Podziemne idzie tu pod względem ważności w konkury z tym, co na powierzchni. Odczytywanie wielowarstwowego palimpsestu wymaga nieustannej pracy wyobraźni. Witajcie na Muranowie.

Górną, doskonale widoczną warstwę tworzy osiedle mieszkaniowe. W 1949 roku architekt Bohdan Lachert zaprojektował osiedle-pomnik dla czterdziestu–sześćdziesięciu tysięcy osób, upamiętniające zagładę warszawskich Żydów i symbolizujące odrodzenie miasta w nowoczesnej formie. „Tak jak uwarstwienia terenu starożytnej Troi pozwoliły archeologom zbadać i poznać historię, tak budowa nowej dzielnicy mieszkaniowej dla robotników na Muranowie, na wzniesieniu gruzowym, będzie świadectwem powstawania nowego życia na gruzach dawnych stosunków społecznych, na terenie upamiętniającym bezprzykładne bohaterstwo powstańców Getta i bezprzykładne barbarzyństwo hitleryzmu”1 – wyjaśnił Lachert.

Widok z lotu ptaka na zachodnią część Muranowa, Warszawa 1959
Fot. Zbyszko Siemaszko / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na drodze zamierzeniom stanęła doktryna socrealizmu. Weszła w życie niemal w tym samym czasie, w którym ruszała budowa pierwszych muranowskich bloków. W wyjściowym kształcie zrealizowano tylko jedną część planowanej dzielnicy mieszkaniowej Muranów, dziś osiedla w granicach dwóch dzielnic: Śródmieścia i Woli. Nosi ona nazwę Muranów Południowy; bloki z gruzobetonu stoją między ulicami Dzielną, Żelazną, Andersa i aleją Solidarności. Pozostałe obszary Muranowa, widoczne dziś na pierwszy rzut oka, zaskakują mnogością form i stylów architektonicznych powojennego budownictwa – od socrealizmu po neomodernizm. Budowniczowie eksperymentowali też z technologiami, między innymi ramą H, „wielkim blokiem”. Warstwa jest zatem niejednorodna.

Dostrzeżenie drugiej warstwy wymaga uważności i dłuższej wędrówki po okolicy. Gruzowisko po getcie przebija tylko w niektórych miejscach. W południowej części osiedla zbudowano z niego bloki, z cokołami włącznie (pustaki typu „Muranów” powstawały na miejscu, ze zmielonego gruzu wymieszanego z cementem). Getto w Warszawie hitlerowcy utworzyli 2 października 1940 roku. Znacznie wykraczało poza obszar Dzielnicy Północnej, jak nazywano wówczas Muranów, ale jej granice niemal pokrywały się z granicami dużego getta, czyli północnej części dzielnicy zamkniętej. Po upadku powstania w getcie okupanci rozpoczęli prace zmierzające do zrównania całego obszaru z ziemią. Metodyczną rozbiórkę domów i wywózkę materiałów przerwał 1 sierpnia 1944 roku wybuch drugiego zrywu, tym razem ogólnowarszawskiego, a toczące się na tym terenie walki dopełniły destrukcji. Przez kilka pierwszych powojennych lat na tej „ziemi niczyjej” albo „gruzowej pustyni”, kompletnie opustoszałej, trudno było się dopatrzyć bodaj śladów przedwojennej topografii.

W czerwcu 1945 roku wrażenia z przejażdżki przez dawne getto zapisał Jerzy Putrament:

Jakaś kępa zielonych drzew. Dalekie szeregi wypalonych kamienic. […] Zwaliska ciągną się regularnymi łańcuchami jak wydmy i tylko to pozwala dostrzec miejsca byłych domów. Ulewy czerwcowe i kwietniowe ożywiły zagubione tu nasiona. Pęk żyta wyrasta spod cegły. Ktoś uronił przed dwoma laty ziarenko. Tyle po nim zostało. Jakiś podmuch podrzucił puszystą baźkę osiny i trzy zielone pręty na szczycie zwaliska kołyszą się w słońcu. Na garstkach ziemi pracowicie rozpiera się trawa. Kwitną żółte mlecze2.

