W pierwszych ujęciach filmu Miś Stanisława Barei, z 1980 roku, kilkuosobowa grupa milicjantów aranżuje wzdłuż drogi teren zabudowany. Na zarośniętej polanie wyrastają dwie frontowe ściany domów z tektury i prostopadłościenny, także papierowy, sklepik z szyldem „Praktyczna Pani”. Jeden z milicjantów ponagla załogę: „Szybko, szybko, ustawcie ich tu w kolejce, musi być jakieś życie na osiedlu!”.

Na schodkach przed wejściem do budki handlowej funkcjonariusze ustawiają cztery kobiece manekiny: pannę młodą, szykownie ubraną kobietę pracującą, niską dziewczynę w stroju ludowym (czarną) i górniczkę w stroju galowym.

W scenie krótszej niż minuta Bareja zmieścił wycinek PRL-owskiej rzeczywistości. Mijają lata i epoki, a jej absurdy wciąż jednocześnie bawią i napawają goryczą.

Praktyczna Pani na dwa sposoby oferowała pomoc w rozwiązywaniu problemów codzienności: w latach 60. i 70. jako ogólnopolska sieć ośrodków usługowych pod patronatem Społem, a od 1976 do 1981 roku jako kolumna poradnicza tygodnika „Razem”. W lokalach Praktycznej Pani można było naprawić sweter i sprzęt gospodarstwa domowego, obciągnąć guziki, uplisować spódnicę, wymaglować bieliznę, wypożyczyć sprzęt turystyczny, odnowić krawaty i kapelusze, zapisać się na kurs, zasięgnąć porady… Skład kolejki przed tekturową budką sugeruje zapewne, że w środku każda kobieta znajdzie coś dla siebie.

Pawilon przy ul. Piłsudskiego, osiedle Plac PKWN, Wrocław
Fot. Aleksandra Czupkiewicz

Bez stania w kolejce nic się w PRL-u nie kupiło ani nie załatwiło. Stało się godzinami, nawet dobami, więc członkowie rodziny rotacyjnie dzielili się tą czynnością w ramach obowiązków domowych. W kolejkach do głosu dochodziły skrajne emocje i sięgały zenitu. W innym filmie Barei – Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz – klient sklepu spożywczego wpycha się do kolejki, a inny zwraca mu uwagę: „Pan tu nie stał!”. Sytuacja eskaluje, dochodzi do szarpaniny, w końcu obydwaj delikwenci zostają wyproszeni ze sklepu. Kolejki ustawiały się wszędzie: na poczcie, przed każdym sklepem i pawilonem handlowo-usługowym. A ponieważ handel i usługi były nieodzownym punktem programu powojennych osiedli mieszkaniowych, kolejki dopełniały krajobrazu tych dzielnic. Nie za kolejkami wprawdzie, ale za obecnością usług i „życia na osiedlu” nieraz zatęsknią jeszcze starsi i młodsi widzowie Misia.

linearne rysunki pawilonu przy ul. Piłsudskiego –aksonometria i rzut
Il. Aleksandra Czupkiewicz, Patryk Kusz, Maria Wawer

Powojenna Polska mierzyła się z mnogością kryzysów, a jednym z większych był katastrofalny niedobór mieszkań. W sukurs przyszły prefabrykacja i projektowanie zgodne z normatywem mieszkaniowym – dawały nadzieję, że proces budowy przyspieszy. Władzom zależało na tempie i efektywności. Podobne osiedla z wielkiej płyty wyrastały jak Polska długa i szeroka, niezależnie od miasta, bo choć konkretne systemy prefabrykacji powstawały z myślą o konkretnych lokalizacjach, nie zawsze przypisywano je na stałe do miejsca przeznaczenia. System budownictwa wielkopłytowego WWP (Wrocławska Wielka Płyta), opracowany w drugiej połowie lat 60. przez wrocławski Miastoprojekt, wypuścił z czasem odnogi w Jeleniej Górze, Lubinie i Wałbrzychu. Stworzony dla Warszawy system WUF-T (Warszawska Uniwersalna Forma – Typowa) zaadaptowano też na potrzeby innych regionów. Wystarczyło sięgnąć po tożsame rozwiązania i materiały. Architektom i architektkom zdarzały się momenty satysfakcji: tu zrealizowali oryginalny detal w postaci balustrady balkonów, tam strefę wejściową do klatki schodowej, generalnie jednak architektura mieszkaniowa z lat 60.–80. była monotonna. Powstawała z materiałów złej jakości (czyli zazwyczaj jedynych dostępnych) i nie odznaczała się wysokiej klasy wykonawstwem. Ten grzech pierworodny do dziś rezonuje w stanie technicznym budynków, ich wyglądzie zewnętrznym i akustyce.

