekracza granice i stopniowo zadomawia się w świadomości europejskiej publiczności.

Zresztą także w samym Związku Radzieckim w połowie lat 20. „nowa architektura” to raczej słowny konstrukt, fantazja czy życzenie niż rzeczywiste budowle. Poszczególne zrealizowane projekty póki co dalekie są jeszcze od tego, by w sposób radykalny zmienić środowisko miejskie i „krystalizować byt socjalistyczny”5. Ambitniejsze budowy w miastach dopiero zaczynają powstawać, a większość projektów pozostanie tylko na papierze. Sytuację tę wymownie opisują wnioski, jakie z wyników przeglądu osiągnięć nowoczesnej urbanistyki w różnych krajach wyciągnął w 1926 roku jeden z ideologów nowej radzieckiej architektury, Moisiej Ginzburg. W artykule „Międzynarodowy front architektury współczesnej” dochodzi on do takiej konkluzji:

Pierwszą rzucającą się w oczy różnicą między osiągnięciami naszych zagranicznych kolegów i naszymi jest to, że progresywny front, choć ilościowo nie tak mocno reprezentowany, jednak stał się zauważalny w rzeczywistym budownictwie. Bardzo wiele z tego, co zagraniczni architekci projektują, już zostało zrealizowane i możemy to pokazać nie w postaci projektów, lecz zdjęć z natury […] dobrze jest widzieć, że współczesne realizowane osiągnięcia wielokrotnie przekraczają swoją wyrazistością i ostrością odbioru najlepsze spośród jeszcze nie zrealizowanych projektów. To wyjątkowo korzystna i przekonująca lekcja […]. Lekcję tę dodatkowo wzmacniają te nieliczne, niestety, eksperymenty, które przeprowadzono u nas, w Radzieckiej Rosji6.

Nowa architektura radziecka nie dysponowała wystarczającym zasobem zrealizowanych projektów odpowiadającym jej ambicjom i rozmiarowi postawionych przed nią zadań. Za to posługiwała się własnym językiem i w krótkim czasie potrafiła sformułować samodzielną i przekonującą narrację. Najlepszym tego dowodem jest czasopismo, w którym Ginzburg opublikował swój materiał i którego był redaktorem.

Założone w 1926 roku pismo „Sowriemiennaja architiektura” nie było tylko tubą nowej architektury radzieckiej, lecz razem z innymi wydawnictwami, które wówczas powstawały, tworzyło jej obraz i warunki jej odbioru. Zdając sobie sprawę z powolnego charakteru zmian w rzeczywistej praktyce budowniczej, Ginzburg i jego koledzy kompensowali ten niedostatek intensywnością i emocjonalnością dyskusji. Pierwszy numer czasopisma pełen był deklaracji i wezwań do rozpowszechniania nowej architektonicznej wiedzy i wykorzystywania jej jako narzędzia zmiany społeczeństwa. Czasopismo, skierowane do wąskiego grona zawodowców, mające omawiać i dyskutować bardzo specyficzne zagadnienia, w rzeczywistości miało większe ambicje. Z haseł wołających o wdrożenie nowych metod architektonicznego myślenia łatwo było wyczytać wezwania do budowania nowego społeczeństwa i nowego człowieka. „Nowa radziecka architektura” okazywała się swoistą metaforą przyszłego idealnego socjalistycznego społeczeństwa. „Postęp”, „przyszłość”, „ruch”, „rewolucyjność”, „wybuch” – w tych właśnie kategoriach nowa architektura ugruntowywała swoją pozycję w świadomości publiczności. Ideologowie nowych awangardowych prądów doskonale to wiedzieli i dążyli do tego, by język tej architektury był maksymalnie przystępny, zrozumiały i wszechogarniający. Dlatego, nawet gdyby w ZSRR nie zbudowano ani jednego nowego budynku , „nowa architektura” i tak stałaby się nieodłącznym składnikiem radzieckiej rzeczywistości.