Rośliny brały Muranów w posiadanie. Botanik i dendrolog Roman Kobendza podczas okupacji badał zachowanie się przyrody w gruzach Warszawy, a po wojnie współpracował z Lachertem przy projektowaniu zieleni dla nowego Muranowa. Skonstatował w zapiskach, że gdyby obecny stan rzeczy utrzymał się przez kilka dekad, miejsce zniszczonego miasta zająłby las.

Najgłębszej warstwy nie widać, choć nie sposób oddzielić jej od dwóch powyższych. Jest częściowo widmowa, najważniejsza dla moich rozważań. Miasto niewidzialne, ale nie wyśnione ani wyimaginowane, jak u Itala Calvina, nadal realnie istnieje, tyle że zdekomponowane, we fragmentach. Wielkie cmentarzysko w muranowskiej ziemi, obecne w świadomości współczesnych warszawiaków. Przedwojenny urbanistyczny i architektoniczny kształt Muranowa przetrwał – nie licząc raptem kilkunastu zachowanych obiektów lub ich pozostałości – głównie w formie archiwalnych zapisów: pojedynczych zdjęć, filmów, relacji. Zostały potrzaskane resztki, niekiedy o trudnym do odgadnięcia przeznaczeniu. Nie bez powodu w „poszukiwanie skarbów”, czyli odnajdywanie skrawków codzienności poprzednich mieszkańców, bawiły się wszystkie dzieci z Muranowa, niezależnie od dekady, w której dorastały.

W 2021 roku obszar Muranowa wpisano do gminnej ewidencji zabytków jako „podziemne relikty getta warszawskiego”. W stosownym zarządzeniu Prezydenta Warszawy wymieniono chronione wartości kulturowe i historyczne, między innymi „tkankę miejską przedwojennej Warszawy, której fragmenty istnieją pod powierzchnią współczesnego miasta; występowanie podziemnych reliktów związanych z kulturą żydowską przedwojennej Warszawy, […] zachowane nawarstwienia kulturowe i zabytki ruchome dokumentujące rozwój przestrzenny Warszawy, funkcjonowanie miasta i jego żydowskiej społeczności, walkę i zagładę ludności getta; materi[ę], którą można badać metodami archeologicznymi”3.

Rumowisko na Muranowie, Warszawa 1953
Fot. Zbyszko Siemaszko / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ślady i okruchy

Byłoby może przesadą stwierdzić, że Ryszard Cędrowski zna podziemny Muranów jak własną kieszeń, ale z pewnością doskonale się w nim orientuje. Jako archeolog uczestniczył między innymi w badaniach terenu przeznaczonego pod budowę Muzeum Polin, nadzorował montaż instalacji upamiętniającej miejsce odnalezienia Archiwum Ringelbluma na Nowolipkach i działania na dawnym cmentarzu ewangelickim w rejonie ulicy Karmelickiej: w 2015 roku artyści na kilka dni odsłonili grunt, by uświadomić przechodniom, że pod powojenną miejską tkanką Muranowa, którą oglądają na co dzień, kryje się warstwa niedostrzegalna.

Z czego się składa?

– Na Muranowie widać przebieg dawnych ulic i dróg między łanami, na które od XVI wieku stopniowo wchodziło osadnictwo. Wtedy nie było to jeszcze śródmieście Warszawy, ale tereny przedmiejskie – mówi Ryszard Cędrowski4. – Na późniejszych planach, z XIX wieku, związanych z użytkowaniem dróg, widnieją w niektórych miejscach wcięcia erozyjne. Świadczą o tym, że drogi biegły początkowo w szczerym polu. Dopiero z czasem zabudowywano sąsiednie połacie. W ulicach zachowały się również czynne ciągi kanalizacyjne zbudowane według planów Williama Lindleya pod koniec XIX wieku; łączą Żoliborz ze Śródmieściem. Właśnie tą siecią kanałów odbywała się komunikacja w walczącym getcie i powstańczej Warszawie. Na główny, głęboki kanał natrafiliśmy w trakcie prac przy budowie Muzeum Polin.

