Wysiadamy z autobusu na parkingu przed bramą. Po wizycie na portierni, wpisaniu się na listę odwiedzających (mieszkańcy posługują się identyfikatorami) i przekroczeniu furtki osiedla, trafiamy do przestrzeni publicznej zajętej głównie przez młodych ludzi grających na smartfonach lub rozmawiających przez nie. Kolejka do pralni, ruch przy sklepie, ciagle zajęta administratorka rozwiązująca kolejne problemy zgłaszane przez mieszkańców. Centralna oś osiedla z placem na planie okręgu to tętniąca życiem miejska ulica, po której przechadzają się głównie 20- i 30-latkowie. Kawałek dalej dzieci bawią się na dmuchanym zamku, inne z biegającym za piłką jamnikiem jednego z gości. Szczególny gwar dobiega z placu zabaw, na który składają się specjalnie zaprojektowane drewniane zabawki, w bezpośrednim sąsiedztwie parterowego pawilonu przedszkola i szkoły. Jest też niewielka przychodnia osiedlowa. Naprzeciwko podjechał właśnie foodtruck z Brighton, serwujący sałaty, hummus, szukszukę i inne, głównie wegetariańskie dania. Przemierzając kwartał co kilka metrów słyszymy „Hey! Hello! How are you?”, rzadziej „Bonjour!” i „Ça va?”. Przydomowe i społecznościowe ogródki przygotowywane są powoli do nowego sezonu, a część mieszkańców zebrała się przy osiedlowym punkcie informacji na spotkaniu z zaproszonym prawnikiem.

Coś jednak do tego opisu, wydawać by się mogło przeciętnego, europejskiego osiedla, nie pasuje. Nie znajdziemy tu apartamentowców z przestronnymi tarasami. Krajobraz zdominowany jest przez drewniane baraki z mniej lub bardziej udanymi modyfikacjami. Gdy przez chwilę popada deszcz, wszyscy grzęźniemy w kałużach i błocie, wciąż słyszymy pisk kół pociągów towarowych na torach stanowiących barierę od południa i szum samochodów na autostradzie ograniczającej teren od północy. Co chwilę potykamy się o śmieci, gospodarka odpadami kuleje. Identyfikatory, dzięki którym mieszkańcy dostają się na teren, to nie magnetyczne karty czy breloczki tylko żółte opaski na rękę, których nie można tak po prostu zdjąć. Rozmawiający przez telefon najprawdopodobniej dzwonią do swojej rodziny na Bliskim Wschodzie, sklep to nie osiedlowa żabka tylko punkt dystrybucji paliwa do ogrzewania. Administratorka osiedla pewnie właśnie po raz kolejny tłumaczy, dlaczego proszący nie ma szans na otrzymanie śpiwora. Zebranie w punkcie informacyjnym ma dać mieszkającym tu osobom podstawową wiedzę na temat tego, w jaki sposób się stąd (legalnie) wydostać.

Bo na pierwszy rzut oka zwyczajny, tętniący życiem fragment miasta to tak naprawdę pierwszy we Francji obóz humanitarny w niewielkim, niespełna 25-tysięcznym Grande-Synthe na przedmieściach Dunkierki. To tutaj mniej więcej 2000 osób czeka na zalegalizowanie pobytu w kraju lub możliwość ucieczki do Wielkiej Brytanii, która dla wielu jest ostatnią nadzieją. Czas ich pobytu w obozie waha się zwykle od kilku tygodni do kilkunastu miesięcy. Takie miejsce wymaga urbanistyki i architektury, która odpowiada na zupełnie inne potrzeby niż komercyjne realizacje, powstaje przy nieporównywalnie mniejszym budżecie i w bardzo krótkim czasie.

OBÓZ IDEALNY?

