„Ukrainki i Ukraińcy są znakomici w samoorganizacji, lecz samorządność pod wieloma względami ich przerasta” – uważa artysta Łeo Trocenko. Charakter tego narodu odnotowują nawet ludowe przysłowia: „Gdzie dwóch Ukraińców, tam trzech hetmanów”, „Wszyscy Kozacy atamanami”. Może stąd wynikają kłopoty w negocjowaniu stabilnych instytucji i administracji państwowej. „Nie mamy nic do stracenia oprócz naszych Majdanów” – brzmiał tytuł piątego numeru „Krytyki Politycznej” z 2016 roku. Paradoksalna cecha dotycząca (nie)umiejętności współpracy znacząco zdefiniowała ukraiński opór wobec rosyjskiej agresji w fazie pełnowymiarowej wojny w 2022 roku. Wcześniejsze potencjalne przeszkody w rozwoju lub konsekwencje kryzysu nagle objawiły się jako zbiorowe działania dla uratowania wspólnej przestrzeni. Wymusiły również zaktualizowanie wszystkich dotychczasowych rozważań o wspólnym życiu.

Już w pierwszych dniach po 24 lutego w całej Ukrainie powstały niezliczone inicjatywy obywatelskie – od fundacji założonych przez osoby cieszące się zaufaniem publicznym po mobilne oddziały pomocy humanitarnej. Artyści Witalij Kochan i Ołeh Kałasznik, w czasach pokoju niezbyt wyrywni do podejmowania szybkich działań, zajęli się dowozem podstawowych artykułów pierwszej potrzeby do trudno dostępnych dzielnic Charkowa, a robili to pod chaotycznym ostrzałem artylerii. We Lwowie samozorganizowana inicjatywa Kukhnia gotowała dla uchodźców wewnętrznych, którzy wypełnili plac dworcowy. Później rozszerzyła działalność na cztery schroniska dla osób przesiedlonych. Przez siedem dni w tygodniu karmiła około stu dwudziestu osób, głównie wegetariańskimi posiłkami z kategorii damn good food. Ekipa galerii sztuki współczesnej Asortymentna kimnata w Iwano-Frankiwsku zaangażowała się w ewakuację dzieł sztuki z zagrożonych terytoriów, z inicjatywy artystki i kuratorki Łesi Chomenko zorganizowała też rezydencję dla artystek i artystów, którzy pozostali w kraju. Powstałe w jej trakcie prace i zapisane refleksje podróżowały po Europie jako jedna z możliwych form dyplomacji artystycznej czasów wojny.

Powyższe inicjatywy są wyjątkowe, a jednocześnie powtarzają się w nich pewne wzorce interakcji. Skala działań waha się od jednego samochodu i jednej zrzutki do dziesiątek tysięcy wolontariuszy, którzy do dziś nieustannie przemieszczają się między targowiskami i aptekami, wsiami i dużymi miastami, strefami względnego spokoju i strefami walki. W stosunkowo krótkim czasie trzydziestu lat od odzyskania niepodległości samoorganizacja w Ukrainie osiągnęła szczytowy poziom wzajemnego zaufania. Jeszcze niedawno ten scenariusz nie wydawał się oczywisty.

Napiszę o artystkach i artystach, których inwazja zaskoczyła w Charkowie, Kijowie albo we Lwowie. Musieli zarzucić wszelkie dotychczasowe praktyki artystyczne i wypracować nowe, adekwatne do okoliczności wojennych. W sieci upowszechniły się pamiętniki. Realizowały potrzebę utrwalania wspomnień i emocji, a zarazem zrozumienia od środka, co się dzieje – jakim sposobem rzeczy do niedawna pewne albo, wręcz przeciwnie, niemożliwe zamieniły się miejscami. Spróbuję także utrwalić słowami wydarzenia sprzed roku, wciąż nieodległe. Wciąż nas dotyczą, a w tym czasie za ich sprawą kilka razy staliśmy się nowymi ludźmi. To właściwy moment, by przyjrzeć się poprzednim wersjom siebie – z dystansu, ale niezbyt odległego.