Pod ziemią widać też skutki prac prowadzonych na tym terenie od 1945 roku. Spod gruzu zalegającego na Muranowie, w łącznej ilości oszacowanej na trzy miliony metrów sześciennych (w księdze Sześcioletni plan odbudowy Warszawy zawarto obrazowe porównanie do sześćdziesięciu wieżowców o kubaturze szesnastopiętrowego Prudentialu przy placu Wareckim)5, przezierały resztki przedwojennego życia: blachy, kable, rury, wejścia do piwnic, skrytek i bunkrów. Piwnice, które stały otworem, w mig opróżnili szabrownicy, sprawdzano je także w poszukiwaniu zwłok. Rejon getta służył mieszkańcom Warszawy i okolic za darmowy rezerwuar cegieł, klecono z nich prowizoryczne schronienia. W 1946 roku „Express Wieczorny” odnotował:

Obok normalnych prac niwelacyjnych przy przedłużeniu ulicy Marszałkowskiej przez getto [obecnie ten jej fragment, łączący Śródmieście z Żoliborzem, nosi nazwę Andersa – przyp. B.Ch.], z terenów tych wywożony jest przez prywatnych przedsiębiorców, a właściwie „szabrowników”, materiał budowlany w postaci belek żelaznych i cegieł. […] Brygady „ceglarzy” rozmieściły się na terenach zgruzowanego getta i wydobywają po 500 sztuk całej cegły na pracującego, za które płacą kombinatorzy-przedsiębiorcy po 1 zł. „Ceglarze” podkopują się głęboko w zagruzowany teren, tworząc labirynty, z których wydobywają zdolną do użytku cegłę. Większość z nich nocuje na terenie getta, w przekopanych przez siebie norach. Wśród „ceglarzy-szabrowników” jest wiele kobiet. Zdarza się, że w czasie poszukiwań całej cegły robotnicy natrafiają na biżuterię lub monety. To jest podnietą dla szabrowników cegły, znalezienie w gruzach złotej drobnostki podnosi ich dzienny lub kilkudniowy zarobek6.

Brało się zresztą wszystko, co w zrujnowanym mieście miało jakąkolwiek praktyczną wartość: kawałki desek, resztki ram okiennych i drzwi, drewno podłogowe.

Zorganizowane prace przy odgruzowywaniu Muranowa i budowie osiedla według projektu Bohdana Lacherta ruszyły w maju 1949 roku, choć wcześniej, od czerwca 1946 roku, w kilka miesięcy, rękami młodzieżowych ochotników i ochotniczek z Pierwszego Batalionu Odbudowy Warszawy imienia Janka Krasickiego, oczyszczono miejsce pod główną arterię, późniejszą ulicę Andersa (wówczas nazywaną Nowomarszałkowską).

W trakcie badań archeolodzy poszukują stropu calca, czyli gruntu naturalnego, czystego geologicznie, by wyznaczyć poziom pierwotnego użytkowania i się upewnić, że dotarli poniżej warstwy zawierającej ślady ludzkiej ingerencji, tak zwanych reliktów antropogenicznych. W wykopach na terenie niektórych dawnych muranowskich posesji trafiają się – oprócz piwnic, architektury ceglanej i wcześniejszej infrastruktury – przedwojenne podwórka, a pod ich brukiem widać pierwotny humus z warstwą piasku.

– Na etapie prac budowlanych ponownie oczyszczano piwnice, rozwalano stropy i przysypywano całość gruzami, by wyrównać teren – wyjaśnił Ryszard Cędrowski. – W zasypiskach zostały poniszczone przedmioty codziennego użytku, należące do przedwojennych mieszkańców. Znajdujemy je do dzisiaj. Niczym się nie różnią od znalezisk w innych rejonach Warszawy, bo przecież w całym mieście używano takich samych sprzętów. Wyjątkowe są jedynie przedmioty związane z rytuałami religijnymi.