Co gorsza, także przestrzeń między budynkami prezentowała się nader skromnie. Nowe osiedla często powstawały na gruzach dawnej zabudowy, na zagospodarowanie terenu składały się większe i mniejsze spłachetki trawy, ścieżki ograniczone krawężnikami z betonu pomalowanymi na biało, proste ławki, czasem drabinki i huśtawki. Podstawowa infrastruktura nie dość, że nieskomplikowana, to często pojawiała się na osiedlu z dużym opóźnieniem. Na taki plac budowy na warszawskim Ursynowie wprowadzają się bohaterowie serialu Barei Alternatywy 4. Z czasem ta niezagospodarowana przestrzeń wokół budynków przełożyła się na tereny zielone tuż za oknem (poza trawą dziś między blokami rośnie przecież mnóstwo drzew) i odpowiedni odstęp między sąsiednimi obiektami. Podobnych zalet ze świecą szukać w polskiej mieszkaniówce tej kategorii w XXI wieku.

Między monotonną zabudową i na pustym terenie obok powstawały niewielkie obiekty handlowo-usługowe. Większość z nich także była typowa, zaprojektowana według odgórnie ustalonego schematu, wątpliwa zarówno pod względem estetycznym, jak i technicznym. Zdarzały się jednak wyjątki – pawilony zaprojektowane z większą swobodą formalną, charakterystyczne. Małe, często parterowe obiekty biżuteryjne były dopełnieniem każdego nowego osiedla. Umożliwiały załatwianie sprawunków w pobliżu miejsca zamieszkania, stwarzały okazję do spotkań i umacniały lokalny wymiar miejskości. Niektórym towarzyszyły funkcje kawiarniane, innym małe przedpole – plac lub skwer. Pawilony, tak mocno obecne w krajobrazie PRL-u, wraz w wieloma innymi kategoriami czy typologiami budynku użyteczności publicznej zniknęły z polskich miast. Nierentowne, trudne w utrzymaniu, na starcie odstraszały potencjalnych inwestorów kosztami renowacji. Na dzisiejszym gruncie gospodarczo-politycznym nie mają szans wyrosnąć nowe ani przetrwać stare, zwłaszcza że stawały na atrakcyjnych działkach. Czy to w centrum miast, czy na obrzeżach, wszędzie są dobrze skomunikowane (zawsze w pobliżu przystanków komunikacji miejskiej), charakterystyczne (ważne kompozycyjnie w skali osiedla, na przykład jako narożniki, oprawa ulicy lub placu), otoczone zielenią, często odsunięte od bloków mieszkalnych. Krótko mówiąc, działki pawilonowe mają dziś duży potencjał inwestycyjny.

Pawilon Sudety przy ul. Sudeckiej, osiedle SM „Pod Jaworami”, Wrocław,
proj. Tadeusz Izbicki, 1961
Fot. Patryk Kusz

Oczywiście zachwyty nad architekturą pawilonów, ich otoczeniem i związanymi z nią wartościami niematerialnymi przyszły z czasem. Afektem darzą je przedstawiciele pokolenia nieobarczonego bagażem doświadczeń w postaci kolejek po mleko, produktów na kartki, a często tylko kartek na produkty, szarych, nieatrakcyjnych opakowań i równie szarej rzeczywistości. Dodatkowo pawilony punktują na tle współczesnej zabudowy mieszkaniowej z towarzyszącym jej programem dodatkowym; aż nadto liczne przykłady wskazują, w którym kierunku ona zmierza. Ogólnodostępny program dodatkowy w najbardziej luksusowym wariancie składa się z drzewa na gruncie rodzimym (albo jakiegokolwiek drzewa) lub lokalu popularnej sieci spożywczej w parterze budynku. Jest też program dodatkowy zarezerwowany dla klienta o większych zasobach ekonomicznych: wewnętrzne siłownie, spa, sale spotkań mieszkańców.