Plac miejski pod ziemią. Mykoła Kołomijec i studio Aza Nizi Maza

Pełnowymiarowa wojna nadała nieprzewidywalny kształt pomysłom i sprawiła, że ziściły się sny. Artysta Wasyl Hrublak od wielu lat interesował się problemem zanieczyszczenia światłem w dużych miastach, zwłaszcza w Kijowie. Ataki na infrastrukturę krytyczną w okresie jesienno-zimowym na przełomie 2022 i 2023 roku dobitnie pokazały, jak wygląda życie przy mniejszym zużyciu zasobów energetycznych – sposobów na przetrwanie jest wiele. Blackout stał się odwrotną stroną projektu świadomej konsumpcji. Artysta Nikita Kadan pracuje z tematem pamięci i ruinami kultury. W 2021 roku opowiadał o swoim koszmarze z  postapokaliptycznym światem. W tamtym śnie Kadan nie doświadczył armagedonu, borykał się tylko z jego skutkami. Pod koniec lutego 2022 roku znalazł się w epicentrum upadku dotychczasowej rzeczywistości. Przez pierwsze tygodnie relacjonował na Instagramie swoje powolne przemieszczanie się po oblężonym Kijowie. Mykoła Kołomijec w młodości odbył praktyki studenckie w Teodozji – wykonywał malowidła ścienne w kościołach. W strasznym śnie opat pochwalił jego pracę, ale sugerował, że należy wykonać jeszcze jedno zadanie – pokryć freskami ściany w ogromnych katakumbach, które przypominały gigantyczną stację metra. W marcu 2022 roku, gdy wojska rosyjskie próbowały zdobyć Charków, Kołomijec naprawdę urządził sobie tymczasową pracownię na stacji metra Muzeum Historyczne.

Studio artystyczne Aza Nizi Maza, znane w Ukrainie przede wszystkim z pracy z dziećmi i młodzieżą, powstało w Charkowie w 2012 roku. Założyciele urządzili sobie pracownie w suterenach kamienic przy spokojnej ulicy Wejście Puszkina. Jeśli wziąć pod uwagę ruch przeciwko imperialnym toponimom, obecnie tę ulicę należałoby nazwać Wejście Jakiegoś Ukraińskiego Poety. W 2016 roku Aza Nizi Maza przeniosła się do własnego lokalu przy ulicy Czernyszewskiej, również w suterenie. W przededniu inwazji zasady funkcjonowania – dosłownie – w podziemiu i dogodna lokalizacja czyniły pracownię potencjalnym schronieniem dla większej liczby osób i zwierząt. Po ataku potencjał ten został wykorzystany, a wspólna praca artystyczna przeniosła się do lokalu położonego jeszcze głębiej pod ziemią.

Mykoła Kołomijec założył pracownię i prowadzi w niej zajęcia. Wkrótce po agresji zdecydował się kontynuować działalność w metrze. Stacje zmieniły się w schrony dla mieszkańców. Na peronach i w wagonach zagospodarowano przestrzenie wspólne, prywatne i półprywatne, mieszkały tam lub nocowały także dzieci i młodzież. W Charkowie nic nie przychodzi łatwo, lecz w nowej sytuacji to się zmieniło. Mykoła podzielił się ze mną kilkoma spostrzeżeniami.

– Wszyscy byli w pewnym momencie oszołomieni i, o dziwo, zaczęli się pokazywać od najlepszej strony. Najbardziej doceniłem to, że nikt nie przeszkadzał w pracy, rzecz tutaj nietypowa. Dostaliśmy wiele propozycji pomocy. Wszystkie stacje metra były zaopatrzone w niezbędne rzeczy, zgromadzono ich aż za dużo. Proponowano nam farby, pytano o życzenia dzieci. Szczególnie dobrze wspominam rzadką możliwość zrobienia czegoś po swojemu, bez zakazów i przeszkód.

