To prawdopodobnie najliczniej uczęszczane osiedle mieszkaniowe w Polsce. W 2023 roku Warszawę odwiedziło i spędziło w niej przynajmniej jedną noc 9,65 miliona osób[1]. Turystów jednodniowych było dodatkowo 6,25 miliona. Ilu z nich wybrało się na Stare Miasto „jeżeli nie mieszkać, to iść / I zobaczyć, jak pięknie tu dziś”[2]? Autorzy raportu Turystyka w Warszawie ustalili, że aż 77 procent Polaków odwiedziło stolicę co najmniej raz w życiu[3]. Można szacować, że większość z nich była na Starówce. Czy widzieli w niej osiedle mieszkaniowe?

W trakcie II wojny światowej zniszczeniu uległo około 90 procent budynków na Starym i Nowym Mieście; był to najbardziej zrujnowany rejon Warszawy; zostały piwnice i gruzy. W tym roku minie osiemdziesiąt lat od rozpoczęcia odbudowy Starówki. Ówczesne władze zdecydowały, że będzie „pełnowartościowym osiedlem mieszkaniowym, zachowując[ym] swoje historyczne oblicze”[4].

Warszawskie Stare (i Nowe) Miasto jest kontynuacją swojego dziewiętnastowiecznego poprzednika. Czujni obserwatorzy wypatrzą też elementy socrealistyczne, na przykład mural z robotnikami. W warstwie wizualnej narzuca się historyzujący wizerunek. Dla większości użytkowników tej przestrzeni niewidoczne jest za to nieturystyczne, codzienne życie dzielnicy.

Stare Miasto w Warszawie, widok z lotu ptaka, ok. 1960
Fot. Zbyszko Siemaszko / Wikipedia / domena publiczna

„Tutaj jest trochę jak w chatce z piernika”5 – powiedziała mi jedna z mieszkanek osiedla. Trafnie to ujęła. Kolejne elewacje remontowane z finansowym wsparciem urzędu miasta wyglądają pięknie. Dzięki renowacjom udaje się zachowywać tę w sumie nie tak starą architekturę, budowaną jednak w specyficznym okresie niedoborów i pośpiechu. Wysiłek odbudowy został doceniony wpisem na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Historyczne centrum Warszawy figuruje na niej od czterdziestu pięciu lat.

Specyficzny charakter osiedla przejawia się również w zakazie ruchu samochodowego, ponadprzeciętnie ograniczonej dostępności architektonicznej, licznej reprezentacji sklepów z pamiątkami i biżuterią, restauracji i kawiarni, wielu instytucjach kultury o charakterze miejskim albo krajowym oraz świątyniach.

Jak Starówka została osiedlem?

Karta Ateńska definiowała osiedla mieszkaniowe jako „samowystarczalne, autonomiczne dzielnice, wyraźnie wyodrębnione w topografii i krajobrazie. W trosce o warunki życia mieszkańców pozostawały oddzielone od uciążliwości innych miejskich stref oraz od większych tras komunikacyjnych”[6]. Starówka w 100 procentach spełniała te warunki. Nie leży w ścisłym centrum miasta. Zarówno specyficzna architektura, jak i mury oddzielają ją od Śródmieścia. Przez wiele lat po odbudowie była też samowystarczalna. Dzisiaj trudno dostrzec w niej cokolwiek oprócz skansenu miasta dziwiętnastowiecznego, a już na pewno nie osiedle mieszkaniowe i jego stałych mieszkańców.

Sytuacja Starówki już przed wojną była wyjątkowa. Wbrew pozorom namysłu nad dalszym kształtem i przeznaczeniem tej dzielnicy nie zainicjowały zniszczenia wojenne. Również jej odbudowa nie była oczywistym posunięciem. Od początku XX wieku, w związku z niszczejącymi kamienicami oraz niewielkim już prestiżem tej przestrzeni, podejmowano próby rewitalizacji tutejszej architektury. Działania polegały między innymi na zdobieniu kamienic przy Rynku Starego Miasta przez artystów, w tym Zofię Stryjeńską. Gdy w czasie II wojny światowej prowadzono architektoniczne i urbanistyczne prace koncepcyjne, brano pod uwagę, że w trakcie wojny Starówka ulegnie dalszym zniszczeniom.

