Wielu badaczy zadaje sobie dziś pytanie, kiedy pojawił się ów specyficzny sposób społecznego zorganizowania przestrzeni, który nazywa się miastem przemysłowym. Niektórzy historycy urbanistyki stosują to określenie w odniesieniu do założeń antycznych, jednak pogląd taki nie jest do końca uzasadniony. W pełni ukształtowane miasta przemysłowe stanowią specyficzną symbiozę człowieka i maszyny, związaną z podziałem procesu pracy rzemieślniczej na drobne etapy, angażujące całe rzesze robotników wykonujących proste i monotonne czynności. W takich systemach produkcji człowiek zostaje pozbawiony kreatywności, staje się trybikiem w machinie obliczonej na gromadzenie kapitału prywatnego przedsiębiorcy.

Początek procesu umaszynowienia produkcji jest zazwyczaj określany dość precyzyjnie: sytuuje się go w Wielkiej Brytanii jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku i wiąże z rozwojem przemysłu bawełnianego. Jest przy tym znamienne, że zmianie sposobu produkcji towarów i powstaniu symbiozy maszyna–robotnik towarzyszy także pojawienie się szczególnego tworu urbanistycznego, jakim jest miasto o zunifikowanym zakresie produkcji, kształtujące patrymonialne relacje między zakładem pracy i robotnikiem. Specyfikę tego związku można śledzić już od chwili powstania nowoczesnych miast przemysłowych.

Dzisiaj proces ten jest już zamknięty, a większość działających w Europie ośrodków industrialnych wkroczyła w fazę stagnacji. Co pozostało po trwającej niemal dwieście lat industrializacji?

Utrzymującą się obecnie złą sytuację miast przemysłowych cywilizacji zachodniej uznaje się za wynik przeniesienia procesów industrializacji do słabiej rozwiniętych obszarów Azji, Afryki i Ameryki Południowej. Urbaniści próbujący analizować specyfikę planowania przestrzennego takich miast wskazują jednak także na negatywne konsekwencje ścisłego wiązania prosperity miasta z jednym rodzajem wytwórczości. Jako remedium na współczesny kryzys miast proponuje się dywersyfikację branż, przywołując między innymi przykład Manchesteru, gdzie dzięki postawieniu na rozwój wiedzy specjalistycznej i edukacji technicznej udało się przezwyciężyć najbardziej dotkliwe symptomy depresji.

Szczególny wkład w definiowanie problemów urbanistycznych miast przemysłowych wnieśli teoretycy postmodernistyczni działający w Stanach Zjednoczonych; znaczące miejsce zajmuje wśród nich Christopher Alexander. Być może na trafność tez tego autora miały wpływ prace amerykańskich dziennikarzy i ekonomistów, którzy dość wcześnie rozpoznali błędy urbanistyczno-ekonomiczne tworów industrialnych określanych w Stanach Zjednoczonych mianem company towns. Amerykańscy deweloperzy wskazują Europejczykom drogę wyjścia z kryzysu, stawiając na branding – czyli takie ukształtowanie produkcji przemysłowej, by była ona elementem tożsamości miejsca i, jako rzecz unikatowa (site specific), skutecznie broniła się przed przeszczepieniem na inny, nowy grunt. Na obecnym etapie trudno jest wszakże ocenić, czy tego rodzaju strategia przynosi oczekiwane rezultaty.

NARODZINY MIASTA PRZEMYSŁOWEGO

Kiedy Miriam Beard opisywała antyczną Aleksandrię, czytający ów opis mogli odnieść wrażenie, że już w II wieku n.e. istniały miasta, do których dało się zastosować określenie „metropolia przemysłowa”1. W wyobrażeniu Beard Aleksandria była miejscem, w którym krzyżowały się szlaki lądowe i morskie, zbiorowiskiem wielu ras, rezultatem zetknięcia się różnych kultur, ośrodkiem wysoko rozwiniętej inżynierii i zaawansowanych technologii, dysponującym instytucjami kształcenia i nauki gwarantującymi przekazywanie nagromadzonej wiedzy kolejnym pokoleniom jej mieszkańców2. Tego rodzaju charakterystyka przystawałaby do niejednego współczesnego miasta.

