Jedna z pierwszych obserwacji, którą podzielił się ze mną Szymek Brzezowski, kiedy spotkaliśmy się przy West 30th Street na Manhattanie, dotyczyła komiksowych superbohaterów. „Teraz rozumiem, jak oni mogli wymyślić skaczących między budynkami Spider-Mana albo Batmana” – powiedział. Beznamiętnie minęliśmy przepełnioną High Line, nowe fikuśne budynki znanych architektów z Europy i efekciarski Chelsea Market. Nieco odetchnęliśmy od tłumu, idąc na południe wzdłuż Hudson Street przez Greenwich Village z ceglanymi elewacjami, punktami usługowymi na narożnikach i boiskami szkolnymi przylegającymi do ulic. Taki zwykły Nowy Jork jest dla nas wystarczającą przygodą, bo nieodłączną częścią naszych ulubionych komiksów. Peter Parker wychował się w Queens, Frank Castle i Matt Mardock wycierają chodniki w Hell’s Kitchen, Luke Cage rządzi w Harlemie, a wieżowiec Tony’ego Starka stoi na rogu Pięćdziesiątej Ósmej i Broadwayu. Gotham City, gdzie zastrzelono rodziców Bruce’a Wayne’a, wzorowany jest na Nowym Jorku, podobnie jak pobliskie Metropolis, w którym mieszka nieporadny Clark Kent.

Miasto zostało zmitologizowane przez popkulturę. Niezliczone filmy, na przykład Śniadanie u Tiffany’ego Blake’a Edwardsa, Okno na podwórze Alfreda Hitchcocka, Pieskie popołudnie Sidneya Lumeta, Ulice nędzy Martina Scorsese, Nocny kowboj Johna Schlesingera, Manhattan Woody’ego Allena, Hudsucker Proxy braci Cohen, Rób, co należy Spike’a Lee, Dym Wayne’a Wanga i wiele innych, zbudowały nasze wyobrażenie o Nowym Jorku. Wszystko to przy akompaniamencie muzyki George’a Gershwina, Wu Tang Clan, Theloniusa Monka, Beastie Boys, Lou Reeda, Milesa Davisa, Menahan Street Band, Talking Heads itp. Nowy Jork wywołuje lawinę popkulturowych skojarzeń, a ponieważ pojawił się w tylu fikcyjnych opowieściach, jego realność wydaje się skażona tą magią. Dlatego faceci po czterdziestce wychowani na amerykańskich komiksach (w Polsce wydawanych we wczesnych latach 90. przez TM-Semic), patrząc na gęstą, zróżnicowaną zabudowę, widzą na niebie sylwetkę człowieka-pająka.

Choć Nowy Jork nadal jest idealnym placem zabaw komiksowych bohaterów, fizycznie komiksy zniknęły z ulic. Kioski z gazetami – słynne newsstandy – są dzisiaj przepełnione słodyczami i pamiątkami, a towar ten w niektórych miejscach całkowicie wypchnął z półek materiały drukowane. Nowojorskie wydawnictwo Marvel wycofało się ze sprzedaży kioskowej w 2012 roku. Trzydziestodwustronicowe odcinki opowieści o superbohaterach można nabyć tylko w odpowiednich księgarniach lub oczywiście przez internet. Niestety, sceny ze słynnego komiksu Watchmen (Strażnicy) o podstarzałych superbohaterach, rozgrywające przy takim kiosku na jednym ze skrzyżowań na Manhattanie, nie są już możliwe. Przyjaźni starszego sprzedawcy Bernarda, komentującego wydarzenia z pierwszych stron gazet niczym antyczny chór tej obrazkowej tragedii, i czarnoskórego Berniego, który opierając się o hydrant, czyta śmieciową historyjkę, nie da się przenieść do sieci.