W oparciu o wieloletnie doświadczenia organizacji pozarządowych i UN Habitat (Program Narodów Zjednoczonych ds. Osiedli Ludzkich) w ostatnich latach wiele powstało praktycznych dokumentów zawierających opisy dobrych praktyk i szczegółowe instrukcje, pozwalające na planowanie i budowę obozów humanitarnych w warunkach nagłej potrzeby. Jednym z najważniejszych jest opracowany przez międzynarodową sieć organizacji humanitarnych w ramach projektu SPHERE zestaw instrukcji1, stale aktualizowany od pierwszego wydania w 1997 roku. Zawarto w nim wytyczne dotyczące organizacji przestrzeni obozów, spośród których najważniejszą jest minimalna powierzchnia przypadająca na jednego mieszkańca. W 2007 roku UNHCR (Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców) opublikowało swój Emergency Handbook2, zawierający regulacje dotyczące projektowania obozów uwzględniające parametry jednostek mieszkalnych, odległości między nimi, przestrzeni wspólnych i infrastruktury.

Jedną z realizacji, często przedstawianą jako rozwiązanie modelowe, jest obóz w Kilis. Zbudowany i zarządzany samodzielnie przez władze Turcji, został pomyślany na wzór miasta, zarówno od strony urbanistycznej, jak i architektonicznej. Tradycyjnej obozowej infrastrukturze nadano formę miejskich usług – supermarket zastąpił punkt dystrybucji żywności, kuchnie zlokalizowano bezpośrednio przy kontenerach mieszkalnych, odbywają się wybory przedstawicieli poszczególnych części obozu reprezentujących jego mieszkańców, którzy z kolei mogą prowadzić niewielką działalność gospodarczą na jego terenie. Mac McClelland w swoim artykule dla „The New York Times’a”, zatytułowanym wprost „Jak zbudować perfekcyjny obóz dla uchodźców”, przytoczył nawet wypowiedź anonimowego polskiego dyplomaty, który stwierdza, że „jest to najprzyjemniejszy obóz na świecie”3. Jednocześnie obóz w Kilis jest miejscem wyjątkowo chronionym, a jego mieszkańcy są poddawani ciągłej kontroli. Utylitarna architektura standardowych kontenerów nie pozwala na ich adaptację do zmieniających się potrzeb mieszkańców ani wprowadzenie bardziej indywidualnej, wynikającej z kultury dyspozycji przestrzennej czy dekoracji, które pozwalałyby na identyfikowanie się z nowym, tymczasowym miejscem zamieszkania.


[1.] The Sphere Handbook: Humanitarian Charter and Minimum Standards in Humanitarian Response, http://www.sphereproject.org/handbook/ (dostęp: 5 marca 2017).
[2.] Zob. https://emergency.unhcr.org (dostęp: 5 marca 2017).
[3.] M. McClelland, How to Build a Perfect Refugee Camp, „The New York Times”, 13 lutego 2014, zob. https://www.nytimes.com/2014/02/16/magazine/ how-to-build-a-perfect-refugee-camp.html (dostęp: 5 marca 2017).

Kwestie te, przemilczane w tureckim „idealnym obozie”, są szczególnie istotne w toczącej się od kilku lat debacie nad rolą architektów, architektury i urbanistyki w procesie przyjmowania uchodźców, ale przede wszytkim tego, w jaki sposób można kreować warunki do ich integracji z lokalną społecznością. Część z przybywających do Europy migrantów zostanie tu na stałe, obozy powinny być więc planowane w sposób umożliwiający włączenie się ich mieszkańców w życie lokalnych społeczności, ale też zapewniający dostępność do obozów dotychczasowym mieszkańcom miast. Architektonicznych i urbanistycznych odpowiedzi na te problemy starali się udzielić w trakcie ostatniego Biennale Architektury w Wenecji kuratorzy kilku pawilonów. Była to przede wszytkim ekspozycja Making Heimat w Pawilonie Niemiec, prezentująca doświadczenia tego kraju w realizacji projektów integrujących migrantów, oraz wystawa w Pawilonie Holenderskim BLUE: Architecture of UN Peacekeeping Missions, prezentująca realizacje obozów ONZ w Afryce, które mają się stawać intergalnymi częściami miast. Strategii na to, w jaki sposób planować obóz i jego ciągłe modyfikacje, aby w przyszłości mógł stać się jednym z kwartałów miasta, a jego mieszkańcy, którzy zdecydują się na pozostanie, częścią lokalnej społeczności, szukają także władze Grande-Synthe.

