W powojennej Polsce zbudowano ponad trzy tysiące kościołów. To architektura, której wartość społeczna zdecydowanie przewyższa jej aspekt estetyczny. Wzniesione po 1945 roku świątynie stanowią aż jedną trzecią wszystkich kościołów tworzących nieodłączny element polskiego pejzażu. Tysiące betonowych, zwieńczonych krzyżami wież kościelnych dominują nad miastami i wsiami, wystają ponad bloki, kamienice i podmiejskie domy. Występują we wszelkich możliwych kształtach, rozmiarach i kolorach. Powojenne kościoły to również oryginalny, polski wkład w architekturę XX wieku – nigdzie w Europie (i prawdopodobnie nigdzie na świecie) nie powstało tak wiele świątyń katolickich, a ich architektura nie była tak różnorodna. Czy można sklasyfikować je stylistycznie? Zanim odpowiemy na to pytanie, trzeba zrozumieć okoliczności historyczne, w jakich kościoły te zostały wzniesione. Reforma Soboru Watykańskiego II (1962–1965) odnowiła liturgię i wprowadziła bardziej liberalne zasady kształtowania świątyń1. Sytuacja polityczna w Polsce – większość kościołów wzniesiono w okresie wrogiego wobec religii PRL – wpłynęła zaś na ludowy, antysystemowy charakter ich powstawania. Oba uwarunkowania miały niebagatelny wpływ na styl powstałych obiektów. Tę specyficznie polską ludową architekturę sakralną nazwaliśmy Architekturą VII Dnia, w opozycji do PRL‑owskiego modernizmu, skupionego na rozwiązywaniu problemów ludzi pracy (sześciu roboczych dni tygodnia).

REFORMA SOBOROWA

Dokładnie 50 lat temu – w grudniu 1965 roku – swoje trzyletnie obrady zakończył Sobór Watykański II. Sobór postawił sobie dwa cele – po pierwsze, wzmocnić więzi wspólnoty; po drugie, zachęcić wiernych do świadomego i czynnego udziału w obrzędach. Reforma liturgii będąca rezultatem tych celów wpłynęła na architekturę. Większość zaleceń dotyczących jej kształtowania znajdziemy w dwóch dokumentach: Konstytucji o liturgii świętej1 i Instrukcji o należytym wykonywaniu Konstytucji o liturgii świętej Inter Oecumenici2.

Dokumenty te pozostawiają dużą swobodę kształtowania architektury samym architektom. Konstytucja… skupiła się głównie na funkcjonalności wnętrza. Zalecano skierowanie uwagi zgromadzonych na ołtarz – to on miał podporządkować sobie przestrzeń. Dużą zmianą było prowadzenie celebry przez kapłana twarzą do wiernych – z tego względu ołtarz główny nie mógł być zintegrowany ze ścianą, powinien być łatwy do obejścia. Jeżeli w danym kościele znajdowały się inne ołtarze, zalecano umieszczenie ich w kaplicach tak, by nie odwracały uwagi uczestników nabożeństw. Celebrans i asysta powinni mieć możliwość ogarnięcia wzrokiem całego zgromadzenia. Strefa liturgii eucharystycznej, podobnie jak strefa liturgii słowa, powinna być zewsząd dobrze widoczna. W tym celu proponowano wywyższenie ołtarza bądź układ amfiteatralny. Ławy lub krzesła dla wiernych powinny swoim układem potęgować wrażenie jedności wnętrza. Architekt mógł wybrać uporządkowanie liniowe lub centralne. Trzeba jedynie pamiętać, że miejsca powinny być równorzędne, gdyż „w liturgii nie należy okazywać żadnych szczególnych względów osobom lub stanowiskom prywatnym ani w ceremoniach, ani w zewnętrznej okazałości”.

