Na rysunkach ołówkiem lub kredką, szkicach węglem, kora i drobne gałęzie tworzą sieć, splot rozedrganych linii, miękkich płaszczyzn światłocienia. Ekspresyjne, zniszczone przez wojnę korony sosen wznoszą się nad krzyżami żołnierskich mogił i porzuconymi przedmiotami, sprzęty z zardzewiałej blachy są już dzisiaj trudne do rozpoznania. Ślady dramatycznej konfrontacji z bezduszną mechaniką wojny nie jawią się jako coś osobnego, nienaturalnego. Przeciwnie, często potrzeba uważnie spojrzeć, by je sobie uświadomić – odkryć, wyabstrahować z tła. Nienarzucający się przesadną ekspresją przekaz potęguje to wrażenie. Wszystko jest zapisane jako organiczne, utkane, wielowarstwowe, znane i oswojone środowisko życia.

Obrazy wnętrz lasu, jego subtelne granice, wyznaczone rytmem pni i konarami sosen, powracają jako przejmujące wspomnienie wystawy Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918, zorganizowanej w warszawskim Muzeum Narodowym z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Kameralne przesłanie: utrwalone przez artystów piechurów obrazy, kartki z frontowych dzienników, w swojej bezpośredniości, organicznym charakterze, sprawiają bardziej dojmujące wrażenie niż podkreślająca tragiczny kontekst wojny, dramatyczna symbolika monumentalnych rysunków Wyczółkowskiego (pracował na zlecenie komendy legionów), jego wizerunki drzew okaleczonych, cierpiących w swoim dostojeństwie. Kuratorzy zadbali, aby w katalogu wystawy motywy batalistyczne i patriotyczne spotkały się z tym, co w scenerii leśnego środowiska, naszej w nim obecności, uniwersalne, odwołujące się także do motywów ekologicznych, przyrodniczych. Ślady wojennej machiny w zapiskach bezpośrednich uczestników zdarzeń sytuują się w naturalnym, przyrodniczym porządku, może na początku XX wieku w znacznej mierze już iluzorycznym, w sposób nie do końca uświadomiony opanowanym przez nowy, antropogeniczny pejzaż.

Patrząc na kameralne obrazy i szkice, przypomniałem sobie rysunki i opowieści dziadka. Był chyba modelowym reprezentantem pokolenia naznaczonego wrażliwością i znajomością terytorium, w którym przyszło mu się odnaleźć w sytuacji co najmniej niekomfortowej, wymuszonej okolicznościami. Musiał się dostosować, przeniknąć istotę leśnego środowiska, pokornie szanować jego niedające się zgłębić tajemnice. Dziadek nie odebrał artystycznego wykształcenia. Biegłość w rysunkowych zapiskach, podobnie jak pisanie wspomnień, nie były w czasach ograniczonego zasięgu fotografii i innych metod zapisu czymś wyjątkowym. Nasze wspólne wakacje zachęcały do rysowania, dziadek nauczył mnie też czerpać radość z dostrzegania, odczytywania śladów zdarzeń – nie dla każdego oczywistych – utrwalonych w wegetacji roślin, rzeźbie terenu.