Prace archeologiczne prowadzone w miejscu odnalezienia Archiwum Ringelbluma
Fot. Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce

List w butelce

Najcenniejsze artefakty wydobyte po wojnie z muranowskich gruzów, wpisane na listę Pamięci Świata UNESCO – Archiwum Ringelbluma – są przechowywane w Żydowskim Instytucie Historycznym. Unikalny zbiór oryginalnych dokumentów związanych z życiem codziennym getta warszawskiego oraz innych gett okupowanej Polski skompletowała konspiracyjna grupa Oneg Szabat, kierowana przez historyka Emanuela Ringelbluma. Jego współpracownicy zakopali te świadectwa w piwnicy dawnej szkoły przy ulicy Nowolipki 68, ukryte w drewnianych skrzyniach i bańkach po mleku. Powojenne poszukiwania wiadomości przesłanej przez umarłych, odpowiednika listów w butelce wrzucanych do morza przez rozbitków, też przywodzą na myśl ekspedycję archeologiczną: zawalony gruzami teren w niczym nie przypominał miejsca sprzed wojny, a tę przeżyły zaledwie trzy osoby poinformowane, gdzie ukryto archiwum. Mimo ich wiedzy zadanie było skrajnie trudne. Hersz Wasser, jego żona Bluma i Rachela Auerbach mogli polegać tylko na własnej pamięci i przybliżonych obliczeniach, przecież w czasie wojny do piwnic schodziło się z istniejącego budynku. Robotnicy zaangażowani w poszukiwania wpuszczali metalowe sondy w szyby wentylacyjne. Po przystemplowaniu stropu rozkopywali ziemię metr po metrze. Wreszcie się udało: sonda uderzyła w twardy metal, pojemnik oblepiony gliną i przewiązany sznurkiem. Po nim na powierzchnię wydobyto 18 września 1946 roku jeszcze dziewięć pakunków. Czas był najwyższy, kilka miesięcy później wysiłek mógł zdać się na nic, bo skrzyń nie zdążono zalutować i do środka dostała się woda.

Prace archeologiczne prowadzone w miejscu odnalezienia Archiwum Ringelbluma
Fot. Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce

Drugą część, ukrytą w dwóch metalowych bańkach po mleku, znaleźli przypadkiem cztery lata później w tym samym miejscu polscy budowniczowie nowego Muranowa. Były to dokumenty gromadzone już po akcji deportacyjnej z getta. Zachowały się w znacznie lepszym stanie.

Pytam Ryszarda Cędrowskiego, co widać na zdjęciu, które zrobiłam w 2021 roku, w trakcie prac archeologicznych w okolicy odnalezienia Archiwum Ringelbluma (miejsce pod przyszłe upamiętnienie zaprojektowali pro publico bono architekci Łukasz Mieszkowski i Marcin Urbanek, powstało wspólnym wysiłkiem społecznego Komitetu Upamiętnienia, Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny, Stowarzyszenia Stacja Muranów i dzięki ponad stu darczyńcom z Polski i świata).

– W wykopie widać tylny trakt kamienicy, której front wychodził na ulicę Smoczą: ściany, dwa metry podwórka. Jest tam pierwotny poziom użytkowania, humus z piaskiem, niżej bruk, a wewnątrz fragment tylnej ściany kamienicy. Na górze symetrycznie zaprojektowany układ, wylot ulicy, placyk między budynkami. Po wojnie wykorzystano okazję, by zmienić urbanistykę terenu, usprawnić komunikację na linii północ–południe Warszawy. Piwnice, jak w wielu miejscach na Muranowie, były częściowo wyczyszczone i przysypane gruzami. Fundamenty nowych domów stawiano na caliźnie, na warstwie gliny.

Podczas prac znaleziono sporo okruchów poprzedniego życia. Zostały zabezpieczone i przekazane Stowarzyszeniu Żydowski Instytut Historyczny.

