Od kilkunastu lat na gminnych tablicach ogłoszeń i przystankach pojawiają się kartki z hasłem „Skup starych desek”; czasem krzyczy ono też z banerów rozwieszonych na ogrodzeniach posesji w pobliżu rond o dużym natężeniu ruchu, zwłaszcza w południowej Polsce. Zdarza się mu przybierać postać kuszącego zaproszenia: „Kupię starą stodołę”, rezonującego z pilną potrzebą, gdy przychodzi moment rozbiórki zbędnego budynku. Niekiedy wiatr szarpie pociętym spodem kartki, jakby prowokował, by oderwać sobie numer telefonu. Tymbark, Górno, Lipnica, Zawada, Zwierzyniec i wiele innych miejsc, w których działają handlowcy tej branży, wciąż są obsadzone resztkami budownictwa zdominowanego przez drewno. O budynkach tych pisano podręczniki, fotografowano je do albumów, inwentaryzowano, by włączyć w proces upamiętnienia w którymś z regionalnych muzeów na wolnym powietrzu.

To było dawno. Teraz wieś za wsią przeczesują ostatni kupcy, wypatrują starych desek i zachęcają potencjalnych klientów do wymiany sczerniałego drewna na nowe, nieważne, że jakościowo gorsze. Branża działa również w internecie, na popularnych portalach ogłasza się wiele firm wyspecjalizowanych w rozbiórkach drewnianych budynków. Skupują wiekowe deski nietknięte impregnatami ani farbą, najlepiej po ręcznej ciesielskiej obróbce. Kolejność jest prosta: zgłoszenie, wycena, demontaż, transport, magazyn, przetworzenie, dalsza sprzedaż. Trzymam książki na niskim podłużnym stoliku o blacie z dwóch starych desek. Mają trzy centymetry grubości, niewątpliwie kiedyś były częścią drzwi albo wrót zapierających czyjś gospodarski świat.

Zbierałam swego czasu te numery telefonów, zaintrygowana losem drewnianego budulca. Popyt rósł, przybywało firm, także niektóre tartaki włączyły do oferty obrót starym materiałem, chociaż jako działalność poboczną, sezonową. W tle większych utarczek i mniejszych wojen z feudalną firmą Lasy Państwowe, między innymi o wycinkę starodrzewu i dostarczanie na rynek surowca masowo eksportowanego przez pośredników, toczy się inna gra, niszowa ale – jak sądzę – nie mniej istotna. Jej skutkiem jest znikanie drewna historycznego z krajobrazu. Resztki budownictwa drewnianego dogorywają w Małopolsce, na Podkarpaciu, Lubelszczyźnie, w świętokrzyskim, na Mazowszu nie dlatego, że nadawałyby się na wsad do kotłowni i pieców. Trafiają na przyczepy ciężarówek i w charakterze surowca przejętego, a może odzyskanego, dostają drugie życie daleko od okolicy, w której najpierw wyrosły jako drzewa, a potem, przeobrażone w budulec, służyły ludziom za schronienie i ramę codzienności, wchłaniając w siebie kolejne warstwy pór roku. Sosnowe deski starych stodół z Mazowsza jadą w Alpy, jodłowe bale do Niemiec, Holandii i Belgii.

Czy to źle? Przemiana i rozpad są składową życia, więc chyba to dobrze, że stary drewniany materiał też uczestniczy w tym procesie. Czegoś jednak mi żal. Coś jakby uwiera. Czy dla tej drewnianej materialności, wyrywanej z czasu i przestrzeni, nazwa „surowiec” jest adekwatna, wystarczająca? Czy wraz z „dziadami” nie pozbywamy się niechcący czegoś ważnego? Na razie tego nie rozumiemy, ale może warto rozegrać to inaczej i zostawić trochę tego drewna w jego obecnym miejscu? Czym ono jest? Skąd się wzięło? Gdzie, kiedy i jak wyrosło? Przy kim i dla kogo? Na razie wiemy tyle, że nie dla nas.

Bjønar Olsen w swoich analizach na temat ontologii rzeczy zauważył, że gromadzenie i osadzanie przeszłości w rzeczach tworzy ich trwałość, „bycie-na-miejscu”. „Przeszłość nie jest pozostawiona w tyle, lecz cierpliwie zbiera się i układa w to, co wygodnie nazywamy «teraźniejszością»”1. Konkluduje, że owo osadzanie się „ocala to, co nie jest na czasie i co się zawieruszyło, tworząc potencjał nieumyślnych i możliwie niepokojących wspomnień o tej zapomnianej przeszłości”2. Wygląda jednak na to, że trwanie starego drewna nie znajduje uzasadnienia ekonomicznego ani kulturowego, dlatego jest włączane w obieg wymiany towarowej o globalnym zasięgu.