We Wrocławiu jedną z pierwszych realizacji dużej skali było osiedle Plac PKWN. W latach 1954–1958 zaprojektowali je Kazimierz Bieńkowski, Ewa Cieszyńska, Henryk Chorążak, Tadeusz Izbicki, Izabela Jakuszko, Konrad Jarodzki, Bogna Klimczewska, Kazimierz Klimczewski, Stanisław Prymon, Zofia Wadowska, Juliusz Wadowski i konstruktor Leszek Zgagacz. Centralnym punktem założenia jest dzisiejszy plac Legionów, zabudowa mieszkaniowa koncentruje się wzdłuż trzech głównych osi komunikacyjnych: ulic Sądowej, Piłsudskiego i Grabiszyńskiej. U zbiegu dwóch ostatnich zaprojektowano dwupoziomowy Dom Handlowy „Lotos”. Stoi na podwyższeniu, niemal w całości przeszklony, do punktów usługowych prowadzi system kładek i podcieni, a nad nim wznosi się czternaście mieszkalnych kondygnacji wysokościowca. Hybryda góruje nad osiedlem, przeważnie pięciokondygnacyjnym. Vis-à-vis wieżowca, od wschodu, stoi tej właśnie wysokości budynek mieszkalny z usługami w parterze, domkniętymi pawilonem poczty. Była to pierwsza we Wrocławiu konstrukcja linowa i pierwszy jednokrzywiznowy dach wiszący, dzieło Bogny Klimczewskiej i Leszka Zgagacza. Nowatorskie rozwiązanie uwolniło wewnętrzną przestrzeń od elementów konstrukcyjnych, ponadto na całej wysokości doświetla ją od frontu szklana fasada. Na zdjęciach archiwalnych żelbetowa skorupa poczty wydaje się lewitować, granica między wnętrzem i zewnętrzem się zaciera, a przynajmniej sprawia wrażenie delikatnej jak profile ślusarki okiennej. Pocztę rozebrano w 2007 roku, a na jej miejscu zrealizowano nowy pawilon, w estetyce dziesięciolecia, w którym powstał. Chaotyczna forma jest obłożona drogim kamieniem i szkłem o dużym refleksie. Całość zdobią aluminiowe elementy zadaszenia. Wykończenie, choć luksusowe, ginie w cieniu szyldów i reklam, którymi budynek obrósł przez piętnaście lat.

linearna aksonometria pawilonu Sudety
Il. Aleksandra Czupkiewicz, Patryk Kusz, Maria Wawer

Ważnym i zróżnicowanym kubaturowo fragmentem założenia Plac PKWN są „czworaki” autorstwa Konrada Jarodzkiego – cztery siedmiokondygnacyjne punktowce równomiernie rozmieszczone wzdłuż ulicy Piłsudskiego. Między nimi, w pierwszej linii zabudowy, zaprojektowano cztery pawilony usługowe. W latach 60. zrealizowano tylko dwa z nich, kolejne dwa pojawiły się dopiero w latach 90. Jeden z oryginalnych pawilonów do dziś przetrwał w niezmienionej formie – parterowy, jednoprzestrzenny, o przeszklonej elewacji frontowej. Gdyby nie daszek o cienkim zygzakowatym przekroju, dyskretnie wysunięty poza lico fasady (akurat na taką głębokość, by idealnie chronić ludzi stojących pojedynczo w kolejce), budynek nie wyróżniałby się na tle typowych rozwiązań. Dziś mieści się w nim popularny sieciowy sklep spożywczy. Okna są zaklejone i zamiast wpuszczać słońce do wnętrza, informują o aktualnych promocjach.