Język funkcjonował nie tylko jako środek propagandy i mechanizm rozpowszechniania architektury awangardy – w rzeczywistości on sam konstruował jej obraz. Dyskusje o architekturze przyszłości i nowych miastach w drugiej połowie lat 20. okazały się na tyle żywe, że przyczyniły się do powstania szczególnego gatunku: literacko-publicystycznych opisów projektów idealnego radzieckiego miasta. Realne urbanistyczne realizacje przeplatały się w nich z literackimi wyobrażeniami i fantazjami autorów7. Owe na wpół zmyślone i nieraz wręcz kuriozalne opisy przy okazji wywoływały niespodziewany, osobliwy efekt – w bezustannym obiegu słów i obrazów powstawał swoisty efekt zaklinania, stopniowego osadzania się w świadomości zarysu niewybudowanych jeszcze miast i nieistniejącej jeszcze architektury. Opis miasta przyszłości stawał się jakby niezbędnym dopełnieniem jego projektu. „Teraz, kiedy znamy plan Zaporoża, łatwo sobie wyobrazić całe miasto takie, jakim się ono stanie za trzydzieści lat”8. Tak architekt Pawieł Chaustow, jeden z twórców nowego Wielkiego Zaporoża, płynnie przechodził w swoim eseju od analizy planu zielonego miasta-ogrodu do opisu jego przyszłego oblicza:

wchodzimy do miasta. Nie jest ono podobne do Moskwy. Nie jest też podobne do Nowego Jorku. Jest podobne od razu do parku i do fabryki. Prostokątne, szklane na wskroś budynki są jakby oświetlane za pomocą zielonych ognisk drzew. Nie ma drapaczy chmur. Domy mają nie więcej niż dwa–trzy piętra9.

Granica między rzeczywistością a zmyśleniem okazywała się na tyle umowna, że miejscami trudno było zrozumieć, czy mowa o już istniejącym mieście, czy tylko o wymyśle. Radzieccy autorzy, publicyści i zawodowi architekci coraz częściej brali się za opisywanie tego, czego jeszcze nie ma. Osiedla, które w rzeczywistości dopiero zaczęto budować, albo pozostawały zaledwie w zarysie, niejednokrotnie były przedstawiane jako już istniejące i sprawne organizmy miejskie. I to właśnie pod wieloma względami wpływało na charakter ich odbioru i przestrzennego obrazowania.

Konstruując, słowo zarazem sankcjonowało. Właśnie owo ubieranie w słowo ugruntowywało i uprawomocniało nowe budownictwo w świadomości społecznej. Miasto albo budynek, opisane w artykułach, esejach lub opiewane w wierszach, jakby otrzymywało ostateczne symboliczne prawo do istnienia. Nic dziwnego, jeśli w specjalnym numerze jubileuszowym gazety „Za Uralskij bluming” z roku 1933 , poświęconym uruchomieniu Uralskiego Zakładu Ciężkiego Przemysłu Maszynowego ciężkiego w Swierdłowsku, cała kolumna sprowadzała się do entuzjastycznych opisów nowego modelowego socjalistycznego miasta. W tamtym czasie socjalistyczne miasto Uralmasz na dobrą sprawę jeszcze nie miało jasnego zarysu, wyrazistego oblicza i sprawnej infrastruktury, za to już miało swoją historię, swoje kroniki, swoich poetów i nawet pierwsze dzieła literackie11. Miasto jeszcze nie zostało zbudowane, ale już wyrażało się w słowie, i to czyniło je pełnoprawnym składnikiem nowej urbanistycznej rzeczywistości.

