Przeszłość i teraźniejszość trzech modernistycznych dzielnic mieszkaniowych

Kilka lat temu mieliśmy okazję gościć w Krakowie znanego architekta, partnera w jednej z tych globalnych firm, których ikoniczne projekty są realizowane na prawie wszystkich kontynentach. Zżerał nas stres. Jako przedstawiciele małej fundacji zajmującej się propagowaniem wiedzy o architekturze modernizmu i główni organizatorzy wydarzenia z udziałem naszego VIP-a martwiliśmy się, czy wszystko wypali. Otuchy nie dodawało nam znudzone oblicze gościa. Wzgórze Wawelskie, tak drogie naszym sercom, ewidentnie nie zrobiło na nim wrażenia. Rozpromienił się dopiero na widok osiedla Dąbie – jednego z pierwszych w ciągu modernistycznych założeń mijanych po wyjeździe z historycznego śródmieścia w drodze do Nowej Huty. Lody pękły, atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Architekt – jak i my – wychował się w bloku, tyle że on po zachodniej, my po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Przez parę godzin zwiedzania fragmentów miasta, których próżno szukać w folderach turystycznych, czuliśmy, że należymy do wspólnoty ludzi zafascynowanych dyskusyjnym pięknem blokowisk i doceniających społeczne znaczenie masowego budownictwa mieszkaniowego z drugiej połowy XX wieku.

Na powstałe w tym okresie osiedla mieszkaniowe wraz z towarzyszącą im infrastrukturą można spojrzeć jak na odciśnięty w miejskiej przestrzeni ogromny ślad trzeciej fazy rewolucji przemysłowej i politycznych ambicji europejskich przywódców. Chcieli nie tylko odbudować swoje kraje po zniszczeniach II wojny światowej, ale i zapobiec podobnej katastrofie w przyszłości. Niezależnie od tego, czy działali po wschodniej, czy zachodniej stronie podzielonej murem Europy, pragnęli stworzyć możliwie najlepsze warunki do zamieszkiwania, edukacji, odpoczynku i opieki zdrowotnej dla możliwie najszerszych warstw społeczeństwa. Jak to z wielkimi wizjami bywa, nie wszystko się udało. Historię osiedli wypełniają opowieści o ograniczeniach, porażkach, politycznych uwikłaniach, technokratycznym dogmatyzmie modernizmu. Koniec końców jednak „współczesne życie miejskie toczy się w otoczeniu pandemicznie modernistycznym”1. Ziściła się wizja masowego dostępu do warunków bytowych, które dla miażdżącej większości naszych przodków jeszcze trzy pokolenia temu byłyby nieosiągalnym luksusem.

Osiedle Złotego Wieku w krakowskich Mistrzejowicach
Fot. Michał Wiśniewski

Warunki ekonomiczne i polityczne, w których zrealizowano projekt modernistyczny w skali globalnej, należą już do przeszłości, lecz na osiedlach powstałych w jego ramach wciąż mieszkają setki milionów ludzi. Układ przestrzenny i architektura tych założeń, dyktowane zasadami Karty Ateńskiej, wyglądają podobnie niezależnie od szerokości geograficznej, ale w każdym z nich zakodowana jest inna opowieść o ich początkach i teraźniejszości. W pełni przekonaliśmy się o tym dzięki zaangażowaniu naszej fundacji w europejski projekt grantowy WECARE. Jego uczestnicy badają trzy modernistyczne dzielnice mieszkaniowe powstałe od lat 60. do 80. XX wieku: El Besòs i el Maresme w Barcelonie, Crângași w Bukareszcie i krakowskie Mistrzejowice.

„We do really care” (Naprawdę nam zależy)2 – mówi profesor Adolf Sotoca z Universitat Politècnica de Catalunya w Barcelonie, architekt, urbanista, inicjator i koordynator grantu. Tym zdaniem odnosi się do akronimu WECARE. W pełnej nazwie projektu: Warding Environmental Commons through Action Research and Education, zawiera się idea stojąca za inicjatywami podejmowanymi w jego ramach; w wolnym tłumaczeniu jest to „ochrona środowiskowych dóbr wspólnych poprzez badania w działaniu i edukację”. Badania w działaniu są metodą pozyskiwania wiedzy. Polegają na jednoczesnym identyfikowaniu problemu i szukaniu rozwiązania. „Idziemy tą drogą, by wskazać kluczowe kwestie do naprawienia, a następnie wdrażamy pozyskane informacje w proces nauczania” – wyjaśnia Sotoca. W ramach grantu metoda przełożyła się na praktykę poprzez organizację spotkań i warsztatów z mieszkańcami zaangażowanymi w życie społeczne poszczególnych osiedli. Od tych osób dowiadywaliśmy się o problemach i zaletach dzielnic, a także oddolnych działaniach organizacji pozarządowych i ludzi, którzy chcą chronić zasoby, polepszyć sytuację danego osiedla lub choćby uczynić codzienność bardziej znośną. Zadaniem naszej fundacji w projekcie było opracowanie historii osiedli i filmowa dokumentacja warsztatów organizowanych w ramach grantu. Pierwsze warsztaty grantowe odbyły się w kwietniu 2024 roku w Barcelonie, następne w maju w Krakowie, a w czerwcu polecieliśmy do Bukaresztu. Kolejność, w jakiej przedstawiamy opowieść o trzech modernistycznych dzielnicach mieszkaniowych, wynika z chronologii naszych spotkań.