Podobną zasadę budowania zastosowano wzdłuż ulicy Tęczowej. Grzebieniowy układ trzech mieszkalnych klatkowców domknięty jest od frontu długim parterowym pawilonem handlowo-usługowym projektu Henryka Chorążaka. Przeszkloną rytmiczną elewację pawilonu przerywają dwa zadaszone przejścia bramowe; prowadzą do zielonych podwórek między blokami. Na dachu pawilonu od strony ulicy Prostej zrealizowano szyld z jego nazwą – Tęcza. Nie mam pewności, czy był dziełem metaloplastyki, czy kolorowym neonem, na czarno-białych zdjęciach z epoki wszystko jest szare. Znamion tęczy nie sposób dopatrzyć się i dziś, bo chociaż funkcja pawilonu nie uległa zmianie i mógłby zza witryn kusić nabywców barwnym asortymentem, kilka lat temu wymieniono ślusarkę okienną. Jej ciemny odcień nie tylko nie zachęca do zakupów, ale i rujnuje to, co było największym atutem tego obiektu – budowanie żywej miejskiej ulicy.

Pawilon przy ul. Grabiszyńskiej, osiedle SM „Chemik”, Wrocław, proj. Maria Molicka, 1965
Fot. Aleksandra Czupkiewicz

W 1961 roku na południu Wrocławia powstało osiedle Wrocławskiej Spółdzielni Mieszkaniowej „Pod Jaworami”. Istniejącą zabudowę willową między ulicami Ślężną, Lipową, Dębową i Akacjową, uzupełniono budynkami mieszkalnymi o różnej typologii, a tym samym i skali. Parterowe domy w zabudowie dywanowej (projekt: Kazimierz Bieńkowski, Tadeusz Izbicki) mają za sąsiadów dwukondygnacyjne domki szeregowe (projekt: Zofia Wadowska), budynek galeriowy (projekt: Kazimierz Bieńkowski), punktowce powtórzone z Placu PKWN (projekt: Konrad Jarodzki) i czterokondygnacyjne klatkowce w układzie grzebieniowym (projekt: Henryk Chorążak). Na skrzyżowaniu ulic Sudeckiej i Jaworowej ta różnorodna myśl modernistyczna spotyka się z przedwojenną. Jego charakter narzuciła trzykondygnacyjna willa w północnym narożniku – odsunięta od ulic i ustawiona ukośnie do nich, zrobiła miejsce na niewielkie przedpole ograniczone kolistym ogrodzeniem. W pozostałych narożnikach: zachodnim z zabudową parterową, południowym z punktowcem i wschodnim z pawilonem handlowo-usługowym, budynki także zaprojektowano skosem do ulicy. Z tego formalnego, celowego zabiegu, oprócz spójności urbanistycznej odczytuję chęć przypisania funkcji wytworzonej tu wolnej przestrzeni.

Mocnym akcentem w narożniku ulicy był pawilon Sudety (projekt: Tadeusz Izbicki), a jego przedpole dawało szansę na zbudowanie skrawka przestrzeni publicznej w wymiarze lokalnym – dzielnicowym. Obiekt posadowiono na betonowej platformie, jej obrys przystawał do kształtu zadaszenia i znacznie wykraczał poza właściwą kubaturę budynku. Dach był wsparty na sześciu smukłych słupach o okrągłym przekroju, odsuniętych od harmonijkowej elewacji. Całość tworzyła rodzaj niewielkiego zewnętrznego pasażu. Urok pawilonu wzmacniało okazałe drzewo rosnące na przedpolu. Od wielu lat pawilon stał pusty, choć jeszcze z dzieciństwa (miałam wtedy około dziesięciu lat) pamiętam, że był tam sklep spożywczy. Zaklejone szyby i nietrafiona kolorystyka (pomarańczowo-niebieska) oraz podobno trudne warunki temperaturowe wnętrza skutecznie odstraszały potencjalnych najemców. Nie trzeba wszak dużej wyobraźni, by jej oczami ujrzeć w tym miejscu chętnie odwiedzaną kawiarnię. Zielony skwer, lokalizacja w narożniku, bliskość założeń parkowych, cień drzewa i dachu, odpowiednia ekspozycja na słońce i charakterystyczna architektura wydawały się gotowym scenariuszem sukcesu. Wizja była jednak tyleż idealna, co złudna. W 2019 roku pawilon rozebrano. Zastąpił go dwukondygnacyjny obiekt, bez sukcesu imitujący formę poprzednika. Większym smutkiem od jego architektury napawa jedynie fakt, że od roku, choć ukończony, stoi zamknięty, bez pozwolenia na użytkowanie.