Nadliwie – leśna archeologia

Wakacyjny las z mojej opowieści, na pozór zwyczajny, mazowiecki, porastający piaszczyste skarpy, kryje tajemnice niedostępne dla tych, których poziom zażyłości z leśnym środowiskiem – czy raczej „w” nim – nie był wystarczająco osadzony w indywidualnym doświadczeniu ani w międzypokoleniowych przekazach, zbiorowych emocjach. Wśród sosen masztowych, sosen „parasoli”, sosen „foteli”, ekspresyjnie splątanych sosen „gniazd”, które dziwnie zniekształcone formy zawdzięczały również frontowym działaniom, jeszcze ćwierć wieku po wojnie można było się natknąć na dzikie pędy drzew owocowych, krzewy przypominające mimozę lub skarlałe ozdobne rośliny ogrodowe. Kilka zmurszałych cegieł ukrytych w trawie wskazywało lokalizację dawnej piwnicy. Zniszczone podczas wojny, pozbawione opieki małe pensjonaty i domki letniskowe – „drewniaki” – rozpadły się, zamieniły w leśną podściółkę. Wojenne okopy, pozbawione drewnianej obudowy z krótkich palików, szybko zmieniły się w pomarszczone wydmy. Na miękkich fałdach wyrosły mchy, jałowce i sosny. Paliki – umocnienia okopów – odnaleźliśmy pod lasem. Budowniczy i właściciel małego domu dał im drugie życie. Wyczyścił las z pozostałości wojskowej infrastruktury. Paliki ułożył w ściany, tak jak układa się polana pocięte do kominka, prostopadle do lica. Przerwy między nimi wypełnił luźną zaprawą glinianą i wapienną. Ściany pokrył dwuspadowym dachem. Stosunkowo grube i masywne „mury” przetrwały do dzisiaj. Mikroskopijne przerwy w budulcu sprzyjały naturalnej wentylacji, latem zapobiegały przegrzewaniu się domu. Współcześni poszukiwacze porowatych, oddychających drewnianych przegród budowlanych, promotorzy architektury otwartej jako opozycji do szczelnie izolowanej, mogliby uznać działania budowniczego amatora za prekursorskie. Poszarzałe i pobielone wapnem końcówki palików zlewały się z tłem suchych gałęzi w dolnej części ściany sosen. Dom wkomponował się w ażurową granicę otwartych łąk, nieużytków i lasu.

Ślady przedwojennego letniska są już dzisiaj prawie niemożliwe do odnalezienia. Jedynie zdjęcie lotnicze ujawnia bardziej splątaną strukturę, o innym „uziarnieniu” i gęstości niż lasy produkcyjne najbliższego sąsiedztwa.

Drewnianych domów letniskowych ocalało raptem kilka, wśród nich ten, w którym się zatrzymywaliśmy. Stoi na skłonie piaszczystej skarpy porośniętej sosnowym lasem. Kamienno-ceglany cokół wtopiony w stok służył za spiżarnię i letnią kuchnię, także rezerwuar chłodu w lecie. Na przedpolu – skrawku łąki – w sezonie wakacyjnym funkcjonowała jadalnia pod gołym niebem. Krzewy i kilka rachitycznych drzewek tworzyły kulisy, oddzielające wnętrze naturalnie uformowanego półdziedzińca od otwartych pół i łąk. Do drewnianego domu o wysokim dachu wchodziło się przez letni pokój – werandę – a stamtąd do kolejnych, coraz bardziej „wewnętrznych” wnętrz. Sosny otaczały go gąszczem pni i pokrywały koronami jak drugim dachem. Nie potrafię wyobrazić sobie tego domu na dużej parceli ani w głębi lasu. Jest formą obrzeżną, peryferyjną. Do jego coraz bardziej mrocznych wnętrz wnika się stopniowo: poczynając od linii pierwszych drzew, poprzez letni pokój, w głąb amfilady pomieszczeń. Bezkres, otwartość pól i łąk nie kończy się umowną leśną granicą, tu coś poczyna swą istotę1.

Szałasy na skraju polany, pod gałęziami drzew naszego wakacyjnego lasu, budowaliśmy jak domy dla lalek. Były częściowo otwarte, połowicznie nakryte gałęziami, w miarę zanurzania się w nich pogrążaliśmy się w gęstniejącym cieniu. Chcieliśmy budować kryjówki, ale nie mogliśmy się oprzeć potrzebie pokazania ich wnętrz. „Istota chce być jednocześnie widoczna i ukryta […] człowiek jest istotą półotwartą”2. Może szałas podświadomie powtarzał zasadę zaobserwowaną w domu: składał się z kolejnych stref – obwodów. Ostatnie wnętrze spowijał mrok. Może lekcją budowania na peryferiach lasu rozpocząłem poszukiwania świadomie formowanych relacji, sekwencji wnętrz o różnym poziomie otwartości, także rozmaitych stref klimatycznych, architektury otwartych obrzeży.