BASROCH

W pierwszych miesiącach napływu uchodźców, miejsca, w których przybywający do Grande- -Synthe rozbijali swoje obozy, były przypadkowe i skoncentrowane głównie w miejskich parkach. Zostali oni jednak wypchnięci z centrum miasta na obszar Basroch, zielony i silnie zadrzewiony teren na peryferiach, przeznaczony pod budowę ekokwartału. Pod prowizoryczny obóz przeznaczono najmniej zalesiony, usytuowany centralnie obszar, służący do tej pory celom rekreacyjnym i wyposażony w kontener magazynowy, który został oddany do dyspozycji nowych mieszkańców. W 2012 roku władze lokalne zdecydowały o pierwszej interwencji w obozie – budowie ośmiu baraków mieszkalnych, wyposażonych w ogrzewanie, wentylację oraz piętrowe łóżka. W ciągu kolejnych trzech lat zdemontowano dwa z ośmiu baraków, a uchodźcy na własną rękę dostosowali istniejący wcześniej kontener do potrzeb mieszkaniowych. Wokół budynków rozrastało się miasteczko namiotowe z trudną do określenia liczbą mieszkańców. W związku z przedłużającymi się konfliktami na Bliskim Wschodzie i borykającymi się z problemami przeludnienia obozami zlokalizowanymi w Calais, liczba osób zamieszkujących Basroch wzrosła w ciągu 2015 roku z około 50 w czerwcu do 2500 osób w grudniu4. Tak znaczny skok liczby ludności spowodował nie tylko degradację samego terenu, ale także wzrost liczby aktów przemocy i nasilenie aktywności gangów przemytników organizujących nielegalne transporty do Wielkiej Brytanii. Rada Miasta w odpowiedzi na problem przeludnienia zainstalowała na terenie obozu węzły sanitarne. Swoją działalność rozpoczęli tu też Lekarze bez Garnic, odpowiadający za dystrybucję żywności, lekarstw i odzieży.

LA LINIERE

Na początku 2016 roku ruszyły prace nad planowaniem pierwszego we Francji obozu humanitarnego, za którego organizację odpowiedzialne było Merostwo Grande-Synthe oraz MSF. W związku z przeludnieniem obozu w Basroch i trwającą zimą, etap projektowania obozu został ograniczony w czasie do minimum – planowane otwarcie przeznaczonego dla 2500 osób obozu nastąpić miało w styczniu 2016 roku. Merostwo do udziału w pracach nad planem obozu zaprosiło organizacje pozarządowe zajmujące się problemami uchodźców i działające w obozach, między innymi w Calais. Wśród nich znalazły się trzy organizacje humanitarne z Wielkiej Brytanii i tylko jedna francuska (Actes et Cités), która jednocześnie jako jedyna zatrudniała architektów. Zaprezentowany przez MSF projekt obozu przewidywał jego budowę w dwóch etapach – pierwszy z nich planowano zakończyć w marcu i wówczas miało w nim zamieszkać 1500 uchodźców. Projekt spotkał się jednak z krytyką części organizacji, zwracano uwagę między innymi na zbyt dużą gęstość, podporządkowanie struktury przestrzennej możliwości kontroli oraz typowo obozową, regularną organizację przestrzenną. Każde z zaangażowanych w proces stowarzyszeń miało zająć się realizacją konkretnych części założenia – infrastruktury saintarnej, budowy kuchni społecznościowych, pawilonów medycznych, szkoły. Za koordynację wszystkich prac projektowych i budowę odpowiadać miało stowarzyszenie Actes et Cités, które rozpoczęło także prace nad alternatywnym projektem zagospodarowania obozu.