Theodor Mommsen starożytnych handlowców i rzemieślników określał „biznesmenami” czy też „kapitalistami”3. W epoce rzymskiego cesarstwa nie mamy do czynienia z przedsiębiorcami przemysłowymi i klasową strukturą rozwarstwienia społecznego, które byłyby porównywalne z relacjami obserwowanymi we współczesnym świecie. Antyczne miasta wykazywały wprawdzie pewne cechy nowoczesnego życia i, podobnie jak dzisiejsze, oparte były na wymianie towarowej oraz usługach świadczonych na zasadach komercyjnych4; próbując zdefiniować nowoczesne miasto przemysłowe, Noel Iverson podkreśla jednak, że mimo swego komercyjnego charakteru i kosmopolitycznej kultury, „pogoni za zyskiem” oraz dążenia do zaspokajania przyjemności, Aleksandria pozostała miastem antycznym zamieszkanym przez poręczycieli, klientów i rzemieślników. Miasto takie opierało swoje istnienie na pracy niewolników, było rządzone patrymonialnie i zazwyczaj posiadało własną armię. Było też nastawione raczej na konsumpcję niż produkcję, funkcjonując w sposób pasożytniczy w stosunku do obszarów wiejskich – jako ekonomicznie i politycznie niesamodzielna „wyspa na morzu agrarnym”. Nie istniało też zjawisko nadmiernej migracji ludzi ze wsi do miast, typowe dla procesów urbanizacyjnych stymulowanych industrializacją.

Industrializacja i rewolucja burżuazyjna zmieniły sposób funkcjonowania metropolii. W mieście przemysłowym obowiązują zasady porządku biurokratycznego oraz idea masowej produkcji towarów powiązana z nowoczesnym marketingiem, a zhierarchizowana struktura społeczna obejmuje warstwę bogatych przedsiębiorców wpływających na ośrodki decyzyjne funkcjonujące w ograniczonym zakresie jako instytucje demokratyczne oraz warstwę najemnych pracowników eksploatowanych w stopniu odpowiadającym ich wykształceniu i przydatności zawodowej na rynku pracy zorganizowanym na zasadach wolnej konkurencji. Miasta stały się jednostkami podporządkowanymi prawu, polityce i obronności nadrzędnego w stosunku do nich państwa, tracąc swą niegdysiejszą odrębność i samodzielność. W strukturze planistycznej, pozbawione okalających je obwarowań, są tworami amorficznymi, rozciągniętymi przestrzennie w wielu kierunkach, z przedmieściami często nieróżniącymi się od bezpośrednio z nimi sąsiadujących wsi. Jako skupiska usług, handlu, rozrywki i administracji, a jednocześnie węzły zróżnicowanych systemów komunikacyjnych, miasta nie są już bytami pasożytniczymi w stosunku do rejonów agrarnych, a o ich prosperity często decyduje powiązanie z dziedzinami przemysłu uwzględniającymi konieczność dywersyfikacji branżowej. Ich istnienie warunkowane jest w dużej mierze dobrą organizacją rynków zbytu dla wytwarzanych w nich produktów oraz skutecznością w kreowaniu dodatniego bilansu dochodów, zasilających także budżet całego państwa.

SYMBIOZA CZŁOWIEKA I MASZYNY

Właściwe współczesnym aglomeracjom przemysłowym powiązanie urbanizacji, industrializacji i polityki narodowej państw wciąż stanowi jeszcze czynnik stymulujący procesy miastotwórcze, choć po etapie ich intensywnej eksploatacji Europa wkroczyła w fazę kryzysu, przeszczepiając wykształcone w toku ostatnich 200 lat struktury organizacyjne do krajów Trzeciego Świata oraz przenosząc produkcję przemysłową wraz z typowymi dla niej procesami urbanizacyjnymi do Azji, Afryki, a także Ameryki Środkowej i Południowej.