Charles i Ray Eamesowie, dom własny w Pacific Palisades, Los Angeles, fot. Maciej Miłobędzki

Ponad jeziorem Como

Romano Guardini w Listach znad Jeziora Como, zbiorze esejów z późnych lat 20. ubiegłego wieku, opisywał pejzaż wysoko położonej osady, na skraju pastwisk i kasztanowych lasów. Jej zabudowania, gaje, pola „jakby ulepione z tej samej gliny”, powstawały jako rezultat wielowiekowych praktyk zgłębiania i ustanawiania więzi człowieka z naturą. Zupełnie zwyczajne domy o ścianach z nieotynkowanego kamienia. „Ani jednej martwej powierzchni. Każda ściana inna, wszystko w doskonałym ruchu, z pewnością stworzone w tej formie tylko jeden raz”3. Ten rodzaj kulturowego pokrycia terenu, sprawiającego wrażenie, „jakby mogły jeszcze przepływać przez nie niepowstrzymane siły natury; jak gdyby opuściły jej sferę tylko częściowo, ale w najistotniejszym wymiarze ciągle były w niej zakorzenione”4, znikał na oczach Guardiniego. Nadchodząca epoka opanowała racjonalną wiedzę o prawach natury, ucieleśnionych w niej energiach i siłach. Wyrwane – a może uwolnione – z naturalnych zależności, uległy wyobcowaniu, napędzała je mechanistyczna, nieznającą „organicznej miary” wola5. Guardini dostrzegał te procesy, ale mimo wszystko nie opuszczała go nadzieja, że z gruzów dawnych kultur wyłonią się nowe wartości i zwiążą przeszłość z energią rodzącej się nowej, maszynowej cywilizacji.

Sou Fujimoto, dom NA w Tokio, fot. Maciej Miłobędzki

Ponad doliną Diverii

Wieś Trasquera przycupnęła wysoko, na monumentalnym tarasie zawieszonym nad doliną prowadzącą ku przełęczy Simplon. Pasma osadnictwa istnieją tu od stuleci. Wszystkie są usytuowane na złożeniu tarasowych łąk, zboczy porośniętych lasami: niżej kasztany i leszczyny, a w wyższych partiach królują potężne sosny. Te ostatnie są źródłem nasion i sadzonek służących implementacji leśnych zespołów na wielu obszarach Europy, gdzie już dawno zostały wytrzebione. Domy jedną stroną opierają się o zbocza, a drugą tulą do obrzeży łąk – polan. Najczęściej wytyczają granicę lasu lub są ukształtowane jak przypory – umocnienia leśno-skalnych granic. Wzdłuż warstwic biegną „zewnętrzne wnętrza” domów – kameralne tarasy-ogrody, małe winnice. Wokół nich suche ażurowe mury płynnie przechodzą w ściany domów, także porowate, bo między warstwami kamiennego budulca zostają niewielkie szczeliny. Od strony zalesionego zbocza ściany są osadzone na skale. Ponieważ nie mają izolacji wodnej ani termicznej, tworzą rodzaj filtra, przez który przepływają fale powietrza: chłodnego i wilgotnego, ale też ciepłego, suchego. W zimie ten filtr zyskuje dodatkową warstwę w postaci ściany z precyzyjnie przyciętych drewnianych bierwion do pieca i jest docieplony wewnętrzną „drewnianą podszewką” izb mieszkalnych. Kontrapunktem dla mikrootworów w leśnej, północnej ścianie domu są duże okna na słonecznej ścianie południowej, ocienionej drewnianym balkonem, krzewami pomidorów, pnączami róż bądź winoroślami. W lecie okna i drzwi rzadko są zamykane, czasami jedynie osłania się je okiennicami. Pozwalają zajrzeć w głąb cienistych pokoi albo pomieszczeń dla zwierząt. W większych domach oferują widok „na wylot”, ku wnętrzom leśnych, północnych peryferii budynku. Tam rozpoczyna się sieć miniaturowych ścieżek, niezauważalna dla obcych. Korzystają z niej wyłącznie zwierzęta i wtajemniczeni mieszkańcy. Mają własne szlaki eksplorowania lasu.

Brak szczelnych zamknięć jest istotną właściwością tutejszych konstrukcji. Ich materialna specyfika, podobnie jak osady opisywane przez Guardiniego, nieodłącznie współtworzy morfologiczne cechy pokrycia terenu, jego leśnej wegetacji, metabolicznych wymian z mnogością różnorodnych, żywych organizmów. Nawet te siedliska, które od ściany lasu się oderwały i tworzą gniazda zabudowy na pastwiskach, spaja ta sama organiczna geometria: ich porządek wynika z układu strumieni spływających spod lasu, ścieżek wydeptywanych przez zwierzęta i ludzi. Sporadycznie natkniemy się na obcą, abstrakcyjną geometrię. Teren objęły w posiadanie oddychające, otwarte budowle i zamieszkujące je organizmy.