Okupant niemal zrównał Starówkę z ziemią. Na jej gruzach najpierw wyrosły różne narracje ideologiczne. Było to serce Warszawy, stolicy kraju, symbol polskiego dziedzictwa zniszczonego przez nazistów. Decyzję o odbudowie Starówki w jej historycznej formie podjęły nowe władze, szukające sposobu na swoją legitymizację. By zyskać przychylność społeczeństwa, połączyły ciągłość historyczną, czyli odbudowę dziewiętnastowiecznego wizerunku Starówki, z robotniczym osiedlem mieszkaniowym. Nadając tej części miasta funkcję mieszkaniową, upiekły dwie pieczenie na jednym ogniu: pokazały, że dążą do zaspokojenia głodu mieszkaniowego, i stworzyły robotniczą historię Starówki.

Rynek Starego Miasta w Warszawie podczas niezidentyfikowanego festynu z udziałem robotników biorących udział w odbudowie Starówki, 1953
Fot. Zbyszko Siemaszko / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Włączenie Starówki w tej funkcji do Sześcioletniego Planu Odbudowy Warszawy sygnowanego przez Bolesława Bieruta tym bardziej podkreślało, że robotnicy zamieszkają w reprezentacyjnym centrum miasta, w lokalach o wysokim jak na tamte czasy standardzie. Autorzy planu zintegrowali elitaryzm z nową narracją klasową, a kilkoma zabiegami nadali staromiejskiej przestrzeni charakter socrealistyczny: o ludowej i robotniczej historii dzielnicy przypominali sztuką na fasadach kamienic, odbudowę wpisali w komunistyczną propagandę.

Za fasadami historyzujących elewacji udało się zaprojektować pełnowymiarowe osiedle mieszkaniowe. Było udostępniane stopniowo od 1953 roku. Swoją opinię o pożądanym charakterze odbudowywanej Starówki wyraził w 1945 roku jeden z najwybitniejszych polskich socjologów, Stanisław Ossowski. Współpracował wówczas z Pracownią Architektoniczno-Urbanistyczną przy Biurze Odbudowy Stolicy. Uznał, że

dzielnicy historycznej miasta nie można pojmować jako coś w rodzaju muzeum scagenowskiego7 pod gołym niebem. Swą funkcję społeczną pełni ona wtedy, gdy jest dzielnicą żywą, gdy w historycznych murach toczy się dzisiejsze życie z jego dzisiejszymi potrzebami. […] wartość dzielnicy historycznej polega na tym, że pozwala ona odczytywać przeszłość w dzisiejszym świecie, że mieszkaniec czy gość dostrzega czwarty wymiar otaczającej go rzeczywistości, że obcuje z historią ulic sięgających od któregoś tam stulecia aż po dzień dzisiejszy, okres samochodów i asfaltowych jezdni[8].

Chociaż samochodów w mieście nie uważamy już za synonim nowoczesności, pełnowymiarowość tego osiedla wciąż robi wrażenie: zarówno z dzisiejszej perspektywy deweloperskiej, jak i wiedzy o standardach mieszkalniczych przed II wojną światową. Około sześciu tysięcy jego mieszkańców miało do dyspozycji liczne punkty handlowe i usługowe: sklepy spożywcze, rybne, warzywniaki, zakłady rzemieślnicze, sklep papierniczy, pralnię chemiczną, księgarnie i antykwariaty, kioski, sklepy z wyposażeniem wnętrz, drogerie, fotografa, pocztę, apteki – wszystko, by z naddatkiem zaspokoić codzienne potrzeby. Działały przedszkole, szkoły (jedna z nich w odbudowanym pałacu Sapiehów), ośrodek zdrowia i biblioteki. Mieszkańcy czuli się tam jak w samowystarczalnym miasteczku, właściwie żadna niezbędna sprawa nie wymagała wyjścia poza osiedle. Wszystkie te liczne sklepy i punkty usługowe pojawiają się w rozmowach jako część wspomnień o spotkaniach, relacjach sąsiedzkich, urządzaniu nowego domu, wyjściach ze znajomymi do kultowych – w opinii mieszkańców – miejsc za rogiem.