El Besòs i el Maresme – warunki mieszkaniowe sprzed okresu budowy modernistycznej dzielnicy
Fot. Ignasi Marroyo / Arxiu Nacional de Catalunya

Początki El Besòs i el Maresme – modernizm schyłkowego frankizmu

W 1953 roku Stany Zjednoczone ponownie nawiązały relacje dyplomatyczne z Hiszpanią rządzoną przez generała Franco. Narastające napięcie między Zachodem i Wschodem i trwająca wówczas wojna koreańska wykluczyły dalszą izolację Półwyspu Iberyjskiego, hiszpańskiej juncie wybaczono zbrodnie wojny domowej i współpracę z III Rzeszą. W ciągu niespełna dekady rząd w Madrycie otrzymał niemal pół miliarda dolarów pomocy (ekwiwalent dzisiejszych siedmiu miliardów dolarów), w 1959 roku Hiszpanię odwiedził prezydent Dwight Eisenhower. W zamian Hiszpania pozwoliła Amerykanom budować bazy wojskowe, kontrolować porty i lotniska.

Nowe otwarcie szło w parze z przyspieszeniem inwestycyjnym w rozrastających się populacyjnie miastach. W odpowiedzi na problemy mieszkaniowe porzucono dominujące dotychczas w architekturze specyficzne klerofaszystowskie lustrzane odbicie realizmu socjalistycznego i zwrócono się zwrot ku Karcie Ateńskiej. W drugiej połowie lat 50. wokół Madrytu wyrósł wieniec modernistycznych osiedli. W Barcelonie, dotychczas poniżanej przez reżim i brutalnie karanej za popieranie Republiki i walkę z frankistami, dla nowej zabudowy wyznaczono przestrzeń na ówczesnych obrzeżach miasta.

Po jego wschodniej stronie ciąg osiedli przewidziano wzdłuż rzeki Besòs. Tutaj kończy bieg i dociera do nabrzeża Morza Śródziemnego Diagonala, kluczowa arteria Barcelony. Przecina po przekątnej ortogonalny plan Ildefonsa Cerdy Suñera z połowy XIX wieku. Od najdawniejszych czasów wschodni fragment metropolii był jej zapleczem rolniczym i gospodarczym. Jeszcze przed wybuchem wojny domowej ta część Barcelony stała się przestrzenią urbanistycznych eksperymentów. Rozwój przemysłu, głównie tekstylnego, przyciągał tu nowych mieszkańców. W 1929 roku w pobliskiej dzielnicy San Andreu powstało Bon Pastor – niewielkie osiedle parterowych domów dla robotników. Pięć lat później Josep Lluís Sert, jeden z autorów Karty Ateńskiej i czołowa postać CIAM-u, zaprojektował tutaj Casa Bloc, radykalną, modernistyczną maszynę do mieszkania. W latach 40. stylistykę architektoniczną dyktowali zwycięzcy wojny domowej – w dzielnicy wyrosło osiedle dla działaczy faszystowskich ozdobione symboliką unitarnego państwa narodowego. Realizowana wtedy urbanistyka odzwierciedlała wertykalną strukturę społeczną frankistowskiego państwa. Zgodnie z obowiązującym wówczas planem urbanistycznym miasta lepiej sytuowane grupy społeczne rozlokowano w pobliżu centrum, najbiedniejszych postanowiono zatrzymać na peryferiach. W tej drugiej grupie wielu było nowych mieszkańców Barcelony, masowo ściągali nad rzekę Besòs głównie z wiejskich regionów Andaluzji. Najpierw zasiedlili podmiejskie slumsy, a kiedy stały się zbyt widocznym problemem, na przełomie lat 50. i 60. zbudowano dla ich mieszkańców modernistyczne osiedle El Besòs i el Maresme.

Jego układ wpisano w siatkę ustaloną jeszcze w planie Cerdy Suñera. Kompozycja urbanistyczna ciągnie się wzdłuż bulwaru Rambla de Prim, równoległego do rzeki. Osiedle wznoszono z amerykańską pomocą. W latach 1959–1961 oddano do użytku 3288 mieszkań, w latach 1963–1966 – kolejnych 1693. Po zachodniej stronie założenia powstał rząd ośmiokondygnacyjnych bloków o charakterystycznej konstrukcji łączącej dwa budynki po dwóch stronach płytkiego, ciemnego dziedzińca. Po drugiej stronie bulwaru stoją wyższe bloki, dwunastokondygnacyjne, a za nimi dwu- i sześciokondygnacyjne. Modernistyczną architekturę z żelbetowych prefabrykatów ozdobiły detale z cegły; współgrają z tynkiem w kolorze ochry.