Właściwie tak było kiedyś. Przybywa konstrukcji abstrahujących od tradycyjnej formuły. Pojawiają się wraz z ekspansją miłośników „pocztówkowych” pejzaży, obcy wykupują atrakcyjnie położone nieruchomości. Mądrość lokalnych budowniczych polega na poddaniu się konwencjom ucieleśnionym w materii i procesach życiowych. Zachowują rezerwę wobec tych, którzy próbują się uniezależnić od organicznych powiązań i zależności, a jest ich wiele. Wyswobodzenie się od tych związków, ograniczeń, przejawia się w niefrasobliwości formy. Nawet jeśli projektant sięgnął po elementy z tradycyjnego wzornika architektonicznego, dom powstaje w oderwaniu od istotnych kierunków przepływów energii, płynów, nasłonecznienia, wiatrów, uformowania terenu. Stare domy są zwornikiem obrzeży pastwisk i lasu, nowe – dysonansem w krajobrazie. Za zuchwałość przychodzi zapłacić – ceną jest w najlepszym razie mechaniczny system podtrzymywania metabolicznych funkcji budowli, wiecznie szwankujące i rozszczelniające się wielowarstwowe izolacje, których nieuzasadnione stosowanie prowadzi do biologicznej korozji. Nowoczesna kondycja duchowa przyjezdnych nie dopuszcza porzucenia zdystansowanej, „historycystycznej”, technokratycznej perspektywy zewnętrznego „operatora”, poddania się witalnej logice zasiedlania, zamieszkiwania półdzikich, półotwartych terytoriów.

Sverre Fehn, pawilon krajów nordyckich na biennale w Wenecji, fot. Maciej Miłobędzki

Najwyżej położony leśny taras jest monumentalnym wspólnym domem mieszkańców wsi. Pomnikowe sosny szkockie tworzą tu otwarty portyk, nieomal świątynna kolumnada dochodzi do krawędzi zbocza. Przed oczami przybysza rozpościerają się majestatyczne górskie krajobrazy. To chyba najważniejsza budowla Trasquery. Nosi wiele cech pierwotnych wyobrażeń o miejscach zamieszkiwania. Pod jej dachem odbywają się najważniejsze wydarzenia, święta, targi. Podobnie jak domy poniżej, otwarta archetypiczna budowla w miarę oddalania się od skarpy stopniowo się domyka, mrocznieje, opiera się o skały porośnięte gęstym lasem.

Budowanie pod lasem w Beskidzie Wyspowym

Tradycyjnie buduje się tu zazwyczaj pod lasem, równolegle do linii drzew. Tam, gdzie pochylenie terenu jest znaczne, część zabudowań staje prostopadle do stoku i ściany lasu. Na tym rodzaju ostróg o kamiennym, wyrastającym z gruntu przyziemiu, oparta jest cała konstrukcja, najczęściej drewniana wieńcowa. Większość dawnych domów tworzy czytelne linearne układy na tle porośniętej lasem góry. Równolegle do nich drzewa owocowe, ciągi uli i wstęgi modrzewi wzdłuż ścieżki pod lasem układają się w kolejne rzędy, coraz gęściejsze na zboczach. Powalone przez wichurę modrzewie, naturalną, otwartą, prześwietloną granicę lasu, właściciele podnosili i podpierali. Przetrwały. W intymnym, stopniowym dostępie do pierwotnego dziewiczego domu – lasu – trwa pamięć obrzeży polan, przeistaczających się w obszary coraz bardziej otwarte i zagospodarowane, na skutek stopniowego oswajania cywilizacyjnego horror vacui.