Dwie dekady wcześniej zespół archeologów z Pracowni Konserwacji Zabytków „Zamek” wznowił prace poszukiwawcze domniemanej trzeciej części archiwum. Marek Edelman, jeden z przywódców powstania w getcie, wspominał, że ukryto je w prawej oficynie kamienicy przy ulicy Świętojerskiej 34. Poszukiwania rozpoczęła firma budowlana Jana Michalika, wynajęta przez organizacje żydowskie. Niestety, w okolicy znaleziono jedynie plik zniszczonych kartek z dziennika Szmuela Wintera, członka grupy Oneg Szabat. W 2003 roku eksploracja wymagała zgody Ambasady Chin, bo od lat 60. XX wieku jej zabudowania zajmują wskazany obszar. Archeolodzy przeczesywali teren przez miesiąc. Znaleźli kafle, stopione szkło, metalowe okucia okien i drzwi, zardzewiały karabin, ale żadnych zasobów archiwalnych. Może przepadły w ziemi, ale równie prawdopodobne jest, że nie istniały – ludzka pamięć bywa zawodna.

Pustak gruzobetonowy typu Muranów
Fot. Beata Chomątowska

W sąsiedztwie nieobecnych

Okruchy poprzedniego życia wydobyte z muranowskiej ziemi podczas badań archeologicznych spoczywają też w magazynie Muzeum Polin. Początkowo muzeum planowało oprzeć zasoby wyłącznie na materiale wirtualnym, ale w trakcie prac nad wystawą stałą organizatorzy zmienili zdanie: doszli do wniosku, że autentyczne przedmioty wzbogacą przekaz i odegrają rolę łącznika z przedwojenną topografią miejsca. Inaczej jednak niż Żydowski Instytut Historyczny, z kolekcją bazującą na cennych, artystycznie wykonanych eksponatach, Polin postawiło na pamiątki o charakterze osobistym, niekiedy niepoddające się wycenie – dokumentację nawet najbanalniejszych elementów życia codziennego. Gdy otwierano ekspozycję, w zbiorach muzeum znajdowało się już ponad dwa tysiące darów i porównywalna liczba depozytów. Czterysta pięćdziesiąt spo­śród nich zaprezentowano w 2013 roku na wystawie czasowej Biografie rzeczy. Po niektóre sięgnęli też kuratorzy innej wystawy czasowej – Tu Muranów, w 2019 roku.

Część znaleziono w miejscu wyznaczonym pod gmach muzealny. Wcześniej były tu osiemnastowieczne koszary Artylerii Koronnej (budynek, choć zniszczony, ocalał z wojny, zburzono go dopiero na początku lat 60. XX wieku; decyzję podjął Władysław Gomułka, mimo sprzeciwu środowiska historyków sztuki). Pierwsze badania archeologiczne na terenie dawnych koszar prowadziła Pracownia Konserwacji Zabytków „Zamek”, pod kierownictwem Martyny Milewskiej. Zleciło je Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w związku z przyszłą budową muzeum. Jesienią 1998 roku wyznaczono dwa stanowiska archeologiczne: jedno w granicach koszar z dziedzińcem, drugie po sąsiedzku – na niewielkim odcinku ulicy Dzikiej. Odkryto wówczas fundamenty budynku, pozostałości obsługującej go sieci kanalizacyjnej, a z nawarstwień w wykopach wydobyto ponad tysiąc zabytków ruchomych: fragmenty naczyń glinianych (najstarsze pochodziły z drugiej połowy XVII wieku, czyli jeszcze sprzed budowy koszar) i szklanych, skorodowane przedmioty z żelaza, drobne kości zwierząt. Na terenie jednego z pomieszczeń koszar znaleziono plik dokumentów z okresu getta i podstawę maszyny do szycia marki Singer. Najprawdopodobniej ktoś celowo ukrył je w tym miejscu.

Na drugim stanowisku przebadano skrawek jezdni ulicy Dzikiej, zachowane podpiwniczenia stojącej tu kiedyś kamienicy. Jej pozostałości widział Ryszard Cędrowski.

