Park Akcji „Burza” na Kopcu Powstania Warszawskiego
Geneza miejsca
Po zniszczeniach II wojny światowej mieszkańcy Warszawy stanęli przed ogromnym wyzwaniem – musieli podnieść miasto z gruzów. Przy odbudowie wykorzystywano wszelkie materiały nadające się do ponownego użycia, ale mimo to pozostały ogromne ilości gruzu. Umacniano nim brzegi Wisły, z części usypano sztuczne wzniesienia na ówczesnych przedmieściach. Później w dwóch takich miejscach założono publiczne parki (na Szczęśliwicach i Moczydle). Na nasypie z gruzu zbudowano również Stadion Dziesięciolecia. Najdłużej, bo prawdopodobnie aż do późnych lat 70. XX wieku, gruz zwożono na bagienny obszar przy ulicy Bartyckiej. Potem sztuczne wzgórze zostało po prostu opuszczone. W świadomości mieszkańców Warszawy przez lata funkcjonowało jako kopiec czerniakowski lub „zwałka”. Zbocza stopniowo zarastała spontaniczna roślinność ruderalna. Na zdjęciach kopca z lat 80. widnieją łąki oraz pojedyncze krzewy i drzewa.
W latach 90. z inicjatywy podpułkownika Eugeniusza Ajewskiego „Kotwy” dawne wysypisko przemianowano na Kopiec Powstania Warszawskiego, a na jego szczycie stanął pomnik – znak Polski Walczącej. Co roku urządzano tu obchody rocznicowe powstania warszawskiego, lecz większość obszaru leżała odłogiem – niezagospodarowana, niezrekultywowana. Z czasem na zboczach przybywało drzew. W 2018 roku niemal cały kopiec zniknął już pod ruderalnym lasem. Rosły w nim głównie obce gatunki inwazyjne – klon jesionolistny i robinia akacjowa.
W 2019 roku Zarząd Zieleni m.st. Warszawy ogłosił konkurs architektoniczny na Park Akcji „Burza” na Kopcu Powstania Warszawskiego. Wygraliśmy go wspólnymi siłami konsorcjum dwóch pracowni – Archigrest i topoScape.
Przestrzeń niedostępną i postrzeganą jako niebezpieczna zarówno ze względu na ukształtowanie terenu, jak i spontaniczną, inwazyjną wegetację, musieliśmy zaadaptować w celach komemoracji o odpowiedniej randze oraz na obszar rekreacyjny. Przyszło nam się zmierzyć z materialnością miejsca, którego unikalność wynikała wprost z tego, co mieliśmy pod stopami. Kopiec jest anomalią – całkowicie antropogenicznym wzniesieniem w płaskim krajobrazie Mazowsza. Różnice wysokości sięgają tu czterdziestu metrów. Wiercenia geologiczne wykazały zupełny brak ciągłości podłoża, a praktycznie w każdym odwiercie pojawiał się gruz i uniemożliwiał dalsze badanie. „Skała”, na której mieliśmy budować, była nieprzewidywalną mieszanką gruzu i gliny, w dodatku ukształtowaną z ekstremalnym nachyleniem. Te czynniki zaważyły na rozwiązaniach konstrukcyjno-budowlanych.
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
O gruz potykaliśmy się zresztą na całej powierzchni. Nic dziwnego, skoro na tym obszarze nie podjęto żadnych prac rekultywacyjnych.
W 2018 roku przeprowadzono pod nadzorem profesora Jerzego Romanowskiego badanie przyrodnicze Bioblitz. Wykazało bardzo niską bioróżnorodność tego obszaru. Naukowcy podkreślili jednak wartość już istniejącej roślinności (mimo dominacji gatunków inwazyjnych) i zalecili działania wspierające tutejsze ekosystemy.
Obserwacje i badania terenowe uświadomiły nam, że chociaż mamy do czynienia z krajobrazem antropogenicznym, zachodzące tu procesy mają analogie w krajobrazie naturalnym. Nie mogliśmy sięgnąć do prostych metod używanych zwykle w architekturze krajobrazu, na przykład sprawdzenia roślinności potencjalnej, ponieważ interwencje człowieka całkowicie przekształciły krajobraz kopca: zmianie uległy skała macierzysta, formy terenu, poziom wód gruntowych, gleba.