Do najbardziej kosztownych etapów budowy należały przeprowadzone przez władze miasta wyrównanie terenu, budowa drogi i oświetlenia. Położone na wybrzeżu Grande-Synthe nie dysponowało gotowym terenem budowlanym, a jedynie narażonymi na zalanie polderami. Wybrano podłużny obszar między autostradą a torami kolejowymi, znajdujący się stosunkowo niedaleko centrum. Jego głównym problemem okazało się jednak odizolowanie od miasta i wynikająca z otaczającej infrastruktury trudność w pokonaniu pieszo niewielkiej odległości.

NIE-OBÓZ

Głównym założeniem planowanych zmian w koncepcji obozu było zaproponowanie rozwiązań, które pozwoliłyby na nadanie mu formy jak najbliższej miejskiemu kwartałowi i tym samym postrzeganie go jako części miasta. Zespół architektów zaprojektował zgrupowanie jednostek mieszkaniowych w enklawy wokół kameralnych przestrzeni publicznych. Ich kształt i skala zostały opracowane przy wykorzystaniu wyników badań przeprowadzonych w Calais przez Actes et Cités i studentów Ecole Nationale Supérieure d’Architecture de Paris-Belleville, których przedmiotem były konstruowane oddolnie przez uchodźców obozowiska złożone z namiotów i prowizorycznych konstrukcji, a które wynikały z tradycyjnych form organizacji przestrzeni w krajach, z których pochodzili.

Przygotowano plan obozu, gdzie odgórna kontrola i sztywny układ namiotów/baraków zostały ograniczone na rzecz organizacji bazującej na mikrokwartałach i kolektywnej kontroli przestrzeni przez jej mieszkańców, która jednocześnie pozwalała na zachowanie intymności i poczucia prywatności. Zaplanowane zostały również większe przestrzenie publiczne, wokół których rozlokowano najważniejsze funkcje służące całemu obozowi. W trakcie prac realizacyjnych zrezygnowano jednak z części opracowanych wzorców organizacji mikrokwartałów na rzecz większej powtarzalności i mniejszej gęstości, co z kolei zaskutkowało wytworzeniem się przestrzeni „pomiędzy” pozbawionych funkcji i powoli zamieniających się w śmietniki.

Projekt domków/schronień również oparto na wcześniej stosowanych przez MSF rozwiązaniach w obozach w Calais. Przeznaczone dla czterech osób budynki na rzucie o wymiarach około 2 × 4 m wykonano w konstrukcji drewnianej z metalowym dachem i wyniesieniem kilkadziesiąt centymetrów ponad poziom gruntu, by zapewnić odpowiednią izolację i przewietrzanie. Wprowadzono także znaczne modyfikacje wynikające z doświadczeń eksploatacyjnych – uproszczono konstrukcję dachu, zastosowano podparcie na bloczkach betonowych, dodano wentylację oraz okna z poliwęglanu. Nie są to jednak wciąż konstrukcje idealne. Ogrzewane piecykami wnętrza są słabo izolowane, dodawane przez mieszkańców uszczelnienia i brak przewietrzania skutkuje niebezpieczeństwem zatrucia spalinami. Jednopołaciowe dachy i zbyt małe okapy stały się przyczynami zacieków i zawilgoceń.