Pod koniec lat 70. XX wieku miasto na warsztat wziął słynny francuski rysownik Jean-Jacques Sempé – autor nie tylko ilustracji do przygód Mikołajka, ale między innymi także genialnego paryskiego komiksu Monsieur Lambert. Okładki znanego na całym świecie tygodnika „New Yorker” ukazują w wydaniu tego artysty pogodną, nieco melancholijną twarz miasta. Dzięki charakterystycznym – można rzec: architektonicznym – zabiegom, takim jak kadrowanie widoków przez okna i wieloplanowa kompozycja, ukazuje swoich ulubionych bohaterów: dzieci, rowerzystów i koty, znajdujących własne bezpieczne miejsce w zmiennej aurze wielkiej metropolii. Miejskie krajobrazy narysowane miękką kreską i pokolorowane akwarelami są pełne subtelności, której jednak brakuje Nowemu Jorkowi.

Przy skrzyżowaniu 9th Avenue i West 47th Street natykam się na resztki wyblakłego muralu, ledwo widocznego na fragmentach tynku odpadającego z ceglanej ściany. Pod rysunkiem wesołego rowerzysty wiozącego na ramie kobietę w zwiewnej kwiecistej sukience można wypatrzyć podpis: Sempé. Nie jest to jednak miejsce dla rozmarzonego Francuza.

W HELL’S KITCHEN JEST GORĄCO. ULICE SKWIERCZĄ AKCJĄ. NOWY JORK WYDAJE SIĘ SIECIĄ ZASIEKÓW, PÓL BITEW I FORTEC – STREFĄ WOJNY WŚRÓD KRZYKÓW I WYBUCHÓW.

Tak zaczyna się jedna z przygód Daredevila – niewidomego Matta Mardocka, który po przywdzianiu czerwonego kostiumu potrafi porządnie nakopać czarnym charakterom ze swojej dzielnicy. Choć zeszyt wydano w kwietniu 1988 roku, na charakterystycznych, nieco punkowych, zadziornych rysunkach Johna Romity Jr. ulice przysypane są śniegiem, a domy ze stalowymi schodami ewakuacyjnymi na fasadach połyskują światełkami. Nadeszły święta, ale miasto wrze (podobnie zresztą jak latem).

NOWOJORCZYCY DESPERACKO SZUKAJĄ UKOJENIA OD PRZECIĄGŁEGO UPAŁU, CZERPIĄC CHŁÓD Z WILGOTNEGO BETONU W TUNELACH METRA. ALE W POCIĄGU CZAI SIĘ COŚ JESZCZE ZIMNIEJSZEGO…

Dramatyczna narracja komiksów często odnosi się do realnych miejsc – zazwyczaj wyolbrzymia ich kryminogenne cechy. Tłem dla fikcji są okoliczności znane wielu czytelnikom.

POCIĄG LINII D OSPALE TOCZY SIĘ Z BRONXU NA POŁUDNIE, TURKOCZE PRZEZ MANHATTAN I BROOKLYN, AŻ DO KOŃCOWEJ STACJI NA CONEY ISLAND. DLA JEDNYCH TO WYCIECZKA DO KRAINY CUDÓW I ZABAWY. DLA INNYCH TO OSTATNI PRZYSTANEK…

Czerwony diabeł w 161 odcinku swoich przygód (z 1979 roku) walczy ze złoczyńcami na znanym nowojorczykom rollercoasterze Cyclone, ale to tylko gościnne występy. W serii napisanej przez słynnego Franka Millera – twórcy Sin City – często podkreśla silne związki łączące go z dzielnicą Hell’s Kitchen, choć

TO NAJGORSZE MIEJSCE NA MANHATTANIE. DOBRE, ŻEBY DAĆ SIĘ ZABIĆ. SKRZEK MEW BRZMI TAK TYLKO O PORANKU. NARZEKAJĄCO. (HONK, HONK, BEEP, HOOONNNK). JAKBY CAŁE MIASTO NARZEKAŁO. JESTEM NA MANHATTANIE… CZUJĘ OKOLICĘ. SZCZURY I BETONOWY PYŁ. TU SIĘ URODZIŁEM.