Fot. Michał Szlaga, 2023
Język wzorców
Metodę analiz wypracowaliśmy, wzorując się na metodologii Języka wzorców Christophera Alexandra. Korzystaliśmy również z ekologicznej teorii percepcji bezpośredniej Jamesa Jerome’a Gibsona. Nasze podejście nawiązuje też do chińskiej tradycji ogrodowej „zapożyczonego krajobrazu” (shakkei) z XVII wieku. Polega ona na włączaniu istniejącego krajobrazu w nową kompozycję oraz kontynuowaniu jego wątków w projektowanych detalach.
Doświadczenie nabyte przy poprzednich projektach, obserwowanie procesu realizacji, porównywanie stanu wejściowego z finalnym, nauczyły nas, że każda lokalizacja jest ogromnie wartościowa. Najczęściej za wartość uznaje się występowanie elementów wyjątkowych, na przykład pomników przyrody, a lekceważąco zbywa wszelką „zwyczajność”. Tymczasem dokładna analiza miejsca prawie zawsze ujawnia indywidualne cechy krajobrazu – unikalne konfiguracje elementów ożywionych i nieożywionych; to z nich składa się „język wzorców” terenu. W „słowniku” projektu parku na kopcu pojawiły się typologie związane ze stromymi zboczami, z retencją wody, cyrkulacją martwej materii organicznej, dostępnością dla osób z niepełnosprawnościami, ochroną istniejącej roślinności, zasadami sadzenia roślin, reguły łączenia zastanego krajobrazu z przestrzeniami, w których wprowadziliśmy modyfikacje. Za wzorzec uznaliśmy również potencjalne wady terenu, na przykład ubogie podłoże, wszechobecny gruz, powalone drzewa. W przyjętej metodzie projektowej uznaliśmy za priorytet poszukiwanie autentyczności miejsca. W myśl tej zasady porzuciliśmy utarte wzorce estetyczne i przystąpiliśmy do nauki języka, którym „przemawiał” do nas teren.
Potencjał istniejącego krajobrazu analizują też badacze psychologii środowiskowej. Ekologiczna teoria percepcji bezpośredniej, opracowana pod koniec lat 70. XX wieku przez Jamesa Jerome’a Gibsona, zakłada, że w każde środowisko wpisany jest zestaw możliwości działania. Od pierwszych stadiów realizacji projektu poszukiwaliśmy w terenie afordancji. Pieńki, górki, nachylenia stoków, tarasy ukryte w zaroślach i zmienność topografii zainspirowały nas do opracowania strefy rekreacyjnej z placami zabaw. Podobnymi metodami skonkretyzowaliśmy sposoby poruszania się po terenie kopca. Trakty wyznaczane w terenie były rejestrowane w czasie pomiarów geodezyjnych, następnie analizowaliśmy je i modyfikowaliśmy w pracowni na rzutach i przekrojach. Rysunki ponownie porównywaliśmy z sytuacją w terenie. Dla elementów szczególnie trudnych, na przykład kładki w koronach drzew, proces ten powtarzaliśmy wielokrotnie. Zastany krajobraz wzgórza traktowaliśmy jak zasób, którego charakter należy zachować. Metoda ta pozwoliła zastosować płynne przenikanie się obszarów, w których były prowadzone prace budowlane, oraz terenów adaptowanych, w których nie zmieniliśmy niczego. Staraliśmy się odnaleźć analogie do procesów i fenomenów naturalnych, a następnie przełożyć je na krajobraz zmodyfikowany działalnością człowieka. Naturalnie występujące wąwozy i urwiska potraktowaliśmy jak zapożyczenie, cytat ze środowiska zewnętrznego przeniesiony w realia kopca.