Prosta drewniana konstrukcja i urbanistyka obozu pozwalają na liczne ingerencje w architekturę jednostek. Od pierwszych dni funkcjonowania obozu jego mieszkańcy w ramach istniejących możliwości materiałowych i przy pomocy organizacji humanitarnych (przede wszystkim stowarzyszenia Utopia 56) rozbudowywali swoje domy o pomieszczenia magazynowe, przedsionki i indywidualne kuchnie. Te ostatnie są dziś niemal we wszystkich obiektach zajmowanych przez większe rodziny z dziećmi. Niestety w związku z powszechnie panującym przeświadczeniem, że do obozów trafiają głównie samotni młodzi mężczyźni, są one projektowane właśnie z myślą o nich, a nie dzieciach czy rodzinach. O tym, w jaki sposób mieszkańcy radzą sobie z nieprzystosowaniem architektury do ich potrzeb, można się bardzo łatwo przekonać – odwiedzając ich domki. Po krótkiej rozmowie nie jest trudno zostać zaproszonym na herbatę, a taka wizyta i rozmowa z całą rodziną zupełnie zmienia postrzeganie żyjących w obozie osób. Bo o ile w przestrzeniach publicznych (może poza otoczeniem szkoły i pawilonu dla kobiet) dominują młodzi mężczyźni, o tyle w domach w ciągu dnia spotkać można przede wszystkim kobiety. Rodzina Kurdów z Iraku, którą odwiedziłem, mieszkała w obozie od dwóch miesięcy. Złożona z ojca, byłego policjanta, który w obawie przed mafią nie może wrócić do Iraku, matki zajmującej się domem i czwórki małych dzieci, z których dwójka większość swojego dzieciństwa spędziła w obozie, oczekiwała w Grande- Synthe na okazję, by dostać się do Wielkiej Brytanii (we Francji odmówiono im przyznania azylu), gdzie czekają na nich przyjaciele. W ciągu krótkiego czasu powiększyli oni swój domek o dwa pomieszczenia – kuchnię ze spiżarnią, która jest także sypialnią ojca i pomieszczenie magazynowe, niestety w związku z brakami materiałowymi wilgotne i pełne przeciągów, dodatkowo zaizolowali główne pomieszczenie będące pokojem dziennym i sypialnią matki z dziećmi. Wewnątrz takiego domu jest przede wszystkim ciemno – obudowana ze wszystkich stron konstrukcja została pozbawiona początkowo umieszczonych tam okien (światło dzienne wpada jedynie do aneksu kuchennego). Problem ten rodzina rozwiązała podciągając wraz z sąsiadami prąd z pobliskiej kuchni. Pozwala im to też na ładowanie telefonów na miejscu, a dzieciom na zabawę na iPadzie. Często posiadanie przez uchodźców urządzeń tego typu prezentowane jest jako zarzut i dowód na to, że nie potrzebują pomocy, skoro stać ich na drogą elektronikę. Tyle że to nie pieniądze są dla nich problemem. Po krótkiej wizycie w obozie można się przekonać, że uchodźcy są w większości dobrze wykształceni, chcą być w kontakcie z rodziną, która nie mogła opuścić ojczyzny. Najzwyklejsza w świecie rodzina wywodząca się z klasy średniej, porządnie ubrana, zadbana i ze wszystkimi niezbędnymi gadżetami współczesnego obywatela zachodu. Różni ich jedynie to, że mieszkają w drewnianych barakach w obozie.

Część mieszkańców postanowiła także łączyć swoje domy z sąsiadami, budując pomiędzy nimi zadaszenia i przepierzenia i wydzielając wspólną przestrzeń magazynową, dzienną i jadalnianą. Częstym zabiegiem jest dodawanie izolacji przeciwwodnej i instalacji elektrycznej. Równie widoczną co zmiany konstrukcyjne ingerencją w oryginalny plan obozu są wszelkiego rodzaju dekoracje i napisy na budynkach, nadające im odrębny charakter. Zaznaczają one także obecność różnych narodowości na terenie obozu (największą grupę mieszkańców stanowią tu Kurdowie).