Pojawiające się wzdłuż lasu kolonie – gniazda nowej zabudowy – rządzą się całkiem innymi prawami. Tworzą wyrwy w ustalonym porządku. Niestosowność tych podmiejskich, na ogół wakacyjnych domów wynika nie z ich formy materialnej – konglomeratu oferty marketów budowlanych: plastikowych tynków, blachodachówek w żywych kolorach (niektóre dawne domy też przywdziewają tę szatę). Wyraźnie widać, że współczesna parcelacja, drogi, podjazdy do garaży, normatywy i przepisy budowlane, dopuszczalne odległości między sąsiadami, przebieg podziemnych instalacji, wytwarzają zupełnie inną rzeczywistość, niezdeterminowaną istotnymi cechami leśnych peryferii. Często abstrahują od rzeźby terenu, jej przyrodniczego pokrycia. Na garażowo gospodarczych, betonowych cokołach – „lotniskach” – mogą bezpiecznie lądować dowolne twory. Las nie jest ich środowiskiem życia, realnym punktem odniesienia. Funkcjonuje jako motyw czysto widokowy, dostarcza estetycznych emocji, jest obserwowany przez otwory standardowych okien. Wszelkie biologiczne i fizyczne relacje świata splątanego wielokierunkowymi powiązaniami wyparło myślenie mechanistyczne, techniczne; wpleciono w nie wybrane elementy scenografii górskiej chałupy.

Jørn Utzon, kościół w Bagsvaerd, fot. Maciej Miłobędzki

Architektoniczne wyobrażenia pierwotnych schronień

Wszelką działalność zmierzającą do wydzielania przez ludzi miejsc dla życiowych działań Hans van der Laan chciałby widzieć jako „dodaną do przestrzeni naturalnej”, bo „ogólna funkcja domu, pogodzenie człowieka i natury, jest w istocie niczym więcej jak tym dopasowaniem dwóch obrazów przestrzeni: odseparowanej przestrzeni z jednej strony i przestrzeni doświadczenia z drugiej”6. Architekt mnich wywodzi architekturę z „pierwotnej rozbieżności między dwiema przestrzeniami – horyzontalnie zorientowaną przestrzenią naszego doświadczenia i wertykalnie orientowaną przestrzenią naturalną. Zaczyna się, gdy pionowe ściany dodamy do horyzontalnej powierzchni ziemi”7. Archetypiczne, prehistoryczne metody budowania wzmiankowane w tekstach van der Laana odwoływały się często do naturalnych wydzieleń: tworów skalnych, obwodów drzew.

Louis Kahn osadzał pokój (place of the mind), konstelację pokoi (society of the rooms), ulicę (też rodzaj pokoju), miasto, „pokoje” między drzewami, otwarty krajobraz, w kontekście „zamieszkiwania w pierwotnym rozumieniu tego słowa, sytuującym mieszkańców w uporządkowanym i zrozumiałym przestrzennym kontinuum”8.

Podobne rozważania prowadziły obu architektów do formułowania myśli i teorii dotyczących sekwencji, stopniowania, wyodrębniania miejsc o różnych skalach, charakterze, zagęszczeniu masywnych elementów materii budowlanej. Holenderski architekt za niepożądane uważał projektowanie pojedynczych granic budynków, dzielących totalnie rozumiane wnętrze i zewnętrze9. Łączył strefy obrzeżne porządkami krajobrazu przyrodniczego i budowli. Klasztory Rosenberg czy Mariavall, stojące na leśnych polanach, zaprojektował jako układy koncentrycznych stref. Zewnętrzne warstwy obwodów służą jako obszary buforowe, strefy poruszania się i visual fields – przedpole lasu, rozumiane jako kolejny obwód, półotwarta granica. Podlega tym samym proporcjonalnym rygorom projektowym, co przylegające do niego wnętrza czy dziedzińce, współtworzące ciągi precyzyjnie zaprojektowanych relacji i współzależności. Pomimo zamiłowania do rygoru ortogonalnej geometrii architekt dostosowywał kształt budowli do granic lasu bądź projektował układy zieleni w nawiązaniu do formy budowli.

Plany Kahna z lat 50. XX wieku są zestawami society of rooms (lub może bardziej society of houses) – kwadratowych pomieszczeń podpartych w narożach masywnymi słupami. Na rzutach Adler House czy De Voire House czarne kwadraty słupów są równie ważne jak pnie drzew, między które zostały wstawione, obie struktury mają podobny ciężar optyczny. Budowle charakterem nawiązują do archetypicznych domów fascynujących architekta, tych z tomu „0” lub „-1” historii architektury, czyli takich, które zawsze były i zawsze będą10.