Także tej opowieści towarzyszą znane elementy krajobrazu: tanie jadłodajnie (dinery), obskurne siłownie, ponure czynszówki, a bliźniacze wieże WTC zdobią okładkę numeru 227 (z 1985 roku), wartego wtedy siedemdziesiąt pięć centów.

Daredevila łączy z Punisherem (aka Frank Castle) szorstka przyjaźń. Ponury mściciel, weteran wojny w Wietnamie, łatwo rozpoznawalny dzięki koszulce z graficznym wyobrażeniem wielkiej białej czaszki na torsie, ma bardziej bezkompromisowe niż Murdock metody oczyszczania Manhattanu ze złoczyńców – używa arsenału broni palnej. Jest to kością niezgody między nim a Daredevilem – poczciwym niewidomym szatanem. Walka z całymi gangami, mafią i byłymi żołnierzami, którzy przeszli na złą stronę, wymaga radykalnych środków. W dzienniku wojennym Franka Castle’a nowojorski klimat jawi się jako znacznie bardziej surowy niż na obrazkach Sempégo:

WYSOKIE BUDYNKI WZDŁUŻ CZTERDZIESTEJ DRUGIEJ ULICY TWORZĄ TUNEL Z MROŻĄCYMI PODMUCHAMI WIATRU. ALE WIATR NIESIE RZECZY DUŻO BARDZIEJ PRZESZYWAJĄCE NIŻ CHŁÓD.

To wprowadzenie do komiksu z marca 1988 roku, zatytułowanego Sniper (Snajper). Pierwszy strzał pada z budynku Chryslera; ofiara przewraca się między oldschoolowym newsstandem, przepełnionym śmietnikiem a żółtą taksówką. Detale te są świetnie znane odbiorcom popkultury. W dolarowej broszurze z lutego 1991 roku Punisher poszukuje mordercy kierowców lokalnych yellow cabs.

W NOWYM JORKU JEST PONAD JEDENAŚCIE TYSIĘCY TAKSÓWEK. NIE MA ZA TO CHYBA ANI JEDNEJ OSOBY, KTÓRA MOŻE POWIEDZIEĆ O NICH COŚ DOBREGO. ALE KIEDY PADA, NOWOJORCZYCY ZATRZYMUJĄ SWOJE ZDANIE DLA SIEBIE… TUTEJSI TAKSÓWKARZE SĄ ZNANI Z OBCESOWOŚCI I OBOJĘTNOŚCI. TO ICH ZBROJA.

Trudno tej mrocznej historyjki, dziejącej się na przykład w Battery Tunnel pod East River i na Brooklyn Bridge, pełnej dziwnych pasażerów, nie odnieść do Taksówkarza Martina Scorsese, w którym miasto przedstawiono jako odrażający, doprowadzający do szału rynsztok. Dziś próżno szukać tego klimatu na Manhattanie, gdzie proces gentryfikacyjny czyści kolejne przecznice, a Little Italy, znana ze wspomnianych Ulic nędzy, zmieniła się niemal w lunapark.

Postacią związaną z powieścią sensacyjną, filmem i komiksem jest słynny czarnoskóry detektyw John Shaft z Harlemu, skomplikowany człowiek, sex machine. Na kartach osadzonej pod koniec lat 60. XX wieku opowieści obrazkowej (Dynamite, 2015) pieczołowicie oddane są rzeczywiste miejsca i budynki, na przykład Sunnyside Garden Arena w Queens, legendarny teatr Apollo przy Sto Dwudziestej Piątej Ulicy w Harlemie czy wejście do Penn Station. Ale to już jest komiks oparty na nostalgii, na wyobrażeniach znanych z popkultury, współcześnie przetwarzanych na nowo.