– Wewnątrz, jak w wielu piwnicach na terenie Muranowa, były ślady spalenizny, węgla, spalonego drewna, zasypane gruzem z wyższych kondygnacji. Znalazło się też sporo resztek przedmiotów codziennego użytku z domów mieszkalnych: kafle, płytki posadzkowe i ścienne, fragmenty przyborów kuchennych i naczyń.

Trzy z dziesięciu metalowych skrzynek oraz dwie bańki na mleko, w których ukryto Archiwum Ringelbluma
Fot. Męczeństwo, walka, zagłada Żydów w Polsce 1939–1945, Warszawa: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1960 / Wikipedia, domena publiczna

Największe wrażenie na oglądających eksponaty z muzealnej kolekcji wywierają przedmioty, które towarzyszyły niegdysiejszym sąsiadom z Muranowa: połamane oprawki okularów, zegarek bez cyferblatu, fragment grzebyka. Cząstka materialnych śladów przeszłości wydobyta spod tutejszych gruzowych pagórków, chodników i zieleńców, powstała na Muranowie, na przykład łyżeczki firmy braci Zolberg produkowano przy ulicy Gęsiej 11. Idąc tropem takich drobiazgów, można odtworzyć ludzkie historie. Koraliki znajdowane po wojnie w ziemi niedaleko socrealistycznych zabudowań w obrębie ulic Andersa i Wałowej, odnotowane po raz pierwszy w reportażu Obecność Hanny Krall, skłoniły reporterkę do poszukiwań w przedwojennej książce telefonicznej dla miasta Warszawy. Pochodziły z manufaktury braci Alfusów przy Nalewkach 24. Koraliki – szklane, w jaskrawych, wesołych kolorach – zapamiętała też jedna z moich rozmówczyń. Halina wprowadziła się na Muranów jako mała dziewczynka (jej ojciec był milicjantem i dostał służbowe mieszkanie). Koleżanki z sąsiedztwa chowały je do kieszeni, a potem nawlekały na nitkę i nosiły na szyjach.

Po objęciu całego terenu podziemnego Muranowa ochroną konserwatorską takie znaleziska powinny trafiać wyłącznie do instytucji sprawujących pieczę nad pamiątkami związanymi z tożsamością miejsca.

Jedna z baniek, w których przechowywano drugą część Archiwum Ringelbluma. Fragment wystawy stałej Czego nie mogliśmy wykrzyczeć światu w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie
Fot. Marta Kuśmierz / Żydowski Instytut Historyczny

Prywatna archeologia

Od trzech lat każde naruszenie powierzchni Muranowa pod budowę lub wymianę instalacji wymaga konsultacji z wojewódzkim konserwatorem zabytków i obecności archeologa.

Wcześniej bywało różnie. Pisząc Stację Muranów, książkę reporterską o Muranowie (pierwsze wydanie ukazało się w 2012 roku nakładem Wydawnictwa Czarne), podczas internetowej kwerendy co rusz natykałam się na wzmianki o wynajdywanych w muranowskiej ziemi przedmiotach, które traktowano jak osobiste znaleziska. W poświęconym temu zagadnieniu wątku na lokalnym forum użytkownicy opowiadali o starych monetach, nieprzedstawiających jednak żadnej wymiernej wartości, odnalezionych po parzystej stronie ulicy Andersa, o garnkach i walizce ze sztućcami, które jakoby wykopano w skarpie między Nowolipkami a Nowolipiem, koło liceum plastycznego, o butelkach ciekawego kształtu, łańcuszkach, zdeformowanych okularach, laskach, butach, sztućcach i hełmie strażackim z wygrawerowaną datą „1938”, wyszperanych z wykopów pod fundamenty nowych zabudowań sąsiadujących z Pałacem Mostowskich, obecną siedzibą Komendy Stołecznej Policji.