Wątek ludzkich schronień pozostających jednocześnie częścią naturalnego krajobrazu, nierozłączności ich łączenia i wydzielania, pojawiał się w wyobrażeniach pierwotnych schronień Marca-Antoine’a Laugiera i Gottfrieda Sempera, w leśnych analogiach pierwowzorów gotyckich budowli sir Jamesa Halla11. Motyw wieloplanowych wnętrz zorganizowanych między grupami drzew eksplorowali teoretycy i praktykujący architekci, między innymi osiemnastowieczny pisarz i architekt Ribart de Chamoust, poszukiwacz „francuskich” porządków12. Karl Friedrich Schinkel w widokach z westybulu schodów Altes Museum odwoływał się do „krajobrazowych” skojarzeń górskiej doliny widzianej poprzez pnie wysokich drzew na skraju lasu13. Junya Ishigami zaprojektował kilka lat temu budynek uniwersyteckich warsztatów KAIT – wnętrza są wycięte jak polany w gąszczu cienkich słupów, a ich obrzeża mają kontynuację w pniach otaczającego sadu.

Wszyscy wspomniani architekci wzmacniali efekt „naturalnych” otwarć obrzeży jedynie delikatnymi motywami granic: plintami, stopniami, liniami gzymsów. Schinkel często przywoływał motywy lasu, dzikich krajobrazów – pojawiały się w wielu jego projektach, rysunkach i obrazach. Na Schinklowskiej idei „leśnego westybulu” Altes Museum wzorował się Louis Kahn. Zamiast kolumn w strefie wejścia Kimbell Art Museum umieścił grupę drzew. Wejścia do budowli przez ażur lasu pojawiały się w innych jego projektach i realizacjach, na przykład w Salk Institute.

Pnie drzew otaczają budowlę, wkraczają do środka, współgrają z układami kolumn czy słupów wypełniających otwarte obrzeżne wnętrza – to cechy rozpoznawcze skandynawskich mistrzów architektury XX wieku: Sigurda Lewerentza (między innymi zespół cmentarza leśnego w Sztokholmie), Sverre’a Fehna (pawilon w Wenecji), Jørna Utzona.

Granica domu zbieżna z obrzeżem lasu potrafi uwolnić relacyjne cechy nawet „zamkniętych”, autystycznych budynków. Słynny dom Charlesa i Ray Eamsów w Pacific Pallisades, pięknie zaprojektowany szklano-stalowy kontener, stoi na zboczu porośniętym eukaliptusowym lasem. Las i zadaszony taras – przedłużenie głównego pokoju – łagodzą stopień wyizolowania tego obiektu, tworzą rodzaj wielowarstwowego filtra, buforu o zmiennej przejrzystości i stopniu zamknięcia.

Sou Fujimoto i jego „sztuczny las”

Sou Fujimoto nazywa Tokio sztucznym lasem. Upatruje w architekturze cech jednocześnie separujących nas od otoczenia i z nim łączących. Stanowią o istocie lasu, z jego rozmaitymi gradacjami dostępności, warstwami otwartości, gęstości. Architektura Fujimoto dąży do zniesienia wielu dychotomicznych podziałów, w tym między dwoma archetypicznymi, „prymitywnymi” archetypami budowli: gniazda i jaskini14. Fujimoto analizuje zdolności adaptacji do życia w budowlach-drzewach i wśród drzew, wykorzystywanie istniejących form naturalnych, a jednocześnie świadome dostrajanie ich do zmieniających się potrzeb. W przyszłości ludzie będą kompilować archetypy groty, jaskini i drzew/lasu. Nowa architektura będzie czymś pośrednim między dziełem natury a sztucznie stworzonym obiektem. Wysiłki na rzecz stworzenia podobnych hybryd obserwujemy już dziś zarówno w tradycyjnym budownictwie, jak i współczesnym projektowaniu. Wiele typów budowli, niekoniecznie powstających w otoczeniu lasu, eksploruje motyw stopniowego zagłębiania się, odkrywania „zewnętrzności” i „wewnętrzności”, które tak frapują Fujimoto i podobnie myślących architektów…

Domy leśnych obrzeży?

Wielokierunkowe i wielowarstwowe sieci powiązań, otwarte czy półotwarte relacje, które (niestety, coraz rzadziej) zachodzą w strefie leśnych obrzeży, nie mają wiele wspólnego z oderwanymi od życia mechanizmami funkcjonowania większości współczesnych „zielonych” strategii planistycznych i budowlanych, działań podporządkowanych samonapędzającym się, technokratycznym metodom regulacji, organizacji i normom. Czy mamy jeszcze potencjał przeciwstawienia się od „kulturze oddzielenia”, linearnym, progresywnym koncepcjom ekonomicznym i technologicznym?