Wielu odwiedzających kopiec uważa, że zakres naszych interwencji był znikomy. W rzeczywistości posadziliśmy siedemdziesiąt tysięcy roślin, zasialiśmy łąki, przemieściliśmy na terenie parku dwanaście tysięcy metrów sześciennych urobku – ziemi i gruzu. Płynność styku krajobrazu projektowanego i istniejącego zatarła granice opracowania oraz zbudowała łączność wizualną z nieużytkami w sąsiedztwie.
Podejmując się wykonania projektu, zawsze rozpracowujemy szerszy kontekst i zakres jego oddziaływania na przyległe tereny. Zależy nam na czytelności krajobrazu. Uzyskujemy ją na różne sposoby: raz wtapiamy projekt w otoczenie, innym razem współtworzy on krawędzie lub wyznacza punkty orientacyjne. W analizach opieramy się na typologii Kevina Lyncha. W architekturze krajobrazu obszar projektu nigdy nie jest wyabstrahowanym terytorium. W percepcji mieszkańców składa się na ich mapę myśli, dlatego ciągłość przestrzeni oraz szeroko rozumiana strefa kontekstu są zasadniczo ważne dla odbioru projektu.
Prowadzone analizy projektowe dla kopca wykazały, że elementy krajobrazu wchodzą w bliskie relacje z podłożem antropogenicznym, dlatego niemal wszystkie rozwiązania przyrodnicze i przestrzenne ściśle wiązały się z topografią, budową geologiczną oraz procesami glebotwórczymi. Ponadto kopiec sam w sobie jest dziedzictwem materialnym, związanym nie tylko z powstaniem warszawskim, ale przede wszystkim z odbudową stolicy. W działaniach ograniczały nas również wytyczne konserwatorskie, nakazujące zachowanie całego urobku na miejscu.
Gleba na Kopcu Powstania Warszawskiego
Procesy glebotwórcze uznaliśmy za podstawę stabilności przyszłych ekosystemów kopca. Wynika to wprost z definicji gleby zawartej w systematyce gleb Polski:
Wydaje się zatem, że w świadczeniu funkcji ekosystemowych przez glebę istotny jest element stabilności ekosystemu, umożliwiający zaistnienie trwałej sieci powiązań i obiegu materii, a także rozwój różnych grup organizmów żywych. Dlatego na potrzeby Systematyki gleb Polski gleba jest definiowana jako powierzchniowa część litosfery lub trwale powiązane z litosferą (za pośrednictwem budynków lub budowli) nagromadzenie części mineralnych i organicznych, pochodzących z wietrzenia lub akumulacji, naturalnej lub antropogenicznej, ulegające przeobrażeniu przy udziale czynników glebotwórczych oraz mające zdolność zaopatrywania organizmów żywych w wodę i składniki pokarmowe1.
Fot. Archigrest, topoScape
Aktualna systematyka gleb uwzględnia również gleby powstałe w wyniku działalności człowieka innej niż rolnicza, czyli tak zwane technisole. Glebę na kopcu zaliczamy do typu technisoli i podtypu urbisoli, czyli gleb na terenach zabudowanych, przy czym nietypową specyfiką tej lokalizacji jest znaczna miąższość materiału nasypowego – oszacowaliśmy ją na ponad czterdzieści metrów.
Charakterystyczne dla urbisoli jest występowanie w profilu glebowym „artefaktów”. Nauka o glebach definiuje je jako„materiały w stanie stałym lub substancje w stanie ciekłym, które zostały umieszczone w glebie lub na powierzchni terenu w wyniku aktywności człowieka, której celem nie była poprawa jakości gleby (ewentualnie niezamierzenie zostały umieszczone w trakcie nawożenia). Artefakty są domieszką w materiale glebowym pochodzenia naturalnego albo w całości tworzą antropogeniczny materiał glebowy”2.
Na kopcu dwa znaczenia artefaktu – w ujęciu nauki o glebach i archeologii – się przenikają. Na terenie parku wyeksponowaliśmy elementy znalezione wśród wydobytego gruzu. Na placu budowy urobek z wykopów sortowaliśmy na frakcje. Z odsianych artefaktów skonstruowaliśmy ściany oporowe, wypełnialiśmy tym materiałem gabiony w lapidarium; używaliśmy go również jako elementu do stworzenia nowego podłoża. Obecność gruzowych artefaktów i ich wpływ na parametry gleby zdecydowały o doborze roślin.