Już w latach 60. XX wieku teoretycy urbanistyki zwracali uwagę na złożoność tych procesów, praktycznie uniemożliwiającą traktowanie rozpoznanych już przypadków jako wskaźników pozwalających przewidywać rezultaty kolejnych, podobnych działań. Autor znaczącej pozycji z zakresu historii myśli urbanistycznej, Leonard Reissman5, stwierdza w sposób stanowczy, że jak do tej pory nie dysponujemy wiedzą socjologiczną na temat obserwowanej w dziejach zmienności zjawisk, z której dałoby się wyprowadzić uniwersalną teorię urbanistyki. Badacz podkreśla, że nie rozumiemy ani zasad dynamiki, które powodują przejście od jednej z form ustrojowych do innej, ani też konsekwencji tych zmian, które rozpoznajemy zazwyczaj w bardzo ograniczonym zakresie. Możliwy jest właściwie tylko opis tych procesów, które daje się dzisiaj uznać za całkowicie zamknięte.

Wśród nich należy usytuować między innymi zjawiska towarzyszące powstaniu, rozwojowi i powolnemu upadkowi miejscowości uwzględnionych w ramach stworzonej stosunkowo niedawno trasy dziedzictwa przemysłowego Europy i uznanych za ważne z punktu widzenia dziejów urbanistyki oraz powiązanych z nią dziejów procesu industrializacji. Trasę tworzy kilkadziesiąt obiektów znajdujących się w Wielkiej Brytanii, równie pokaźna liczba kopalń, elektrowni i fabryk usytuowanych na terenie Niemiec, kilka założeń sytuuje się w Holandii i w Belgii oraz pojedyncze przykłady we Francji i Luksemburgu6.

Jednym z jej najważniejszych ogniw jest zespół obiektów określanych mianem Derwent Valley Mills, który zawdzięcza swoje powstanie wynalazkowi krosna na napęd wodny stosowanego do produkcji bawełny; jest on uważany za najwcześniejsze z rozwiązań antycypujących zjawisko wytwórczości masowej. Richard Arkwright opatentował ten wynalazek w 1769 roku, zakładając kilka lat później fabrykę bawełny w Cromford7. Jego pomysł okazał się na tyle intratnym przedsięwzięciem, że w 1776 roku rozpoczęto prace nad konstrukcją kolejnego młyna wodnego. Początkowo Arkwright potrzebował wspólników wspomagających finansowo jego inwestycje. Jego partner firmowy Jedediah Strutt szybko odstąpił od spółki i wzniósł własne fabryki z młynami wodnymi w Belper i Milford8. Podobnie postąpił drugi z wspólników Arkwrighta, Thomas Evans, który wybudował własną fabrykę bawełny w Darley Abbey. Chroniony wpisem na listę światowego dziedzictwa kompleks obejmuje wymienione przędzalnie, rozciągając się na odcinku o długości dwudziestu czterech kilometrów. Na trasie zwiedzania znajdują się także osiedla robotnicze, szkoły niedzielne, kanał wodny, niegdysiejsza rezydencja Arkwrightów, a także niecka po dawnej linii kolejowej, służąca obecnie jako ścieżka rowerowa. O statusie tego kompleksu zadecydowały nie tylko walory architektoniczne poszczególnych budynków i piękno lokalnego krajobrazu, lecz także wartość historyczna miejsca, w którym zainicjowano wytwórczość masową. Działania Arkwrighta są dla wielu historyków kultury świadectwem postępu cywilizacyjnego, jakkolwiek już w czasach jemu współczesnych nie brakowało przeciwników mechanizacji produkcji, a zwalniani ze względu na konkurencję maszyn (zdecydowanie bardziej skutecznych od rękodzieła) robotnicy nierzadko reagowali gwałtownymi zamieszkami na redukcje etatów. Rozwijanie turystyki alternatywnej, popularyzującej wizytę zwiedzających w miejscach, które do niedawna traktowano jako wręcz odpychające, wydaje się korzystne dla kreowania miejsc pracy w pustoszejących miastach postindustrialnych. W przypadku Cromford nie powstał do tej pory żaden konkurencyjny pomysł, który powstrzymałby powolną degradację włókienniczej wioski.