Architektura wykorzystująca wątki budownictwa peryferii lasów, organiczne motywy wieloplanowych granic, proponowana przez garstkę dawnych i współczesnych twórców, próbuje realizować strategie, które w cywilizacyjnych realiach bezwzględnie obowiązujących mierzalności i przyczynowości odnajdują się z trudem. Część znanych realizacji – choćby warsztaty KAIT Ishigamy – odwołuje się raczej do sugestywnych nastrojów, wrażeń wizualnych, haptycznych. Proponują wysublimowane formy naśladujące naturę. Wysokie technologie potrafią okiełznać dynamikę naturalnych procesów, uwięzić je w laboratoryjnie sterylnych, wyjałowionych, uzależnionych od mechaniki tworach. Biologiczne i fizyczne procesy łączące wegetację roślin, bytowanie zwierząt i ludzi, formy dostosowania i zorganizowania środowiska życia właściwe dla domów z pogranicza lasu, najczęściej są sprowadzane do estetycznego punktu odniesienia.

Logika budowli filtra, delikatnej granicy dwóch środowisk o różnym stopniu otwartości, czasami wykracza jednak poza bezpośrednie estetyczne doznania, a ich materialna forma nie jest jedynie skamieliną, wspomnieniem leśnej granicy. W przywoływanych budowlach Kahna czy Schinkla agenda architektoniczna znakomicie wspomaga wiele procesów naturalnych. W ostatnich tygodniach poruszenie wywołała informacja, że Schinklowskie Altes Museum znacznie przewyższa jakością energetyczną i klimatyczną muzealną budowlę wznoszoną obecnie z poszanowaniem współczesnych ekologicznych norm i zastosowaniem wyrafinowanych ekologicznych technik. Zawdzięcza to integralności półotwartych wnętrz, murowanej masie ścian i okien, kolumn, których funkcje i znaczenie wykraczają poza te zadeklarowane czy nawet pomyślane przez architekta.

Sytuacja osadnictwa na peryferiach lasu drastycznie zmienia znaczenie i sens, w miarę jak zmianie ulegają proporcje ilościowe między dwoma rodzajami domów: coraz mniej ich szuka schronienia – oparcia – na obrzeżach cywilizacji wyrąbanych w masywach leśnych polan, a coraz więcej wyrasta na bezkresnych otwartych terytoriach. Z morza lasów pozostały wyspy, a i te stale się kurczą. Naznaczone są produkcyjnym charakterem, otaczają je drogi serwisowe, pożarowe dukty, ogrodzenia arterii szybkiego ruchu, tablice ostrzegawczo-porządkowe, pikiety zielonych aktywistów, pasy działek rekreacyjnych. Degradacja, destrukcja, proces kurczenia się leśnych zasobów wywołują indywidualne i zbiorowe poczucie winy. Chcielibyśmy chronić las jako ekosystem, ale utrudniają nam to nasze estetyczne, romantyczne wyobrażenia i „aktualna wiedza techniczna”. Traktujemy go jak rezerwat, zasób muzealny. Wydaje się nam, że z wnętrz naszych budowli – twierdz, domów termosów, legitymujących się paszportami energetycznymi, ekologicznymi certyfikatami, tworzących archipelagi samotnych wysp – potrafimy wyznaczać konwencjonalne metody troszczenia się o niegdyś żywą, delikatną materię, dążeń do powrotu do pierwotnego, żywotnego zakorzenienia naszej egzystencji, ciągle się odradzającej, cyklicznej wegetacji, wyznaczać uśrednione standardy komfortu życia.

Na przeciwległym biegunie zawsze sytuowały się strategie dostosowania, typowe dla ludzi żyjących z dala od obszarów cywilizacyjnych. Na obszarach leśnych obrzeży zrodziły się działania półotwarte – trzecia, jakże inspirująca droga. Miały wpływ na inne strefy osadnictwa. Warto o tym pamiętać, nawet jeśli bez wspomagania w postaci cywilizacyjnych narzędzi większość z nas zapewne nie umiałaby się odnaleźć w jakimkolwiek środowisku naturalnym, niekoniecznie leśnych peryferii. Ba, nie umiałaby sobie wyobrazić, że można do takiego trafić.