Moje dzieciństwo przypadło na epokę Gierka. Całą rodziną chodziliśmy po górach, z wycieczek zapamiętałam przyczajone sylwetki tatrzańskich schronisk. Spadziste, mocno nasunięte dachy z gontu dawały ochronę kolejnym rocznikom wędrowców i ceprów, szarzały od upływu czasu, wiatru i słońca. Od kilku dekad Podhale pokrywa się sztucznym gontem, imitacją (kiepską) tradycyjnego: jest nierealistycznie czarny, plastikowy, bitumiczny albo blaszany z posypką kamienia wulkanicznego. Producenci tego ostatniego kuszą: „Twój drewniany dom zasługuje na długowieczne rozwiązanie, które wygląda jak gont, ale nie ulegnie siłom natury”.

Podobnie odporny na siły natury i ognia jest nowy dach schroniska na Hali Kondratowej. Na temat obecnej modernizacjo-przebudowy budynku Monika Bogdanowska, małopolska konserwator zabytków w latach 2019–2021, napisała na swoim profilu społecznościowym:

Miarą upadku i znakiem końca tradycji budowania z drewna na naszych ziemiach jest – moim zdaniem – nowe schronisko na hali Kondratowej. Tak myślę, że gdyby, powiedzmy, pięćdziesiąt lat temu powiedzieć góralom, że im w „samiućkich Tatrach” ktoś wybuduje schronisko z pustaka, obłożone listewkami i nakryte gontopodobnym dachem, niejedna ręka zacisnęłaby się na ciupażce.

Schroniska projektowano i budowano w zgodzie z lokalnym rzemiosłem i szacunkiem dla krajobrazu i sił natury, po ówczesnym przestudiowaniu lokalizacji pod względem ochrony krajobrazu. Najpiękniejsze z nich – na Ornaku, w Dolinie Pięciu Stawów, Dolinie Chochołowskiej – zaprojektowała w powojennej dekadzie architektka Anna Górska, samodzielnie albo w zespołach projektowych. Miała udział również w wyposażaniu wnętrz w masywne stoły i stołki z drewna, wyraźnie nawiązujące do tradycji regionu i stylu zakopiańskiego.

Schronisko na Ornaku
Fot. Zbiory Muzeum Tatrzańskiego, ok. 1950

Na łamach „Architektury” podzieliła się spostrzeżeniami na temat schronisk:

Schroniska wykonane są z materiałów miejscowych z kamienia i drewna i w większości projektowane zgodnie z charakterem regionu. Zlokalizowane na terenie TPN są harmonijnie związane z jego krajobrazem. Ważne jest zatem, aby modernizację schronisk wykonywali ich projektanci lub architekci związani z terenem, którzy tej harmonii nie zakłócą, zdarza się bowiem często, że dyletanckie przeróbki psują kompozycję całości, a wnętrza schronisk zdobione są niewłaściwymi dekoracjami i przeróbkami wykonywanymi samowolnie przez użytkowników[1].

Zmiany w turystyce, widoczne już za Gierka, od przełomu XX i XXI wieku znacząco przyspieszyły. Nie oszczędziły schronisk i niestety polegają również na eliminacji oryginalnego wyposażenia oraz wymianie dachów na wytwory chemii budowlanej. Wnętrza schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej przypominają po metamorfozie bar w stylu modnego skandynawskiego sklepu. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów, może z powodu odleglejszej lokalizacji i braku drogi dojazdowej, ocalało. Wciąż wpisuje się miejsce pieczołowicie wybrane z uwagi na bezpieczeństwo lawinowe i walory doliny, zachwyca srebrzystym dachem.

W latach 90. Anna Górska publikowała na łamach periodyku Związku Podhalan „Hale i Dziedziny” teksty dotyczące Zakopanego i okolicy. Są wśród nich wspomnienia na temat współpracy z lokalnymi rzemieślnikami, w tym cieślą Władysławem Karpielem. Przypominamy je poniżej. Postulujemy również ścisłą ochronę konserwatorską wszystkich tatrzańskich schronisk wraz z ich wyposażeniem oraz publiczną dyskusję na temat charakteru turystyki górskiej, w tym statusu tych budynków.

Dorota Leśniak-Rychlak

Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
Fot. Dawid Moździerz

Moje spotkania z prawdziwym rzemiosłem

Jestem związana z Podhalem przez wychowanie, pracę i całe życie. Tu realizowałam wiele moich projektów architektonicznych i przy tej okazji spotkałam podczas budowy obiektów związanych z pejzażem górskim wspaniałych wykonawców, zarówno jeśli idzie o obróbkę drewna, jak i metalu. Wspomniane obiekty to: schroniska pod Ornakiem, na Turbaczu, w Dolinie Chochołowskiej, w Dolinie Pięciu Stawów, gospoda w Kuźnicach. 