W obrębie trasy nie znajdziemy ani jednego założenia usytuowanego na terenie Polski. Z jednej strony może to wynikać z faktu, że gremia odpowiedzialne za przygotowanie dokumentacji zabytków przemysłowych w Polsce nie podjęły odpowiednio wcześnie działań zapewniających pionierom industrializacji na ziemiach polskich stosowne upamiętnienie (nie zadbano na przykład o zachowanie materialnych reliktów po śląskich eksperymentach grynderskich z końca XVIII i pierwszej połowy XIX wieku). Z drugiej strony konstruowanie międzynarodowych wykazów – nieobojętnych na logikę dystrybucji funduszy unijnych finansujących renowacje niszczejącego dziedzictwa kulturowego – wiąże się z umiejętnym wywieraniem wpływu na stosownych decydentów. Zapewne więc nieprzypadkowo historię niemieckiego przemysłu opowiada się europejskim turystom bez wskazywania rozwiązań wzorcowych, które w wyniku regulacji granic państwowych w Europie po obydwu wojnach światowych znalazły się na terenie naszego kraju.

Sytuacja obiektów postindustrialnych na Śląsku jest wyjątkowo skomplikowana. Polski rząd – najprawdopodobniej z braku stosownych środków – nie zapewnił funduszy, które zabezpieczałyby substancję architektoniczną zamykanych zakładów przed postępującą dewastacją. W samych Katowicach zastosowano kilka odmiennych rozwiązań restrukturyzacyjnych. Na terenach po Kopalni Węgla Kamiennego Gottwald przy ulicy Chorzowskiej wzniesiono wielki hipermarket Silesia City Center. Jego projektanci (biuro architektoniczne Stabil Architekci Inżynierowie) starali się zachować w tkance architektonicznej centrum obiekty pochodzące z dawnego założenia. W kotłowni maszyny wyciągowej umieścili Galerię Almi Decor, a w maszynowni wieży wyciągowej urządzono kaplicę. Zachowano też dawną wieżę wyciągową, montując na niej widoczny w promieniu kilku kilometrów logotyp marketu. W roku 2009 w sąsiedztwie centrum handlowego wzniesiono osiedle mieszkaniowe Dębowe Tarasy, a ostatnim etapem prac ma być budowa gigantycznych biurowców.

Choć Katowice są administracyjną stolicą województwa, wskutek spadku opłacalności produkcji węgla i stali w Europie rola regionu znacząco zmalała, a liczba ludności w mieście zmniejszyła się mniej więcej o jedną trzecią w stosunku do lat 80. XX wieku. Inicjatywy deweloperskie rozwijające się na obrzeżach Katowic wyprowadzają mieszkańców z dawnego śródmieścia, powodując stopniową degradację jego historycznej substancji. Władze miejskie próbują przeciwdziałać tym procesom, ale ich inicjatywy nie zawsze przynoszą rezultat. Nie wypracowano na przykład skutecznej ochrony nieruchomości, co skończyło się między innymi sprzedażą dawnego, XIX-wiecznego dworca kolejowego inwestorowi zainteresowanemu uwolnieniem działki w sercu miasta spod kontroli wojewódzkiego konserwatora zabytków. Nie zdołano też ocalić unikatowej – także z uwagi na zachowany park maszynowy z początku ubiegłego stulecia – huty Uthemanna w Szopienicach, należącej do niegdyś potężnej kompanii przemysłowej Georg von Giesches Erben. W 2011 roku częściowo spłonął dawny budynek dyrekcji, a w halach fabrycznych przeciekają dachy. Działaczom społecznym zaangażowanym w zabezpieczenie wpisanego do rejestru zabytków obiektu poradzono tymczasowe przykrycie folią nieszczelnych dachów budynków pofabrycznych.

Lepszą perspektywę przetrwania ma robotnicze osiedle Nikiszowiec, również stanowiące fundację spółki Gieschego. Kampania rozpoczęta przed kilkudziesięcioma laty przez kilku miejscowych historyków sztuki nie tylko pozwoliła otoczyć opieką konserwatorską dwa powstałe w tym samym czasie osiedla patronackie przedsiębiorstwa Georg von Giesches Erben: Giszowiec i Nikiszowiec, lecz także przyczyniła się do budowy prestiżu tych założeń. Nikiszowiec zmienia się stopniowo z zaniedbanego, peryferyjnego osiedla w zamieszkałą przez snobistycznych lokatorów dzielnicę artystów i naukowców. W nieco gorszym położeniu jest cieszący się nie do końca zasłużoną sławą miasta-ogrodu Giszowiec, którego domki są przez właścicieli powiększane i tracą swój zabytkowy charakter. Urząd konserwatorski okazuje się wobec tych praktyk całkowicie bezradny.