Wystrój stacji metra Muzeum Historyczne, w normalnych czasach całkowicie oblepionej reklamami ukraińskiego marketu z elektroniką, w ciągu kilku tygodni diametralnie się zmienił. Niemal wszyscy nowi uczniowie i uczennice Aza Nizi Maza wywodzili się spośród osób chroniących się tej stacji. W najtrudniejszym czasie pracowali nad serią wielkoformatowych przedstawień malarskich na papierze, na kolumnach obłożonych białym marmurem. Kiedy metro na tej linii znów zaczęło normalnie funkcjonować, dzieł nie zdjęto, pozostały głównym elementem wizualnym przestrzeni.

Kołomijec mówi, że Muzeum Historyczne było stacją „imprezową”, swego rodzaju placem miejskim, niezbyt zatłoczonym. Mieszkały tam głównie rodziny z dziećmi i osoby starsze. Pierwsze sześć miesięcy inwazji nazywa w kontekście Charkowa świętem czułości – nieustannie okazywali ją sobie nawzajem członkowie lokalnej podziemnej społeczności. Przychodzili tu najróżniejsi ludzie, od prezydenta miasta Ihora Terechowa po bezdomnych. Powstały salon fryzjerski, palarnia, dzieci jeździły na rowerach, a do osobnego skrzydła wyprowadzano psy. Światło na stacjach było przygaszone, ale na czas zajęć plastycznych włączano je na pełną moc. Kołomijec przypomina sobie, co wtedy czuł: widział nieznajomych na ulicy i chciał ich przytulić.

Prace Wałentyna Radczenki na wystawie Ce ne moje / Bil (To nie jest moje / Ból) w galerii Naked Room, Kijów, styczeń–luty 2022
fot. Katia Libkind

Wyrzut adrenaliny i życie w cieniu śmierci. Katia Libkind

Ostatnią wystawą, jaką odwiedziłem przed inwazją, była Ce ne moje / Bil (To nie jest moje / Ból) Stanisława Turiny i Wałentyna Radczenki w kijowskiej galerii The Naked Room. Zaprezentowano kilkadziesiąt obrazów, rysunków i obiektów, a także tekstów poetyckich i opisów. Kuratorka i zarazem artystka Katia Libkind na wernisażu powiedziała: „Kiedy patrzę na te wszystkie dzieła, myślę o tym, ile mam do stracenia”. Wałentyn Radczenko jest kolegą Katii i Stasa w atelienormalno – wspólnocie i pracowni artystów z zespołem Downa i bez niego, utworzonej w 2018 roku w Kijowie. Jedna z jego metod twórczych polega na obrysowywaniu przedmiotów na papierze, bezpośrednio wzdłuż ich krawędzi. Każdy z nich ma związek z indywidualną historią artysty: ludźmi, istotami pozaludzkimi i zdarzeniami, które ujawniają się poprzez komentarz autora do tego czy innego przedmiotu/obrysu. Turina zaprezentował grafiki i obiekty ceramiczne z cyklu Neskinczennyj natiurmort (Niekończąca się martwa natura). Powstawał przez jedenaście lat i umożliwiał ich twórcy ciągłą naukę rysunku w dialogu z innymi artystkami i artystami. Gromadzenie, kolekcjonowanie, tworzenie archiwów i antologii, świat materialny świadczący o relacjach z ludźmi – wszystkim wieloletnim praktykom groziła zagłada, w dniu wernisażu jak najbardziej realna. Nie majaczyła w sferze podejrzeń ani w analizach speców od geopolityki. Odbieraliśmy rozmaite, coraz mocniejsze materialne znaki jej nadejścia. Trwało to od aneksji Krymu do jesieni 2021 roku, kiedy to obecność stu pięćdziesięciu tysięcy rosyjskich żołnierzy przy granicy z Ukrainą fizycznie przytłaczała wszystkich po tej stronie linii demarkacyjnej.