Aksonometria i rzut pawilonu przy ul. Grabiszyńskiej, osiedle SM „Chemik”,
Il. Aleksandra Czupkiewicz, Patryk Kusz, Maria Wawer

Harmonijkowe daszki, formy uskokowe i zygzakowate ściany zadomowiły się we wrocławskim repertuarze form pawilonowych. Podobną elewację jak w Sudetach zastosowała w zaprojektowanych przez siebie punktach usługowych architektka Maria Molicka, choć harmonijkowy przebieg ściany jest u niej grubszy i przekłada się na podział funkcjonalno-przestrzenny wewnątrz budynków. Pawilony jej autorstwa dopełniały osiedle Spółdzielni Mieszkaniowej „Chemik”. Pierwszy, wybudowany w 1965 roku, stanął wzdłuż ruchliwej ulicy Grabiszyńskiej. Jego siedem sekcji odpowiadało siedmiu osobnym usługom i załamaniom zygzakowatej elewacji. Płaski od góry, a zygzakowaty od frontu dach budynku przykrywa oprócz wnętrza pawilonu także zewnętrzne pola w zagłębieniach elewacji. Ponieważ przekrój dachu jest zarazem skośny i zmienny, fragmenty jego podniebienia mają kształt rombów. Zestawienie zygzakowatych form w kilku płaszczyznach wpływa na dynamikę obiektu. Gdy pod opieką babci chodziłam tam do fryzjera (zakład wciąż istnieje), myślałam, że przypominają diamenty. W menu pawilonu są również usługi ubezpieczeniowe, lombard i sklepy: z elektroniką, ze skuterami i z piwem.

W 1966 roku u zbiegu ulic Grabiszyńskiej i Kolejowej stanął bliźniak pierwszego pawilonu, tylko zamiast podłużnej kubatury ma kształt zbliżony do trójkąta, adekwatnie do lokalizacji. We wnętrzu do dziś działa sklep spożywczy, choć co kilka lat zmienia się jego szyld. Przy Grabiszyńskiej wciąż stoi też pawilon handlowo-usługowy Hermes, wzniesiony według projektu Witolda Maciejewskiego. Jest częścią osiedla Gajowice (1959–1966, projekt Igor Tawryczewski z zespołem: Maria Tawryczewska, Edmund Frąckiewicz, Jadwiga Grabowska-Hawrylak, Maria Kiełczewska, Zdzisław Kowalski, Witold Maciejewski), położonego w południowo-zachodniej części miasta. Funkcji handlowej tego pawilonu towarzyszyła kawiarnia Dorotka. Jego dach, inaczej niż w projektach Molickiej, nie jest płaski od góry, powierzchnię budują trójkątne płaszczyzny; w widoku fasady krawędź ciągnie się zygzakiem. Elewacja budynku ma prostą linię.

Projektanci skorzystali wprawdzie z wachlarza tych samych rozwiązań i form, lecz rozmaicie je zaadaptowali, dlatego każdy z trzech pawilonów jest inny i na swój sposób wyjątkowy. We Wrocławiu nie znalazłam pawilonów lepiej zachowanych w wymiarze materialnym i programowym niż te Molickiej i Maciejewskiego. Działają prężnie, czas oszczędził ich strukturę funkcjonalno-przestrzenną, a nawet znaczną część oryginalnej stolarki okiennej. Czy pomogła im specyfika lokalizacji? Z pewnością tak, bo pawilonowe usługi są tam potrzebą bazową, żaden inny lokal w pobliżu nie zdołał przejąć ich funkcji.

Pawilon przy ul. Gajowickiej
fot. Patryk Kusz

Choć historia tych obiektów jest z rodzaju pozytywnych (a przynajmniej bez finału w postaci rozbiórki), nie sposób nie wspomnieć, że wolnostojące punkty usługowe były jedynie substytutem parterów usługowych w przedwojennych kamienicach. Grabiszyńska jest bardzo długą arterią, udręki pieszego nie łagodzi jej zmienny charakter. We Wrocławiu wiele ulic takich jak ta nigdy nie odzyskało przedwojennego sznytu. Idąc wzdłuż nich, nie mamy na czym zawiesić oka, zwyczajnie się nudzimy. Brakuje im oprawy w postaci budynków, linię zabudowy mają niestałą albo wręcz żadną, nie rosną przy nich drzewa, tak niegdyś liczne wzdłuż głównych ulic Breslau. Wojenne zniszczenia pozbawiły Wrocław gęstej zabudowy kwartałowej, a wraz z nią miejskości. Budynkom mieszkalnym wznoszonym w PRL-u rzadko towarzyszyła inna funkcja, co często było konsekwencją prefabrykacji. Zamiast żywych parterów kamienic mieszkańcom musiały wystarczyć pawilony, dlatego sytuowano je w widocznych i łatwo dostępnych miejscach.

