W 2023 roku, ponad sto lat od rozpoczęcia starań o wzniesienie w stolicy monumentu w formie kopca, warszawiacy się doczekali: nastąpiło otwarcie zmodernizowanego parku na Kopcu Powstania Warszawskiego. Wyobrażony kopiec wielokrotnie zmieniał lokalizację na planie miasta, rozmiary i kształt, a nawet przedmiot upamiętnienia. Wydawać się może, że nad potrzebą utrwalenia pamięci o konkretnym wydarzeniu historycznym górowała idea usypania sztucznego wzgórza, „będącego odruchem narodowym, dającym wyraz uczuciom uwiecznienia bohaterstwa”[1].
W społeczeństwach przedpiśmiennych kopcami upamiętniano ważne osoby lub wydarzenia. Imponujące mogiły znaczących postaci, nierzadko pochowanych z cennymi artefaktami, utrwalały pamięć zbiorową społeczności. Wzgórze stworzone pracą ludzkich rąk świadczyło o zbiorowym wysiłku, przekraczającym możliwości nie tylko jednostek, ale i całych pokoleń. Dlatego w czasach nowożytnych forma kopca zyskała na atrakcyjności na terenach rozbiorowej Polski – pozwalała w zakodowany (nie literalny) sposób wyrazić ideę narodowej solidarności i niepodległości.
Pomysły usypania w Warszawie kopca na wzór monumentów galicyjskich sięgają początku XX wieku. W 1916 roku z inicjatywą usypania kopca grochowskiego wystąpił na łamach „Kurjera Warszawskiego” Teodor Markiewicz:
Warszawa może uczcić swych bohaterów z r. 1831 w sposób, jaki uczcił Kraków Tadeusza Kościuszkę: przez usypanie mu kopca na błoniach krakowskich będzie to najtrwalszy, najwznioślejszy i najmilszy pomnik narodowy. Niech wzniesie się wysoko, widziany z dalekiej przestrzeni łanów ziemi naszej, jako wskaźnik serca Polski – Warszawy, którą dotychczas wskazują zdala tylko złote kopuły cerkwi prawosławnych. […] Tych pamiątek nikt nam nie wywiezie. Skorzystajmy z chwili i uczcijmy w sposób godny naszych bohaterów narodowych[2].
Rys. Kopiec Wolności w Warszawie. „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1.10.1916, s. 2
Wspomniani bohaterowie byli uczestnikami bitwy pod Olszynką Grochowską. Markiewicz nie poprzestał na postulatach, aby upamiętnić wydarzenie. Wziął pod uwagę realia finansowe początku XX wieku i zasugerował, aby kopiec zbudować w czynie społecznym, zbiorowym wysiłkiem mieszkańców Warszawy, a „rąk na usypanie jak najokazalszego kopca nam nie zabraknie”[3]. Pisał to w znaczącym kontekście politycznym. W 1916 roku Warszawa znalazła się pod okupacją niemiecką, pojawiła się więc możliwość upamiętnienia jednej z najważniejszych i najbardziej krwawych bitew powstania listopadowego, konfliktu Polaków z Rosjanami. Archaiczna, jakby prehistoryczna forma wielkiego kurhanu kontrastowałaby z prawosławnymi, a więc obcymi, „złotymi kopułami” cerkwi. Markiewicz zwrócił uwagę na trwałość struktury. Kolejni zaborcy nie zdołaliby jej zniszczyć, tak jak nie udało im się to z innymi polskimi kopcami – Kościuszki w Krakowie, Unii Lubelskiej we Lwowie. Szybko podjęto prace przygotowawcze, nie bacząc na trudne warunki gruntowe i peryferyjną lokalizację.
Wobec tych przeszkód Antoni Dygat i Mieczysław Kozłowski wysunęli alternatywną propozycję usypania kopca w bardziej eksponowanym miejscu. Opracowali projekt pomnika nad Wisłą, na terenie sąsiadującym z historycznym centrum miasta i – co znaczące – Cytadelą, uważaną, podobnie jak złote kopuły soboru Świętego Aleksandra Newskiego, za symbol rosyjskiej dominacji. Nową, bardziej uniwersalną nazwą: Kopiec Wolności, rozszerzyli wymowę monumentu. Proponowali upamiętnić wszystkich, którzy „krew swoją w obronie ojczyzny nieśli ofiarnie”[4], a nie tylko żołnierzy powstania listopadowego. Również przy tej inicjatywie postulowano społeczną formę budowy i precyzowano przyszły charakter monumentu: „Pomnik, który dźwignie lud, powinien mieć charakter ludowy, więc musi mieć pokrewieństwo z istniejącymi już w Polsce kopcami Krakusa, Wandy, Kościuszki, Unii lubelskiej”[5]. Z czasem projekt zniknął z łam prasy, podobnie jak wielka cerkiew na placu Saskim (dziś Piłsudskiego), rozebrana w 1926 roku. Pomysł upamiętnienia bitwy pod Olszynką Grochowską w pierwotnym miejscu i w formie kopca wróci jeszcze w 2012 roku, za sprawą projektu Józefa Helińskiego.