W branży działa pięć–sześć liczących się firm oraz kilkadziesiąt mikrobiznesów z kilkuosobową załogą. Firma Wood-Fert zachęca klientów hasłem „Przekształć historię w unikatowy projekt”3. Ten przedsiębiorca specjalizuje się w skupie starego drewna z budynków gospodarczych, klientów ma głównie we Włoszech, w Austrii i we Francji, a siedzibę – w odległości pięciu kilometrów od pomnikowego dębu Bartek w gminie Zagnańsk, na północ od Kielc. Działa na terenie „dawnego województwa krakowskiego”, a więc w historycznej Małopolsce, do tego na Mazowszu – w okolicach Radomia i części województwa łódzkiego aż po Piotrków Trybunalski. Wood-Fert wytwarza deski obiciowe różnego typu, jego boazeria zdobi rustykalne wille i nowoczesne wnętrza o najróżniejszych funkcjach. Od właściciela usłyszałam diagnozę, że rynek jest już wyeksploatowany (jego zdaniem branża najintensywniej rozwijała się w latach 2013–2014), coraz trudniej znaleźć obiekty, z których materiał nadaje się do dalszego przetworzenia. Starą deskę sosnową, typową dla stodół Mazowsza i Kielecczyzny, często szpecą ślady po szkodnikach, więc przy rozbiórce i odzyskiwaniu budulca spora jego część kończy jako odpad. Rzadko się trafia dobrej jakości materiał jodłowy albo ze świerka, jeśli już, to przede wszystkim w Małopolsce. Do ponownej obróbki nie nadają się deski latami wystawione na czynniki atmosferyczne, zwłaszcza pozyskane z północnej (wilgoć) i zachodniej (wiatr) strony budynku; opłacalność akcji rozbiórkowej zatrzymuje się na odzyskaniu 15 procent desek.

Główny pośrednik i przetwórca, spółka Antik-Holz, również z województwa świętokrzyskiego, z gminy Fałków, z dumą ogłasza, że w ciągu dwunastu lat działalności wytworzył pięć milionów metrów kwadratowych deski obiciowej4. Inne oblicze Antik-Holz prezentuje na stronie internetowej Skup starego drewna. Chwali się na niej, że jest największą w Polsce firmą specjalizującą się w obrocie starym drewnem, ma cztery punkty skupu w terenie. Odbiorcami jej oferty są głównie klienci zagraniczni. Do wyboru mają opracowany materiał pozyskany z rozbiórek: deski podłogowe, obiciowe i z bala, panele ścienne i belki, ale też wiele modeli drzwi wewnętrznych (Chamonix, Gran Paradiso, Mont Blanc, Davos…), o różnych parametrach akustycznych, wszystkie o wyglądzie i fakturze starego drewna. Pożądany efekt daje lamelka o grubości sześciu milimetrów, naklejana na przykład na płytę wiórową. Firma przekonuje: „Każdy kawałek odzyskanego drewna ma swoją historię – czy to drewno z wiekowej stodoły, belki z odzysku ze starego magazynu czy deski z dawnej chaty. Wprowadzając te elementy do naszego domu, łączymy współczesny design z naturą, tworząc styl, który jest nowoczesny, klimatyczny i wyjątkowy”5. Obie strony internetowe Antik-Holtz mają kilka wersji językowych, całościowo prezentują proces produkcyjny, więc można prześledzić sposób, w jaki stare drewno, traktowane jak surowiec, jest przystosowywane do wymagań projektantów i architektów. Firma objaśnia: „Drewno starzejące się naturalnie, opalane słońcem, moczone deszczem i suszone wiatrem, a wszystko to przez długie lata. Oto surowiec, na którym pracuje Antik Holz. Demontujemy go z największą starannością i poddajemy kolejnym procesom obróbki na terenie naszego nowoczesnego, stale modernizowanego zakładu”6. Przedstawiciele firmy pojawiają się z ofertą na wielu międzynarodowych wydarzeniach targowych.

W tej branży nie ma przypadkowych ludzi. Działania na rynku odzyskiwania drewnianego surowca wysokiej jakości bezwzględnie wymagają know-how. Często właściciele wywodzą się z rodów, w których znajomość obróbki drewna dawała chleb od pokoleń. Las przez wieki był tam ważnym zapleczem codzienności.