Program uległ rozszerzeniu z kościoła i plebanii do „zespołu parafialnego”. Obok świątyń powstały sale przeznaczone na działalność charytatywną, kulturalną, katechizacyjną, dostosowane do rozmiaru i charakteru parafii. Miało to na celu wzmocnienie poczucia obecności Kościoła w życiu wiernych.

Sobór nie wprowadził żadnych ograniczeń co do bryły, ustalono jedynie pojęcie „zapraszającego” wejścia. Nie został stworzony również żaden plan idealny – możliwości zastosowania programu jest wiele, w zależności od potrzeb konkretnej wspólnoty. Dokumenty soborowe postulowały również „szlachetną prostotę”, zarówno w obrzędach, jak i w dekoracjach. Elementy wnętrza o mniejszym znaczeniu dla samej mszy powinny zostać ukryte; należało się pozbyć nadmiernej liczby ornamentów – dziedzictwa kontrreformacji.

Ogólne zalecenia, skupiające się na uproszczeniu liturgii, i swoboda twórcza, jaką dawano architektom, doprowadziły do erupcji brył i kształtów. Nowy sposób kształtowania wnętrza (wynikający z nowych zasad liturgicznych) zachęcał do eksperymentów z planami świątyń. Wpływ na artystyczną odwagę architektów miała też na pewno epoka dojrzałego modernizmu – lata 60. Kilka lat po Soborze kilku znakomitych naukowców (Jan Zachwatowicz, Andrzej K. Olszewski, Konrad Kucza‑Kuczyński, Maria Ewa Rosier‑Siedlecka)3 przedstawiło swoje propozycje opisu i klasyfikacji architektury, będącej jego wynikiem. Świątyń, które zostały wybudowane w Polsce, nie da się jednak trafnie sklasyfikować tylko z punktu widzenia architektury. Wpływ na nią miał bowiem drugi, równie ważny jak reforma soborowa czynnik – wyjątkowa sytuacja polityczna.

HISTORIA W LICZBACH

Historię Architektury VII Dnia najlepiej opowiada statystyka4. Od roku 1945 w Polsce wzniesiono 3593 kościoły. Wielka budowa rozłożyła się nierównomiernie w czasie i w przestrzeni. Geograficznie przewaga należy do południowo‑wschodniej Polski. Dla przykładu, w metropolii krakowskiej powstało 559 kościołów, wobec zaledwie 257 w metropolii szczecińsko‑kamieńskiej. Metropolia przemyska to 405 kościołów, wrocławska zaś – tylko 133. Jak można się domyślić, na południowym wschodzie królują niewielkie kościoły wiejskie, na zachodzie – duże obiekty miejskie. Rozłożenie kościołów w przestrzeni Polski niespecjalnie zaskakuje, pokrywa się ze stereotypowymi wyobrażeniami o bogobojnym wschodzie, o granicach zaborów itd.

Trochę mniej oczywista jest chronologia. Okazuje się, że intensywność budowy kościołów jest dość dokładnym barometrem wydarzeń politycznych. We wczesnych latach powojennych dochodziło do budowy co najwyżej kilkudziesięciu kościołów rocznie; to niewiele jak na duży europejski kraj. W czasach odwilży 1956–1960 wartości te przekraczają 150 kościołów rocznie, aby znów spaść wraz z umocnieniem się władzy Władysława Gomułki. Dalszy spadek wyznacza podjęcie przez władze PRL rywalizacji z kościołem o rząd dusz Polaków, czego przejawem było ukonstytuowanie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego – przeciwwagi do ogłoszonych przez kardynała Stefana Wyszyńskiego obchodów milenium chrztu Polski.