Fot. Archigrest, topoScape
Na technogenicznej skale macierzystej kopca ponad czterdzieści lat sukcesji naturalnej wytworzyło cienki poziom próchniczy. Jego grubość była zróżnicowana, w zależności od miejsca i kąta nachylenia zboczy. Gruz przywożony na kopiec mieszał się z gliniastym gruntem, co sprzyjało procesowi glebotwórczemu, natomiast ukształtowanie terenu sprzyjało erozji powierzchniowej. Każda większa ingerencja w podłoże zatrzymuje albo cofa proces glebotwórczy. Postanowiliśmy więc ograniczyć ingerencję w grunt do minimum – koniecznego, by dostosować kopiec do standardów dostępności dla użytkowników. Dzięki temu na znacznym obszarze glebę i ekosystemy zachowaliśmy w stanie nienaruszonym.
Na kopcu obchodziliśmy się z glebą na dwa skrajnie różne sposoby: „permakulturowy” oraz polegający na „konstruowaniu” podłoża.
Fot. Archigrest
Podejście 1 – permakultura usług ekosystemowych
W miejscach nieprzekształcanych pracami ziemnymi ingerencje w istniejące podłoże ograniczyliśmy do minimum. Obserwując proces glebotwórczy na kopcu, doszliśmy do wniosku, że nie trzeba tu uprawiać gleby w miejscach planowanych nasadzeń. Wszystkie rośliny dobraliśmy do panujących warunków siedliskowych. Stosowaliśmy mieszanki roślin rodzimych tolerujących obojętny lub zasadowy odczyn gleby. Nasadzeń dokonywaliśmy między istniejącymi roślinami runa, omijając fragmenty gruzu i martwego drewna. Całe martwe drewno zostaje zresztą w parku – tworzy mikronisze i wspiera tworzenie gleby w procesie rozkładu. Nie usuwaliśmy ściółki, a na skarpach dodatkowo montowaliśmy płotki faszynowe, sprzyjające akumulacji materii organicznej.
Wiele nowych badań wskazuje, że gleba tętni niezwykłą bioróżnorodnością życia mikrobiologicznego. Jego skład zmienia się z każdym centymetrem głębokości. Każda ingerencja w profil glebowy: orka, przekopanie, zakłóca równowagę mikrobiologiczną. Poniechanie uprawy gleby na rzecz wspierania procesów akumulacji materii organicznej sprzyja utrzymaniu stabilności ekosystemów glebowych. W procesie glebotwórczym materia organiczna akumuluje się na powierzchni jako ściółka, czyli poziom organiczny; w procesie rozkładu powstaje z niej niższy poziom – próchniczy.
Podobne podejście do uprawy gleby promuje permakultura. Dla poprawy żyzności gleby stosuje się metodę no-dig (bez przekopania). Polega na układaniu na powierzchni gruntu dodatkowych warstw kompostu i ściółki. W parku podwyższanie żyzności gleby nie jest tak potrzebne jak w rolnictwie, dlatego poprzestaliśmy na wspieraniu naturalnego procesu akumulacji materii organicznej. Do niezbędnego minimum ograniczyliśmy ingerencję w glebę. Na kilka sposobów dążyliśmy do zamknięcia obiegu materii i wspierania procesów glebotwórczych: ochroniliśmy zbocza przed erozją, nie sprzątamy martwego drewna, właściwie dobraliśmy rośliny.
Permakulturowe podejście do gleby pozwala zachować stabilność ekosystemu. Proces glebotwórczy nie ulega zakłóceniu, a poziom bioróżnorodności po interwencji ogrodniczej jest wyższy niż przed interwencją i z czasem nawet wzrasta.