Na rynkach Unii Europejskiej popyt na dobrej jakości stare drewno wciąż rośnie, a eksport tego materiału nie wymaga cła w obrębie krajów członkowskich. Trudno precyzyjnie oszacować skalę tej działalności w ramach polskiego eksportu, na pewno wiadomo przynajmniej to, że sprzedaż jeszcze nie maleje. Handel starym drewnem rozwinął się jako niszowy element branży przetwórstwa drzewnego, żadne przepisy nie mają za punkt wyjścia ochrony dziedzictwa kultury wytworzonego z tego materiału. Stare deski nie dorobiły się statusu zabytku, nie wyłoniliśmy żadnej kategorii pośredniej między deską a budynkiem. Gdyby istniała, zezwolenia na eksport musiałoby wydawać Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Agendy rządowe próbują praktycznie chronić materialne dziedzictwo architektury drewnianej. Na przykład od 2021 roku działa Centrum Architektury Drewnianej, jednostka w strukturach Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Na uroczystości jego otwarcia ówczesna wiceministerkultury, dziedzictwa narodowego i sportu, a zarazem generalna konserwator zabytkówMagdalena Gawin podkreśliła, że „kluczowym elementem powodzenia działań związanych z ochroną architektury drewnianej jest m.in. propagowanie wartości kulturowych budownictwa drewnianego oraz rozbudzanie i podnoszenie w społeczeństwie świadomości zagrożeń, jakim zabytki drewniane podlegają w sposób szczególny”7. Skromny świat starych desek na razie nie trafił jednak w orbitę zainteresowań tej instytucji, jej działania są skierowane do opiekunów zabytków formalnych, a nie spadkobierców chałup, komórek i stodół, nawet jeśli temu dziedzictwu dawno stuknęło pięćdziesiąt lat. Obecnie Centrum realizuje między innymi program szkół ciesielskich na Pogórzu Izerskim i w Garbatce Letnisku, w partnerstwie z lokalnymi organizacjami pozarządowymi. Uczestnicy warsztatów mają praktyczne doświadczenie pracy przy drewnianych konstrukcjach historycznych i zabytkach architektury drewnianej. Od kilku lat Centrum organizuje Dzień Architektury Drewnianej. Jest obchodzony 24 sierpnia, w 2024 roku po raz pierwszy był świętem ogólnopolskim. Z tej okazji pięćdziesiąt wydarzeń popularyzowało metody konserwacji budynków drewnianych. Działania Narodowego Instytutu Dziedzictwa o dwadzieścia lat wyprzedził Małopolski Szlak Architektury Drewnianej: został powołany w 2001 roku, na jego liście dziś figuruje 255 obiektów (125 kościołów, 50 cerkwi, 29 budynków, 23 zespoły zabudowań, 16 muzeów, 9 skansenów).

Drewno skupowane w terenie jest sprzedawane jako materiał wykończeniowy, rzadziej budowlany, ale trafia też do rzemieślniczego obiegu meblarskiego. Skala obrotu starym drewnem jest znacząca, zważywszy na relację ceny do jakości drewna pozyskiwanego na bieżąco z polskich lasów prywatnych i państwowych, a także liczne różnice między drewnem nowo pozyskanym a tym starannie wybranym przed laty i przez lata sezonowanym. Stare drewno z nawiązką spełnia wyśrubowane wymogi budowlane, estetyczne i kilka innych. Kupcy najchętniej nabywają deski obiciowe, podłogowe, belki konstrukcyjne ciosane ręcznie, bale nieraz sprzed osiemdziesięciu, stu lat. Wszelkie budynki drewniane: domy mieszkalne, stodoły, spichlerze, młyny, szopy – po takie zasoby sięgają handlowcy. Ofertę kierują do klienteli, która ceni autentyczność, ponadczasowy charakter materiału, jego niepowtarzalność, wygląd „vintage”. Przeszłość materiału wtórnego, widoczna i odczuwalna dla jego użytkowników, dodaje każdemu projektowi charakteru – a przynajmniej tak zapewniają narracje marketingowe.