Wszystkie intencje projektanta przy wykańczaniu budynku i wykonywaniu wnętrz, wymagające często większego nakładu pracy niż w budownictwie typowym, były w lot chwytane i realizowane. Współpraca wprost idealna. A były to czasy systemowych ograniczeń, wyśrubowanych norm i cenników. Lata 50-te i 60-te. Ogólny upadek budownictwa i rzemiosła. 

Nie było mowy o studiach modelowych, potrzebnych np. przy opracowywaniu nietypowych mebli i armatury. Jeśli mimo to osiągaliśmy dobre rozwiązania, to właśnie dzięki współpracy, inwencji i zamiłowaniu do dobrej roboty rzemieślników. 

Powstawanie budynków nietypowych, związanych z regionem, było sukcesem biorących w tym udział. Rzemieślnicy byli i czuli się współtwórcami. 

Budowa Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
Fot. Zbiory Muzeum Tatrzańskiego, ok. 1950

Mistrzem niedoścignionym robót stolarskich był Władysław Karpiel. Był to nie tylko wspaniały fachowiec, uroczy człowiek, ale też i artysta rozmiłowany w swoim zawodzie. 

Oprócz zwykłych robót stolarskich wykonywał wprost genialnie meble nietypowe, często z rzeźbionym detalem. Dobierał starannie właściwy materiał z twardego drewna, wyczarowując zeń potem kapryśne formy wymarzone przez projektanta. Pamiętam, jak kiedyś zużyłam wiele czasu na uformowanie krzesła, którego wygląd w bardzo odległy sposób zahaczał o region, natomiast projekt wprowadzał nowe plastycznie rozwiązanie. Na własny użytek opracowałam model, który potem, poprawiany, doprowadził do tak dobrego rozwiązania, że krzesło to było wielokrotnie powtarzane. 

Pan Władysław uznawał widocznie walory powstających wspólnie mebli, gdyż służyły mu one również w urządzaniu własnego domu. Do dziś pamiętam szafę z limby, jaką wykonał dla swojej córki i z dumą mi pokazywał. 

Jedną z ostatnich naszych wspólnych prac były wnętrza Domu Podhalańskiego w Ludźmierzu. Był to ciąg wnętrz regionalnych, okazja do przedstawienia własnej „wizytówki” dla projektanta i wykonawcy. Hall, salki wystawowe, sala teatralna. 

Wnętrze tej sali to był główny akcent, trudny temat, w którym łączyło się wiele problemów, a wystrój wnętrza miał się opierać na zastosowaniu szlachetnego drewna z elementami rzeźbionymi wg starych góralskich wzorów. Była to wymarzona robota dla pana Karpiela i zakończyła się wielkim sukcesem (lata 70-te). W tym samym czasie wykonali jeszcze wraz z synem Andrzejem piękne wnętrze kościoła Bernardynów na Bystrem. 

Budowa Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
Fot. Zbiory Muzeum Tatrzańskiego, ok. 1950

Przy Drodze do Olczy, gdzie początkowo w prymitywnych warunkach rodziły się arcydzieła meblarskie, powstawał stopniowo dom mieszkalny wykonany w pięknej góralszczyźnie, jak również nowy warsztat, odpowiednio zaprojektowany. Niestety, stałe domiary i prześladowanie rzemiosła w tamtych czasach nie pozwoliły cieszyć się poprawą warunków i rozwijać lepiej pracy. Domiary i zaostrzone rygory doprowadziły do choroby i przedwczesnej śmierci pana Władysława Karpiela w 1975 roku. 

Warsztat na Bystrem działa nadal, prowadzi go syn Andrzej, na pewno w nowych warunkach rozkwitnie znowu dobre rzemiosło, ale będzie to już ,,zupełnie inna historia”.

[…]

Wspominając te spotkania z prawdziwym rzemiosłem, rozumiem jego korzenie tkwiące głęboko w tradycjach regionu. Jest on jeszcze pełen niepowtarzalnej urody zabytków, do dziś, oprócz architektury, podziwiamy detal bezbłędnie zastosowany w drewnianych lub metalowych elementach wnętrz. 

Niestety, obecnie umiar i elegancja dawnych wzorów są w zaniku. Obserwujemy przerost lichego zdobnictwa i zalew tandetnie lakierowanych wnętrz. Propagowanie nawrotu do prawdziwego rzemiosła, opartego na szlachetnych tradycjach regionu, jest wielkim polem do działania dla Związku Podhalan.

Anna Górska

Budowa schroniska na Ornaku (po lewej Andrzej Czarniak)
Fot. Zbiory Muzeum Tatrzańskiego, 1948

Fragment tekstu opublikowany w czasopiśmie „Hale i Dziedziny”, 1991, nr 2 [6]  s. 112.

Dziękujemy Annie Schumacher za zgodę na wykorzystanie materiałów archiwalnych Anny Górskiej oraz Zbigniewowi Moździerzowi z Muzeum Tatrzańskiemu za pomoc w zgromadzeniu materiałów archiwalnych.