Znaczenie do dziś budzącej fascynację radzieckiej awangardy łączy się nierozerwalnie z polityczno-społecznym kontekstem, w jakim przyszło jej tworzyć. Fakt funkcjonowania w ramach pierwszego socjalistycznego państwa wpływa na rangę, jaką przydajemy tamtym eksperymentom. Nic dziwnego, że i moment ich upadku, tak silnie spleciony z polityką, nie przestaje być przedmiotem refleksji.

W ogłoszeniu pierwszej pięciolatki (1928–1932), mającej za zadanie zindustrializować rolniczy kraj, radziecka awangarda architektoniczna dostrzegła upragnioną szansę wyjścia poza ramy branżowych dyskusji i zrealizowania tak burzliwie omawianych wcześniej postulatów, przy czym nie w formie pojedynczych eksperymentów, a wreszcie na skalę masową – a więc prawdziwie rewolucyjną. Symptomatyczne jest jednak, że główne urbanistyczne zlecenie tego czasu otrzymuje nie Moisiej Ginzburg, nie bracia Wiesninowie, nie Nikołaj Milutin, a człowiek z zewnątrz: sprowadzony z Frankfurtu nad Menem niemiecki urbanista Ernst May, który zasłynął nie tyle jako wizjoner, ile jako praktyk. Zapewne nie jest również przypadkiem, że wybór nie padł na przedstawicieli Bauhausu, którego eksperymentalny i edukacyjny charakter nastawiony był na przyszłość, gdy tymczasem kierowany przez Maya program Nowego Frankfurtu (1925–1930) rozwiązywał konkretne, palące problemy bieżącego dnia.

Przyjazd niemieckiej sławy do ZSRR w październiku 1930 roku to nie tylko moment przejścia od teorii do praktyki, ale także czas dla radzieckiej awangardy węzłowy – szczytowy i schyłkowy zarazem. W tym właśnie roku przestaje się ukazywać czasopismo konstruktywistów „Sowriemiennaja architiektura” (Architektura współczesna). Wymarzona przez modernistów odgórna i masowa urbanizacja kraju rozpoczyna się wraz z nagłą degradacją ich pozycji. Przed wyjazdem na kontrakt do Związku Radzieckiego architekt udzielił wielu wywiadów, w których wyjaśniał decyzję przyjęcia owego zlecenia1. Tym, co zafascynowało Maya, była możliwość uczestniczenia w wielkim urbanistycznym eksperymencie: projektowania potężnych ośrodków miejskich – na surowym korzeniu, nieograniczonych brzemieniem przeszłości. Miało być inaczej niż w Europie, i nie chodziło jedynie o skalę: niemiecki architekt miał współtworzyć zupełnie nową ideę miasta, miasta socjalistycznego, która była jeszcze cały czas otwarta, niezdefiniowana, na której odcisnąć mógł swoje piętno. Zgodnie z umową, którą podpisał z finansują- cym radziecką urbanizację Cekombankiem, May miał nie tylko zaprojektować wiele miast, ale przede wszystkim stworzyć system ich planowania i wznoszenia, stanąć na jego czele, i wreszcie – przekazać stronie radzieckiej swoją metodę poprzez wykłady, publikacje i szkolenie radzieckiej kadry2. Było to więc przede wszystkim branżowe wyzwanie.

May nie był jedyny – lata 30. to otwarcie Związku Radzieckiego na zachodnich specjalistów, którzy w obliczu trawiącego zachodnie społeczeństwa bezrobocia chętnie korzystali z takich zaproszeń. Fakt, że okres Wielkiego Kryzysu na Zachodzie (1929–1933) i pierwszej pięciolatki w ZSRR się pokrywają, jest tutaj znamienny. W atmosferze porażki dotychczasowych rozwiązań społeczno-gospodarczych Kraj Rad mógł się jawić jako „nowa Ameryka” – uprawniony do przejęcia pałeczki w sztafecie postępu. Oto na oczach ludzi wyczerpywał się pewien model (chciałoby się rzec – formacja społeczno-ekonomiczna), a Związek Radziecki zdawał się proponować skuteczne rozwiązania. Perspektywy realizacji urbanistycznych idei na Zachodzie bladły przy nieobjętych terytoriach rolniczego jeszcze kraju, który podjął się w krótkim czasie stworzyć od podstaw setki miast3 . Kraju, w którym nacjonalizacja oddała całą inicjatywę w ręce państwa, idealnego zleceniodawcy. Kraju, który politycznie, społecznie i kulturowo dokonał radykalnego zerwania z przeszłością.