Przedmiotem transakcji handlowych jest nie tylko wspaniałej jakości drewno. W pakiecie obracamy czasem: cudzym życiem, pracą, kunsztem rzemieślniczym, poczuciem ciągłości. Głównym wyróżnikiem starego drewna, oprócz właściwości, dzięki którym spełnia ono wysokie wymogi techniczne i estetyczne, jest więc także unikatowość. Wynika ze zróżnicowania oraz swego rodzaju żywotności obecnej w warstwach drewna i odczytywanej jako żywa obecność przeszłości. Zaprasza do kontaktu i sprawia, że obcując ze starym drewnem, dostajemy wgląd w materialność czasu i miejsca.

Stara stodoła kryta słomą
Fot. Marcin Białek, Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0

Drewno nazywane dziś starym pochodzi z domów i licznych zabudowań gospodarczych powstających do lat 80. XX wieku, choć dla budynków mieszkalnych cezurą są na ogół lata 40. Obiekty drewniane stawiali wówczas cieśle z pokolenia przełomu – budownictwo drewniane w Polsce jako gałąź rzemiosła dobiegało końca. Poszukiwane dziś w terenie stare drewno pozyskiwano na budulec w zupełnie innych realiach ekonomicznych i środowiskowych. Budowniczowie dysponowali inną od dzisiejszej wiedzą ciesielską, przyswajali ją od tych, którzy wyrastali w kulturze drewna, więc posługiwali się jego językiem. Przez stulecia różne rodzaje drewna umiejętnie dobierano do poszczególnych elementów budowli, zawsze w relacji do dostępności gatunków i osadzenia w zamieszkiwanym krajobrazie. Właśnie po ten zasób tak chętnie sięgają współcześni handlowcy oraz ich klienci. Za jego pośrednictwem niejako łączą się ze światem, z którego pochodzi ów ceniony materiał.

Józef Furdyna, badacz tego rodzaju architektury, o drewnianych domostwach obszaru dawnej Puszczy Sandomierskiej napisał:

Do końca okresu międzywojennego podstawowym materiałem budowlanym zrębu dawnej chałupy była sosna, rzadko jodła lub świerk [w regionie nie spotykało się belek modrzewiowych – przyp. M.Z.], przy czym jodła była ceniona najbardziej. Rzadko jednak używano jej do budowy całego zrębu, częściej natomiast, podobnie jak dąb, była stosowana na przyciesie. Dębowymi bywały często również progi, czasem też podłogi, a do niektórych detali, jak np. zasuwy do drzwi, używano też buka i grabu. Poza dębiną, do podłóg stosowano tradycyjnie drewno sosnowe, rzadziej jodłowe czy świerkowe. To ostatnie ponoć było cenione ze względu na stosunkową łatwość utrzymania w czystości w przeciwieństwie do niektórych desek sosnowych. Przywiązanie do drewna, uważanego za najlepszy materiał budowlany, było u Lasowiaków wyjątkowo duże, a wielu z nich, głównie ludzi starszych, łącznie z mieszkającymi w murowankach, dziś jeszcze twierdzi, że ściany drewniane są zdrowsze, cieplejsze i suchsze8.

W regionie Puszczy Sandomierskiej ludzie zamieszkiwali we wsiach położonych w lasach lub dolinach rzek; związki i relacje między drzewami a drewnem składają się tam na osobne zagadnienie, łącznie z elementami postawy magicznej9. Powołując się na wiedzę swoich rozmówców, Józef Furdyna rozróżnia rodzaje drewna w zależności od miejsca jego pozyskania: z doliny podmokłej, wydmy, ziemi iłowej albo gliniastej. Najwyżej ceniono drzewa rosnące na wzniesieniach, nie korzystano z drewna rosnącego w dolinach, uważanego za rzadkie. Pozyskiwanie budulca odbywało się wyłącznie w zimie. Bardzo długo utrzymała się w tym regionie praktyka budowania zrębu z suchych belek nieciosanych, sezonowanych dwa lata. Dzięki temu drewno było trwałe, odporne na grzyby i szkodniki. Właśnie takie jest poszukiwane na rynku skupu starego drewna budulcowego współcześnie. Niestety, ów zasób starego drewna w polskiej tradycji architektonicznej nie jest nieskończony.

Beata Bochińska bada między innymi uwarunkowania środowiskowe, które ukształtowały polskie wzornictwo. Podkreśla przynależność do tradycji opartych na zasobach drewna, wskazuje, że podobnie przetwarzano drewno w krajach bałtyckich10. Mimo to w Estonii, największym w UE eksporterze domów drewnianych z prefabrykatów11, i na Łotwie, gdzie przemysł drzewny jest największą częścią gospodarki krajowej, skala skupu starego drewna jest nieporównywalnie mniejsza niż w Polsce. Stare drewniane budynki wciąż są tam użytkowane, remontowane, ulepszane, współtworzą krajobraz zamieszkiwania. Drewno dębowe z rozbiórek masowo eksportują za to kraje bałkańskie, trafia do Niemiec, Holandii i Belgii12.