Projekt przygotowała pracownia, którą prowadzili projektanci Guillermo Giráldez Dávila, Pedro López Íñigo oraz Xavier Subías i Fages. Wszyscy trzej urodzili się w połowie lat 20. XX wieku, niedługo po wojnie domowej ukończyli studia architektoniczne w Barcelonie. Zaczynali od monumentalnych reprezentacji triumfu wielkiej frankistowskiej Hiszpanii nad Katalonią. W latach 50. należeli do głównych propagatorów architektury modernistycznej w mieście. Ważnym doświadczeniem w ich karierze była wizyta w Berlinie Zachodnim. Odwiedzili modelowe osiedle Hansaviertel, wzniesione przez grupę gwiazd ówczesnej architektury światowej (między innymi Le Corbusiera, Alvara Aalta, Oscara Niemeyera, Jacoba Bakemę, Waltera Gropiusa) w ramach zorganizowanej w 1957 roku wystawy Interbau. Nowoczesne bloki w Berlinie powstały z intencją uhonorowania narodzin nowych, demokratycznych i egalitarnych Niemiec. Przybysze z Katalonii zrozumieli, że ich miasto i kraj też potrzebują wyrwania się z mrocznej przeszłości i odnalezienia czytelnego znaku nowej epoki.

El Besòs i el Maresme współcześnie
Fot. Michał Wiśniewski

El Besòs i el Maresme dzisiaj – etniczny tygiel, problemy środowiskowe i społeczna sieć wsparcia

„W naszej dzielnicy znajdziesz wszystko, co odrzuca Barcelona”3 – uświadomił nas Ramon Tur, aktywista działający na rzecz poprawy stanu powietrza w El Besòs i el Maresme. Na najuboższą społeczność stolicy bogatej Katalonii spadają wszystkie problemy związane z lokowaniem w tej części miasta funkcji i infrastruktury niechcianych gdzie indziej. Powietrze zanieczyszczają pobliskie elektrownia, spalarnia śmieci, zaplecze przemysłowe, a także przecinająca dzielnicę autostradowa obwodnica Ronda Litoral. Ludzie najbardziej obawiają się zagrożenia tkwiącego w blokach. „Nasze ciała są skażone włóknami azbestu”4 – skarży się Miguel Moreno, lokalny emeryt, zaangażowany w nagłaśnianie bulwersujących informacji o obecności rakotwórczych cząstek w powietrzu, glebie i wodzie El Besòs i el Maresme. Najbardziej zanieczyszczone są okolice największych kubaturowo bloków mieszkalnych, bo to okładzina wieżowców zawiera azbest. Z ich niszczejących i w żaden sposób niezabezpieczonych elewacji odrywają się toksyczne cząstki. Azbest zawierają też pozostałości po rozbiórce starej infrastruktury przemysłowej w pobliżu osiedla. Z opowieści aktywistów o interwencjach podejmowanych przez nich w tej sprawie przebija frustracja; powoduje ją opieszała reakcja władz miasta na ich apele.

Czy włodarze Barcelony uważają, że na taką politykę mogą sobie pozwolić ze względu na demografię dzielnicy? Osiedle wybudowane dla ubogich przybyszów z Andaluzji współcześnie zamieszkuje najbardziej zróżnicowana kulturowo i etnicznie społeczność w Barcelonie. Dominują migranci z Maroka, Senegalu i Pakistanu, w dzielnicy rozbrzmiewa około trzydziestu języków. Głównym spoiwem społecznego tygla są tutaj bieda i niepewność jutra; w takich warunkach nietrudno o problemy, a ich skalę uświadamiają nam przedstawicielki lokalnej społeczności pracujące na co dzień z najbardziej wykluczonymi mieszkańcami dzielnicy. Wielu dorosłych migrantów nie umie czytać ani pisać po hiszpańsku, a co dopiero po katalońsku. Bez tych kompetencji niemożliwa jest rzeczywista integracja osób przybywających do El Besòs i el Maresme spoza UE. Stowarzyszenie El Martinet Solidari promuje edukację i wiedzę jako prawdziwe narzędzia transformacji społecznej. Kobiece stowarzyszenie Ça Kanam zrzesza imigrantki z Senegalu. Członkinie wspierają się pożyczkami i dzielą wiedzą o zaufanych pracodawcach, wspólnie sprzeciwiają się polityce instytucjonalnego rasizmu. Asociación Manos de Fátima pomaga uregulować status prawny migrantów z Maroka i zapewnić im prawo do stałego pobytu. Pośredniczy w kontaktach nowo przybyłych osób z administracją rządową i konsulatami. We współpracy ze społecznikami i siecią lokalnych organizacji zapewnia bezdomnym podopiecznym wyżywienie i dostęp do prysznica, a w chłodniejszych porach roku rozdaje ciepłą odzież i śpiwory. Osoby w kryzysie bezdomności dokarmia również legendarna barcelońska kuchnia społeczna El Gregal. Jej aktywiści przygotowują codziennie posiłki dla kilkuset osób, zaopatrują je także w podstawowe produkty higieniczne i leki. Problem bezdomności wyraźnie odciska się w przestrzeni osiedla. Quim Bonastra – przedstawiciel katalońskiego zespołu projektu WECARE, geograf i kurator – zwrócił naszą uwagę na zamurowane okna parterów w blokach. Taka bariera architektoniczna ma zapobiec nielegalnemu zasiedlaniu mieszkań przez ludzi z różnych powodów pozbawionych szans na znalezienie stałego lokum.