W rozmowie z Katią rok po inwazji pytam o życie w cieniu śmierci. W 2021 roku w wywiadzie z okazji wystawy Korysni kopałyny (Składniki mineralne) opowiadała o uczestniczeniu w pogrzebach i obserwowaniu rodzaju witalności, który widziała podczas ceremonii: „Kiedy ludzie gromadzą się wokół śmierci, wszystko staje się bardzo żywe”. Wraz z wybuchem wojny do doświadczenia śmierci dołączyły gniew i empatia jako konsekwencje wielkiej niesprawiedliwości spowodowanej inwazją. Na portalach społecznościowych w ciągu pierwszych tygodni zaroiło się od filmów przedstawiających zwłoki w różnej postaci. Katia określa to jako tryb „kotków i zwłok”, kiedy wzajemna pomoc i przyspieszona opieka przeplatały się z „rytuałami dokładnego przyglądania się kawałkom ciał”. Wskazuje na powiązania między śmiercią a solidarnością:

– Uważne oglądanie tych filmów, w ilościach hurtowych, wydawało się sposobem na zaakceptowanie własnej śmierci. To mogły być przecież resztki naszych ciał.

13 marca 2022 roku armia rosyjska ostrzelała rakietami zakład psychiatryczny w miejscowości Puszcza-Wodyca. Podopiecznych i personel placówki ewakuowano do Pawliwki, czyli do Kijowskiego Miejskiego Szpitala Psychiatrycznego nr 1 im. Iwana Pawłowa. Szpital wystosował publiczną prośbę o pomoc wolontariuszy. Libkind i Turina zaangażowali się w pomoc placówce w ekstremalnych warunkach. Ze względu na przeładowanie oddziałów na jednym korytarzu znalazło się sto pięćdziesiąt osób wymagających pomocy w poruszaniu się, karmieniu i zabiegach higienicznych. Należało też zorganizować im miejsca do relaksu i różnego rodzaju zajęcia. Pierwszą pracownię Katia urządziła w starej stołówce szpitalnej, wyposażonej w ogólnodostępną toaletę. Po wyzwoleniu obwodu kijowskiego sesje malarskie przeniosły się do sanatorium w Puszczy-Wodycy. Katia nadal tam pracuje. Zapytana o podejście do uczestników i metody prowadzenia warsztatów, odpowiada:

– Przywieźliśmy materiały, farby, i rozpoczęliśmy zajęcia. Dla mnie ważna jest atmosfera, w której mogę zadawać pytania i prowadzić bezpośrednią rozmowę, na luzie. Nie zmuszam do rysowania czegoś pięknego, nikogo w trakcie pracy nie poprawiam. Wyłącznie się komunikuję i obsługuję ten proces.

W sierpniu 2022 roku Katia Libkind była uczestniczką rezydencji poświęconej tematowi przyszłości. Wydarzenie zorganizowała Asortymentna kimnata we wsi Babyn w obwodzie iwanofrankiwskim. Wysoko w Karpatach, na uboczu, rezydenci, w tym ja, mieli spokojną przestrzeń do refleksji i dzielenia się doświadczeniami. Rozmawialiśmy o przyszłości jako paradoksie, bo nagle wszyscy stwierdziliśmy, że czekamy, co będzie dalej. Snując plany, często mówimy: „po zwycięstwie”. Katia Libkind dobitnie nam uświadomiła, że w Ukrainie przyszłość nigdy nie była wyraźnie określona:

– Wszystko w tym kraju dzieje się zgodnie z zasadą tu i teraz. Budujemy dzielnicę szybko, bez zastanowienia, nie myślimy o konsekwencjach. Kiedy jednak leci na ciebie bomba, z takim światopoglądem w moment jesteś gotowy stawiać opór, bo nie boisz się zniszczeń. System, który umożliwia szybkie przesyłanie pieniędzy bez ich opodatkowania, pozwolił nam stworzyć potężny ruch wolontariuszy.