Odbudowa Starego Miasta w Warszawie, 1953
fot. Zbyszko Siemaszko / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Powodów dla odbudowy Starówki w takiej formie i w tych historyzujących murach było co najmniej kilka. Nic nie stało przecież na przeszkodzie, by i tam wyrosło typowe powojenne osiedle mieszkaniowe – bez zabytkowych fasad i kocich łbów na ulicach. Kompilacja przeszłości z nowoczesnym jak na tamte czasy, pełnowartościowym i samodzielnym osiedlem mieszkaniowym pokonała kilka pomysłów. Były wśród nich i pozostawienie ruin – romantycznego pomnika zniszczeń wojennych – i wzniesienie kwartału w duchu epoki, jak Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa, włączenie terenów Starówki do nowego, socrealistycznego miasta. Władze zdecydowały się jednak sięgnąć w przeszłość. Konserwatorzy zabytków i architekci chyba nigdy nie skończą dyskusji, czy doszło do odbudowy, przebudowy, a może stworzenia kompletnie nowego organizmu. Na pewno na płaszczyźnie ideologicznej zaproponowano nową narrację.

Małgorzata Sikorska, autorka książki Śródmieście Warszawy. Elementy ciągłości historycznej, przekonuje, że „bez elementów kontynuacji musiałoby nastąpić załamanie wszelkich reguł funkcjonowania historycznie kształtujących się systemów; zaś bez elementów innowacji nie mogłaby się dokonać adaptacja do zmieniających się warunków. W kształtowaniu się właściwych proporcji elementów kontynuacji oraz innowacji, a także ich współzależności, zawiera się istotę ciągłości”[9]. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że odbudowa Starówki była jedynym realnym sposobem na zagospodarowanie tego terenu.

Życie nowego osiedla mieszkaniowego

Na Starówce zamieszkali ludzie z różnych grup społecznych i zawodowych. Wbrew założeniom Sześcioletniego Planu Odbudowy Warszawy nie było to osiedle stricte robotnicze. Stanęły na nim kamienice dla wojskowych, pracowników przemysłu chemicznego, ministerstw: Kultury, Finansów, Spraw Zagranicznych, Spraw Wewnętrznych. Po sąsiedzku zamieszkali architekci, historycy, historycy sztuki, fotografowie, scenografowie, profesorowie, pracownicy Biura Odbudowy Stolicy, nauczyciele, robotnicy, dziennikarze, pisarze, funkcjonariusze ZOMO, Urzędu Bezpieczeństwa i służby więziennej, muzycy, politycy, dyrektorzy i niżsi rangą pracownicy firm państwowych, dentyści, prawnicy, rzeźbiarze, rzemieślnicy, malarze, poeci, reżyserzy, stroiciele fortepianów, dorożkarze, drukarze, tłumacze, strażacy, rysownicy, projektanci dróg, graficy, tancerze, tapicerzy… Rozmawiałam z kilkudziesięcioma obecnymi i byłymi mieszkańcami Starego i Nowego Miasta. Wszyscy znali się tam przynajmniej z widzenia i wspominali silne więzi sąsiedzkie:

kiedyś jak się szło przez Starówkę do sklepu, bo czegoś zabrakło do obiadu i trzeba było to szybko przynieść, to ja nie mogłam do tego domu wrócić. Bo ja spotykałam ludzi, cześć, co słychać, no hej, chodź pogadamy chwilkę, no to na kawę, chodź na ławeczce albo na murku. To było fantastyczne. Machało się do siebie.