ARCHITEKTURA NIENAZWANA

W tym kontekście najgorsze, co mogło się przytrafić architekturze awangardy, to możliwość utraty słowa i – co za tym idzie – reprezentacji, w rzeczywistości byłby to jej symboliczny zanik. Poczynając od 1932 roku, radziecka architektura konstruktywistyczna razem z całą sztuką awangardy pada ofiarą ogłuszającego ognia krytyki. Radzieccy architekci awangardy są oskarżani o formalizm, hołdowanie zasadom mieszczańskiej umowności i oderwania od rzeczywistości socjalizmu. Konstruktywistyczne budowle są rozbierane jedna za drugą, czasopisma awangardy ustępują przed tubą „socjalistycznego realizmu”, miejsce twórczych stowarzyszeń architektów zajmuje jedyna zcentralizowana struktura związku architektów. Architektoniczna awangarda jest w niełasce. Ale nawet w warunkach totalnej obstrukcji zachowuje określone symboliczne rysy i – co najważniejsze – prawo do bycia nazywaną. Teraz architektura ta jest „pudełkowata”, „szara” i „brzydka”, niemniej nadal obecna w debacie publicznej jako figura negacji. Na przeszło dekadę budynki awangardy stają się głęboko pogardzanym zjawiskiem, ostentacyjnym wzorem tego, jak budować się nie powinno, co więcej, na jej negacji w dużym stopniu utwierdza się nowy stalinowski styl architektoniczny. W karykaturze opublikowanej na łamach satyrycznego czasopisma „Krokodyl” w 1949 roku radzieccy architekci, w ramach wyimaginowanej rozmowy, odwołując się do jednego z symboli radzieckiej awangardy architektonicznej, uspokajają klasyka rosyjskiego budownictwa XVIII wieku Wasilija Bażenowa: „Wasiliju Iwanowiczu, proszę się nie martwić! Takich budynków jak klub im. Rusakowa w Moskwie nie będzie. Widzi Pan, przestawiliśmy się i teraz budujemy dobre budynki”12. Architektura awangardy jest odrzucona, jej zasady zanegowane, jednak nadal dyskutuje się i mówi o niej, choćby źle.

Następna dekada będzie dla architektury awangardy jeszcze bardziej nie do pozazdroszczenia – wraz z kolejną zmianą polityki urbanistycznej pod koniec lat 50. oraz na skutek walki „z architektonicznymi zbytkami” stopniowo zaczyna ona odchodzić w cień i przestaje być przedmiotem jakichkolwiek debat. Kontynuowanie poprzedniej, zaognionej krytyki awangardy wydawało się mało skuteczne, a wręcz niedorzeczne wobec kolejnej fali masowego budownictwa mieszkalnego epoki Chruszczowa: nad nowymi osiedlami, masowo wznoszonymi w całym kraju, unosił się duch funkcjonalizmu. O rehabilitacji architektury awangardy nawet nie mogło być mowy: nadal uosabiała „formalistyczne zwyrodnienia”13. W tej sytuacji najłatwiej było po prostu nie mówić o architekturze awangardy, wyrzucić ją poza nawias i uczynić jak najmniej zauważalną. Na kilka dekad awangarda architektoniczna popadnie w zapomnienie. Temat awangardowych budynków jest co najwyżej domeną wąskiego grona specjalistów. Poza tym architektura ta jest albo nie nazywana, albo opisywana językiem chłodnym i neutralnym. Na stronach przewodników po jednym  najważniejszych miast ZSRR, Swierdłowsku, dla którego konstruktywizm stał się stylem systemotwórczym, w latach 60.–70. zdjęcia awangardowych budowli nadal pozostają na centralnym miejscu. Jednak teraz albo nie towarzyszą im żadne wyjaśnienia, albo budynki te są oceniane jako „swoiste”, „ciekawe”, „niezwykłe”, albo są odnoszone do „pełnego kontrastów okresu burzliwego rozwoju miasta”14. Żadnej „architektury przyszłości”, żadnego społecznego eksperymentu, żadnej „nowej estetyki”. Po prostu jeden z komponentów „nowego radzieckiego miasta”, zupełnie harmonijnie w nie wpisany i niewyróżniający się na tle całości. ARCHITEKTURA AWANGARDY W POSZUKIWANIU NOWYCH JĘZYKÓW OPISU Żeby znowu zaczęto mówić o architekturze radzieckiej awangardy poza kręgiem katedr historii architektury i politechnik, musiało się coś zmienić w jej odbiorze. Coś, co pozwoliło oderwać ją od zwykłego kontekstu i zobaczyć Okładka pisma „Stroitielstwo Moskwy” [Budowa Moskwy] 1929 autoportret 4 [59] 2017 | 49 z nowego punktu widzenia. I znowuż trudno sobie wyobrazić mniej sprzyjający okres niż pierwsza dekada po rozpadzie Związku Radzieckiego. W warunkach symbolicznego odrzucenia radzieckiej przeszłości architektura awangardy okazywała się jednym z jej wizualnych wcieleń. W ogólnym wyobrażeniu szare, jednolite, niejednokrotnie zniszczone budynki uosabiały radziecką codzienność i niczym nie różniły się od innych budowli epoki radzieckiej. Budynki awangardy nie tylko straciły jakiekolwiek mechanizmy reprezentacji, one były niewidzialne, zlały się ze swoim radzieckim otoczeniem.

