W Polsce stosunkowo niewiele fabryk i zespołów poprzemysłowych zostaje ponownie użytych w nowych funkcjach. Zapytaliśmy projektantów, którzy mają doświadczenie w projektowaniu w takim kontekście, o ich strategie, wybór estetyki, zastosowane materiały, wreszcie szanse i zagrożenia dla poprzemysłowego dziedzictwa.

BULANDA, MUCHA ARCHITEKCI
Andrzej Bulanda

Szczególna strategia projektowania czy rewitalizacji przestrzeni poprzemysłowych nie istnieje. Tak jak w całej działalności projektowej, element twórczości, czyli jednostkowego aktu podbudowanego doświadczeniem, talentem, ryzykiem, jest najistotniejszy. Można się odnieść do konkretnych realizacji, jednak każdy projekt, szeroko rozumiany kontekst, jest inny. Pod tym względem projektowanie przestrzeni poprzemysłowych nie różni się od projektowania jako takiego. Decyduje odpowiedni gest wykonany w konkretnym miejscu i czasie na osobiste ryzyko twórcy.

Strefy poprzemysłowe z racji na swój szczególny charakter i skalę problemu, zarówno przestrzennego, jak i środowiskowego oraz społecznego, mają oczywiście wspólne cechy, co generuje podobne modele zachowań projektowych. Działania w strefach poprzemysłowych ze względu na świadomość z jednej strony konieczności dokonywania transformacji systemowych wynikających z rozwoju społecznego i cywilizacyjnego, a z drugiej nostalgię za bezpowrotną stratą „starego świata”, słusznie budzą duże emocje. Bez wątpienia ochrona dziedzictwa materialnego i spuścizny poprzednich pokoleń jest potrzebna, gdyż wzbogaca otaczający nas świat, budując więź i ciągłość cywilizacyjną. Jednak działanie wyłącznie zachowawcze, traktowane jako norma, na szerszą skalę prowadzi do blokady rozwoju cywilizacyjnego. Trudność działań w tej sferze wynika więc nie tyle z trudności warsztatowych, ile programowych i strategicznych. Działania ochronne i rewitalizacyjne nie mogą mieć charakteru powszechnego. Ile możemy mieć bowiem skansenów lub nowych funkcji znalezionych dla starych budynków czy stref poprzemysłowych? Jest to problem, który może zostać rozwiązany całościowo na poziomie planowania przestrzennego poprzez określenie wartości konkretnych zespołów. W ślad za tym należy określić możliwości i potrzeby przekształceń tych miejsc.

Podejście do zestawienia nowe – stare jest kluczowe w projektowaniu w miejscach poprzemysłowych. To, co jest najważniejsze dla rewitalizacji zespołów, to, moim zdaniem, nie ich rekonstrukcja, mniej lub bardziej wierna i podporządkowana doktrynie konserwatorskiej, a raczej „harmonijny kontrast” nowego ze starym, napięcie wywołane współistnieniem obu stylistyk. Jest to ogólna postawa twórcza, bardzo nam bliska, pozwalająca odkrywać przeszłość dla przyszłości właśnie w symbiozie nowych i starych form, w zachowaniu współczesnego języka wynikającego z możliwości technologicznych.

Moje osobiste doświadczenia z rewitalizacją poprzemysłową dotyczą mniejszej skali, skali budynku lub grupy budynków, czyli działań stricte architektonicznych. W obu zrealizowanych przykładach – BRE Banku w Bydgoszczy i Starej Papierni w Konstancinie – mamy do czynienia z podobną strategią, wynikającą raczej z indywidualnych preferencji estetycznych, a nie trzymania się jakichkolwiek reguł. Naczelną zasadą, jaką się kierujemy, jest wyraźne oddzielenie stylistyczne elementów nowych od starych. Nowe jest nowe i współczesne, niczego nie udaje, stare jest wyeksponowane, odbudowane lub użyte instrumentalnie dla wykreowania pożądanego nastroju. Nie jest przy tym istotne, czy kreacja ma uzasadnienie faktograficzne. Jest raczej rodzajem scenografii.