Pozostaliśmy fatalistami, ale już nie napędza nas adrenalina i samoorganizacja osłabła. Otoczeni śmiercią oraz natłokiem innych rzeczywistych zagrożeń, intensywnie doświadczaliśmy życia. Między innymi dlatego boimy się przyszłości „po zwycięstwie”.

– Nienawidzę Rosji także dlatego, że przez nią musieliśmy prosić Unię Europejską o znaczącą pomoc w wielu obszarach. Istnieje ryzyko, że stracimy te cechy, dzięki którym stawiliśmy opór – podsumowała Katia.

Gigantyczne pole samoorganizacji. Stanisław Turina

W marcu 2022 roku w państwach unijnych i Stanach Zjednoczonych często proszono mnie o teoretyzowanie na temat poczynań Ukrainek i Ukraińców. W tamtym czasie prośby te wydawały mi się abstrakcją, z wielu powodów, między innymi niemożliwości zdystansowania się. Praktykowaliśmy wzajemną pomoc i opór, opowiadaliśmy o osobistych i zbiorowych doświadczeniach, pragnęliśmy przełamywać stereotypy na temat Ukrainy, które Rosja transmitowała na resztę świata. Rok później wreszcie zaistniały warunki dla aktywnego spojrzenia wstecz, dostrzegliśmy też powiązania między praktykami sprzed wojny a wydarzeniami z 2022 roku. Także w marcu 2022 roku artysta Stanisław Turina ponownie sięgnął po swoje dzieła Z dniem1 i Diakuju (Dziękuję!) – cyklu kartek, które wykonał w 2014 roku, po pobycie w szpitalu psychiatrycznym. Wychwytywał w nich powiązania między istotną zmianą w jego życiu osobistym i wydarzeniami Euromajdanu a pełnowymiarową wojną. W „Z dniem” rozpatruje każdy dzień jako święto życia, Diakuju upowszechniły się jako informacja, a raczej dodatek do informacji o pomocy udzielonej z własnej inicjatywy. Wkrótce po inwazji w mediach społecznościowych zaroiło się od zdjęć paragonów ze sklepów – autorzy postów pokazywali w ten sposób, że zrobili zakupy na rzecz potrzebujących. Stas udostępnił cykl Diakuju! dla wszystkich, którzy chcieli dołączyć pocztówki do swoich dowodów na wykonaną pracę – samodzielną albo zespołową.

– Ukraina ma imponującą historię samoorganizacji. Nie sądzę, żeby to była wyjątkowa historia, ale stała się taka za sprawą wyjątkowych wyzwań – mówi Stas.

Podkreśla, że niejedną cegiełkę dołożyły do niej kolektywy artystyczne, ale ich wkład wciąż nie został doceniony:

– Działają lokalnie. Galerie w mieszkaniach, niedostępne dla szerokiej publiczności […]. Nie o wszystkich wiemy. Nie wszystkie się ujawniły.

Zaangażowanie Stasa w samoorganizację zaowocowało powstaniem w 2018 roku atelienormalno – wspólnoty i warsztatu dla artystów, także z zespołem Downa

– Zgłosiło się troje zainteresowanych. Po nich w krótkim czasie znalazło się troje kolejnych, powiedzieli, że chcieliby dołączyć. Spróbowaliśmy. Im dalej, tym ciekawiej. Zaczęliśmy z Katią Libkind i Wałeriją Tarasenko. Zainicjowałem to działanie, ponieważ odkryłem ciekawych artystów z zespołem Downa, ale w trudnej sytuacji życiowej. Istniało duże prawdopodobieństwo, że nikt oprócz nas im nie pomoże. W szpitalu psychiatrycznym nauczyłem się dbać o siebie i innych oraz porozumiewać się z ludźmi.