Architektura awangardy na powrót stała się rozpoznawalna dopiero wówczas, gdy zaczęto się o niej wypowiadać w kategoriach, które zrazu wydały się całkowicie niedorzeczne. W odniesieniu do radzieckiej awangardy architektonicznej coraz częściej używano określenia „światowe dziedzictwo”. Nagle odkryto, że rozproszone po całym kraju mało zauważalne i niewyraziste budynki mogą być „zabytkami”, „wzorami unikatowego stylu” i przy tym pretendować do statusu prawdziwych „muzeów na wolnym powietrzu”. Dyskurs dziedzictwa zwracał uwagę, by zauważać w tych budynkach wartość estetyczną i historyczną, co więcej, wprowadzał je w kontekst kultury światowej i globalnych prądów artystycznych. To, co lokalne i skromne, nieoczekiwanie nabrało charakteru czegoś światowego i mającego znaczenie dla wszystkich, miało też wartość emocjonalną. „Na naszym Uralmaszu architekt z Bauhausu?”, „Żeby absolwent osławionej szkoły pracował na Uralmaszu!…”15– taką reakcję na odkryte w archiwach świadectwa działalności w socjalistycznym mieście uralskiej fabryki ciężkiego przemysłu maszynowego przy Jekaterynburgu jednego z absolwentów znamienitego Bauhausu Béli Schefflera można uznać za typową i reprezentatywną. Sławna szkoła o międzynarodowej renomie z jednej strony i szara, postradziecka rzeczywistość trudnej dzielnicy z drugiej – właśnie w zderzeniu tych dwóch rzeczywistości wykształcił się nowy język opisu architektonicznej awangardy. Dyskurs dziedzictwa wybił architekturę awangardy ze zwykłych ram radzieckiej rzeczywistości i sprawił, że zaczęto na nią patrzeć pod zupełnie nowym kątem oraz mówić o niej w zupełnie nowym języku.

Rzecz jasna, samo pojęcie dziedzictwa w odniesieniu do awangardy zakłada pewną sprzeczność – architektura powołana do tworzenia, zmiany i obalania zwykłych kanonów została wprowadzona w symboliczny obszar „zabytku” i „przestrzeni muzealnej”. Jednak podstawową zasługą dyskursu „dziedzictwa” było to, że pozwolił on odkryć architekturę radzieckiej awangardy dla szerokiej publiczności, uczynił ją przedmiotem dyskusji. Właśnie dzięki niemu znowu zaczęto o niej mówić.

Wkrótce okazało się, że liczne konstruktywistyczne kompleksy i awangardowe budowle mogą być nie tylko modelami szczególnej estetyki i stylu architektonicznego, lecz także potrafią wiele opowiedzieć o minionej epoce. Odkryto na przykład, że szczególna atmosfera tych kompleksów, nieraz nie tyle podupadających, co będących po prostu w ruinie, może być nie mniej wartościowa niż ich architektoniczne cechy. Do dzielnic radzieckiej zabudowy wyprawiały się tłumy artystów, fotografów, badaczy, aktywistów i po prostu zaciekawionych osób. O architekturze awangardy zaczęto mówić za pomocą nowych obrazów i symboliki: „miasto utopii”, „artefakt epoki”, „przestrzeń nadziei”; w zakątkach postradzieckiej przestrzeni zaczęły się pojawiać projekty architektoniczne, artystyczne, badawcze i oświatowe, zaskakująco spójne treściowo i podobne stylistycznie: „Socmiasto – miasto marzeń” w Nowokuźniecku, „Stracone miasto przyszłości” w Zaporożu, „Utopia przeszłości – miasto przyszłości” w Niżnym Nowogrodzie. W próbie odnalezienia w budownictwie okresu międzywojennego śladów minionej epoki i szczególnego poczucia czasu stopniowo wykształcił się nowy język architektury awangardy oraz jej szczególna „utopijna” poetyka „przyszłości, która się nie wydarzyła”.