Od lat 50. i 60. XX wieku postrzeganie miasta i osiedla mieszkaniowego jako miejsca do życia uległo gruntownej zmianie. W ówczesnych murach Starówki toczy się dzisiaj zupełnie inne życie i inaczej kształtuje tę przestrzeń. Społeczne wytwarzanie przestrzeni sprawia z reguły, że mury są punktem wyjścia, ale nie determinują wszystkiego. Na Starówce zdeterminowały ponadprzeciętnie dużo, bo odzwierciedlają konkretną ideę miasta, wyobrażenie o nim, jego historię (przez osiemdziesiąt powojennych lat ona też zresztą ewoluowała). Na pewno gdyby nie te mury, to konkretne osiedle mieszkaniowe miałoby dzisiaj zupełnie inny charakter.

Osiedle mieszkaniowe powinno być przyjaznym miejscem do życia: wspierać, wzmacniać, zapewniać relaks i regenerację. Kiedyś Starówka taka była. W jakim stopniu dostosowała się do zmian społecznych, politycznych, ekonomicznych, kulturowych, klimatycznych? Jak przez osiemdziesiąt lat zmieniły się ludzkie wymogi w stosunku do miejsca zamieszkania? Co oprócz zabytkowych fasad utrudnia dziś egzystencję na Starówce?

Dziewczynka z psem w tylnym wejściu kamienicy Bornbachów przy ul. Brzozowej 7, Stare Miasto w Warszawie, 1971
Fot. Grażyna Rutkowska / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przestrzenny wymiar władzy

Szczególnie głębokie piętno odcisnął na Starówce późny kapitalizm, a konkretnie jego efekt w postaci masowej turystyki. Choć staromiejskie osiedle mieszkaniowe było inwestycją publiczną, w latach 90. XX wieku duża część tego zasobu trafiła na sprzedaż. Obecnie mniej więcej połowa mieszkań na Starym i Nowym Mieście jest w rękach prywatnych. Co najmniej trzysta z nich figuruje na najpopularniejszych platformach do wynajmu krótkoterminowego.

Potrzeba obsłużenia ruchu turystycznego zmieniła przeznaczenie lokali usługowych, choć w większości wciąż należą do miasta. Samowystarczalne osiedle mieszkaniowe zmutowało w zagłębie restauracji oraz sklepów z biżuterią i pamiątkami. W dodatku wiele z nich ma krótki żywot, bo przychody nie rekompensują wysokich cen najmu. W ogólnym rozrachunku im więcej jednak turystów w Warszawie, tym większe korzyści finansowe dla warszawskiego PKB. W 2023 roku ta część miejskiej gospodarki przekroczyła 7 procent[10].

Warszawską Starówkę kształtuje dzisiaj właśnie kontekst turystyczny. O prawie do przebywania na niej i zasadach jej użytkowania decydują właściciele mieszkań, lokali usługowych, ulic i podwórek. Do głosu doszły przestrzenne wymiary władzy. Na Starówce – w mieszkaniach, kamienicach, na ulicach, w lokalach usługowych, miejscach użyteczności publicznej, również w trakcie wydarzeń publicznych – wyraźnie widać, że w procesie społecznego wytwarzania przestrzeni władza ma formę fizyczną. W mieszkaniach przejawia się na kilka sposobów. Najwięcej zależy od właściciela. To on decyduje, kto ma prawo przebywać w lokalu oraz w jakim zakresie go modyfikować (pod nadzorem konserwatora zabytków). Wynajem krótkoterminowy odbywa się kosztem puli mieszkań dla stałych lokatorów. Przestrzenie niegdyś prywatne, na przykład klatki schodowe, zmieniają się w półprywatne, a nawet publiczne.