Rzeczywiście zadbane są chyba tylko obiekty, których prywatnymi użytkownikami stali się inwestorzy emocjonalnie zaangażowani w ratowanie postindustrialnego dziedzictwa. Tego rodzaju pozytywnym przykładem jest dawny browar Mokrskich w Szopienicach, przekształcony przez Johanna Brosa w powierzchnię wynajmowaną firmom poszukującym biur o nietuzinkowym charakterze. Wraz ze swoją partnerką Moniką Pacą, Johann Bros od wielu lat próbuje ratować zabudowania dawnego szybu Wilson. Udało im się wypromować to miejsce jako galerię sztuki, znaną zwłaszcza dzięki organizowanemu tam międzynarodowemu festiwalowi sztuki naiwnej (Art Naif Festiwal). Niestety zabudowania szybu są przez Brosa jedynie dzierżawione, a ich prawny dysponent co jakiś czas zwiększa wymagania finansowe wobec dzierżawcy, co w pewnym momencie może się zakończyć rezygnacją prywatnego inwestora z działań na rzecz ratowania obiektu. Tłumacząc motywacje swojej fascynacji dziedzictwem industrialnym, Bros wskazuje zazwyczaj na walory estetyczne ceglanej architektury fabryk, kopalń i hut, powołując się jednocześnie na utylitaryzm pragmatyczny Adma Smitha. Uważa, że jego społecznym obowiązkiem jest uczestnictwo w pracach na rzecz ocalenia tego, co głęboko wrosło w regionalną tradycję Górnego Śląska. Działając z korzyścią dla siebie, może jako biznesmen przyczyniać się jednocześnie do pomnażania dobra społecznego. Tego rodzaju motywacja wydaje się bardziej skuteczna od rozbudowanego programu państwowego przyjętego do realizacji w Zeche Zollverein w Essen, ponieważ inicjatywy Brosa mają szansę funkcjonować bez ustawicznych subwencji obciążających kieszeń podatników.


URBANISTYCZNE KONSEKWENCJE INDUSTRIALIZACJI: COMPANY TOWNS

Rozwijana przez Arkwrighta masowa produkcja tkacka wpłynęła na rozwój urbanistyki, przyczyniając się do powstania specyficznej formy osadnictwa miejskiego funkcjonującej pod nazwą mill town9. W Wielkiej Brytanii mianem tym określa się miasta usytuowane w Północnej Anglii i na Nizinie Szkockiej, związane z przemysłem tekstylnym. Z reguły nie przetrwały one recesji 1929 roku, a ich stopniowy upadek wiązał się z narastającą konkurencyjnością bawełny indyjskiej (dzięki polityce Gandhiego umiejętnie wypierającej Brytyjczyków z rynków światowych) – jakkolwiek niektóre z bawełnianych metropolii z czasem zdołały rozwinąć inne dziedziny przemysłu. Pośród miast, które przetrwały różnego rodzaju kryzysy i zdołały utrzymać uzyskany w pierwszej fazie industrializacji status wielkomiejski, wymienić trzeba Manchester (z uwagi na jego niegdysiejszy związek z przemysłem bawełnianym zwany Cottonopolis). Jego obecne prosperity bazuje na potencjale wynikającym z rozbudowy instytucji opartych na nowoczesnej know-how, na rozwoju nauki i techniki oraz wysokiej randze tamtejszych wyższych uczelni. W restrukturyzacji miasta pomogła wielokierunkowość działań, wykorzystujących także ulokowanie na terenach dawnego portu licznych sekcji rozgłośni radia BBC.