Analiza historii samoorganizacji w Ukrainie wykaże różnice w nastawieniu społeczeństwa w 2022 roku i wiosną 2023 roku. Turina podkreśla, że o rodzaju interakcji w 2022 roku przesądził nowy czynnik – zaufanie między władzami i samoorganizującymi się inicjatywami. Nawiązano bezpośrednie relacje, instytucje państwowe działały w synergii z wolontariuszami, cywile z wojskowymi. Opozycja chwilowo zanikła. Wcześniej oddolne ruchy powstawały, by przeciwstawiać się słabym, niedostępnym i niewiarygodnym instytucjom państwowym. Turina podsuwa mi wizję:

– Wyobraź sobie ogromny system korzeniowy albo pajęczynę. Różne rozgałęzione organizacje są jak drzewo, w pewnym momencie wszystko zostaje pokryte pajęczyną, powstają połączenia między wszystkimi punktami. Podobno armie niektórych krajów są wyposażone w kamizelki kuloodporne z pajęczyny. Ona jest przy okazji środkiem antyseptycznym. Dzięki niej drzewo zmienia się w mocną strukturę, jak ze stali. Myślę, że jakoś tak to było.

Pojawiły się nowe umiejętności i bardziej skomplikowane zadania: zaczęto pracować z różnymi funduszami, zacieśniła się współpraca międzynarodowa, ktoś dostał Nobla. W 2023 roku samozorganizowane inicjatywy znów borykają się z wieloma przeszkodami. Stas zwraca uwagę przede wszystkim na brak personelu, edukacji i funduszy:

– Stoimy w nowym punkcie zerowym. Znowu pojawiają się poczucie bycia w opozycji i atomizacja. W dzisiejszych warunkach to są nasze wyzwania.

Turina wspomina rozmowę z reżyserem teatralnym Pawłem Jurowem. Dotyczyła drogi – długiej – jaką przebyły osoby zaangażowane w samoorganizację. W tej podróży zaliczały kolejne etapy: nie każdy uczestniczył w pomarańczowej rewolucji 2004 roku, ale na przykład zaprosił znajomych uczestników na noc lub podzielił się z nimi jedzeniem; w 2013 roku dołączyły do Euromajdanu i walczyły o bliskie im wartości i sprawiedliwość społeczną; w 2022 roku uświadomiły sobie, że można zgłosić się do wojska lub wspierać wybrany obszar wspólnej sprawy, znaleźć swoje miejsce, w którym pracuje się dla wspólnego dobra.

– W 2004 i 2013 roku składano deklaracje. Wyrosły z nich reguły i wytyczne, cele młodego pokolenia – podsumował Stas.

Odbudowa domów zniszczonych w czasie okupacji w rejonie Czernihowa
fot. Jarosław Futymski

Odzyskać terytoria ogarnięte wojną. Jarosław Futymski

Co nieco o trzecim etapie samoorganizacji mówią kawiarnie. W maju 2022 roku w kawiarni Kasztan w Kijowie spotkałem się z artystą Jarosławem Futymskim. Kiedy czekam na kawę z ekspresu przelewowego i ciastko w kształcie orzecha, Jarosław opowiadał mi o swoim obecnym samopoczuciu oraz o pracy, w którą angażuje się każdego tygodnia. Udziela się w samozorganizowanym zespole zajmującym się odbudową obwodu czernihowskiego – prywatnych domów we wsiach i miasteczkach zniszczonych podczas rosyjskiej ofensywy w lutym. Po wycofaniu się wojsk okupacyjnych wsparcia zespołowi udzielili miejscowi, a ekipa zrzeszona wokół kawiarni Kasztan i Lipa stopniowo zaczęła łączyć gastronomię z budownictwem. Początkowo wolontariusze dowozili żywność i przygotowywali posiłki, później zaczęli szukać pieniędzy na materiały budowlane i remontować zniszczone domy. Wkrótce spotykamy się ponownie – Jarosław przygotowuje w Lipie humus i falafele, aby zbierać datki na kolejną wyprawę.