Przestrzenny wymiar władzy przejawia się też w dominacji staromiejskiej architektury nad postrzeganiem i analizowaniem tej przestrzeni. Kamienice dzisiaj zabytkowe, w latach 50. XX wieku pachniały nowością. Nowatorski standard mieszkań kontrastował z bryłami rodem ze świata, który przeminął. Między innymi dlatego w moich rozmowach z mieszkańcami padały określenia: „skansen”, „turystyczny cukiereczek”, „Disneyland”. Wraz z upływem lat kamienice nabrały patyny, ale przybywało mieszkańców z ograniczeniami w poruszaniu się. Zabytkowy charakter kamienic i mieszkań na Starówce prowadzi do  zamykania tych osób w czterech ścianach.

Na ulicach Starówki przestrzenny wymiar władzy można dostrzec co najmniej pod dwoma postaciami. Pierwszy wiąże się ze zmianą przeznaczenia lokali usługowych. Najkrócej rzecz ujmując: mieszkańcy mają coraz mniej powodów, żeby przemieszczać się ulicami. Poznikały sklepy i usługi potrzebne na co dzień, w dodatku trzeba się przebijać przez tłum turystów. „Na podwórku łatwiej spotkać kogoś znajomego niż na ulicy” – ocenił jeden z moich rozmówców. Mieszkańcy przejściowo odzyskują ulice bardzo wcześnie rano lub późnym wieczorem oraz poza sezonem turystycznym. Nawet wtedy jednak nie korzystają z nich osoby z niepełnosprawnościami ruchowymi. Brak ławek, duże odległości do przejścia, krzywe chodniki i wysokie krawężniki wyłączają tę grupę z życia ulicznego albo poważnie ograniczają jego zakres.

Sprzedawca lodów na Rynku Starego Miasta, 1971
Fot. Grażyna Rutkowska / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przez lata liczba miejsc użyteczności publicznej znacznie się zmniejszyła. Niektóre zmieniły swoje przeznaczenie. Zlikwidowano publiczne żłobki, przedszkola i kina. Teren przedszkola razem z budynkiem zreprywatyzowano i zwrócono zakonowi dominikanów. Instytucje kultury, które mają siedziby na Starówce, nie wyróżniają okolicznych mieszkańców jako oddzielnej grupy, wartej dotarcia z ofertą. Starówka przyciąga różne wydarzenia masowe oraz nieformalną działalność kulturalną skierowaną przede wszystkim do turystów, a uciążliwą dla mieszkańców.

Przestrzenne wymiary władzy przyczyniają się do coraz wyraźniejszego zaznaczania fizycznych granic pomiędzy mieszkańcami a pozostałymi użytkownikami tej przestrzeni. Furtki ograniczają niemieszkańcom dostęp do podwórek. Żadna z nich nie istniała tuż po odbudowie Starówki. Najwięcej pojawiło się ich w latach 90. XX wieku.

Jak to jest mieszkać na Starówce dzisiaj?

Przestrzenny wymiar władzy zaznaczył się w moich badaniach jako kluczowy, ale niejedyny czynnik wpływający na jakość życia na tym osiedlu. Ruch turystyczny wymazał różne punkty usługowe ze staromiejskiej mapy, a ceny w tamtejszych sklepach spożywczych wywindował znacznie ponad warszawską średnią. Zakupy zrobione poza Starówką trzeba jakoś donieść do mieszkania. Rada Miasta st. Warszawy uchwałą zadecydowała, że w strefie śródmiejskiej odległość między miejscem zamieszkania a najbliższym przystankiem komunikacji miejskiej nie może przekraczać trzystu metrów. Większość Starówki nie spełnia tych standardów, przemieszczanie się po niej jest utrudnione także ze względu na położenie na Skarpie Warszawskiej i różnice wysokości terenu. Teren osiedla jest zasadniczo niedostępny zarówno dla komunikacji miejskiej, jak i prywatnych samochodów. Po doniesieniu sprawunków do kamienicy pozostaje już „tylko” wejście z nimi na swoje piętro bez windy. Znaczna część stałych mieszkańców osiedla przekroczyła wiek emerytalny – dla nich zrobienie zakupów jest nie lada wyzwaniem. Można zamówić zakupy z dostawą do domu – podpowie ktoś. Nic z tego. Na przeszkodzie stoją niskie i niezbyt powszechne kompetencje cyfrowe seniorów, ale też dostępność takich usług na Starówce jest niemal żadna. Dostawcy nie zaparkują w pobliżu, musieliby po kocich łbach donieść zamówione produkty spoza staromiejskich murów i wtaszczyć je na czwarte piętro bez windy. Zajęcie nie należy do szybkich i prostych, a zatem opłacalnych.