El Besòs i el Maresme współcześnie
Fot. Michał Wiśniewski

Skutki katastrofy klimatycznej zaburzają równowagę flory i fauny nielicznych zielonych przestrzeni publicznych w El Besòs i el Maresme. W okolicy brakuje dobrze utrzymanych terenów zielonych, lokalna społeczność nie ma dostępu do bioróżnorodności, krytycznie ważnej dla poprawy mikroklimatu osiedla. Co prawda na główne ulice tej części miasta, podobnie jak w całej Barcelonie, cień rzucają szpalery platanów, ale drzewa nie wyglądają zdrowo. Quim Bonastra wyjaśnił nam, że platany nie są przystosowane do śródziemnomorskiego klimatu Katalonii, a kondycję drzewostanu pogarszają rosnące z roku na rok temperatury i postępująca susza. Sytuację próbują ratować mieszkańcy dzielnicy. Jeden z nich, Raul Calle, przyrodnik samouk, w skrzynkach wokół drzew przy swojej ulicy zasadził własnym sumptem rośliny zatrzymujące wilgoć w glebie. Na pniach zainstalował gniazda dla nietoperzy i jaskółek. Inicjatywę Raula wsparło lokalne kobiece stowarzyszenie Ambar Prim. Loli Navais, emerytka i działaczka tej organizacji, opowiedziała nam, jak udało się zaangażować całą sąsiedzką wspólnotę w sadzenie roślin wokół drzew. Dzięki tym działaniom poznali się ludzie, którzy wcześniej nie mieli ze sobą kontaktu. Życie społeczne El Besòs i el Maresme w dużej mierze opiera się na sieci samoorganizujących się inicjatyw obywatelskich. Niektórzy mieszkańcy tej dzielnicy chcą ją opuścić, także ze względu na obecną w niej przemoc, ale wielu zapuszcza korzenie i walczy o poprawę warunków życia.

Wyrazistym przestrzennym znakiem nierówności społecznych w Barcelonie jest nabrzeże Morza Śródziemnego. El Besòs i el Maresme bezpośrednio z nim sąsiaduje, jednak wybudowany na początku XXI wieku potężny kompleks Forum (Museu de Ciències Naturals de Barcelona) projektu szwajcarskiego biura Herzog & de Meuron, otoczony połaciami rozgrzanego asfaltu, odciął dzielnicę od nabrzeża i zapoczątkował jego szybką gentryfikację. Organizowane tu masowe imprezy turystyczne i wielkie festiwale zakłócają życie mieszkańców modernistycznego osiedla. W ciągu ostatnich dwóch dekad wzdłuż plaży wyrosła palisada luksusowych apartamentowców i biurowców. Uderzająco kontrastuje z zaniedbanym blokami dzielnicy. Nowe inwestycje doprowadziły do wzrostu cen nieruchomości i wytworzyły presję na przebudowę kolejnych fragmentów El Besòs i el Maresme.

Mistrzejowice, lata 60.
Fot. archiwum Marii Chronowskiej

Początki Mistrzejowic – socmodernistyczne „miasto drzewo”

Wystawę Interbau w Berlinie Zachodnim odwiedziła także grupa architektów i architektek związanych z Miastoprojektem Kraków. To państwowe przedsiębiorstwo zaprojektowało i wybudowało Nową Hutę, jedno z największych założeń mieszkaniowych PRL-u. Między doświadczeniami krakowskiego zespołu i projektantów z Katalonii występują generacyjne paralele. Większość krakowskiej ekipy urodziła się w latach 20. XX wieku, dorastała w cieniu traumatycznych doświadczeń II wojny światowej. Zawodowa młodość tych architektów przypadła na czas masowej migracji ludności wiejskiej do Krakowa. W stolicy Małopolski tuż po wojnie mieszkało około trzystu tysięcy osób, a już dwie dekady później – ponad siedemset tysięcy. Tempo wzrostu miasta miało związek z rozwojem przemysłu ciężkiego i budową Huty im. Lenina, największego zakładu w Polsce produkującego stal. Pierwszych budowniczych zakwaterowano w naprędce skleconych barakach. Sytuację mieszkaniową w Krakowie też zresztą determinowały procesy podobne do tych, które dotknęły stolicę Katalonii. W Barcelonie dymiły fabryki tkanin i części samochodowych, w sercu Małopolski działała huta; tam nowi mieszkańcy przybywali spod Granady, tu spod Gorlic, a odpowiednikiem frankizmu był w Polsce schyłkowy stalinizm, przechodzący pod koniec lat 50. w poodwilżową małą stabilizację tak zwanego realnego socjalizmu.