W klasycznym podejściu do ogrodnictwa człowiek uprawia glebę, użyźnia ją, nierzadko modyfikuje jej pH (najczęściej, niestety, sięga po torf, co powoduje dewastację cennych terenów bagiennych). Zakłóca równowagę mikrobiologiczną gleby, usuwa istniejącą roślinność i wprowadza nowe rośliny – w najgorszym razie monokultury gatunków obcych. Cierpi na tym złożoność ekosystemu. Z czasem wokół nasadzeń pojawiają się rośliny niepożądane, których strategia życiowa polega na szybkiej ekspansji w zakłóconych i żyznych środowiskach, czyli popularne chwasty ogrodnicze. Chwilowo bioróżnorodność wzrasta, ale kolejne cykle pielenia i przekopywania gleby ponownie zubażają ekosystem. Chwasty nie radzą sobie w stabilnych i mniej żyznych ekosystemach, dlatego jeśli zależy nam na ich ograniczeniu, należy zrezygnować z nadmiernego przekopywania i nawożenia gleby.
Oczywiście w parku nie dążyliśmy do wyprodukowania żywności, jak w gospodarstwie permakulturowym. Czerpaliśmy z innych korzyści, czyli tak zwanych usług ekosystemowych, jakie oferuje przyroda, na przykład oczyszczania powietrza, chłodzenia, retencji wody i kontaktu z naturą. Dlatego nasze działanie nazwaliśmy permakulturą usług ekosystemowych.
Na kopcu nie udało się uniknąć nasadzeń na obszarach pozbawionych roślinności – część powierzchni była przecież objęta pracami ziemnymi. Ograniczaliśmy jednak modyfikację gleby, używaliśmy wyłącznie ziemi i materii organicznej z terenu kopca. Do ściółkowania posłużyły przekompostowane zrębki z drewna z lokalnej wycinki. Ponadto stosowaliśmy mieszanki roślin rodzimych o różnych strategiach życiowych, w tym wiele roślin szybko zarastających powierzchnię gleby, aby skutecznie z konkurowały z „chwastami” w pierwszych latach po obsadzeniu. Dzięki temu „chwasty” na kopcu nie są niemile widziane, wręcz przeciwnie: daliśmy im szansę, by zaistniały jako pożądany spontaniczny element ekosystemu; nie są usuwane, z wyjątkiem rdestowca japońskiego, gdyż jest to gatunek silnie inwazyjny, może zagrozić całym zbiorowiskom.
Rys. Schirone, Salis, Vessella 2011, Effectiveness of the Miyawaki method in Mediterranean forest restoration programs
Podejście 2 – konstruowanie gleby
Inną strategię przyjęliśmy dla obszarów rozbetonowanych. W miejscach wcześniej pokrytych nawierzchnią utwardzoną nie wstępowały poziomy organiczne ani próchnicze, zalegał za to gruz zmieszany z gliną. W tych miejscach zaplanowaliśmy dwa typy nasadzeń – łąki ruderalne i mikrolasy (według metody profesora Akiry Miyawakiego). Każdy z tych typów nasadzeń wymaga odmiennego podłoża.
Rośliny ruderalne pojawiają się na obszarach ubogich w materię organiczną, są pionierami sukcesji. W miarę akumulacji materii organicznej wypierają je bardziej konkurencyjne gatunki. Chcieliśmy przeciwdziałać temu procesowi, musieliśmy zatem przygotować ubogie podłoże. Zastosowaliśmy mieszankę gruzu wydobytego z wykopu (artefaktów), piasku i ziemi liściowej w proporcjach 2:1:1. Ziemia liściowa dostarczyła minimum składników organicznych niezbędnych dla wzrostu nasion, piasek zapewnił odpowiednią strukturę, gruzu użyliśmy, by powstrzymać wzrost bardziej wymagających roślin. Wierzch gleby również wysypaliśmy gruzem betonowym, następnie wysieliśmy łąkę ruderalną. Jej skład gatunkowy oparliśmy na badaniach profesorów Jadwigi i Romana Kobendzów. Małżonkowie zinwentaryzowali rośliny pojawiające się spontanicznie na gruzach Warszawy po II wojnie światowej. Zakładaliśmy, że to one najlepiej przystosują się do podłoża skonstruowanego z wykopanego gruzu.