W miastach zakładanych w XIX wieku, między innymi ze względu na duży nakład środków inwestowanych w infrastrukturę komunikacyjną (z reguły: węzeł łączący systemy transportu kolejowego, a później samochodowego i lotniczego), decydowano się na kumulację przemysłu i zakładano skupiska fabryk określane dzisiaj często mianem parku przemysłowego (industrial park). Około połowy lat 60. XX wieku wielu urbanistów związanych z krytyką postmodernistyczną zaczęło poddawać krytyce tego rodzaju procedury. W książce Pattern Language, uznawanej za przełomową pozycję w zakresie teorii urbanistycznej, Christopher Alexander wyjaśniał:

Za koncentracją fabryk i ich stopniowym powiększaniem przemawia głównie argument ekonomiczny. Wielokrotnie udowadniano, że dzięki produkowaniu wielkiej ilości towarów i usług w jednym miejscu można poczynić wielkie oszczędności.

Jednakże produkcja masowa nie musi być nierozerwalnie związana z wielkimi, scentralizowanymi organizacjami. Istnieje wiele dobrych przykładów pokazujących, że tam, gdzie praca jest rozproszona, ludzie wciąż produkują towary i usługi o ogromnej złożoności. […]

W naszych czasach Raymon Vernon udowodnił, że w metropolitalnej gospodarce Nowego Jorku niewielkie rozproszone miejsca pracy znacznie lepiej odpowiadają na zmieniające się zapotrzebowanie mieszkańców i źródła zaopatrzenia oraz że kreatywność w skupisku drobnych firm jest dużo wyższa niż w bardziej scentralizowanych, trudniejszych do zarządzania gigantach przemysłowych.

Aby zrozumieć przedstawione tu fakty, musimy najpierw zdać sobie sprawę z tego, że miasto samo w sobie jest ogromnym, scentralizowanym miejscem pracy. Wszystkie wynikające z tego korzyści są potencjalnie dostępne dla każdej grupy osób będącej częścią wielkiej miejskiej wspólnoty pracy. W rezultacie cały region miejski daje duże oszczędności przez skupienie tysięcy grup współpracowników w odległości pozwalającej na szybki kontakt. Jeżeli tego rodzaju „centralizacja” zostanie właściwie rozwinięta, zapewnia nieskończoną liczbę połączeń między małymi, rozproszonymi grupami współpracowników, a także bardzo uelastycznia metody produkcji10.

Tego rodzaju spostrzeżenia wynikają przede wszystkim z analizy relacji zachodzących w miastach korporacyjnych, określanych w krajach anglosaskich mianem company towns11. W miastach takich nie tylko mieszkania pracowników, lecz także sieć sklepów i usług należą zazwyczaj do jednej firmy, zatrudniającej wszystkie osoby mieszkające na danym obszarze. W przeszłości zakładano je najczęściej przy gigantycznych tartakach, fabrykach samochodów, kopalniach i hutach, w dużej izolacji od sąsiadujących z nimi formacji urbanistycznych o innej genezie. Firma, w której posiadaniu znajdowało się takie miasto, zarządzała nawet terenami rekreacyjnymi, parkami, domami kultury i ośrodkami zdrowia, które przestawały funkcjonować w momencie, gdy dany zakład pracy tracił płynność finansową i ogłaszał upadłość ekonomiczną. Jednym z najwcześniejszych przykładów tego typu założeń było amerykańskie Pullman, usytuowane na obrzeżach Chicago, nad jeziorem Calumet. Powstało ono w latach 1879–1980, z inicjatywy producenta wagonów kolejowych George’a Pullmana. Jego projektant, Solon Spencer Beman12, wyposażył mieszkania robotników w nowoczesne zdobycze techniczne, zapewniając im bieżącą wodę, kanalizację i gaz sieciowy. Projektant ogrodów Nathan F. Barrett zadbał o planowy układ parków i klombów kwiatowych. W centrum miasteczka wzniesiono Hotel Florence (nazwany imieniem córki Pullmana), Dom pod Arkadami (mieścił się w nim teatr dla pięciuset widzów, poczta, biblioteka, ubezpieczalnia i bank), Park pod Arkadami z muszlą koncertową, kościół unitarny zwany Greenstone Church (użytkowany obecnie przez metodystów) oraz budynki stajni. W czasach prosperity w założeniu tym mieszkało sześć tysięcy rodzin. W 1894 roku popyt na wagony Pullmana znacząco zmalał, firma zwolniła więc setki pracowników, nie zmniejszając przy tym opłat za korzystanie z infrastruktury mieszkaniowej osiedla. Rozpoczął się strajk pracowników połączony z bojkotem wszystkich amerykańskich kolei posiadających wagony Pullmana. Protest zażegnano przy użyciu wojska, a Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zmusił przedsiębiorstwo do sprzedaży osiedla, włączając je w 1897 roku w obręb Chicago. Nie zmniejszyło to zależności ekonomicznej mieszkańców od zakładu. Od lat 50. XX wieku następował powolny upadek tej dzielnicy, którego przypieczętowaniem stało się ostateczne zakończenie produkcji wagonów kolejowych w 1981 roku. Już znacznie wcześniej zorganizowany przez mieszkańców Pullman społeczny komitet doprowadził do wpisania reprezentatywnych budowli osiedlowych na listę obiektów chronionych przez konserwatora zabytków; do 1972 roku wpisem objęto niemal dziewięćset budynków13. Dzisiaj każdy z nowych mieszkańców otrzymuje od Komitetu Obywatelskiego im. George’a Pullmana dokładną instrukcję wyjaśniającą konieczność zachowania oryginalnych elementów założenia oraz odsyłającą do instytucji wspierających renowację zabytku subwencją pokrywającą poniesione wydatki do wysokości tysiąca dolarów. Większość kosztów związanych z utrzymaniem dobrego stanu osiedla pokrywana jest ze środków przeznaczanych na ten cel przez zarząd miejski Chicago.