Zabytkowa, wydzielona przestrzeń staromiejska utrudnia dostęp także do innych, obecnie podstawowych udogodnień. „Dziś każdy ma komórkę, ale internet to już jest na Starym Mieście problem” – pożaliła się jedna z mieszkanek.

Stoliki kawiarniane pod parasolami na Rynku Starego Miasta, 1974
Fot. Grażyna Rutkowska / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Mieszkańcy podzielili się ze mną wieloma frustracjami, które towarzyszą im w codziennym życiu na Starówce. Wynikają ze zmian w najbliższym otoczeniu, na przykład z zaniku lokali usługowych, a przeznaczenia ich na potrzeby ruchu turystycznego, ale też z poczucia, że nie są traktowani podmiotowo. Buntują się z powodu tej niesprawiedliwości. W jednej z rozmów usłyszałam:

Nas się tutaj traktuje jak osoby, które muszą wszystko ścierpieć, znosić, ten hałas, brud, to sikanie pod naszymi drzewami, włamywanie się na klatki schodowe. […] Ponieważ jest to dzielnica mieszkaniowa, więc mamy prawo do tego, żeby posiadać sklepy, żeby móc pójść do fryzjera. A nie tylko przemykać się jak intruzi przez ogródki piwne na ulicach. Nie wiem, czy zdołamy się w takiej małej społeczności utrzymać.

Mieszkańcy zdają sobie jednak sprawę ze specyficznego charakteru i przeznaczenia Starówki. Żaden z moich rozmówców nie oczekiwał, że wszyscy turyści znikną z historycznej dzielnicy miasta. Domagali się jedynie, by wziąć pod uwagę, że pod wieloma względami żyje się tu trudniej niż w innych dzielnicach miasta.

Dla mnie to jest proste, że jak się mieszka na Starówce, no to ten poziom hałasu powinien być zupełnie inny. Natomiast nikt nie mówił na takiej zasadzie: dobra, macie tutaj hałas, więc macie tańsze mieszkania. W sensie wynajmujecie jakby tańsze. Natomiast jak był burmistrz XX [anonimizacja celowa – przyp. E.M.], podnosił co roku maksymalną stawkę na czynsze. […] Tutaj mieszka dużo ludzi takich, którzy mają powiedzmy bliżej średniej krajowej, ale nie przekraczają tego, więc to jest jakby ciężkie.

Joanna Erbel w książce Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej zwraca uwagę na wielowymiarowość kosztów ponoszonych na mieszkanie w jakimś miejscu. Niezależnie od tego, w jaki sposób weszliśmy w posiadanie lokalu, składają się na nią oprócz czynszu ceny w lokalnych sklepach i różne niefinansowe czynniki wpływające na komfort życia, między innymi jakość komunikacji, poziom hałasu i czystości otoczenia.