Fascynacja była obustronna. ZSRR pokładał duże nadzieje we współpracy z zagranicznymi przedsiębiorstwami, inżynierami oraz architektami, od samego początku miał to być sposób na kupno nie tylko sprzętu, ale przede wszystkim zachodniego know-how. We współczesnej architekturze Zachodu szczególną uwagę zwracano na metody standaryzacji, w uprzemysłowieniu budownictwa dostrzegając szansę na realizację szeroko zakrojonych planów urbanizacji kraju. Maksymalna typizacja każdego elementu budowy (od klamek po plany miast) oraz zainspirowana tayloryzmem organizacja procesu projektowego i budowlanego przynosiły wymierne efekty, czego inspirującym symbolem stała się działalność Ernsta Maya we Frankfurcie.

Dobrze zapowiadająca się współpraca skończyła się jednak gorzkim rozczarowaniem. May opuścił ZSRR wcześniej, niż zakładał pierwotny kontrakt – pod koniec 1933  roku. Nie udało mu się w pełni wcielić w życie ani jednego z wielu projektów miast, które stworzył dla nowego radzieckiego społeczeństwa. Wzniesione pojedyncze osiedla (tzw. Socgorody w Nowokuźniecku czy Magnitogorsku) stały się obiektem niewybrednej krytyki socrealistycznych architektów, synonimem bezduszności awangardowych postulatów, które po opuszczeniu stron specjalistycznych czasopism zaowocowały rzeczywistością smutnych szeregów koszarowej zabudowy.

Pracując w ZSRR, May od samego początku spotykał się z negowaniem słuszności swoich idei, co wpisywało się w normalny proces branżowych dyskusji czy sporów kompetencyjnych. Z czasem jednak, zwłaszcza po wyjeździe architekta, krytyka zmieniła się w prawdziwą nagonkę. Wiązało się to z głęboką ideowo-estetyczną zmianą – wyparciem awangardy przez socrealizm. „Brygadę Maya” (towarzyszących mu architektów) bezceremonialnie oskarżano o wszelkie mankamenty mieszkalnictwa nowych radzieckich miast. Dla opisu „słusznie zarzuconego” etapu stworzono charakterystyczny dla epoki neologizm „majewszczyzna”. Arsenał krytyków pozostał niezmieniony do końca ZSRR – niemiecki architekt nie doczekał się rehabilitacji w architektonicznym środowisku nawet w czasie późnoradzieckiego modernizmu.

Jak wyjaśnić tę porażkę

Tym, co urzekło Maya w propozycji pracy w ZSRR, była dziewiczość przestrzeni oddana w jego ręce – obiecany mu monopol kartograficzny4oznaczający demiurgiczną władzę kreowania przestrzeni i społeczeństwa Wzniesienie miasta pośród pustki jawić się mogło jako gest boski, do którego wprost odwołuje się biblijny tytuł poświęconej budowie Stalinska (Nowokuźniecka) powieści Ilji Erenburga Dzień wtóry (ros. Dienʹ wtoroj), opatrzonej mottem z Księgi Rodzaju („Niech się stanie utwierdzenie między wodami. I stało się tak. I był wieczór i zaranek, dzień wtóry”)5. Powieść rozgrywa się u zarania nowego świata, miasta, społeczeństwa. Choć Erenburg odwołuje się do momentu stworzenia nieba, jego obrazom daleko do idylliczności Edenu, świat jest jeszcze nieprzyjazny, niedokończony, kryje w sobie ledwie zapowiedź przyszłości. Wybierając jednak za punkt odniesienia drugi dzień istnienia świata, pisarz zrównuje budowę miasta nie tyle z procesem tworzenia, co porządkowania – oddzielania stref, wydzielania tych, w których rozgrywać się będzie historia. Nie jest to czarodziejskie tworzenie światów, a racjonalne i planowe wykorzystywanie tego, co już zastane. Bolszewicy do dyspozycji mają ukryte jeszcze skarby ziemi oraz niedoskonały nadal „materiał ludzki”, którego pierwszym etapem obróbki było ujawnienie i segregacja nieprzydatnych czy wrogich wręcz elementów (Wołodia Safonow).

Czym natomiast dysponował architekt? Szybko okazało się, że w radzieckiej rzeczywistości nigdy nie otrzyma on prerogatyw prawdziwego stwórcy – jedyne, na co może liczyć, to zadania interwencyjne, bieżą- ce porządkowanie chaosu. Nie o tym marzyła awangarda, nie po to radykalnie odcięła się od przeszłości.