Zespół budynków BRE w Bydgoszczy jest odbierany jako współczesny, gdyż użyty język, odwołując się do historycznych form typologicznych spichlerzy, operuje współczesną formą i detalem. Zespół jest rewitalizacją przestrzeni poportowej i strefy nabrzeża i stanowi część realizacji szerszej wizji transformacji portowego, zamkniętego nabrzeża Brdy na cele rekreacyjno-miejskie otwarte dla wszystkich mieszkańców.

Zespół Starej Papierni decyzją inwestora został przekształcony w zespół handlowo-kulturalny. Tu również obszar zamknięty został otwarty dla klientów oraz rozbudowany o części nowe – stylizowane tak, aby w całości tworzyły kompleks budynków postrzegany jako zrewitalizowany zespół poprzemysłowy. Założenia autorskie nie zostały w pełni utrzymane, gdyż w wyniku presji komercyjnej i źle rozumianego imperatywu ogólnej dostępności obiektu, pozbawiono zespół istotnego elementu kompozycyjnego, czyli muru wydzielającego kompleks od otoczenia. Utrzymanie ogrodzenia mogło pozwolić na wykreowanie odrębnego klimatu charakterystycznego dla tego typu przemysłowych założeń.

Realizowany obecnie zespół mieszkaniowy na terenie dawnej fabryki wódek Koneser w Warszawie natrafia na podobne do Starej Papierni trudności z utrzymaniem równowagi między interesem komercyjnym a zachowaniem genius loci.

Inne zespoły poprzemysłowe, z którymi przyszło się nam zmierzyć w Łodzi, Gdańsku, Bydgoszczy, zostały przez nas potraktowane w podobny sposób. Zawsze staraliśmy się odczytać kontekst i szanując go, na zastany układ nałożyć elementy współczesne. Takie podejście tworzy napięcie między tym, co stare, a tym, co nowe, i pokazuje, że hybryda nowego i starego zakotwiczona w przeszłości jest tworem zwróconym ku przyszłości i realizuje współczesne potrzeby programowe. Inaczej rewitalizacja przestrzeni i obiektów poprzemysłowych nie ma sensu.

BIURO STUDIÓW I PROJEKTÓW ARCHITEKT BARBARA ŚREDNIAWA
Barbara Średniawa, Piotr Średniawa

Określając funkcjonowanie projektowanego zespołu czy obiektu w konkretnej przestrzeni oraz budując jego strukturę, uznajemy, że każde działanie projektowe i inwestycyjne winno wnosić nowe wartości lub pozytywnie redefiniować zdegradowaną przestrzeń. Kształtowanie przestrzeni i obiektu zawsze stanowi pochodną kontekstu urbanistycznego, krajobrazowego, kulturowego. Nie oznacza to jednak prostej, naiwnej kontynuacji lub uzupełnienia, lecz poszukiwanie intelektualnego szkieletu, na którym mogłaby być budowana koncepcja. Obiekt lub ich zespół czy też układ urbanistyczny nie jest wyizolowaną statyczną kubaturą, lecz urządzeniem (instrumentem), przez które przepływa przestrzeń. W związku z tym – podobnie jak w muzyce – relatywnie mało istotna jest forma instrumentu wobec możliwości kreowania przez niego jak najwyższej jakości dźwięku. Dlatego też najważniejsze są kierunki ruchów użytkowników i ich wzajemne związki. Architektura służy do ich generowania i porządkowania.

W projekcie Targów Kielce na terenie byłego zespołu baz i magazynów z lat 70. XX wieku, podjęliśmy próbę zorganizowania sprawnej, dobrze powiązanej z układem komunikacyjnym i centrum miasta „maszyny ekspozycyjnej”, zapewniającej jej maksymalne elastyczne użytkowanie i wieloetapową realizację. W projekcie Browaru Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim (II nagroda w konkursie na ten obiekt), w którym znaczną część kubatury stanowią obiekty browaru i młyna z przełomu XIX i XX wieku, projektowany zespół stanowi zwornik spajający chaotyczną obecnie przestrzeń miejską pomiędzy rejonem starego miasta i nowymi osiedlami mieszkaniowymi. Stosunkowo niewielki obiekt Cricoteki na krakowskim Podgórzu (III nagroda w konkursie), obejmujący oprócz nowej kubatury również adaptację dawnej elektrowni Podgórze, stanowił zespół spinający przestrzeń miejską Podgórza z odciętymi obecnie wiślanymi bulwarami.