Stagnacja w budowie kościołów pokrywa się z obradami Soboru Watykańskiego. Od 1966 roku (roku milenium i tysiąclecia państwa) liczba budowanych kościołów będzie regularnie rosnąć (zwłaszcza w następującej po okresie rządów Gomułki dekadzie przywództwa Edwarda Gierka), aby pod koniec lat 70. osiągnąć liczbę około 200 rocznie. W tym miejscu warto zauważyć, że w latach 1945–1975 te wahania dotyczą jedynie kościołów w parafiach wiejskich – w parafiach miejskich liczba trwających budów w tym okresie utrzymuje się na niskim poziomie, wynoszącym około 30 nowych świątyń na rok.

Boom budownictwa sakralnego rozpoczyna się tuż przed powstaniem „Solidarności”, a w 1980 roku się nasila. Lata 80. i 90. to okres najbardziej intensywnego wznoszenia kościołów. Wtedy też powstaje większość dużych świątyń (powyżej 1500 m2 powierzchni). Statystyki dotyczące budowania kościołów w parafiach wiejskich (które są mniejsze i szybsze w realizacji) pokazują, że nasilenie tego procesu nastąpiło w latach 80.; lata 90. to najczęściej kończenie inwestycji rozpoczętych w poprzedniej dekadzie. Z tych danych płyną dwa wnioski: po pierwsze, znakomita większość Architektury VII Dnia to kościoły posoborowe; po drugie, większość tych kościołów to architektura „Solidarności”.

Ma to olbrzymie znaczenie dla stylistyki tych budowli – okazuje się bowiem, że akt wznoszenia kościoła nie był jedynie sposobem zaspokojenia duchowej potrzeby, był również aktem politycznego sprzeciwu. Potwierdzają to rozmowy zarówno z budowniczymi świątyń, jak i z przedstawicielami ówczesnych władz. Ci pierwsi zdobycie pozwolenia na budowę utożsamiają zazwyczaj z sukcesem w walce z komunistami; ci drudzy przyznają, że przymykanie oczu na budowę kościołów było sposobem skanalizowania energii buntu przeciw państwu.

ARCHITEKTURA PROTESTU

Fakt budowania kościołów na fali entuzjazmu nie pozostał bez wpływu na ich wygląd, proces realizacji świątyń był bowiem zupełnie inny niż w „normalnych” warunkach. Setki tysięcy zaangażowanych parafian pomagało w budowie – projektowali, kładli cegły, „załatwiali” materiały. Instytucje państwa albo przeszkadzały w budowie, albo – w najlepszym wypadku – nie zapewniały żadnej pomocy. Pozwolenia na budowę były wydawane ślamazarnie, nie udostępniano maszyn, mnożono trudności z pozyskaniem materiałów budowlanych. Budowniczym stwarzano problemy, które ci ostatni próbowali ad hoc rozwiązywać.

Odbywało się to w sposób spontaniczny i nieskoordynowany centralnie – przebieg każdej z tysięcy budów wyglądał trochę inaczej. Sposób organizacji tego procesu miał zaś bezpośrednie przełożenie na jakość powstałej architektury. Dlatego jakąkolwiek kategoryzację stylistyczną Architektury VII Dnia należy koniecznie uzupełnić o informacje, w jakim trybie dany kościół budowano – bez tego niemożliwe jest zrozumienie tej architektury.

