W mediach społecznościowych przewijają się stereotypowe wyobrażenia na temat mieszkańców Europy Wschodniej. Wszyscy tu mamy nieprzeniknione twarze, rozumiemy rosyjski, łoimy wódkę i tłoczymy się w klitkach odrapanych bloków. Tysiące fotografii przepływających przez feedy naszych sosziali współtworzą wizualną mitologię dawnych demoludów. Zbiorowo reprezentują je masywy szarych mrówkowców we mgle. Popkultura i media wytworzyły uniwersum masowego mieszkalnictwa także w kontekście anglosaskim. „Osiedle komunalne niedociekliwym kojarzy się z betonowymi wieżowcami, połaciami asfaltu, paranoją, ultramodernizmem, beznadzieją, przestępczym półświatkiem – ten urasowiony obraz kryje się w Stanach Zjednoczonych za pojęciem the projects” – pisze Owen Hatherley w tym numerze „Autoportretu”. 

Prototypy nowoczesnych osiedli mieszkaniowych pojawiły się w XIX wieku, ale jako domyślna forma zamieszkiwania sporej części ludzkości skupiska wielokondygnacyjnych bloków funkcjonują dopiero od drugiej połowy ubiegłego stulecia. Na ich rozpowszechnienie w skali globalnej złożyło się wiele czynników. Po obu stronach żelaznej kurtyny miejsce na nową zabudowę przygotowały zniszczenia wojenne. Rolę odegrała też gwałtowna urbanizacja, wywołana kolejną falą uprzemysłowienia po 1945 roku. W zachodnim świecie nowe osiedla częściej powstawały w miejscu wyburzanych slumsów – przestrzennego skutku ubocznego wcześniejszej fazy rewolucji przemysłowej. Wstrząs wywołany kataklizmem wojny, a także obawa przed rozlaniem się komunizmu poza strefy wpływów ZSRR doprowadziły do swoistej zimnowojennej rywalizacji o to, który geopolityczny hegemon stworzy podporządkowanym społeczeństwom lepsze warunki do życia. Po wschodniej i zachodniej stronie barykady zatriumfował modernizm – architekci i urbaniści dostali wsparcie polityczne i ogromne środki na realizację projektu, którego intelektualnym fundamentem była Karta Ateńska. We wzorcu nowoczesnego osiedla kompleksy mieszkaniowe tonęły w zieleni, a program dopełniały przychodnie, szkoły, instytucje kultury, sklepy i transport publiczny. Tak pomyślane osiedle miało być – i często było – narzędziem emancypacji szerokich warstw społecznych. Bloki bywały jednocześnie wskazywane jako praźródło patologii nękających dzielnice mieszkaniowe, choć naprawa każdego wymiaru rzeczywistości nie leży w mocy architektury i urbanistyki. 

Pod koniec lat 70. XX wieku Charles Jencks ogłosił śmierć modernizmu. Dekadę później upadł mur berliński i skończyła się epoka, która stworzyła warunki do realizacji osiedli mieszkaniowych rozumianych jako projekt nie tylko urbanistyczny, ale i społeczny. Większość osiedli powstałych w tamtym czasie wciąż istnieje, mieszkają w nich setki milionów ludzi na całym świecie. Wbrew stereotypom funkcjonującym w zbiorowych wyobrażeniach każde z nich ma do opowiedzenia inną historię o swojej przeszłości i teraźniejszości, każde na swój sposób zmieniło miejską strukturę urbanistyczną i społeczną. Z modernistyczną zabudową sąsiaduje gęsta tkanka współczesnych bloków, których budowę dyktuje najczęściej logika rynków inwestycyjnych.

Beata Chomątowska w każdym osiedlu dostrzega osobny mikrokosmos. Codzienną egzystencję ich mieszkańców determinuje mnóstwo zmiennych – galaktykę bloków wypełnia różnorodność ludzkich doświadczeń na tle zmieniających się epok historycznych i odmiennych kontekstów geograficznych, ekonomicznych, społecznych. Dlatego „najciekawsze jest przyglądanie się każdemu osiedlowemu mikrokosmosowi z osobna”.