Ważnym elementem struktury rynku starego drewna jest też charakter rolnictwa i jego zaplecza budowlanego. Na przykład w świętokrzyskim gospodarstwa były rozdrobnione, a ponieważ każde musiało mieć budynki gospodarcze, obór, stodół, komórek i tym podobnych stało tam bez liku. Mój rozmówca z tego regionu podkreślał, że jego zdaniem Polska nadal może się poszczycić największą w Europie liczbą obiektów drewnianych, „stodoła obok stodoły”. Handlarze i nabywcy starych desek widzą w nich po prostu zasób surowca naturalnego, pragmatyczne podejście każe spożytkować te budynki i je przetworzyć, dopóki do czegoś się nadają – to podejście również wynika z kultury, w której te budynki były osadzone. Stała wymiana materiału jest w pewnym sensie immanentną cechą tego rodzaju budownictwa. Różnica polega na tym, że dawnych drewnianych obiektów mieszkalnych i gospodarczych nie zastępuje się nowymi z tego samego surowca, do ich wyrobu używa się innych materiałów. Dobiega końca czas drewna w powszechnym użyciu jako budulca, trwa finałowy epizod zmiany rozpisanej na dekady. Żyjemy w epoce smart home. Trzeba ów fakt po prostu przyjąć do wiadomości. Żeby sprzedać niepotrzebną konstrukcję drewnianą, wystarczy zadzwonić do firmy, wysłać zdjęcia zrobione telefonem, maksymalnie tydzień poczekać na odpowiedź i umówić się na oględziny i wycenę. Zazwyczaj handlarze przyjeżdżają szybko, rozbiórka trwa jeden dzień, i po dziadkowych stodołach nie pozostaje żaden ślad. Na przełomie milenium kto żyw wyprzedawał maszyny rolnicze. Pamiętam kolejki pod nowohuckim kombinatem, stały w niej dziesiątki chętnych, by na gotówkę wymienić zbędne rolnicze żelastwo, a huta dawała mu nowe życie. Podobnie jest teraz z gęstym drewnem z przeszłości. W ostatniej dekadzie ów „surowiec” – zbędne domy i stodoły – wyjechał, dziś zdobi ściany alpejskich daczowisk. Oferta starych desek z Polski pojawia się na targach wnętrz w hiszpańskiej Marbelli, okolicy, gdzie wiele polskich inwestorek i wielu inwestorów lokuje nadwyżki kapitału. I gdy tak znikają z krajobrazu te zgrabne budyneczki, szopy, stodoły i domiszcza, przycupnięte lub rozłożyste, przeliczone na metry okładzin, czasem czuję jakiś kolonialny smak tego procederu. Oficjalne dane mówią, że w latach 2019–2024 z Polski wyeksportowano 16,5 tony nieprzetworzonego drewna. W latach 2019–2023 do największego odbiorcy polskiego drewna, czyli do Niemiec, sprzedano 5,3 miliona ton, 37 procent eksportu, a do Chin – 28 procent eksportu we wskazanym okresie. Do innych istotnych odbiorców polskiego drewna należą Słowacja, Czechy, Szwecja, Litwa i Estonia. W kontekście skali pozyskiwania i obrotu surowcem naturalnym, jakim jest drewno, handel „starymi deskami”, z jego wolumenem sprzedażowym, oczywiście nie osiąga takich liczb, ale to nie znaczy, że traktowanie domostw i śladów kultury, która tak niewiele po sobie zostawiła, jako zasobu surowca, jest czymś, co można wyłącznie ignorować. Skup starych desek nie sprowadza się do hasła, którym zakreślamy pożytek płynący z rozbiórki i wpisujemy tę działalność w trend re-use. Jako wytrych otwiera więcej drzwi niż tylko prowadzące do podejrzanego romantyzowania malowniczych elementów krajobrazu z daleka od szosy oraz ich egzotyzacji. Diagnozuje zmiany, wyraża przeobrażenia w podejściu do przeszłości praktykowanej na co dzień, aspiracje. Skrywa rodzaj transferu w przyszłość, na drodze obowiązującego modelu modernizacji jest etapem, który wymaga wyrzeczenia się przemilczanej substancji obecnej w drewnianej materialności.