W mniej korzystnej sytuacji są miasta korporacyjne, które nie mają szans na połączenie z silniejszym, gospodarczo bardziej zróżnicowanym tworem urbanistycznym. Dla nich kryzys gospodarczy oznacza stopniowe wyludnienie oraz systematyczny rozkład i wygasanie funkcji miejskich. Szczególnie wyraziście proces ten przebiegał w amerykańskim mieście Gary w stanie Indiana. Powstało ono w 1906 roku jako osada skupiona wokół zakładów należących do United States Steel Corporation, a jego nazwa honorowała prezesa tej korporacji, prawnika Elberta Henry’ego Gary’ego. Rozwój konkurencyjnych przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego w Azji przyczynił się do kryzysu branży stalowej w Stanach Zjednoczonych, powodując już w latach 60. XX wieku nieodwracalny zastój w fabrykach zatrudniających robotników osiadłych w Gary. Zainicjował on typowe dla takich przemian procesy migracyjne opatrywane mianem white flight (ucieczka białej ludności do lepiej prosperujących miast, między innymi do Chicago i do „białych przedmieść”). Liczba ludności zmniejszyła się o połowę, przy czym Afroamerykanie stanowili tam w pewnym momencie ponad 80% populacji. Miasto zaczęło być wymieniane pośród najbardziej kryminogennych miejscowości USA. Do dziś nie znaleziono jeszcze rozwiązania sytuacji, która grozi całkowitą destabilizacją gospodarki Gary, bowiem zadłużenie miasta rośnie w zastraszającym tempie.

O szansach rozwojowych miasta decyduje, obok dywersyfikacji zatrudnienia, status społeczny danego miejsca, określany za pomocą wskaźników bezpieczeństwa, jakości edukacji i stopnia rozwoju systemów komunikacyjnych. Za jedno z najlepiej rokujących miast w Stanach Zjednoczonych uchodzi dzisiaj kalifornijskie Irvine, którego założyciele postawili na wysoki poziom edukacji, zagwarantowany uruchomieniem tutaj filii University of California. Jako obliczone na zysk przedsięwzięcie deweloperskiej Irvine Company, miasto to może być również określone mianem korporacyjnego. Jego plany opracowali pochodzący z Los Angeles architekt William Pereira oraz etatowy pracownik wspomnianej korporacji, Raymond Watson. Od 2006 roku jego prestiż buduje uruchomiona tutaj, jedyna poza Niemcami, filia przedsiębiorstwa Mercedes-Benz Classic Center, dostarczająca części zamienne do luksusowych samochodów „starego typu”, zwanych popularnie oldtimerami14. Specjalizacja pomyślana została jako unikatowa i tworzy swoisty znak rozpoznawczy miejsca.