Na osiedlu jest głośno. Dźwięki odbijają się od ścian kamienic ciasno ustawionych przy wąskich uliczkach. Wśród tej architektury odbywają się liczne wydarzenia masowe: koncerty, demonstracje, uroczystości miejskie i krajowe, w ogródkach restauracyjnych przesiadują goście. Kilka piosenek od rana do nocy powtarzanych przez ulicznych artystów może i umila spacer przechodniom, ale dla mieszkańców to udręka.

Milicja blokująca demonstrację na Starym Mieście w Warszawie w okresie stanu wojennego
Fot. Wikimedia Commons / domena publiczna

Nadmierna ilość bodźców bombarduje też nosy. Architekci powojennej Starówki zaprojektowali na niej restauracje, ale zaledwie kilka i bez standardowej dzisiaj infrastruktury pochłaniającej kuchenne zapachy. Mieszkańcy wielu kamienic skarżyli się, że przenikają one do mieszkań z lokali niedostosowanych do działalności gastronomicznej.

Ekstremalną uciążliwością jest niemożność dotarcia do własnego budynku. W trakcie maratonów i rozmaitych imprez masowych, wizyt prezydenta Stanów Zjednoczonych albo innych ważnych osobistości niektóre staromiejskie ulice są czasowo zamknięte.

Mieszkańcy osiedla mają więc wokół czego się jednoczyć, by dążyć do potrzebnych im zmian. Do zrobienia jest sporo, ale potencjał ludzki maleje. Stałych mieszkańców ubywa, średnia ich wieku rośnie. Bez wsparcia z zewnątrz tutejsza społeczność ma nikłe szanse, by oddolnie poprawić swój dobrostan.

Osiedle mieszkaniowe siedemdziesiąt lat później

Wraz z PRL-em zakończyła się epoka budowy osiedli mieszkaniowych ówczesnego typu. Urbaniści doszli do wniosku, że istnieją lepsze modele zamieszkiwania niż osiedle odseparowane od pozostałej przestrzeni miejskiej. Ponownie dostrzegli pozytywną rolę łączenia funkcji, dogęszczania miasta i różnorodności zarówno w obrębie danej przestrzeni, jak i między przestrzeniami[11]. Warszawska Starówka jest dziś podwójnym skansenem: miasta dziwiętnastowiecznego i osiedla mieszkaniowego zaplanowanego jako samowystarczalna całość.

Charakter relacji między różnymi grupami użytkowników Starówki opiera się na kwestiach własności. Przejawia się ona na różne sposoby: zamykaniem furtek na podwórza, zmianą warzywniaka w sklep z pamiątkami, w procesach sądowych o eksmisję lokatorów mieszkań komunalnych. Wspólnota mieszkaniowa wyraziła zgodę na sprzedaż alkoholu w lokalu gastronomicznym na parterze, pod warunkiem że najemca sfinansuje remont klatki schodowej. Pytanie o własność dotyczy każdej przestrzeni miejskiej i każdego modelu zamieszkiwania. Gdy brakuje równowagi i możliwości współdecydowania, w każdym modelu mieszkaniowym żyje się źle.

Stare Miasto w Warszawie, 2013
Fot. Ben Bender / Wikipedia / CC A-S A 3.0

Z niewielkiego terenu Starego i Nowego Miasta w Warszawie korzystają codziennie bardzo różne grupy. Różne, niekoniecznie dobre, mają też zdania o sobie nawzajem i o Starówce, ale nikt nie uważa jej za nijaką. Funkcjonują tam wszyscy razem, choć raczej obok siebie. Są powody, by o Starówce myśleć jak o osiedlu mieszkaniowym w kryzysie, ale również by ją chronić. W Wyzwaniach dla Warszawy przyszłości[12], przygotowanych przez Miejską Pracownię Planowania Przestrzennego i Strategii Rozwoju, wymieniono między innymi wyludnianie się centralnych dzielnic miasta, potrzebę kształtowania wygodnej lokalności i stworzenia atrakcyjnej, zrównoważonej przestrzeni do życia w centrum. Starówka może być świetną odpowiedzią na te wyzwania. Jej zabytkowe mury i fasady nadal mają potencjał, by wypełnić je funkcjami wspierającymi codzienne życie w mieście. Połowa mieszkań i większość lokali usługowych pozostaje w zasobie miejskim, swoje siedziby ma tam wiele instytucji publicznych. To od urzędu miasta zależy, czy zdecyduje się podjąć działania ochronne wobec tego osiedla.