Wyżej wymienione historyjki to prawdziwki. Należy do nich też seria poświęcona kuloodpornemu Luke’owi Cage’owi, który pierwsze przygody w Nowym Jorku, z 1972 roku, przeżywał w okolicach Times Square. W zeszycie za dwadzieścia centów straszą tu – w centrum miasta – duchy i przestępcy; w dzisiejszej rzeczywistości ich miejsce zajęli turyści. Dramatyczna scena z okładki piątego numeru bohatera do wynajęcia rozgrywa się na skrzyżowaniu Sto Dwudziestej Piątej i Lennox – w sercu Harlemu. Kilka numerów później trafiamy na George Washington Bridge (przy którym powstała stacja autobusowa według projektu Piera Luigiego Nerviego). W latach 90. Luke przenosi się do Chicago, ale później wraca na Górny Manhattan.

Butcher Baker – The Righteous Maker – ma czarne wąsy w kształcie podkowy i prowadzi ciągnik siodłowy pomalowany we wzór amerykańskiej flagi. Jego niecenzuralne przygody (Image, 2012) zaczynają się w Nowym Jorku, a kolorowy wóz pięknie prezentuje się na tle rozświetlonego Times Square. Po Manhattanie jeżdżą dziesiątki podobnych ciężarówek. Zadbane, oryginalnie pomalowane, z chromowanymi detalami peterbilty, kenworthy, internationale i macki to nieodłączny element tutejszego pejzażu miejskiego. Komiks ten jest niewybrednym pastiszem życia superbohatera, natomiast całkiem poważny amerykański kult ciężarówki jako narzędzia pracy to znany fakt. Motyw ten pojawia się w wielu filmach, na przykład w Konwoju Sama Peckinpaha czy szmirowatym Mistrz kierownicy ucieka Hala Needhama. Wielkie wozy z „nosami” podkreślają swoją obecność rykiem silników i klaksonów, potęgowanym w kanionach ulic, których są nieodzowną częścią, podobnie jak żółte taksówki i szkolne autobusy.

Centrum Nowego Jorku jest naturalnym środowiskiem występowania także Spider-Mana. Złudzeń co do miejsca akcji nie pozostawia okładka pierwszego komiksu, w którym pojawia się Peter Parker ugryziony przez radioaktywnego pająka podczas wystawy naukowej („Amazing Fantasy” 1962, Vol. 15) – ubrany w niebiesko-czerwony kostium superbohater wisi na sieci na tle charakterystycznej gęstej zabudowy. Jego wrogowie też upodobali sobie Manhattan. Tam wykonują spektakularne piruety między budynkami (na przykład Sęp i Zielony Goblin) albo terroryzują ulice (na przykład Sandman i Electro). Pająk często pojawia się na płaskich dachach domów o różnej wysokości – to bogaty topograficznie krajobraz uzupełniony instalacjami wentylacyjnymi, kominami, szyldami reklamowymi, wieżami ciśnień. Dom, po którym po raz pierwszy w komiksowej historii wspina się Peter, ma ceglaną elewację, boniowanie w narożnikach, charakterystyczny zdobiony gzyms i okna podzielone w poziomie na pół. Ta scenografia towarzyszy Parkerowi już od niemal sześćdziesięciu lat – w komiksach, filmach i grach wideo.

Podeszwy glanów rozpryskują kałuże. Przed chwilą padał deszcz, woda jeszcze nie spłynęła z płaskich dachów. Ranny mężczyzna ucieka przed rozwścieczonymi psami. W ostatniej chwili przeskakuje nad wąską ulicą. Z dołu, nad ścianami z brązowego piaskowca i chmurą pary wydobywającej się z podziemi, widać jego rozpostarty płaszcz. Człowiek-nietoperz pokonuje Gotham City w odsłonie artysty Paula Pope’a. Ta osadzona w przyszłości opowieść (Batman. Rok 100, Egmont, 2016) to jeden z najbardziej realistycznych, brutalnych i artystycznych komiksów z tej mrocznej serii.