Właśnie tak architektura awangardy otworzyła się przed szeroką publicznością i stało się to znowu za pośrednictwem słowa. W okresie postradzieckim budynki awangardy właściwie nie były poddawane żadnym istotniejszym zabiegom konserwatorskim, przypadki ich udanej rewitalizacji można policzyć na palcach, a opracowanie projektów z reguły pozostaje w sferze planów. Architektura radzieckiej awangardy w ostatnich dwudziestu latach przeszła jednak ogromną symboliczną przemianę. Stała się nowym fenomenem, który wzbudza coraz większe zainteresowanie. Najlepiej potwierdza to mnogość poświęconych jej inicjatyw, projektów oraz liczba zaangażowanych w nie ludzi. Biennale, wystawy artystyczne, festiwale architektoniczne i miejskie, duże projekty wydawnicze, inicjatywy społeczne trudno by było znaleźć choćby jeden duży projekt poświęcony rozwojowi wielkich miast przemysłowych na postradzieckim obszarze, który obchodziłby się bez odwołania do dziedzictwa awangardy. To, co my dzisiaj nazywa – my „radziecką awangardą architektoniczną”, sensy, które w to pojęcie wkładamy, są określane i odtwarzane w rezultacie owej mnogości debat, rozmów, dyskusji, to jest języka. Architektura awangardy nadal istnieje dzięki słowu i nadal okazuje się skrajnie od niego zależna.

Jakkolwiek efemeryczne by nie było owo retoryczne przesłanie awangardy, podstawo – we pytanie pozostaje jednak zawsze głęboko pragmatyczne: co i do jakiego stopnia słowo jest w stanie zmienić? Gdzie i w jakim stopniu słowo powinno umożliwić działalność? W czasie rozkwitu budowniczego awangardy architektonicznej między wojnami słowo było nieodłącznym towarzyszem budowniczego procesu, ono budowało, utwierdzało i sankcjonowało. Dzisiaj funkcją słowa jest ochrona i próba ożywienia. W szalonym rytmie zmian współczesnego miejskiego, społecznego i architektonicznego środowiska, w bezustannym nawarstwianiu sensów, ideologii, koncepcji, planów i projektów tylko to ma jakąkolwiek szansę przetrwać, co potrafi twardo zaznaczyć swoje symboliczne granice w zmieniającym się środowisku. Architektura awangardy będzie więc potrzebowała symbolicznego wsparcia, nowych pomysłów i sposobów odczytania. Pozostaje tylko pytanie: jak i z jakim powodzeniem uda się je przetworzyć na realne projekty i zmiany. Boom inicjatyw kulturalnych w przestrzeniach przemysłowych, który w ciągu ostatnich dekad nastąpił w wielu krajach i regionach, udowodnił, że doświadczenie to może być nader udane. Przy tym ewidentnie dla poradzieckich państw – Rosji, Ukrainy i Białorusi – wszystkie te projekty w dużym stopniu pozostają na etapie zgłoszenia intencji, czyli znowuż pozostają słowami. Pomimo wszelkich trudności i sprzeczności w ciągu ostatnich dwudziestu lat architektura radzieckiej awangardy potrafiła jednak zaznaczyć swoje miejsce w symbolicznej geografii nowej poradzieckiej przestrzeni miejskiej. Teraz ważne jest, żeby to pomogło także zachować zarys jej realnej zabudowy.

Tłumacząc zasadę swoich lekcji architektonicznych, Le Corbusier podkreślał, że jest ona bardzo prosta: tworzyć zarys i mówić równocześnie. „Kiedy rysujesz na podstawie słów, słowa demonstrują swoją praktyczną pożyteczność, w efekcie tworzysz coś absolutnie nowego”17. Słowa towarzyszą działaniu i dzięki temu pomagają tworzyć nową rzeczywistość. Otóż w odniesieniu do architektury awangardy zasada ta ani trochę nie straciła na aktualności.

 Tłumaczenie z rosyjskiego: Emiliano Ranocchi