W grudniu 2023 roku Rada Miasta st. Warszawy uchwaliła powstanie parku kulturowego Historyczne Centrum Warszawy; pierwsze zasady dotyczące jego funkcjonowania weszły w życie w grudniu 2024 roku[13]. Nie dotyczą kwestii zamieszkiwania tego terenu; skupiają się na estetyce i fizycznej organizacji przestrzeni, na przykład wyglądzie ogródków restauracyjnych, ilości miejsca na chodnikach, handlu ulicznym i obwoźnym. Czy urzędnicy poświęcą osiedlu więcej uwagi? Prace nad miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego na terenie Starego Miasta trwają od 2014 roku. Na Nowym Mieście posuwają się szybciej – po pięciu latach od przyjęcia uchwały o przystąpieniu do planu został właśnie wyłożony do publicznego wglądu.

Brak jednolitej, a jednocześnie wielowymiarowej polityki miasta wobec tego terenu oraz narzędzi do jej realizacji doskwiera nawet urzędnikom, z którymi rozmawiałam. Każda z komórek urzędu miasta trafnie diagnozuje poszczególne problemy Starówki, ale w zakresie swoich kompetencji. I to by było na tyle, bo bez koordynacji na poziomie całego urzędu, bez narzędzi do prowadzenia i egzekwowania prac, nic wielkiego się nie wydarzy. Od jednej z urzędniczek usłyszałam: „Nie mam regularnego kontaktu z biurami, które zajmują się stricte mieszkańcami”. Pozytywnie zaskoczyła mnie za to stosunkiem urzędu do mieszkańców:

z analiz wyszło jasno, że mieszkańcy są wartością, bo jednak Stare Miasto zostało odbudowane jako dzielnica mieszkaniowa, więc my potrzebujemy mieszkańców tutaj. To nie mogą być tylko mieszkania wynajęte na Airbnb, tylko potrzebujemy lokalnej społeczności. To też jest jasne, że osoby, które mają emocjonalny stosunek do miejsca, w którym mieszkają, są bardziej zaangażowane w jego dbanie o tę przestrzeń niż osoba, która będzie wynajmować mieszkanie przez parę dni w roku. Mieszkańcy są Starówce potrzebni, ale lada chwila może ich tam nie być. Już dziś ich nie widać. Nie zorientujemy się, gdy naprawdę znikną. Apele o ochronę Starówki jako miejsca do mieszkania nie wynikają z nostalgii. Stoi za nimi konieczność poszukiwania odpowiedzi na wyzwania współczesnych miast, między innymi wyludnianie się centrów – w coraz większym stopniu służą przede wszystkim jako przestrzenie pracy i rozrywki. Trzeba zatem uatrakcyjnić je jako miejsca zamieszkania, mimo codziennych trudności, których przysparzają. Dzielenie miast na przestrzenie ograniczone do jednej funkcji się nie sprawdziło. Brak albo niedobór stałych mieszkańców w centralnych dzielnicach powoduje rozlewanie się miast, a w konsekwencji duże zwiększenie ogólnych kosztów energetycznych, ekonomicznych i środowiskowych. Także Warszawa potrzebuje więc mieszkań i mieszkańców w centrum, nie powinna wyrzucać wszystkich na obrzeża. Może wkrótce znów zapragniemy na Starówce osiedla mieszkaniowego, a nie chatki z piernika.

Rynek Starego Miasta w Warszawie, 2012
Fot. Adrian Grycuk / Wikipedia / CC A-S A 3.0