Za prototyp Architektury VII Dnia uznajemy kościół Arka Pana w Nowej Hucie zaprojektowany przez Wojciecha Pietrzyka. Projekt kościoła dla idealnego stalinowskiego miasta  został wyłoniony w konkursie dopiero za drugim razem – pierwszy, autorstwa architekta Zbigniewa Solawy z 1957 roku, utonął wraz z końcem odwilży. Ostatecznie nowohucka świątynia została zrealizowana w latach 1967–1977 według projektu Wojciecha Pietrzyka. Kościół utrzymany w stylu modernistycznym i respektujący soborowe wytyczne przeszedł do historii polskiej architektury XX wieku. Jednak to nie nawiązania do kaplicy w Ronchamp Le Corbusiera są w jego przypadku najważniejsze, ale pospolite ruszenie wiernych, które umożliwiło jego wzniesienie. Unaocznia to fasada, złożona z tysięcy kamieni, otoczaków zgromadzonych przez wiernych, a także wieńcząca krzyż korona, powstała dzięki przekazanym przez parafian klejnotom. Architektura Arki Pana – choć charakteryzuje się prostotą i eleganckimi proporcjami modernizmu – wykracza poza tę kategorię stylistyczną. Mieniąca się kamieniami z Dunajca i znad morza fasada dodaje kościołowi projektu Pietrzyka charakteru, którego nie odnajdziemy we francuskim pierwowzorze. Fasada Arki odzwierciedla również dramatyczną historię powstania świątyni, która tworzy niematerialny komponent architektury, równie ważny jak ściany budynku. Arka Pana to najbardziej znany przykład realizacji sakralnej z okresu PRL, a jednocześnie wierzchołek góry lodowej tego typu budownictwa. To, co na przełomie lat 60. i 70. było sytuacją wyjątkową, w czasach posolidarnościowego boomu budowlanego stało się zasadą. Proces budowy kościołów był kształtowany oddolnie, a od struktury wznoszącej go wspólnoty zależała zrealizowana ostatecznie forma architektoniczna.

Projekt Kościoła NMP Królowej Pokoju na wrocławskich Popowicach został wyłoniony na podstawie oddolnie zorganizowanego konkursu w 1982 roku. Do realizacji wybrano awangardowy, jak na tamte czasy, projekt trzech trzydziestoletnich architektów: Wojciecha Jarząbka, Wacława Hryniewicza i Jana Matkowskiego. Jak wspomina Wojciech Jarząbek, do budowy kościoła zatrudniono emerytowanych murarzy, pamiętających przedwojenne rzemiosło. I znów – fasada kościoła, z fenomenalną ceglaną rozetą i pięknym detalem – opowiada historię wyjątkowego procesu budowy, gdzie wizję młodych architektów uzupełniło doświadczenie starych mistrzów murarskich. Przyciężkawe mury wrocławskiej świątyni opowiadają również inną historię – braku maszyn budowlanych i konieczności wznoszenia murów metodami „średniowiecznymi”.

Kościół św. Maksymiliana Kolbego w Ciścu to z kolei przykład realizacji rekordowej pod względem tempa budowy. Mimo braku oficjalnego pozwolenia, ówczesny proboszcz parafii, Władysław Nowobilski, postanowił ruszyć z budową. Wiosną roku 1972 kościół zaczęto budować – oficjalnie jako dom. Pod koniec czerwca urzędnicy nakazali wstrzymać prace ze względu na odstępstwa od zatwierdzonych planów. Wtedy proboszcz Nowobilski na rekolekcjach poznał księdza Mariana Przewrockiego, który wsławił się budową kaplicy w ciągu zaledwie doby (na wcześniej przygotowanych fundamentach). Proboszcz postanowił zrobić to samo. Jesienią tego samego roku przystąpiono do budowy. W ukryciu zgromadzono materiały budowlane i przygotowano elementy więźby. W ostatniej chwili wezwano mieszkańców wsi na mszę świętą na fundamentach przyszłego kościoła i zaraz po niej zabrano się do pracy. Miejscowe władze próbowały nakłonić mieszkańców do przerwania budowy – bezskutecznie. Nawet po wyłączeniu we wsi prądu, budowa trwała nadal, podświetlona reflektorami samochodów, pochodniami i płonącymi oponami. Więźba została ułożona zaledwie dobę po rozpoczęciu prac.