Ta samozorganizowana inicjatywa nie ma nazwy, trudno sprecyzować jej skład.

– Zebrali się zupełnie różni ludzie, z różnych środowisk, tyle że mniej więcej w tym samym wieku, trzydzieści plus – wyjaśnia Jarosław. – Wspólnym mianownikiem są ruchy subkulturowe lub sporty: jazda na deskorolce, na rolkach. Niektórzy z nich przez długi czas pracowali w spółdzielniach. Mają różne doświadczenia aktywistyczne, w czasie wojny przełożyli je na bezpośrednie działania. Konfrontują się z wojną każdy na swój sposób. Opracowują strategie niewojskowe. Mimo że mówienie o nie-wojnie podczas wojny nie ma nic wspólnego z codzienną rzeczywistością, teraz jestem głęboko przekonany, że tkwi w nim potencjał utopijny. Ta utopia jest bezpośrednio związana z budownictwem.

W 2022 roku Warwara Łuszczyk opublikowała na Instagramie sprawozdanie z dokonań grupy: odbudowała z ruin dwadzieścia pięć domów, wyremontowała szkołę we wsi Kołycziwka, dostarczyła materiały do renowacji stu pięćdziesięciu domów, a następnie uczestniczyła w remontah, przygotowała i dostarczyła czterdzieści tysięcy porcji żywności oraz rozdała tysiąc paczek żywnościowych w regionach kijowskim i czernihowskim.

Futymski tłumaczy osobiste zaangażowanie troską. Państwo, zwłaszcza w czasie wojny, nie zdoła okazać jej wszystkim obywatelom. Niewykształcone lub osłabione powiązania między instytucjami państwowymi a mieszkańcami wsi i miasteczek skutkują zapotrzebowaniem na troskę bez konkretnego adresata. Wokół niej formują się interakcje między inicjatywami wolontariuszy a beneficjentami tych działań. Jarosław wyjaśnia, że podczas odbudowy zajmuje się między innymi „ogarnianiem” – w każdym miejscu powtarza te same czynności, które służą „odebraniu tych terenów wojnie”.

Mogłoby się wydawać, że w 2022 roku praktyki artystyczne zostały zawieszone na długo. Rzeczywiście upłynęło trochę czasu, zanim ponownie stało się możliwe czytanie, organizowanie performansów czy wystaw. Trochę potrwało też zbadanie „krajobrazu”, ustalenie, jak bardzo się zmienił – jakie nowe elementy w nim się pojawiły, a co działa po staremu. „W pewnym momencie pełnowymiarowa wojna przeniosła mnie z powrotem do XX wieku” – mówi Jarosław. W trakcie podróży do obwodu czernihowskiego znów pisał w notatniku w twardej czerwonej oprawie i robił zdjęcia iPhone’em 7 i canonem sure shot multi-tele.

Tekst: „To kraina skrawków. To kraina pasm lasu. To kraina kryjówek. To kraina niedopałków papierosów. To kraina krwionośna. To kraina bolesna.

Rozpoznaję coś w tym krajobrazie – to ty, terytorium”.

Na zdjęciu: drewniana dwuskrzydłowa brama na terenie prywatnego domostwa, na której widnieje wykonany białą farbą napis – „ДЕ | ТИ” (DE | TY). Napis cyrylicą w pisowni łącznej może zostać odczytany po rosyjsku jako „dzieci” – w ten sposób mieszkańcy sygnalizowali wojskowym, że w domu są dzieci. Po ukraińsku czytany rozdzielnie znaczy „gdzie ty (jesteś)”.