Rozmawiałam też z mieszkańcami, którym z szacunku dla przeszłości Muranowa zdarzało się zabierać jej okruchy dostrzeżone w rozpadlinach powstałych podczas wymiany rur lub kabli. Robili to nie dla celów kolekcjonerskich, bardziej z potrzeby kontaktu z nieżyjącymi poprzednikami. Daria Siwak wykonała na własny użytek trzy pierścionki z resztek wydobytych pieczołowicie z wykopu pozostawionego przez robotników przy dawnej ulicy Leszno, obecnie alei Solidarności. Jakub Duszyński trzymał na biurku pozyskane w podobny sposób stary zamek do drzwi, buteleczki i solniczkę. Nasłuchałam się i naczytałam relacji niegdysiejszych dzieci, zaabsorbowanych poszukiwaniami „pożydowskich skarbów”. Jacek Kamiński, krakowianin z urodzenia, dorastał w rejonie ulicy Lewartowskiego. Wraz z rówieśnikami z sąsiednich podwórek bawił się w ruinach koszar i przy świeżo odsłoniętym pomniku Bohaterów Getta. Nawet po latach doskonale pamiętał trofea przynoszone do domu: talerz z niebieskim szlaczkiem, prosty porcelitowy dzbanek ozdobiony od góry zielonym roślinnym motywem, a na dnie niemieckim orłem, wykopany w okolicach Miłej, kilka nadpalonych książek zadrukowanych hebrajskimi literami, lalkę bez kończyn. Liczne spłonki z brązowego szkła, wielkości papierosowych fifek, wypełnione krystaliczną substancją, które po uderzeniu nogą strzelały tak głośno, że było je słychać na sąsiednich podwórkach. W jednym z bloków, nazywanym resortowym, mieszkali między innymi chemicy zatrudnieni w państwowych instytucjach. Od nich Jacek się dowiedział, że w spłonkach był piorunian rtęci, używany do inicjowania wybuchów – żydowscy powstańcy prawdopodobnie podpalali nim butelki z benzyną.

Przedmioty ze zbiorów Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, wydobyte podczas badań archeologicznych przy budowie Muzeum w 2009 roku, pokazywane na wystawie Tu Muranów. Dzielnica ponad gruzami w Muzeum POLIN w 2020 r.
Fot. Maciek Jazwiecki / Muzeum POLIN

„Odkopywaliśmy różne rzeczy – garnki, zabawki, fragmenty domowego wyposażenia. Kiedy coś się znalazło, mówiło się: «To po Żydach»”7 – wspominał aktor Marek Kondrat w rozmowie z Katarzyną Bielas. Dorastał na Muranowie Południowym, przez dwadzieścia dwa lata mieszkał w punktowcu w sąsiedztwie kościoła św. Augustyna. Jego ojciec, również aktor, w związku z angażem do teatru i przeprowadzką z Krakowa dostał przydział na czterdziestosiedmiometrowe mieszkanie. Metraże były niewielkie, więc życie muranowskich dzieci i młodzieży toczyło się na podwórkach. Często bawili się w poszukiwanie skarbów albo powstanie warszawskie.

Jacek Leociak niewidzialnej warstwie tej części miasta poświęcił swoją najnowszą książkę, Podziemny Muranów. Z okien mieszkania na piątym pierwsze przy ulicy Anielewicza widział teren po getcie: niezabudowane jeszcze blokami rejony dawnego obozu koncentracyjnego „KL Warschau” (jego częścią był gmach koszar artylerii koronnej), resztki szyn, pryzmy ziemi zmieszanej z kawałkami cegieł. Obserwował też latami klon rosnący na gruzowym nasypie, na którym posadowione było przedszkole z dziecięcych lat Leociaka. Drzewo napierało na barierkę przy schodach, stopniowo wtopiła się w pień. Muranowską roślinność ruderalną charakteryzowały wyjątkowa odporność i wola życia. Roman Kobendza, obserwując zachowanie przyrody na rumowisku getta, zauważył tam warunki mikroklimatyczne zbliżone do pustynnych. Wynikały z wahań temperatur w ciągu doby: za dnia było gorąco, po zmroku gwałtownie się ochładzało. Roślinni mieszkańcy szukali więc sposobów, by przetrwać. Niektóre gatunki przebarwiały ochronnie liście i pędy na czerwono, inne dopasowywały się do otoczenia wysokością i rozłożystością. Zwłaszcza drzewa wykazywały się niebywałą pomysłowością. Ich korzenie, „fantastycznie powyginane, spłaszczone taśmowo”8, wciskały się na kruchym podłożu w każdą dostępną szczelinę. Analogicznie ich ludzcy krewni po powrocie do Warszawy, niezrażeni skalą zniszczeń, od razu klecili prowizoryczne siedliska z cegieł pozyskiwanych na gruzach, zwłaszcza tych po getcie. 