W przypadku kościoła NMP Królowej Polski w Świdnicy powstały dwa projekty architektów o tym samym nazwisku. Roman i Marian Tunikowscy – ojciec i syn przedłożyli dwa konkurujące projekty parafianom, nie mówiąc, który z nich kryje się za którym projektem. Parafianie wybrali awangardowy projekt Tunikowskiego młodszego, który dopiero co ukończył studia. To nie koniec perypetii – podczas budowy okazało się, że aby lepiej wyeksponować kościół, trzeba zmienić projekt przylegającego doń Osiedla Młodych – autorstwa Tunikowskiego starszego. Zadecydowano, aby przerwać budowę jednego z bloków mieszkalnych (gotowe były już fundamenty) i w jego miejscu przeprowadzić oś wizualną na świątynię. Kościół budowano jeszcze prawie dwie dekady – do 2001 roku.

Przykładem zaskakującego wykorzystania twórczych talentów jest kościół NMP Królowej Polski w Głogowie. Jednym z jego autorów jest Jerzy Gurawski, wieloletni współpracownik Jerzego Grotowskiego z czasów eksperymentalnego teatru „Laboratorium”. Forma kościoła, pełna nawiązań do architektury wschodnich terenów II Rzeczypospolitej, utraconych po II wojnie światowej, tworzy architektoniczną scenografię dla nostalgii parafian – tęskniących za Kresami głogowskich górników. Także dramatyczne wnętrza niosą w sobie, typowy dla scenografii teatralnej, ładunek emocjonalny.

Wielka budowa kościołów to kopalnia wiedzy na temat różnych sposobów oddolnego realizowania parafialnych inwestycji. Różnią się one sposobem wyłaniania projektanta: wspomniane kościoły powstały w wyniku konkursu, ale na przykład kościół św. Maksymiliana Marii Kolbego w Godowie zaprojektował po prostu sam proboszcz. Różne było zaangażowanie parafian – realizacja kościoła Niepokalanego Serca NMP w Milczy, ze względu na ich uczestnictwo w budowie, przebiegała w różnym tempie. Niezwykle są historie „załatwiania” materiałów – słyszeliśmy (niepotwierdzone) legendy o wykorzystaniu elementów z budowy żarnowieckiej elektrowni atomowej (kościół św. Izydora w Lubkowie) czy elementów hangaru z opuszczonej radzieckiej bazy (kościół św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze). Wiele było również adaptacji już istniejących budynków na obiekty sakralne. Poczynając od najbardziej standardowych lokalizacji, jak przedszkola czy świetlice, do tak niezwykłych przestrzeni jak wieża ciśnień (kościół Matki Bożej Jasnogórskiej w Szczecinie) czy radzieckie kino (kościół Świętej Rodziny w Wiechlicach). Znane są opowieści o kościołach budowanych nocą, powstałych na fundamentach budynków gospodarczych czy „prefabrykowanych” – złożonych naprędce z przygotowanych wcześniej elementów. Bez zbadania i zrozumienia tych oddzielnych historii opisanie stylistyki tych kościołów jest zupełnie niemożliwe, dlatego kolejnym etapem naszego projektu badającego fenomen powojennej architektury sakralnej w Polsce będzie zebranie jak największej liczby wspomnień z budów. Narzędziem do zbierania tych informacji jest strona internetowa: architektura7dnia.pl.

NOWY PARADYGMAT

Architektura VII Dnia to zbiór budynków, których styl nadany przez architekta jest równie ważny jak okoliczności budowy. To obiekty, gdzie wartości materialna i niematerialna się przeplatają, a aspekt niematerialny – niewidoczny i abstrakcyjny – niekiedy ma o wiele większe znaczenie. Architekturę VII Dnia można również odczytywać w kontekście globalnym. Przy coraz większej akceptacji dla architektury budowanej oddolnie, przypadkowej, tymczasowej – takiej jak favele czy architektura lowtech – powinniśmy odrzucić czysto estetyczny (a więc skupiony na powierzchownie rozumianym pięknie) odbiór architektury na rzecz pogłębienia badań nad jej niematerialnym wymiarem.

WSPÓŁPRACA: KAROLINA POPERA, KAMILA MILEWSKA, TOMASZ ŚWIETLIK