Polityczna odwilż oznaczała w architekturze i urbanistyce zerwanie z doktryną socrealizmu. W 1959 roku rozpisano konkurs na plan osiedla w Bieńczycach. Zwyciężył projekt Jadwigi Guzickiej, zakładający wzniesienie układu mieszkalnych wieżowców. Gorliwym propagatorem tej radykalnie wówczas modernistycznej propozycji był Witold Cęckiewicz, młody projektant i główny architekt miasta. W 1963 roku wygrał konkurs na projekt kolejnego założenia urbanistycznego w Nowej Hucie – Mistrzejowic. W najmłodszej nowohuckiej dzielnicy władze chciały osiedlić pięćdziesiąty tysięcy ludzi, populację niewielkiego miasta. Cęckiewicz był w gronie architektonicznych pielgrzymów na Interbau. Na pewno widział odciśniętą w betonie dekorację na elewacji berlińskiego Corbusierhausu – drzewo o dwóch głównych konarach. Czy właśnie tym motywem się inspirował, proponując układ przestrzenny Mistrzejowic przypominający drzewo z dwoma wielkim odgałęzieniami?

Każde z czterech osiedli nowej dzielnicy miało pomieścić od dziesięciu do piętnastu tysięcy mieszkańców. Jako pierwsze zaczęto wznosić osiedle Złotego Wieku. Zabudowę wpisano w układ doliny, w dolnej części usytuowano podłużne ciągi pięciokondygnacyjnych bloków. Wyżej znajduje się zielona przestrzeń wspólna, budynek usługowy oraz kilka niskich punktowców, pieszczotliwie zwanych przez mieszkańców puchatkami. Na szczycie usytuowano grupę wysokich punktowców, widać z nich miasto i Tatry w oddali. Nad ostatecznym projektem pracował wieloosobowy zespół, za projekt urbanistyczny odpowiadała Maria Czerwińska, projekty budowlane przygotowali między innymi Maria i Jerzy Chronowscy. Prace przy budowie Mistrzejowic realizowano do 1983 roku.

Plan Mistrzejowic z 1963 roku
Rys. archiwum Witolda Cęckiewicza

Mistrzejowice dzisiaj – osiedlowy raj bez problemów?

Czasem ciekawie jest spojrzeć na własne miasto oczami przybyszów z zewnątrz. Narzekamy – nie bez podstaw – na betonozę i bezmyślne karczowanie drzew w Krakowie, ale naszym koleżankom i kolegom ze spalonych słońcem Barcelony i Bukaresztu stolica Małopolski jawiła się jako zielona oaza. Mistrzejowice w maju uwodzą bujnością listowia wysokich drzew i krzewów, które przez kilka dziesięcioleci zdążyły wyrosnąć wokół bloków. Z blokami osiedla sąsiadują obsadzone robiniami akacjowymi zabudowania poaustriackiego fortu Batowice, park Planty Mistrzejowickie oraz dzielnicowy Rodzinny Ogród Działkowy „Złoty Wiek”. Mieszkańcy doceniają przyrodnicze bogactwo tej części Krakowa, głównie wokół zieleni aktywizują się lub konfliktują. Lokalnym aktywistom udało się nakłonić władze miasta, by objęły większą ochroną przyrodę parku w forcie Batowice. Równolegle Spółdzielnia Mieszkaniowa „Mistrzejowice” musi rozstrzygać spory pomiędzy mieszkańcami, którzy skarżą się na to, że trawa jest za rzadko koszona, a tymi, którzy uważają, że należy zostawić ją w spokoju; zwolennikami wytyczania parkingów kosztem trawników i przeciwnikami zawłaszczania przestrzeni osiedla przez samochody. Osobną grupę tworzą dzielnicowi działkowcy – krzepkie emerytki i dziarskich emerytów w dobrej formie psychicznej i fizycznej utrzymują pielęgnacja własnych ogródków i działkowe życie towarzyskie. Spotkanie z licznymi przedstawicielami i przedstawicielkami lokalnej społeczności uświadamia nam emancypacyjny wymiar modernistycznego projektu w naszej części Europy. Dyskutują z nami wykształceni ludzie, klasa średnia; wnuki tych, którzy wprowadzali się tutaj od lat 60., wciąż znajdują czas na angażowanie się w sprawy osiedla, a przy tym są wyposażeni w aktywistyczny kapitał kulturowy (w Nowej Hucie działał przecież jeden z ważniejszych ośrodków Solidarności). Tworzą mocno zakorzenioną wspólnotę. Jej strukturę demograficzną stopniowo zmieniają ostatnio migranci – głównie rodziny ukraińskie, które trafiły do Krakowa po wybuchu pełnoskalowej wojny za naszą wschodnią granicą.