Łyżeczka wydobyta podczas badań archeologicznych przy budowie Muzeum POLIN w 2009 r.
Fot. Przemysław Jaczewski / Muzeum POLIN

Historie bez końca

Ziemia na Muranowie wciąż opowiada historię. Świadomi tego faktu artyści Asli Çavusoglu oraz Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis odsłonili na tydzień grunt w miejscu dawnego szpitala ewangelickiego przy ulicy Karmelickiej 2b. Projekt The Cut – archeologiczne cięcie w tkance miasta – zrealizowali w ramach rezydencji artystycznej w Muzeum Polin. Przez ten czas artystów odwiedziło na miejscu niemal dwieście osób. Ludzie przychodzili z ciekawości, ale też podzielić się wspomnieniami. Przynosili własne znaleziska sprzed lat. Pokazywali zdjęcia innych muranowskich wykopów. Ziemia, z której cięciem uwolniono jedną opowieść, sprowokowała kolejne. 

Agnieszka Pindera, kuratorka projektu, przyznała się, że w ostatnim dniu, gdy trzeba było zamknąć wykop, dziwnie posmutniała. Czuła się, jakby urywali dopiero co rozpoczętą rozmowę. Fizyczne otwarcie tego miejsca uruchomiło zaś inne procesy, w tym dyskusję o pochodzeniu dzielnicy, a także wszelkich ruin i gruzów. Pojawiły się pytania, co zrobić z przedmiotami wydobytymi w trakcie prac. Do kogo należą – do miasta czy lokalnej społeczności? Powinny trafić do muzeum, a może do którejś ze szkół?

Dwa lata po objęciu podziemnej warstwy Muranowa ochroną archeologiczną nastąpił kolejny przełom. Dzięki zabiegom muranowskich aktywistów 20 grudnia 2023 roku Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków zdecydował o wpisie do rejestru zabytków nieruchomych całego „historycznego układu urbanistycznego i zespołu budowlanego Osiedla Muranów Południowy”9. Był to w zasadzie ostatni moment na taki ruch, bo od ponad dekady na Muranów ostrzą sobie zęby deweloperzy. Dogęszczanie zabudowy, niszczenie zieleni, zagarnianie coraz większych połaci osiedla pod miejsca parkingowe, grodzenie podwórek – mieszkańcy od dawna bili na alarm, że dla kapitału nie ma świętości.

Nowe inwestycje odnosiły też niezamierzony skutek – w wykopach w pełnej krasie ukazywały się pozostałości poprzedniej muranowskiej zabudowy, nawet fundamenty kamienic. Przy niegdysiejszej Gęsiej 31, 31a i 33 światło dzienne ponownie ujrzały kawałki bruku, rynsztoka i chodnika już nieistniejącej ulicy. Co innego o tym słyszeć, a co innego zobaczyć na własne oczy. Niestety, postulat Jacka Leociaka, aby wkomponować zachowane relikty w istniejącą zabudowę i odpowiednio wyeksponować, nie doczekał się realizacji. Rezultatu nie przyniosły również petycje do konserwatora zabytków słane przez warszawiaków. W miejscu, gdzie zamanifestował się znienacka duch poprzedniego miasta, stoją już nowe bloki, nazywane apartamentowcami. Resztki dawnego Muranowa zniknęły bezpowrotnie, rozebrane i przysypane ziemią. Choć z pewnością jeszcze nieraz dadzą o sobie znać.