Czym tak naprawdę jest Gotham? Choć to fikcyjne miasto, w internecie można odnaleźć liczne „fakty” związane z powstaniem metropolii, jej rozwojem, architekturą, mieszkańcami itd. Najczęściej uważa się ją za wyolbrzymioną, bardziej neogotycką i secesyjną wersję Nowego Jorku. Wiele elementów scenografii przypomina te pojawiające się we wszystkich wymienionych już komiksach, jednak nietoperz poluje o zmroku, i to jest cecha charakterystyczna Gotham – rzadko oglądamy je w świetle dziennym. W udanej serii Gotham Central (DC, 2016) – spin-offie Batmana – opowiadającej o codziennej pracy tutejszych policjantów, fikcyjne miasto zyskuje wiarygodność, stając się integralną częścią bardziej realistycznych opowieści kryminalnych. We wstępie do pierwszego tomu pisarz Lawrence Block stwierdza:

TWÓRCY KOMIKSÓW NAZWALI TO MIASTO GOTHAM CITY. WŁAŚNIE TAM ZNAK NIETOPERZA POJAWIAŁ SIĘ NA NOCNYM NIEBIE NICZYM KSIĘŻYC, A BATMOBIL NIGDY NIE MUSIAŁ KRĄŻYĆ W POSZUKIWANIU MIEJSCA PARKINGOWEGO. GOTHAM BYŁO TEŻ DOMEM JOKERA, RIDDLERA I PINGWINA, A NA JEGO ULICACH I DACHACH BATMAN ORAZ ROBIN, CUDOWNY CHŁOPIEC, TOCZYLI NIEKOŃCZĄCĄ SIĘ WALKĘ Z SIŁAMI ZŁA. TAKIE GOTHAM CITY MOŻNA BYŁO BEZ PRZESZKÓD UMIESZCZAĆ W ALTERNATYWNYM ŚWIECIE KOMIKSOWEJ FIKCJI. ALE MY, MIŁOŚNICY KOMIKSÓW, NIE JESTEŚMY GŁUPI. DOSKONALE WIEDZIELIŚMY, O KTÓRYM PRAWDZIWYM MIEŚCIE MOWA…

Oba miasta – fikcyjne i prawdziwe – w pewnym sensie grają na siebie. Superman Clark Kent próbuje ukrywać swoją prawdziwą tożsamość za garniturem i rogowymi okularami, udając zwykłego mieszkańca Metropolis, które udaje Nowy Jork. Podobnie dzięki skojarzeniom z Nowym Jorkiem Gotham staje się bardziej wiarygodne, a zarazem mistycyzuje rzeczywiście istniejącą metropolię. Batman z komicznej postaci w szarym trykocie i masce wyrósł na Mrocznego Rycerza. Jego wrogowie także ewoluowali. Karciany joker stał się straszny nie tylko dzięki filmowej kreacji Heatha Ledgera czy obecnie Joaquina Phoenixa, ale też dzięki nowym autorom komiksów, którzy przedstawiają jego demoniczny uśmiech na różne sposoby, na przykład jako opiętą na głowie maskę z własnej skóry (Batman. Śmierć rodziny, DC, 2014). Podobnie Gotham wraz z coraz bardziej przerażającymi wcieleniami znanych bohaterów ciemnieje i nasiąka mistycyzmem. Nawiązania do Nowego Jorku powodują, że w świadomości odbiorców popkultury realne scenerie przenikają się z komiksowymi. Wpisuje się to też w popularny sposób zwiedzania amerykańskich miast i obiektów: stają się interesujące z powodu pojawienia się w określonym filmie. Mistycyzowanie pełni tu funkcję zastępczą dla prawdziwej historii, której te miejsca często są po prostu pozbawione.