Za cechę charakterystyczną miasta przemysłowego można uznać powiązanie źródła dochodu jego mieszkańców z rozwijaną w danym miejscu produkcją masową. Planiści i architekci z reguły realizują w takim ośrodku koncepcje funkcjonalnej aranżacji i estetyzacji przestrzeni mieszkalnych narzucone im przez zleceniodawców, odpowiadając na zapotrzebowanie i wymagania właścicieli konkretnego zakładu pracy i jego pracowników. Ideologię takiego miejsca od początku do końca kształtuje przemysł, wizja architekta jest niejako podporządkowana celom odgórnie zarysowanym przez inwestorów. W krajach socjalistycznych głównym kreatorem programu funkcjonalnego i ideowego takiego miasta jest państwo, które dodatkowo może wpisywać w symbolikę danego założenia urbanistycznego także elementy propagandowe, związane z utrwalaniem preferowanych przez władzę relacji społecznych i ekonomicznych. Zaletą tego rodzaju tworów urbanistycznych jest ich swoiście pojmowana autarkia. Miasta nowego urbanizmu – podobnie jak dzielnice willowe funkcjonujące na przedmieściach XIX-wiecznych metropolii – powstają zazwyczaj jako zaplecze socjalne wielkich metropolii dostarczających ich mieszkańcom zatrudnienia; miasta powiązane z rozwojem przemysłu opierają swój dobrobyt na dochodach wynikających z organizacji procesów produkcyjnych, ewentualnie mogą też czerpać korzyści z oferowania usług nietypowych, tożsamościowo i historycznie powiązanych z danym miejscem, i stąd określanych jako site-specific. Za tego typu usługę można uznać na przykład ofertę rekreacyjną Disneylandu w Orlando na Florydzie, przynależącą do sfery ludzkiego bytowania określanej jako branża rozrywki i zabawy dziecięcej. Sezonowość istnienia takich miast, związana z popytem na wytwarzany w nich produkt, jest naturalna.

Od kiedy człowiek zdecydował się zakładać miasta, właściwa mu niechęć do tymczasowości skłania go do utrzymywania przy życiu także tych tworów urbanistycznych, których świetność bezpowrotnie minęła. Wartość zabytkowa zabudowy postindustrialnej może być atrakcją zapewniającą miastu dochód; o tym, czy będzie to dochód wystarczający do utrzymania miejskiego statusu, decyduje nie tyle jakość estetyczna tkanki urbanistycznej, ile przede wszystkim jej unikatowość oraz wartość historyczna i turystyczna danego ośrodka. Z jednej strony jest ona determinowana możliwością oddziaływania na wyobraźnię zwiedzających odpowiednio komunikowaną formą „mitu grynderskiego”, z drugiej zaś strony zależy od sposobu prezentacji zabytku oraz jego powiązania z zapleczem hotelowym i ofertą rozrywkową. Sposób przedstawienia może być na tyle profesjonalny, że sam stanie się kołem napędowym nowej dziedziny gospodarki, stymulującym rozwój całego regionu. Obiektywna, opisywalna za pomocą stałego systemu pojęć wartość historyczna i zabytkowa obiektów postindustrialnych ma charakter stricte postulatywny i może być stosowana jedynie w urzędach zajmujących się ochroną dziedzictwa kulturowego. Rola tego rodzaju abstrakcyjnych systemów istotnie maleje w zetknięciu z rzeczywistością kształtowaną zmiennymi czynnikami ekonomicznymi i politycznymi. Obszary postindustrialne, w których dokonuje się obecnie restrukturyzacja, są w istocie indywidualnymi casusami i nie jesteśmy dzisiaj w stanie dokładnie przewidzieć, jak potoczą się ich losy, ich przyszłość jest jednak bez wątpienia warunkowana aktywnością ludzi zaangażowanych w działania mające na celu zachowanie – w postaci przystosowanej do nowych realiów – substancji uznanej za godny utrwalenia dorobek cywilizacji.