Na południe od Gajowic położona jest Celina – część C osiedla Wrocław Południe. Dzisiejszy kształt przybrała w rezultacie konkursu rozpisanego w 1962 roku. Autorami zwycięskiej koncepcji byli Kazimierz Bieńkowski, Tadeusz Izbicki, Wacław Kamocki i Julian Łowiński. Zaprojektowali cztery niezależne przykłady zabudowy pawilonowej. Ich historie najlepiej oddają problematykę tej typologii w ciągu ostatnich kilkunastu lat.

Aksonometria i rzut pawilonu przy ul. Gajowickiej, osiedle Celina, Wrocław
Il. Aleksandra Czupkiewicz, Patryk Kusz, Maria Wawer

SAM spożywczy Cyryl – prostopadłościan przeszklony z trzech stron, zwieńczony kręgiem z blachy falistej – stoi przy ulicy Gajowickiej, w sąsiedztwie kościoła o neoromańskiej bryle. Między pawilonem a ulicą zmieściło się spore przedpole. Przed przeszkloną elewacją wejściową dla urozmaicenia, a zapewne także ochrony przed słońcem (ekspozycja południowa) postawiono żelbetowy ruszt. Cyryl nie jest samodzielnym obiektem, od zaplecza przylega do niego rozrzeźbiona uskokowo kubatura. Od frontu towarzyszyło mu proste skrzydło, ale zastąpiła je przypadkowa buda lombardu. Poza sklepem spożywczym w pawilonie mają siedziby Rada Osiedla i Punkt Pomocy Okresowej, a niegdyś mieściła się tu biblioteka.

Drugi zespół pawilonów zlokalizowano na skraju osiedla, przy ruchliwym skrzyżowaniu. Budynki są oparte na siatce trójkątów i tworzą kompozycję połączonych ze sobą sześciokątów i wyodrębnionego trójkąta. Dawniej był tu supersam. Obecnie, w chłodniejszych miesiącach, bezdomni mogą skorzystać z ogrzewalni prowadzonej przez Koło Wrocławskie Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta (w większym sześciokącie), a przez cały rok i całą dobę czynny jest sklepik spożywczy (w małym sześciokącie). Społeczna funkcja tego zespołu jest tymczasowa – zapewne dopóki atrakcyjna działka pozostaje własnością Gminy Wrocław.

Pawilon przy zbiegu ulic Grabiszyńskiej i Kolejowej
Fot. Patryk Kusz

Trzeci kompleks pawilonowy był zawieszony nad ulicą Zaporoską (główną osią Celiny). Obiekt handlowy projektu Leszka Tumanowicza opierał się na dwukondygnacyjnych trzonach osadzonych po przeciwległych krańcach ulicy. Z jednego wyrastał ośmiokondygnacyjny budynek mieszkalny. Kompleks stał jeszcze w pierwotnym kształcie, gdy chodziłam do pobliskiego gimnazjum, a później liceum. W nadwieszonej części była księgarnia, ale rzadko tam zaglądałam, bo prowadziły do niej ciasne i brudne zewnętrzne klatki schodowe. Kilka razy pod nadwieszoną kubaturą próbowały przejechać samochody wyższe, niż dopuszczały znaki drogowe. W 2007 roku uznano, że to budynek wisiał za nisko, i nadwieszoną część rozebrano. Na usprawiedliwienie kierowców: Zaporoska była drogą przelotową przez miasto.