Intensywna rzeczywistość metropolii jest niekończącym się źródłem inspiracji dla rysowników. W numerze 167 „Przekroju” z 1948 roku opublikowano kąśliwy artykuł Mariana Podkowińskiego Skorzystaj z miejskiej łaźni czyli przewodnik po New-Yorku (s. 6–7), zilustrowany rysunkami Saula Steinberga. Pełne humoru i refleksji, geometrycznych zabaw i obserwacji codzienności szkice tego artysty pojawiały się na łamach pisma od lat 40. do 90. Część z nich ma wymiar uniwersalny, ale wieloletni współpracownik „New Yorkera” i napływowy mieszkaniec Nowego Jorku ma dużo do powiedzenia (narysowania) także konkretnie o tym mieście. Zmieniający się styl Steinberga odzwierciedla jego widzenie świata i metropolii: od afirmatywnych obserwacji otoczenia, przez ukazanie anonimowości życia w mieście za pomocą pieczątek z sylwetkami ludzi i samochodów, po przerażające surrealistyczne obrazy ulic z czasów wojny w Wietnamie…

Pięknie narysował miasto i jego ludzi Miroslav Šašek w książce z 1960 roku Oto jest Nowy Jork (Dwie Siostry, 2015). Kolorowe ilustracje pełne humoru uwydatniają zarówno rozmiar Wielkiego Jabłka, jak i jego smakowite detale: wózki z hot dogami, automaty na monety czy stacje metra.

Przedstawienia Nowego Jorku w komiksie i ilustracjach, których najlepsze przykłady znajdziemy w galerii okładek „New Yorkera” (sprzedawanego jeszcze dziś w niektórych newsstandach), można mnożyć. Współcześni rysownicy, tacy jak Adrian Tomine (New York Drawings, Drawn & Quarterly, 2012) czy Chris Ware (The ACME Novelty Library 18 1⁄2, Drawn & Quarterly, 2007) przedstawiają piękno miasta, ale też uczucie pustki i samotność towarzyszącą jego mieszkańcom.

Nie sposób pominąć w tym miejscu dzieła jednego z największych mistrzów komiksu – Umowy z Bogiem Willa Eisnera (Baronet Books, 1978; wyd. polskie Egmont, 2014), opowieści o żydowskich mieszkańcach Bronxu, którzy rozpoczynają nowe życie w domach czynszowych, gdzie

ROZGRYWAŁY SIĘ WIELKIE DRAMATY. NIE BYŁO TU ŻADNEJ PRYWATNOŚCI ANI ANONIMOWOŚCI. ALBO BYŁO SIĘ AKTOREM, ALBO WIDZEM ZASIADAJĄCYM W PIERWSZYM RZĘDZIE. CZYNSZÓWKA BYŁA JAK STATEK PASAŻERSKI ZAKOTWICZONY W MORZU BETONU.

Eisner oparł opowieść na własnych doświadczeniach z lat 30. XX wieku – okresu wielkiego kryzysu. Przedstawia Nowy Jork bez zbędnych upiększeń. Obraz sąsiedzkiego życia biednych imigrantów jest pełen smutku i brutalności, ale też surowego piękna.

Okolica West 30th Street, gdzie spotkałem kolegę, stała się kawałkiem miasta na pokaz. Tutaj budynek Zahy Hadid nie wiadomo po co udaje dynamikę, architektura wydaje się dizajnerskim bibelotem, podobnie jak w dopiero wznoszonych pokręconych wieżach podpisanych na rusztowaniu nazwiskiem Bjarkego Ingelsa. Diner przy 10th Ave, biegnącego wzdłuż zapchanej turystami High Line (Diller Scofidio + Renfro), został zamieniony w drogą restaurację, jedynie udającą pierwotny klimat podobnych miejsc. Na pewno nie jest to zapyziała knajpa w Queens, w której ukrywający twarz za brodą Frank Castle zostaje podsumowany przez opryskliwą kelnerkę w żółtym fartuchu:

NIE MAMY TU ZA WIELU HIPSTERÓW. PUNISHER ODMRUKUJE COŚ POD NOSEM, ALE TO JEDEN Z NIEWIELU MOMENTÓW W JEGO KOMIKSOWO- -FILMOWEJ HISTORII, KIEDY MA POGODNĄ MINĘ.