To, co jednak świadczy o jakości architektonicznej i urbanistycznej obozu w Grande-Synthe najlepiej, to przestrzenie i budynki publiczne, wznoszone przez organizacje społeczne odpowiadające za poszczególne obszary funkcjonowania La Liniere. Zaraz po wejściu do obozu natrafiamy na obszerną, zadaszoną przestrzeń publiczną ze stołami, oświetleniem i dziesiątkami gniazdek elektrycznych. To tutaj mieszkańcy obozu nieposiadający dostępu do elektryczności we własnych domkach mogą naładować w ciągu dnia baterie w telefonach. Jednocześnie miejsce to służy raz w tygodniu jako targowisko i punkt dystrybucji towarów. Obok znajdują się też magazyny organizacji humanitarnych, pralnia, miejsce dystrybucji paliwa do ogrzewania, biura i szpital obozowy. W dalszej części strefy wejściowej wyznaczono plac wokół którego rozlokowane były czasowo duże namioty noclegowe. Obecnie znajdują się tam toalety, wspólna kuchnia z salą jadalną (w związku z przeludnieniem obozu wszystkie jadalnie są także miejscami noclegowymi) oraz wykonany przez mieszkańców prowizoryczny meczet – miejsce modlitwy w formie wyrównanego placu z wyraźnie zaznaczoną granicą. Zgodnie z zasadami działania organizacji humanitarnych i władz odpowiedzialnych za obóz, miejsca kultu mogą być konstruowane jedynie przez mieszkańców bądź w wyniku zewnętrznej pomocy, nigdy jednak przez stowarzyszenia zajmujące się na co dzień funkcjonowaniem obozu. Lokalizacja meczetu wydaje się jednak nietrafiona, wcześniej nie przewidziano odpowiedniego miejsca, znajduje się więc w sąsiedztwie wspólnych toalet (co budzi zastrzeżenia na tle kulturowym). To niedociągnięce dziwi szczególnie w kontekście badań prowadzonych wcześniej w Calais, gdzie uchodźcy zawsze starali się budować prowizoryczne kościoły (np. erytrejski kościół w obozie Tioxide) i meczety w centrum swoich obozów.

Kolejną strefą publiczną, położoną już bliżej „kwartałów” mieszkaniowych, jest kuchnia i pawilon z foodtruckiem, gdzie dystrybuowane są przygotowywane wspólnie przez uchodźców i wolontariuszy posiłki. Obok nich zlokalizowany jest tzw. Freeshop, uchodźcy i wolontariusze mogą się tu zaopatrzyć w karty telefoniczne czy papierosy. Jego istnienie jest ważne nie tylko z czysto funkcjonalnego punktu widzenia – stanowi on także ważny element aktywizujący mieszkańców i daje możliwość pracy wewnątrz obozu. Pozbawieni prawa do pracy poza nim, migranci mogą być angażowani jedynie do niewielkich prac w jego granicach. To z kolei pozwala na zagospodarowanie wolnego czasu i organiczenie ewentualnych aktów przemocy wynikających z wewnętrznych napięć, konfliktów i aktywności grup przemytników.

Na terenie obozu znajdują się jeszcze trzy kuchnie społecznościowe o identycznej konstrukcji, w tym jedna przeznaczona tylko dla kobiet z dziećmi. W centralnej części założenia został zlokalizowany punkt informacyjny, gdzie mieszkańcy mogą uzyskać porady prawne oraz wypełnić wnioski o przyznanie azylu. Sąsiaduje z nimi modułowa klinika Lekarzy bez Granic. W dalszej części zorganizowano obszerny plac zabaw, który sąsiaduje z centrum edukacyjnym (ze względów formalnych nie nazywanym szkołą). W parterowym pawilonie prowadzone są całodzienne zajęcia dla dzieci. Dorośli mogą skorzystać z kursów języka francuskiego i angielskiego.

Niezwykle istotną częścią procesu budowy każdego z wyżej wymienionych obiektów było zaangażowanie w prace mieszkańców obozu. W ten sposób budowane jest poczucie solidarności i współodpowiedzialności za przestrzeń La Liniere.