Inne przestrzenie oraz ich duchy

Wiosną 2023 Stanisław Turina zamieści post na Facebooku: „Ostatnio myślałem o duchach…”. To zdanie przywodzi mi na myśl ukraińskie krajobrazy. W ciągu roku zaroiło się w nich od duchów, nowych i starych. Jedne pojawiły się ostatnio, inne powróciły z otchłani zapomnienia. Na duchy się poluje: jeśli zasiedlą jakąś przestrzeń, można spróbować je rozproszyć, osłabiając społeczną pamięć o poprzednich formach życia. Rakiety i bomby, pociski i kule niosą ze sobą coraz to nowe tragedie, zasłaniają widok, testują pamięć chwytającą się możliwości przetrwania w ruinach. Moje pokolenie właśnie odkryło, że każde miejsce może w każdej chwili zostać zniszczone.

8 września 2022 roku wygłaszam przemówienie w ramach ukraińskiego dnia Festiwalu Filmowego w Wenecji. Wspominam o jednym z moich ulubionych filmów Michelangela Antonioniego, Czerwonej pustyni, w 1964 roku nagrodzonym tutaj Złotym Lwem. Mówię też o charkowskim artyście Pawle Makowie, autorze dzieła pokazywanego w pawilonie ukraińskim na Biennale Sztuki. Oba wątki splatają się w Charkowie: w 2019 roku kurator Luca Fiore i ja zrobiliśmy wystawę Szlach Eneja. Chudożnyky sjohodennia sam na sam z mynułym (Droga Eneasza. Dzisiejsi artyści twarzą w twarz z przeszłością). Pokazaliśmy na niej ostatnią krótkometrażówkę Antonioniego oraz album artystyczny Makowa Do Po. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę pomieszczenie centrum sztuki zamieniło się w bunkier, w którym Makow i jego żona Maryna spędzili pierwsze dni oblężenia.

Rosyjski agresor dopuścił się ataku także na kulturę, na przestrzenie, ich cechy i sensy. Kiedy centrum sztuki staje się bunkrem, kiedy po wycofaniu się armii rosyjskiej okazuje się, że zniknęły muzealia, kiedy trzeba zabierać eksponaty z pomieszczeń muzealnych, by nie zostały zniszczone albo zagrabione, kiedy precyzyjnie wycelowana rakieta obraca wniwecz muzeum filozofa Hryhorija Skoworody we wsi Skoworodyniwka albo dom malarki Poliny Rajko w Ołeszkach pod Chersoniem – to znaczy, że wojna wdarła się do kultury i zmusiła ją do wzięcia na siebie roli zarazem oręża i schronienia. Aby zachować czujność i nie stracić tego, co wojna chce zabrać, należy praktykować optyczną aberrację w patrzeniu na krajobrazy. Metoda ta pozwala zobaczyć poprzednie wersje miejsc, wpływające na teraźniejszość. Poprzednie wersje mają znaczenie, jeśli stan obecny uległ destabilizacji, a my co chwilę modyfikujemy nasze działania. „Nasze” przestrzenie ulegają zmianie, po powrocie do nich, po ich utracie albo odzyskaniu pojawiają się w nowej odsłonie. Na tych ruchomych piaskach łączymy się, rozpadamy i ponownie układamy w nowe tymczasowe wspólnoty.

Tłumaczenie z ukraińskiego: Magdalena Jankowska i Maria Szewczuk

Borys Filonenko is a curator, art critic, and editor-in-chief of ist publishing (Kharkiv—Kyїv—Khmelnytskyi). He was a co-curator of the Pavilion of Ukraine at the 59th La Biennale di Venezia (2022) and the Second National Biennale of Young Art (Kharkiv, 2019). Currently, he is a co-curator of the Pavilion of Ukraine at the 18th Biennale Architettura in Venice. In 2015—2018 he was a curator of Come in art gallery in Kharkiv. During 2017—2023 — tutor and curator of the Humanities Department at the Kharkiv School of Architecture. Born in 1991, lives and works in Kyїv, Lviv and Kharkiv.