Każdy projekt jednak we wcześniejszej lub późniejszej fazie przekształcony zostaje w fizyczną strukturę. W tym momencie nieuchronnie pojawiają się pytania o jego uformowanie. W praktyce projektowej wyznaczyliśmy sobie kilka wytycznych.

Wobec braku możliwości zastosowania klasycznych poglądów na kształtowanie architektury, które okazały się zupełnie nieadekwatne dla współczesności, zdecydowaliśmy, że zaniechamy wszelkich klasycznych (również modernistycznych) sposobów jej formowania. Należy się odwołać, naszym zdaniem, nie do konwencji czy stylu, lecz bardziej do zasad budowy logicznych urządzeń czy maszyn, przy użyciu wyłącznie współczesnych środków.

Wyraz wizualny obiektu lub ich zespołu jest wynikiem opozycyjnego dyskursu pomiędzy jego elementami. Celem działań nie jest kreacja samego obiektu, lecz budowa wewnętrznych napięć i relacji pomiędzy jego elementami. Nie poszukujemy w obiekcie harmonii i piękna, lecz dynamiki uzyskanej poprzez wzajemne wewnętrzne relacje jego elementów oraz ich relacje z otoczeniem. Budowany obiekt nie jest w tym ujęciu jednoznacznym zdarzeniem, lecz synergią zderzania zdarzeń, co, jak się nam wydaje, jest próbą odpowiedzi na obecne funkcjonowanie naszej cywilizacji. W konsekwencji wzajemne relacje formalne w projektach nie układają się według quasi-harmonijnych algorytmów, lecz według zasad dysonansowych.

W związku z powyższym wszelkie działania, które ujednolicają obiekt fakturowo i kolorystycznie, są w sprzeczności z naszymi intencjami. Za pożądane uważamy pragmatyczne i logiczne stosowanie tego, co eksponuje linie, krawędzie, ostry światłocień, napięcia, podkreślenie opozycji: pełne – puste, jasne – ciemne, matowe – połyskliwe, monochromatyczne – kolorowe, gładkie – fakturowe, geometryczne – organiczne, rytmiczne – arytmiczne itp. W wypadku działań obejmujących adaptację obiektów istniejących, niekoniecznie poprzemysłowych, dodatkowo istotne staje się ujawnienie stratygrafii obiektu poprzez jednoznaczne eksponowanie oryginalnej tkanki zastanej i nowych struktur. Dlatego też często wprowadzamy neutralną strefę buforową między starymi i nowymi partiami obiektu. Niechętnie natomiast używamy naturalnych „ciepłych” materiałów, jak ceramika, kamień, drewno, preferując różnorodne panele metalowe, panele perforowane, siatki, szkła, laminaty, umożliwiające jednoznaczne odczytanie proweniencji poszczególnych elementów obiektu.

Niestety rozważania o adaptacji i redefinicji obiektów i zespołów poprzemysłowych stają się w naszej rzeczywistości coraz bardziej bezprzedmiotowe, szczególnie na terenie Górnego Śląska. Bezmyślność i ignorancja połączone z tępą pazernością doprowadziły do utraty zespołów i obiektów o ogromnym potencjale, mogących stanowić bazę dla poszukiwania nowej tożsamości tego regionu. Nieliczne udane realizacje nie mogą przesłonić całkowitej katastrofy, jaka dotknęła to niezwykle wartościowe dziedzictwo kulturowe i cywilizacyjne.

MEDUSA GROUP
Łukasz Zagała

Obcowanie z autentyczną tkanką, niezależnie od jej realnej wartości, stanowi zawsze pewną jakość w dzisiejszym plastikowym świecie, pełnym kopii, zunifikowanych i zoptymalizowanych pod względem kosztów tandetnych produktów typowych. Okazjonalne breloczki, jakie pamiętam z dzieciństwa podarowywane mi przez tatę, upamiętniające np. elektrownię lub zakłady produkcji akumulatorów, a zaprojektowane przez ówczesnych artystów i wykonane w niewielkim nakładzie, dawno ustąpiły miejsca chińskim typowym gadżetom, w których indywidualizacji podlega jedynie nadruk.