Ostatni z przykładów, samodzielny pawilon handlowo-usługowy Rondo z 1967 roku (projekt: Wacław Kamocki), składał się z dwóch brył o nieznacznie różnej wysokości. Przekroje dachów obydwu kubatur przypominały skrzydła samolotu, dzięki delikatnym przeszkleniom parteru sprawiały wrażenie, że unoszą się nad ziemią. Obiekt wybudowano na działce okalającej plac Powstańców Śląskich. Była to lokalizacja prestiżowa, jej wagę i znaczenie dla południowej części miasta rozumiano już w XIX wieku. Gwiaździsty plac zachował formę i kształt, zmianie uległa jednak jego oprawa – zachowała się tylko część okalających go przed wojną kamienic. Pawilon Rondo, choć wypełnił program placu (oprócz delikatesów mieszkańcy mieli do dyspozycji klubokawiarnię i fryzjera), nie zapełnił jego powojennej pustki formalnej. Brak pierzei na dużej części obwodu ronda nie sprzyjał wielkomiejskiemu charakterowi założenia. Pawilon wyburzono w 2008 roku. Trzy lata później ukończono w tym miejscu dziewięciokondygnacyjny apartamentowiec Thespian, odtwarzający historyczną linię zabudowy placu.

Aksonometria  pawilonu przy zbiegu ul. Grabiszyńskiej i Kolejowej, osiedle SM „Chemik”, Wrocław, proj. Maria Molicka, 1966
Il. Aleksandra Czupkiewicz, Patryk Kusz, Maria Wawer

Żaden z PRL-owskich pawilonów wciąż istniejących na Celinie nie jest w dobrym stanie technicznym, żaden nie przeszedł gruntownego remontu przywracającego mu modernistyczny rodowód, żaden nie ma ochrony konserwatorskiej. Plany miejscowe dla działek we własności Gminy Wrocław, na których stoją Cyryl i zespół o funkcji społecznej, są w opracowaniu. Pozostałość kompleksu nad ulicą Zaporoską w połowie należy do prywatnego podmiotu, a w połowie jest współwłasnością gminy i osób fizycznych. Uchwalony miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego między innymi dla działki tego zespołu ochroną konserwatorską jednoznacznie obejmuje tylko przedwojenne wartości obszaru.

Choć każdy z przywołanych w tym tekście przykładów należy rozpatrywać osobno z uwagi na inne walory architektoniczne, urbanistyczne i kulturowe, na ich podstawie można ustalić kilka faktów i postawić kilka tez. Pawilony handlowo-usługowe z okresu PRL-u nie funkcjonują w powszechnej świadomości społecznej ani w prawie jako obiekty zabytkowe. Wiele z nich stoi w atrakcyjnych lokalizacjach. Są częścią większej całości i należy ten kontekst uwzględniać. Osiedla, do których przynależą, prezentowały nową myśl urbanistyczną. Nie da się jej wymazać z historii miasta, dlatego przedwojenne układy, zasady lub linie zabudowy, nawet jeśli dobre, nie zawsze będą odpowiedzią samą w sobie. Przy właściwym podejściu pawilony mają przyszłość. Przede wszystkim wymagają rozsądnego, wrażliwego społecznie zaprogramowania. Ich sytuację można odnieść do wydarzeń opisywanych przez Jane Jacobs – są odpowiednikami obiektów niepotrzebnych na komercyjnej mapie miasta, których się pozbywano podczas amerykańskiego slum clearance. Jeśli nie będziemy się bezkrytycznie odwoływać do urbanistyki Breslau, prawdziwie konserwatorskie podejście może wydobyć cechy przestrzenne tych niewielkich budynków i za pomocą współczesnych rozwiązań, na przykład szklanych witryn, podkreślić wyjątkowe detale. Niestety podstawowe kwestie, w tym status formalno-prawny działek, są podobnie zaniedbane jak ich architektura. Zachowanie pawilonów wymaga wysiłku wielu uczestników procesu kształtowania miasta. Bez wątpienia jednak warto go podjąć. W pawilonach tkwi ogromny potencjał, poza tym musi być jakieś życie na osiedlu!

Przy pracy nad tekstem korzystałam między innymi z książki Agaty Gabiś Całe morze budowania. Wrocławska architektura 1956–1970. Inicjatywę odkrywania pawilonów handlowo-usługowych na terenie wrocławskich osiedli mieszkaniowych okresu PRL-u podjęłam wspólnie z Marią Wawer i Patrykiem Kuszem w 2018 roku.