„Brygada Maya” musiała przełknąć tę gorzką pigułkę i działać, dostosowując się do możliwości – a więc wypróbowanym we Frankfurcie sposobem. Głównym jej celem była walka z ogromnym głodem mieszkaniowym, z uwzględnieniem celów socjalistycznego społeczeństwa. Przykładem niech będą domy wzdłuż ulicy Czajkowskiego w Magnitogorsku, które na każdym piętrze miały cztery jednopokojowe mieszkania z wspólną łazienką i, co gorsza, pozbawione kuchni – zgodnie z propagowanymi zaleceniami ludność należało zachęcać do korzystania z sieci żywienia zbiorowego. May nie był zwolennikiem podobnych rozwiązań, zrealizował jednak zlecenie, przy czym zaprojektował sekcje tak, by w przyszłości, gdy pokoje nie będą już wykorzystywane komunalnie, móc połączyć je w duże mieszkanie, a jeden z pokoi przeznaczyć na kuchnię.

Drogą tą podążał jeden ze współpracowników Ernsta Maya Walter Schwagenscheidt, który cieszył się opinią planisty o najbardziej skrajnym, schematycznym stosunku do wykorzystywania zabudowy linijkowej (niem. Zeilenbau). Był on jak najgorszego zdania o możliwościach rozwoju nowoczesnej architektury w ZSRR – deficyt materiałów budowlanych i brak kwalifikacji robotników sprawiały, że ambitne projekty były wręcz szkodliwe. Przekonywał, że najpierw należy skupić się na tym, co najpotrzebniejsze, i co wykonalne – zapewnieniu minimum potrzeb mieszkaniowych dla maksimum ludności, a to mogą dać projekty masowe i możliwie jak najtańsze i proste – baraki. Dolna Kolonia w Nowokuźniecku, zlokalizowana pomiędzy hutą na północy, a rzeczką Abą na południu, stała się modelowym przykładem realizacji jego wizji.

Pragnienie przebudowy świata całkowicie woluntarystycznie i bezkompromisowo było dążeniem nie tylko Maya, ale i radzieckiej władzy. W odróżnieniu jednak od elastycznej „brygady Maya” władza w sytuacji konfliktu planu i rzeczywistości zdawała się tę ostatnią ignorować. Uderzająca jest ta nie – naruszalna, wyznawana wręcz dogmatycznie monadyczna totalność (Paul de Man) radzieckiego socjalizmu, interpretacja absolutna, niezgoda na najmniejszy kompromis, na najdrobniejsze choćby odstąpienie od litery doktryny, zwłaszcza zaś na jej indywidualną interpretację. Postawa Maya, który szukał kompromisowych, realnych rozwiązań, nie znalazła zrozumienia po stronie radzieckiej. Zarzucano mu minimalizm, krótkowzroczność i defetyzm6. Przyziemne tu i teraz Maya nie współgra z perspektywą „długiego trwania” radzieckich idei, dla których dzisiejszy wysiłek, nawet ofiary, blakną wobec wizji przyszłego powszechnego szczęścia. Niemiec uparcie nie chciał przyjąć życzeniowych interpretacji swoich kolegów, co odbierano jako genetyczną dla kapitalistycznego architekta bezideowość. Z tej perspektywy krytykowano jego trzeci projekt dla Magnitogorska (je – sień 1932). Oprócz dwóch docelowych miast: południowego i jego północnego satelity, „brygada Maya” uwzględniła w nim również istniejące pomiędzy „miasto tymczasowe” – osiedla baraków. Zdaniem Maya również baraki należało zaopatrzyć w niezbędne minimum wygód (kanalizację, wodociąg, elektryczność), z założeniem, że przetrwają jeszcze co najmniej dziesięć, piętnaście lat (nie wierzył w szacunki, mówiące o trzech, maksimum pięciu latach)7. Pomysł ten wywołał ostry sprzeciw, oskarżono go o próby przekształcenia tymczasowego rozwiązania w stałe8. May jednak nie tyle akceptował baraki, co zdawał sobie sprawę, że one nie znikną. Ich wstydliwe dla władz istnienie nie zwalniało go z konieczności podwyższenia poziomu życia ludności.