Niestety podobnie dzieje się z architekturą, dlatego szansa na adaptację czegoś autentycznego i włączenie w nową przestrzeń kawałka oryginalnej historii jest niezaprzeczalną wartością samą w sobie. Chyba właśnie w tym tkwi istota rozwoju mody na lofty, brutalne fragmenty przestrzeni, będące zaprzeczeniem sztucznie zagłaskanego i zagipsowanego świata.

Mając świadomość rozwoju architektury globalnej, zawsze cieszymy się z możliwości przekształcenia dawnej tkanki przemysłowej. Traktujemy to jako szansę na nowe pomysły kreacji przestrzeni, wynikające z konotacji zapisanych w architekturze zastanej. Jej przekształcenie często zmienia funkcję kształt i estetykę, ale zawsze jest wynikiem pewnej interakcji, a rezultatem jest jakość otrzymanej przestrzeni.

Przebudowa spichlerza w Gliwicach na budynek mieszkalny była dla nas zadaniem trudnym, ponieważ nie chcieliśmy zepsuć dobrze zachowanej bryły. Pierwotna koncepcja zakładała jedynie przebudowę wnętrza, jednak rynek mieszkań, który nie pozwolił na realizację dużych loftów, zmusił nas do zmiany koncepcji i konieczności wprowadzenia wież komunikacyjnych w południowej elewacji. Długo szukaliśmy materiału, który w naturalny sposób mógłby stać się partnerem starej cegły. Wybraliśmy korten, który w krótkim czasie pokrywa się rdzawą patyną w nieregularny sposób, co sprawia, że obydwa materiały, stary i nowy, noszą ślady upływu czasu. Ta cecha – pomimo różnicy estetycznej – spina obydwie tkanki w jedną nową całość. Kolejnym spostrzeżeniem dotyczącym historycznej zabudowy było to, że przemysłowe budynki z końca XIX wieku bardzo często naśladowały wygląd budynków o innej, bardziej nobilitującej funkcji. Elewacja spichlerza przypomina raczej kamienicę mieszkalną niż zwyczajny magazyn na zboże. Zainspirowało nas to do odwrócenia tej zasady. Do budynku poprzemysłowego przeznaczonego do zamieszkania, do którego zastosowano rozwiązania estetyczne nieprzemysłowe, dobudowaliśmy nową część, korzystając z rozwiązań industrialnych. Zastosowanie przemysłowego szkła profilowego, surowego betonu i opracowanie detalu architektonicznego klatek schodowych jest w pewnym sensie żartem odwołującym się do zafałszowanego wizerunku spichlerza sprzed ponad wieku.

Dawna wieża ciśnień w Gliwicach to także przykład obiektu, który udaje coś innego niż to, czym jest w rzeczywistości. Dopiero wnętrze odkrywa prawdziwy charakter budynku. Stalowy zbiornik i wewnętrzny cylinder, na którym jest osadzony, pozbawiony jest fałszywych wątków ceglanych stanowiących o charakterze elewacji. Jednak siła autentycznego materiału sprawiła, że postanowiliśmy podporządkować temu budynkowi całe rozwiązanie. Funkcje kulturalno-usługowe i gastronomiczne zostały umieszczone we wnętrzu wieży, natomiast budynek usługowy, zlokalizowany na zewnątrz, został ukształtowany w delikatną wstęgę oplatającą centralny korpus zabytku. Materiał nowej architektury to również korten, wszystkie elewacje szklane zostały skierowane na wieżę oraz jej przedpole. Nowy budynek wyrasta z ziemi i unosi się, otwierając perspektywę na dawną wieżę od strony ulicy. Mamy do czynienia z typologią kwartału, na którego dziedzińcu pozostawiono zaadaptowany obiekt poprzemysłowy.