Płaska struktura społeczna krajów wschodniej części Europy dała asumpt do wielu pozytywnych zmian służących rozwojowi powojennych osiedli. Mieszkanie w bloku nie stygmatyzuje; na osiedlach – mimo ponad trzech dekad, które minęły od transformacji ustrojowej – wciąż zamieszkują przedstawiciele niemal całej drabiny społecznej. Na zasób Mistrzejowic składa się również powstała w okresie PRL-u i wciąż funkcjonująca infrastruktura społeczna i kulturalna. Warsztaty WECARE odbyły się w modernistycznym pawilonie. Siedzibę ma w nim Klub Kuźnia – jedna z filii nowohuckiej sieci instytucji kultury, które nieprzerwanie od dziesięcioleci służą kolejnym generacjom mieszkańców dzielnicy. Czy Mistrzejowice można uznać za modelowy przykład sukcesu modernistycznego osiedla? Kilka lat temu wygaszono ostatni piec w nowohuckim kombinacie. Znamy ponury los mniejszych ośrodków przemysłowych, w których zlikwidowano główny zakład produkcyjny. Bloki w takich miastach też toną w zieleni, ale bankructwo zakładu oznaczało zazwyczaj także upadek lokalnej ekonomii, zapaść demograficzną i natychmiastową likwidację zaplecza kulturalnego i społecznego. Mieszkańcy Mistrzejowic, podatnicy w jednym z najbogatszych miast Polski, cieszą się osiedlowym dobrodziejstwem do dziś.

Widok z lotu ptaka na osiedle Złotego Wieku w Mistrzejowicach
Fot. archiwum Fundacji Instytut Architektury

Czy zatem mistrzejowicki raj jest wolny od kłopotów? Rzeczywistość nie pozwala udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Miejsce to, zasiedlone blisko pół wieku temu, przeżywa proces przyspieszonego starzenia się i wymiany pokoleniowej. W budynki i całą infrastrukturę wiele w ostatnich latach zainwestowano, wymieniono nawierzchnię dróg i instalacje podziemne, ocieplono bloki i obiekty publiczne. W niskich blokach wciąż nie ma jednak wind, schorowani seniorzy zamieszkujący wyższe kondygnacje są „więźniami czwartego piętra”. Przestrzeń między blokami malowniczo rozlokowanymi na pagórkach wypełniają bariery architektoniczne niedostrzegalne dla ludzi w pełni sprawnych. Mistrzejowic nie ominęła katastrofa klimatyczna. W ubiegłym roku wycięto na osiedlu Złotego Wieku kilkadziesiąt drzew iglastych – ofiar rosnących temperatur.

Początki Crângași – technokratyzm ery Ceaușescu

Rumunia po 1945 roku znalazła się w bloku wschodnim, lecz w kolejnych dekadach stopniowo uniezależniała się od ZSRR. Bukareszt, podobnie jak inne duże miasta ery powojennego uprzemysłowienia, doświadczył kilkukrotnego przyrostu ludności. W połowie XX wielu rumuńską stolicę zamieszkiwało siedemset tysięcy osób, a dwadzieścia lat później – już ponad dwa miliony.

Dzielnica Crângași dziś leży w północno-zachodniej części Bukaresztu. Pod koniec XIX wieku była skupiskiem kilku wsi, nie ominęły ich charakterystyczne dla tego czasu dynamiczne przemiany cywilizacyjne związane z gwałtownie postępującą industrializacją. Granicę i funkcjonowanie dzisiejszej dzielnicy wyznaczył węzeł kolejowy, wokół niego rozmieszczono pierwsze zakłady przemysłowe. Fabryki zaczęły obrastać chaotycznie wznoszoną zabudową mieszkaniową, głównie parterowymi domami. Częste wylewy pobliskiej rzeki Dymbowicy dawały się we znaki rosnącej populacji tej części Bukaresztu jeszcze wiele lat po zakończeniu II wojny światowej. Mimo to w latach 60. w okolicy rozpoczęto budowę modernistycznych bloków.

Zwiedzanie Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Złoty Wiek” w trakcie warsztatów WECARE w Mistrzejowicach, maj 2024
Fot. archiwum WECARE

Wtedy i w następnej dekadzie rumuńscy planiści posługiwali się zapożyczonym z radzieckiej urbanistyki pojęciem „mikrorajon”. Dotyczyło obszaru luźno zorganizowanej, obsadzonej zielenią zabudowy mieszkaniowej, wyposażonego w infrastrukturę społeczną; był wolny od ruchu samochodowego, a z resztą miasta łączyła go sieć transportu publicznego. Bukareszt dorobił się kilku mikrorajonów w tym osiedla Drumul Taberai; powstało w latach 60. w granicach Crângași. Zmiana nadeszła w połowie lat 70. – odgórne nakazy ery autokratycznych rządów Nicolae Ceaușescu zmusiły architektów do oszczędniejszego gospodarowania przestrzenią. Nowa doktryna urbanistyczna nakazała projektować korytarzowe bulwary wzdłuż głównych arterii, obstawione pierzejami jedenastopiętrowych bloków z przestrzeniami handlowymi w parterach. Według tych wytycznych zostało zbudowane w latach 1981–1986 osiedle Crângași.