Walka o mało istotne szczegóły planu musiała się często pojawiać w sporach z radzieckimi partnerami, w jednym z artykułów May uznał za konieczne wyjaśnić, co rozumie pod pojęciem planu generalnego. Plan taki nie ma za zadanie uwzględniać każdego szczegółu przestrzeni, a jedynie wyznaczać główne założenia, tendencje. Architekt przestrzegał przed pokusą drobiazgowego planowania przyszłości:

planu generalnego nie należy traktować jako gotowego, całkiem dokładnego obrazu rozwoju miasta na dziesięć czy dwadzieścia lat do przodu. Jest to raczej plan pożądany, i zapewne słuszniej należałoby przyrównać go do głównego planu sztabu armii będącej w marszu. Wszystkim oddziałom, wszystkim rodzajom broni wyznaczono dane miejsca, aby zapewnić osiągnięcie określonego wojennego celu, jednak w momencie wprowadzania planu w życie wiadoma rola przynależy i przeciwnikowi, który poprzez własne posunięcia zmusza dowódcę do dostosowania swojego planu do wymogów rzeczywistości. W odniesieniu do budownictwa miejskiego oznacza to, że plan generalny nie może być czymś całkowicie zastanym, wręcz przeciwnie: powinien posiadać znaczną elastyczność, pozwalającą na bieżąco uzgadniać go ze zmieniającymi się warunkami życia9.

Architekt z przekąsem zauważa więc, że to, gdzie za dziesięć lat znajdować się będzie żłobek czy stołówka jest detalem, którego plan generalny nie musi dookreślać. Ostra reakcja redakcji czasopisma na tę jego uwagę najlepiej świadczy o tym, że strona radziecka nie akceptowała podobnej filozofii:

Redakcja nie może nie zauważyć, że w planowaniu socjalistycznego miasta instytucje kulturalno-bytowe odgrywają decydującą rolę dla przebudowy życia. Pozostawić to zagadnienie otwartym w jakiejkolwiek jego części jest niewątpliwym błędem10. Czy jednak stanowisko Maya było mniej zdecydowane od strony radzieckiej? Bynajmniej, on również dążył do zwalczania chaosu i żywiołowości miasta. Planować jednak, jego zdaniem, należało w sposób elastyczny – czyli bardziej doskonały. Nie rezygnował z totalności spojrzenia, chciał, by plan był jeszcze bardziej dalekosiężny, uwzględniał zmienność, wielość potencjalnych ścieżek. To równie mocna, nowoczesna wizja.

Żywiołowo pojawiały się ulice, domy, instalacje, które dla Maya były „poważną przeszkodą” w racjonalnym planowaniu miasta, do którego przecież i on dążył11. Przeciwny był rozwiązaniom tymczasowym, zdawał sobie sprawę z ich uporczywej trwałości. Skoro jednak nie dało się ich uniknąć, postulował, by włączać je do prac planistycznych i tym sposobem mieć kontrolę nad spontanicznie kształtującym się miastem, nieczekającym na zewnętrzne regulacje.

Tym, co rodziło rozgoryczenie Maya, była nie tyle omnipotencja radzieckiego planowania, ile nieprzestrzeganie planów, chaos i nieprzewidywalność. Buńczuczne pretensje do nieomylności linii partyjnej nie wytrzymywały konkurencji społecznych żywiołów. Zamiast wyznaczać drogi miejskiego rozwoju, władza i architekci nieustannie byli dwa kroki za rzeczywistością.

Neoficki kult planu oraz zwyczajny bałagan nie tylko nie przeczyły sobie, ale były zjawiskami jak najściślej powiązanymi. Narastająca liczba norm, wytycznych, procedur nie niwelowała błędów, a wręcz je prowokowała. Biurokratyczne, drobiazgowe planowanie rzeczywistości albo paraliżowało pracę, albo zmuszało do omijania procedur, czemu starano się zaradzić, wprowadzając kolejne procedury. Problem przeplanowania był ściśle powiązany z radzieckim systemem władzy, opartym na hierarchii i terrorze, na braku wzajemnego zaufania „dołów” i „góry”. Można podać wiele przykładów polityki asekuracyjnej lokalnych władz, które cedowały na organy centralne proces decyzyjny, nawet w najbardziej błahych kwestiach. Z kolei organy centralne, realizując totalitarny model swojego panowania, niechętnie pozostawiały podwładnym swobodę decyzyjną12. Im więcej szczegółów zakładano w planie, tym mniejsze były szanse na jego realizację. Paradoksalnie gospodarka planowa okazała się nieprzewidywalna.

May wyjeżdżał do ZSRR jako kraju, gdzie „centralizacja i racjonalizacja” miały się stać wyznacznikami urbanistyki. Tymczasem zderzył się tam ze ścianą biurokracji, irracjonalnych decyzji, sporów kompetencyjnych. Intuicyjnie kojarzony z totalitaryzmem porządek nie istniał. Krajem rządził przypadek i kaprys.