KWARTAŁ HUMANITARNY

To, co przede wszystkim wywołuje pytania o przyszłość obozu w Grande-Synthe i plany miasta związane z terenem, na którym się znajduje, to fakt, że jego funkcjonowanie nie jest dokładnie ograniczone czasowo. Finansowanie obozu i zgody na jego dalsze działanie są wydawane przez rząd na bieżąco bez jasnych deklaracji co do przyszłości jego mieszkańców w dłuższej perspektywie (obóz ma zapewnione finansowanie do końca września 2017 roku5). Krok po kroku La Liniere staje się jedną z peryferyjnych dzielnic miasta. Specjalnie na potrzeby jego mieszkańców zaplanowano wydłużenie linii autobusów miejskich i utworzenie nowych przystanków. To, co także wyróżnia obóz w Grande-Synthe od innych we Francji, to fakt, że władze miasta dały jego mieszkańcom pełne prawo do korzystania z infrastruktury społecznej, w tym szkół i przedszkoli, do których dzieci dowożone są autobusem. Mogą także bezpłatnie korzystać z usług medycznych zapewnianych przez związek gmin regionu Dunkierki. Niestety w związku z nie do końca jasnym statusem przebywających w obozie osób i ograniczonymi funduszami na jego funkcjonowanie, również dostęp do usług publicznych jest ograniczony. Na terenie obozu udało mi się porozmawiać z 24-latkiem z Iranu, którego ojciec po złamaniu nogi był leczony w pobliskim szpitalu. Samo dostanie się do lekarza i zabiegi nie wiązały się z żadnymi problemami formalnymi, jednak pacjenci z La Liniere są zwykle wypisywani i kierowani z powrotem do obozu tak szybko jak to tylko możliwe – obozu, który nie do końca jest przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych czy choćby chwilowo mających problemy z poruszaniem się. W tym konkretnie przypadku wiązało się to z tym, że ojciec z synem zostali unieruchomieni w obozie na kolejne tygodnie lub miesiące rekonwalescencji, bez szans na podjęcie pracy czy staranie się o przeniesienie.

Zamieszkujący La Liniere uchodźcy starają się także uczestniczyć w życiu miasta – występ grupy muzyków z obozu na dorocznej Fete de la musique był jednym z bardziej widocznych przykładów takiego działania. Wystarczy zresztą krótki spacer po mieście i rozmowa z przypadkowo napotkanymi przechodniami, aby przekonać się że odkąd merostwo zaczęło inwestować w jakość życia uchodźców, także mieszkańcy znacząco zmienili swoje nastawienie. Większość z nich akceptuje obecność nowego obozu i nie zauważa problemów czy wzrostu przestęczości związanych z jego funkcjonowaniem. Mieszkańcy w rozmowach zwracają także uwagę na to, co można też łatwo zaobserwować na terenie samego La Liniere, czyli otwartość mieszkających tam osób – mimo że większość z nich nie mówi po francusku, starają się przełamywać barierę pierwszego kontaktu, witać z napotkanymi mieszkańcami i wchodzić w drobne interakcje, angażować w krótkie rozmowy. Taki bezpośredni kontakt buduje zupełnie inny obraz „typowego” uchodźcy niż ten prezentowany przez władze czy, przede wszystkim, służby porządkowe. W rozmowach z policjantami na pierwszy plan zawsze wychodzą problemy związane z kradzieżami czy aktami wandalizmu, mimo że dotyczą one nieaktualnej już sytuacji, kiedy obóz znajdował się w Basroch. Język, jakim posługują się przedstawiciele policji, mówiąc o uchodźcach, jest formalny i odhumanizowany, dominują określenia „migranci” i „oni”, nie omawiają przyczyn działania, skupiając się jedynie na konsekwencjach.