Ważnymi kontekstami tych przemian były w skali kraju sytuacja polityczna, a w skali miasta – dwa naturalne kataklizmy w latach 70. Rumunia kontestowała ZSRR i poniosła tego konsekwencje w postaci izolacji w strefie wpływów imperium radzieckiego. Postawiła więc na centralizację władzy i szukanie nowych sojuszy na arenie międzynarodowej. Dążenie do samowystarczalności gospodarczej propagowane przez Ceaușescu było skorelowane z procesami urbanistycznymi. W 1974 roku w Rumunii zainicjowano program systematyzacji, inspirowany polityką Korei Północnej. W jego ramach wyburzano całe kwartały zabudowy historycznej i zastępowano je nowymi, o stosunkowo niskim standardzie. Pretekstu do unicestwienia dziewiętnastowiecznej zabudowy Crângași dostarczyła kolejna powódź na początku lat 70. XX wieku. Wzniesiona z wielkim inwestycyjnym rozmachem tama spełniła swoje zadanie i wreszcie ujarzmiła Dymbownicę. Ludność dzielnicy zamieszkującą parterowe domy z ogródkami wysiedlono, a teren pierwotnej osady został wyburzony i zalany – włącznie z ruinami dzielnicowej cerkwi i lokalnym cmentarzem. W wyniku regulacji rzeki powstał zbiornik Lacul Morii (Jezioro Młyńskie), o powierzchni 2,5 kilometra kwadratowego. W jego sąsiedztwie stoją dziś bloki, a część ich mieszkańcówwciąż pamięta, że woda kryje pozostałości ich domów. Koryto Dymbowicy po wschodniej stronie miasta także poddano regulacji w ramach tej samej inwestycji przeciwpowodziowej. Tam powstał zbiornik Văcărești o podobnej objętości, tyle że nigdy nie wypełniła go woda.

Archiwalna fotografia zabudowy Crângași przed przekształceniem obszaru w modernistyczną dzielnicę w latach 80. XX wieku
Fot. Marta Karpińska

W tym samym czasie reżim wyburzył kilka kwartałów historycznej zabudowy w centrum stolicy, by zrobić miejsce na monumentalny Pałac Ludu i towarzyszącą mu dzielnicę rządową. Jako pretekst do realizacji gigantomańskiej wizji Ceaușescu posłużyło tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi – w 1977 roku zniszczyło część Bukaresztu. Ten kataklizm zaowocował też wytycznymi co do wzmocnienia konstrukcji bloków w Crângași, uporządkowanych z monumentalną osiowością. Przywołują na myśl patos rządowych budynków w centrum stolicy. Bloki z surowych żelbetowych płyt ozdobiono betonowymi ornamentami. Choć dla wielu osób przesiedlenie z niemal wiejskiej zabudowy do ciasnych metraży w blokach było szokiem, mieszkanie w nowej dzielnicy oznaczało także dostęp do zróżnicowanej infrastruktury publicznej: szkół, parków, przychodni, boisk sportowych, sklepów, kina. W 1984 roku otwarto w Crângași stację metra, jego nitka połączyła dzielnicę z centrum miasta. Nowe osiedle było jednym z ostatnich projektów realizowanych w Bukareszcie przed rumuńską rewolucją 1989 roku.

Archiwalna fotografia zabudowy Crângași przed przekształceniem obszaru w modernistyczną dzielnicę w latach 80. XX wieku
Fot. Marta Karpińska

Crângași dzisiaj – przyblokowe ogródki jako terapia i strategia oporu

Bukareszt i Barcelona figurują na liście dziesięciu miast europejskich zagrożonych największą liczbą zgonów w trakcie corocznych i trwających coraz dłużej upałów (Barcelona zajmuje w tym zestawieniu pierwsze miejsce, Bukareszt jest dziewiąty)5. Warsztaty WECARE przeprowadziliśmy w czerwcu, temperatura sięgała 42 stopni. Międzynarodowe festiwale filmowe zawojował w ubiegłym roku głośny rumuński film Nie obiecujcie sobie wiele po końcu świata,w reżyserii Radu Jude. Świetnie pokazuje społeczny i przestrzenny pejzaż Bukaresztu w czwartej dekadzie po transformacji ustrojowej. Główna bohaterka haruje na śmieciowych warunkach dla zachodniej korporacji. Większość czasu spędza w aucie tkwiącym w niekończących się korkach, na głośnych i pozbawionych zieleni ulicach miasta, w którym niemal wszystko zostało sprywatyzowane. Jak przejście od technokratycznego zamordyzmu ery Ceaușescu do turbokapitalizmu odbiło się na przestrzeni Crângași?