Niezrealizowanie ambitnych projektów stworzenia nowych, robotniczych miast nie było wypadkiem przy pracy – władza musiała zdawać sobie sprawę z czysto rytualnego charakteru przedstawienia, jakie stwarza. Włożono wiele wysiłku by nadać mu pozory realności: zaangażowano wybitnych architektów, w tym zagranicznych, rozpisywano konkursy, przez środowisko branżowe przetoczyła się fala ostrej dyskusji autentycznie angażującej najwybitniejszych jego przedstawicieli; przez prasę – propagandowe wizje osiągalnej na wyciągnięcie ręki świetlanej przyszłości. Wszystko to było jednak z góry skazane na niepowodzenie – nie zamierzano bowiem przeznaczyć odpowiednich środków finansowych na zaspokojenie nawet minimalnych potrzeb ludności, a cóż dopiero na projekty ambitne, jakimi były domy komuny czy miasta liniowe. Nikołaj Kuźmin, autor głośnego projektu domu komuny dla górników syberyjskiego Anżero-Sudżenska mógł się nie mylić, obliczając, że jego projekt byłby tańszy niż zapewnienie robotnikom mieszkań w tradycyjnym, przyfabrycznym budownictwie barakowym13 – nie brał jednak pod uwagę, że władza nie zakładała nawet tego minimum.

Nie dziwi brak konsekwentnej realizacji postulatów socjalnych w sytuacji całkowitego podporządkowania miasta fabryce. O ile w społeczeństwach nastawionych na zysk tak postawione priorytety mogą być uzasadnione konsekwencją, to w dyskursie socjalistycznym musiały stać się źródłem kłamstwa. Długo funkcjonujące wśród radzieckiego ogółu przekonanie o tymczasowości wyrzeczeń koniecznych dla budowy przyszłego szczęścia z czasem w sposób naturalny topniało. Nawet docenienie konsumpcji w latach postalinowskich nie naruszyło tego fundamentu radzieckiej kultury, jakim był priorytet przyszłości nad rzeczywistością.

Ten sam człowiek, ci sami sprawdzeni współpracownicy, niezmienne metody i równie ambitny cel stworzenia masowego programu taniego budownictwa robotniczego. Dlaczego więc nie udało się przeszczepić frankfurckiego eksperymentu na radziecki grunt? Różnica była zasadnicza: w Niemczech May miał wolną rękę, otrzymał ogromne pełnomocnictwa i niemałe środki. Jego władczy styl bycia onieśmielał, sposób pracy był wręcz dyktatorski. „Streszczaj się” – głosiło hasło wypisane wielkimi literami w jego biurze14. Dyskusje nie były tu mile widziane, liczył się rezultat. May nadawał kierunek, jego współpracownicy realizowali go, mając jednak dużą swobodę w wyborze środków. Było to skuteczne połączenie centralizmu z kolektywizmem, a to, co nazywamy realizacjami Maya, to tak naprawdę projekty całej armii podporządkowanych mu architektów. „Bez Maya bylibyśmy jak bezsilna garstka, która nie dokonałaby niczego. May był lokomotywą, dyrygował i kierował” – wspominali 15.

Wydawać by się mogło, że w ZSRR Ernst May powinien mieć jeszcze większe pole do popisu. Umożliwić to miał nie tylko ambitny rządowy projekt zakładania nowych miast, nie tylko społeczne ukierunkowanie państwowej ideologii, ale i centralistyczny sposób zarządzania gospodarką. Rzeczywistość okazała się inna: zarówno w wymiarze socjalnym – nie robotnik, lecz aparat państwowy był horyzontem działań – jak i w kwestiach zarządzania. Na miejscu dopiero poznał May chaos decyzyjny, niekonsekwencję poleceń, trafił pomiędzy silnie zwalczające się grupy i stanowiska16. Jego polityczne umiejętności tutaj okazywały się nieskuteczne. Choć strona radziecka oczekiwała od architekta, że przeszczepi do ZSRR swoje sprawdzone metody organizacyjne, to właśnie w tym zakresie ograniczała go najbardziej. Przykład Maya jest znamienny. Wewnętrzne sprzeczności radzieckiego systemu były tą glebą, na której mogły pojawić się awangardowe idee tak inspirujące dla wielu krajów i czasów, ta sama jednak rzeczywistość stała się główną przeszkodą dla ich pełnego rozkwitu.