Prognozy dotyczące liczby mieszkańców obozu mówią o planowanym wzroście z 1500 do 2500 w przeciągu roku, a następnie odpływie uchodźców i ustabilizowaniu się w 2021 roku ich liczby na poziomie 500 osób. Pytanie brzmi: jak zmieni się charakter tego miejsca w tym czasie i jakie znaczenie będzie miało dla funkcjonowania całego miasta. Celem powinno więc być przejście od postrzegania obozu przez pryzmat tymczasowości do perspektywy długiego rozwoju i wpisania go w strategię rozwoju miasta jako kwartału otwartego. Przebywanie w tego typu miejscu jest doświadczeniem niezwykle trudnym dla jego mieszkańców, szczególnie dla dzieci. I o ile wysiłki zmierzające ku integracji uchodźców ze społeczeństwem powinny przynieść możliwość jak najszybszego opuszczenia obozu, to w obecnych warunkach opuszczone miejsce bardzo szybko znajdzie nowych lokatorów. W przeciwieństwie do tradycyjnych dzielnic, populacja wymienia się tu w szybkim tempie, co z kolei utrwala istnienie obozu. Taka sytuacja wymaga zaś odpowiednich rozwiązań urbanistycznych i architektonicznych, które zapewnią wysoką jakość przestrzeni oraz integrację obozu z miastem.

MIĘDZY OBOZEM A KWARTAŁEM

Pomimo wykonanej wielkiej pracy badawczej i projektowej przez wszystkie zaangażowane w budowę obozu organizacje i instytucje, jego obecna forma daleka jest jeszcze od celu, czyli wtopienia się w tkankę miasta. Uderzająca jest różnica w formie La Liniere i nieistniejącego już obozu CAP (Centre d’Accueil Provisoire)6 zbudowanego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Calais, a złożonego z powtarzalnych kontenerów ustawionych w równych rzędach, otoczonego wysokim ogrodzeniem z kontrolą dostępu. W Grande-Synthe nie ma co prawda ogrodzenia, natomiast sama lokalizacja sprawia, że miejsce jest odizolowane od reszty miasta – otoczone torami kolejowymi, autostradą i kanałem, dostępne jest tylko z jednej strony. Kontrola wejścia na teren obozu nie jest restrykcyjna, ale istnieje, podkreślając tym samym jego wyłączony z tkanki miasta status. Rozbita skala obozu, jego układ urbanistyczny złożony z sekwencji mniejszych, wspólnych podwórek oraz całkowita dowolność w dostosowywaniu jednostek mieszkaniowych do własnych potrzeb daje mieszkańcom prawo do kształtowania jego wizerunku i tożsamości, wyrażania swoich poglądów na ścianach domów czy zakładania własnych ogrodów warzywnych.

Od zwykłego kwartału miejskiego obóz różni się także stałą kontrolą jego mieszkańców, byciem na widoku i nigdy w odosobnieniu – co jest trwale wpisane w jego założenia. Jest to oczywiście niezbędne do zachowania porządku publicznego, wiedza o liczbie przebywających na terenie osób jest konieczna dla zapewnienia odpowiednich zapasów żywności czy odzieży, ale także ten pozytywny cel kontroli odciska stały ślad na architekturze, urbanistyce, a ostatecznie życiu mieszkańców obozu.

Przed władzami Grande-Synthe i zaangażowanymi w budowę obozu stowarzyszeniami stoi teraz nowe wyzwanie. Wraz z decyzją o budowie pierwszego we Francji obozu humanitarnego, władze rozpoczęły projekt badawczy i wprowadziły do strategii rozwoju miasta koncepcję „Miasta otwartego/przyjaznego” (fr. Ville accueillante). Od tego czasu planowanie rozwoju Grande-Synthe uwzględnia również kwestie obecności uchodźców, potrzeby zapewnienia im godnych warunków życia i integracji. Prowadzone badania mają dać odpowiedź na pytanie, w jaki sposób urbanistyka i architektura mogą nie tylko w dalszym ciągu oswajać i rozmywać wizerunek obozu poprzez realizację bardziej humanitarnych rozwiązań, ale przede wszystkim mają pomóc znaleźć alternatywny model funkcjonowania i formę dla kwartału otwartego, w którym uchodźcy nie będą jedynie tymczasowymi lokatorami, lecz także częścią lokalnej społeczności.