W przeciwieństwie do gleby dla łąki ruderalnej podłoże dla mikrolasu powinno przyspieszyć, a nie spowolnić proces sukcesji. W czasie dużo krótszym niż w procesie tradycyjnego zalesiania powstaje stabilny, klimaksowy ekosystem leśny o wysokim poziomie bioróżnorodności. Efektem tej metody jest również przyspieszenie procesu tworzenia głębokiego profilu gleby leśnej3.
Na terenie przeznaczonym pod mikrolas wybraliśmy warstwę gruzu do głębokości około metra. W wykopach układaliśmy kolejne warstwy profilu. Powstawały przez stopniowe mieszanie istniejącego podłoża z rosnącym ku powierzchni udziałem materii organicznej. W dolnych warstwach profilu zastosowaliśmy domieszki kompostu liściowego z warszawskich kompostowni, w górnej warstwie oprócz kompostu użyliśmy obornika. Naśladowaliśmy w ten sposób naturalny rozkład materii organicznej w glebie. Glebę wokół nasadzonych roślin wyściółkowaliśmy grubą warstwą przekompostowanych zrębek drzewnych. Utrzymują wilgotność gleby i są źródłem materii organicznej na kolejne lata. Mikrolas na kopcu posadzony wspólnie z mieszkańcami przetrwał już bez podlewania pierwszy sezon wegetacyjny i rośnie w oczach.
Fot. Michał Szlaga
Akceptacja niepewności
Swoją działalnością ludzie na całym świecie i na wielką skalę przekształcają powierzchnię ziemi. Człowiek tworzyzupełnie nowe skały i gleby: wysypiska gruzu, hałdy żużlu, grunty skażone chemikaliami lub plastikiem. Wcześniej czy później miejsca te ulegają sukcesji. Często przejmują je gatunki inwazyjne, powstają nowe ekosystemy. Może podejście analityczno-projektowe zastosowane w parku na kopcu sprawdzi się też w innych projektach realizowanych na glebach technogenicznych. W obu podejściach do gleby na kopcu bazowaliśmy na analogii do naturalnych procesów glebotwórczych. Zdawaliśmy sobie sprawę, że od naszych decyzji projektowych zależy przyszłość tutejszej przyrody. Chroniąc glebę, wspieramy stabilność ekosystemów, dzięki temu wzrasta ich złożoność, powstaje więcej więzi między mikroogranizmami glebowymi, grzybami, roślinami i zwierzętami. Złożone ekosystemy są bioróżnorodne, stabilne i odporne na zmiany.
Nasze doświadczenie z wielu projektów, szczególnie z projektu na kopcu, wskazuje, że zastosowanie języka wzorców do obserwacji działki i analiza procesów daje fantastyczne podpowiedzi projektowe. W ramach analizy terenu można zdiagnozować istniejące problemy i podjąć decyzję, czy konieczne jest wsparcie i ukierunkowanie procesów sukcesji. Materiał zgromadzony w czasie wizji lokalnych tworzy bazę do budowy idei architektonicznej zgodnej z duchem miejsca. Stosowanie języka wzorców radykalnie podnosi szansę na dobry wzrost roślin i zmniejszenie nakładów na utrzymanie terenu. Przede wszystkim jednak należy unikać uwstecznienia ekosystemu – stosować tradycyjne metody ogrodnicze, nie przerywać trwających procesów przyrodniczych, również wtedy, gdy nie jesteśmy pewni rezultatu. Nadrzędnym celem współczesnego projektu architektury krajobrazu powinno być budowanie zrównoważonej przyszłości, nawet jeśli jej ostateczny kształt jest trudny do przewidzenia. Musimy się wycofać i pozostawić przynajmniej część obszaru bez naszej ingerencji. W nowym podejściu pogodzimy się z ograniczonym wpływem na estetykę oraz koniecznością samoograniczenia swobody projektowej przez wzgląd na warunki siedliskowe. Wierzymy, że zmiana paradygmatu estetycznego na ekologiczny pomoże odtworzyć chociaż część zerwanych więzi między współczesną cywilizacją a naturą.
Oprac. topoScape