Po osiedlu oprowadzili nas architekci Alex Axinte i Cristi Borcana z bukaresztańskiej pracowni StudioBASAR. Opowiedzieli, że w poprzednim ustroju tereny zielone wokół bloków były oddawane w zarząd ich mieszkańcom. Władze miały z głowy utrzymanie zieleni, a mieszkańcy mogli półoficjalnie uprawiać warzywa na własne potrzeby – w gospodarce niedoborów był to cenny zasób. W Crângași wskutek rozwiązań urbanistycznych zieleń ograniczyła się do kilkumetrowych pasów wokół budynków. Indywidualne zagospodarowywanie przestrzeni pomiędzy budynkami i intensyfikacja ich użytkowania przyspieszyły w latach 90., wraz z radykalną prywatyzacją i całkowitym wycofaniem się państwa z zarządzania osiedlami. Spora część terenów zielonych dzielnicy została zagarnięta na miejsca parkingowe, ale z mieszkalnymi parterami wciąż sąsiadują ogródki. Najczęściej zajmują się nimi lokatorzy najniższych kondygnacji, nieformalnie prywatyzują te przestrzenie. Większość mieszkańców osiedla nie ma do nich dostępu, a jednocześnie są one ważnym rezerwuarem zieleni, zapewniają cień i bioróżnorodność w dzielnicy. Alex Axinte mówi, że oddolna uprawa przyblokowych ogrodów wpisuje się działania, które Joe Smith i Petr Jehlička nazywają nienagłaśnianym zrównoważonym rozwojem (quiet sustainability)6. „To aktywność oddolna, szeroko rozpowszechniona, oparta nie na głębokiej świadomości ekologicznej, ale na podstawowych ludzkich potrzebach” – uświadamia nas Alex. „Przyblokowe ogrodnictwo jest terapią dla ludzi, których nie stać na terapeutę”. Ogrody uprawiane indywidualnie lub przez samoorganizujące się grupy sąsiadów tworzą zbiorową mozaikę małych, indywidualnych praktyk. Każda działa z osobna, ale w swojej masie dbają o zielone zasoby osiedla. Nieformalne ogrodnictwo jest sposobem na życie i formą oporu wobec postępującego zawłaszczania przestrzeni publicznej przez parkingi samochodowe lub nowo powstające prywatne inwestycje.

Widok Crângași, lata 80. XX wieku
Fot. archiwum WECARE / domena publiczna

Na klimat dzielnicy zasadniczo wpływa pobliski zalew Lacul Morii. Początkowo był traktowany jak rozwiązanie przemocowe i kojarzony silniej z infrastrukturą techniczną niż rekreacją. Ostatecznie mieszkańcy go zaakceptowali i wpisał się w krajobraz dzielnicy. W lecie zbiornik wody pomaga wentylować zabudowę osiedla i znosić wysokie temperatury. Wkrótce zostanie poddany renaturyzacji. Konkurs na zwiększenie bioróżnorodności sztucznego jeziora i przekształcenie jego nabrzeża w wielki miejski park wygrały młode architektki z Bukaresztu współtworzące międzynarodowy zespół biura Metapolis7. Po drugiej stronie miasta pustą nieckę Văcărești – teren po planowanym bliźniaku Lacul Morii – w ostatnich trzydziestu latach przejęła natura i zamieniła go w największe źródło bioróżnorodności w Bukareszcie. Dziś – dzięki staraniom stołecznych aktywistów – jest tam chroniony rezerwat przyrody i jedno z najpiękniejszych miejsc w stolicy Rumunii.

Betonowe dziedzictwo

U schyłku projektu modernistycznego winę za wszelkie patologie życia na osiedlach zrzucano na bezduszną architekturę bloków. Dziś, kiedy modernistyczne zespoły mieszkaniowe na dobre wrosły w struktury miast i stały się ich przestrzennym dziedzictwem, trudniej pielęgnować mity o architektonicznej praprzyczynie społecznych dysfunkcji masowego mieszkalnictwa. Podobne do siebie wielokondygnacyjne sześciany bywają zarówno scenerią erupcji przemocy z metropolitalnych przedmieść, jak i nudnym tłem wystarczająco dobrej codzienności w kompleksach mieszkaniowych mniej dotkniętych napięciami społecznymi. Świadectwa mieszkańców El Besòs i el Maresme, Mistrzejowic i Crângași – osiedli zrealizowanych według podobnych wytycznych w krótkiej epoce powojennego modernizmu – dowodzą różnorodności doświadczeń miejskich wspólnot. Odległe od pocztówkowych śródmieść dzielnice bloków współtworzą rozległy i wciąż wymagający poznania kontynent. Modernistyczne osiedla można traktować jak przestrzenny relikt XX wieku, ale także źródło ważnych pytań dotyczących współczesności. Jak zmieniają się ich przestrzenie w starciu ze współczesnymi zagrożeniami: narastającą katastrofą klimatyczną, kryzysem demograficznym, prywatyzacją dóbr wspólnych, presją inwestycyjną nastawioną wyłącznie na doraźny zysk? Co jest trwałym osiągnięciem i wartościowym zasobem, a co konieczną do usunięcia barierą? A może – w rzeczywistości naszego wielokryzysowego świata – powinniśmy sobie przede wszystkim przypomnieć, skąd się wzięły osiedla mieszkaniowe i jakiej katastrofie miały zapobiec?

Sztuczny zalew Lacul Morii, Crângași
Fot. Miehs / Romanian Wikipedia / domena publiczna