DIEHL ARCHITEKCI
Marek Diehl

Łódź jest miastem (po)przemysłowym. Co to oznacza? Prawie połowa budynków śródmieścia Łodzi to budynki poprzemysłowe. Pracując w tym mieście, mieliśmy i wciąż mamy do czynienia z budynkami zabytkowymi poprzemysłowymi. Jest kilka ważnych, z naszego punktu widzenia, wytycznych w podejściu do projektowania w takim kontekście. Kształtowanie przestrzeni związane z nową funkcją powinno umożliwiać, chociaż we fragmentach, odczytanie pierwotnej bryły lub wewnętrznej struktury. Nowe elementy, nadbudowy, dobudowy itp., powinny być wykonane w taki sposób i z takich materiałów, by od razu wiadomo było, że są współczesne. Aby osiągnąć zamierzony efekt, unikamy stosowania kamienia, w szczególności polerowanych marmurów. Na posadzki stosujemy beton modyfikowany, żywicę, płyty metalowe. We wnętrzach unikamy podwieszonych sufitów, a widoczne elementy instalacji dobrze się komponują z istniejącym budynkiem. Obiekty poprzemysłowe, najczęściej, dzięki konstrukcji szkieletowej, są elastyczne i łatwo można je zaadaptować do nowych potrzeb. Problemów może nastręczać duża głębokość budynków.

OP ARCHITEKTEN
Wojciech Popławski

Tereny poprzemysłowe to często urbanistycznie trudny temat: niekorzystne położenie w stosunku do centrum miasta i publicznego transportu, fatalny stan infrastruktury, wysokie koszty zachowania zabytków, a w konsekwencji widmo wyburzenia, które jawi się jako optymalne rozwiązanie wszystkich problemów. Wielu inwestorów patrzy raczej na te tereny jak na działki budowlane z budynkami przewidzianymi do likwidacji, a jedynie nieliczni widzą potencjał i element wartości dodanej wyróżniającej zrealizowany później budynek spośród tysięcy anonimowych inwestycji. Nowoczesne interwencje w historycznej tkance są niezbędne. Tylko wprowadzenie nowego życia w zabytek może pozwolić mu na przetrwanie. Takie właśnie zachowywanie zabytków i ratowanie dziedzictwa jest konieczne, bez niego stajemy się zupełnie pozbawieni fundamentu i staramy się wszystko zaczynać od nowa, mylnie sądząc, że zrobimy to lepiej. Projekty historyzujące są właśnie rezultatem oderwania od własnej przeszłości, a ich autorzy nie rozumieją roli architekta, ponieważ fałszowanie historii jest często gorsze od jej zniszczenia. Szczerość wypowiedzi architektonicznej, spełnienie nowej funkcji i stworzenie nowej spójnej przestrzeni, wkomponowanej w istniejącą tkankę, decyduje o jakości projektu. Szczególnie w kontekście zabytkowych budowli musimy tworzyć takie projekty, które są w stanie przetrwać przynajmniej kilkadziesiąt lat. Interwencje architektoniczne, rewitalizacje to wspaniały temat, który jest sprawdzianem dla własnego podejścia do projektowania, wyczucia estetycznego balansu pomiędzy historią i współczesnością, wiedzy technicznej czy wreszcie zwykłej wytrwałości. Nie bez powodu w cennikach europejskich honorariów architektonicznych takie zadania kosztują często najwięcej. Zawód architekta to rodzaj powołania – tworzenie przestrzeni, w których życie toczy się później przez dziesiątki lat – bardzo zobowiązuje. Tym bardziej, jeśli działamy w terenie, w którym już coś się przed nami wydarzyło, pozostawiając trwały ślad, wymagający przynajmniej chwili zastanowienia.

W naszej realizacji hotelu Andel w Łodzi oryginalna tkanka została zachowana niemal w całości, a więc znacznie większym stopniu niż to narzucały wytyczne konserwatorskie. Autentyczne elementy konstrukcji żeliwnej zostały odsłonięte z późniejszych żelbetowych osłon i pokazane w przestrzeniach publicznych, pokojach i apartamentach. Masywne ściany ceglane zostały zabezpieczone i pokazują w warstwach tynków i farb historię fabryki. Klatki schodowe są pozostawione w niezmienionym stanie i nadal służą ewakuacji. Nowoczesne elementy zostały utrzymane w prostych formach, ograniczonych do spełniania swojej podstawowej funkcji. Ideologia, która była motorem dziewietnastowiecznej architektury przemysłowej, sprawdza się we współczesnym wydaniu. Jedynym nowym elementem dostrzegalnym z zewnątrz jest bryła basenu i struktura dachu, z której on wyrasta.