Rys. „Tygodnik Ilustrowany” 1916, nr 37, s. 439
Tragedia II wojny światowej i dramat zburzenia Warszawy nadały idei kopca nowe znaczenie, kontekst i impet. W 1945 roku Stanisław Gruszczyński, architekt Biura Odbudowy Stolicy i powstaniec warszawski, wystąpił z propozycją usypania w centrum miasta kopca również zadedykowanego wolności. W podniosłym tonie przekonywał, że „sypanie kopców jest wyłączną tradycją Polaków, odruchem narodowym, dającym wyraz uczuciom uwiecznienia bohaterstwa”[6]. Podobnie, o „przedhistoryczno-słowiańskim” obyczaju sypania kopców-mogił, napisała Irena Pannenkowa. Wskazała je jako pierwowzór dla kopców dziewiętnastowiecznych: „W obyczaju tym dopatrzeć się można pewnego głębszego sensu i symbolu. Zbiorowym wysiłkiem narodu z ziemi usypany, symbolizuje taki kopiec nierozerwalny związek ludzi i wypadków, tym sposobem uczczonych, z ziemią i narodem”[7]. Projekt Gruszczyńskiego przypominał nowożytne kopce wznoszone z ziemi pochodzącej z pól bitewnych. Architekt zaproponował, by Kopiec Wolności usypać z gruzu przesiąkniętego krwią – „ziemi” z pola bitewnego, jakim była powstańcza Warszawa.
Na szkicu (podpisał go prawdopodobnie inny architekt BOS-u, Kazimierz Thor) kopiec wznosi się na krawędzi skarpy wiślanej, przy ulicy Tamka, a więc na jednym ze znanych miejsc zrzutu powojennego gruzu. Jest swoistą syntezą tradycji i nowoczesności. Ma rozpoznawalną, archaiczną formę kurhanu. Został pomyślany jako dominanta osiowej i monumentalnej kompozycji urbanistycznej; tę jego funkcję podkreślają sąsiednie budynki w formie klasycznych świątyń. W jego kryptach spoczywają szczątki bohaterów narodowych. Zarazem kurhan otrzymał atrybuty nadchodzącej nowoczesności: jego postawę przebija tunel drogowy, pędzą tamtędy samochody. Z załączonego opisu wiadomo, że na szczycie architekt zaproponował stację radiową lub obserwatorium astronomiczne.
Rys. Archiwum Eugeniusza Ajewskiego
W projekcie Gruszczyński nadał gruzom nowe znaczenie. Poprzez kontakt z krwią żołnierzy i cywilów gruz – odpad wojny – zyskał rangę relikwii, a kopiec swoistego grobu Warszawy. Mimo publikacji w prasie projekt Gruszczyńskiego nie wzbudził odzewu ani wśród mieszkańców stolicy, ani nawet wśród kolegów z biura. Do gruzu podchodzono w BOS-ie pragmatycznie i bez sentymentów. W następnym roku ruszyła produkcja pustaków z gruzobetonu; nim dekada dobiegła końca, wznoszono z nich kolejne osiedla robotnicze: Koło II, Praga I i Muranów Południowy. Gruzem nienadającym się do przetworzenia, tak zwanym nieużytkowym, regulowano brzegi Wisły oraz zasypywano glinianki i mokradła na ówczesnych obrzeżach miasta. Wkrótce wyrosły w tych miejscach wysokie hałdy, w latach 50. i 60. zmienione w parki – Moczydło i Szczęśliwicki – oraz koronę Stadionu Dziesięciolecia PRL (1954). Powstało jeszcze czwarte wzniesienie, hałda czerniakowska, późniejszy Kopiec Powstania Warszawskiego. Długo przyszło jej czekać na plany rekultywacji.
Pierwszy zwrócił na nią uwagę architekt Witold Cęckiewicz. Wraz z zespołem wystartował w konkursie architektonicznym na pomnik Bohaterów Warszawy 1939–1945, rozpisanym w 1957 roku na fali październikowej odwilży po śmierci Stalina. Organizatorzy chcieli półoficjalnie upamiętnić bohaterów powstania warszawskiego. Dobór formy, skali i lokalizacji pomnika pozostawili uczestnikom. Większość z nich skoncentrowała się na śródmieściu stolicy. Zespół projektantów z Krakowa wybrał oddalone od centrum, wciąż użytkowane wysypisko wojennego gruzu – dostrzegł potencjał sztucznego wzniesienia oddziałującego materialnością, masą i formą. Przybysze nadali mu nowe znaczenie, którego może nie dostrzegali warszawiacy. Niczym niepiśmienni nomadzi, projektanci na nowo odczytali zastaną formę terenu, jej zapomniane pierwotne znaczenie i stojące za nim intencje, a przy tym reinkorporowali ją do życia społecznego[8]. W krajobrazowej formie kopca zakodowano ukryty przekaz – pamięć powstania. Na konkursowej grafice czarna sylwetka kopca wrzyna się w nocne niebo. Ze szczytu, niczym z krateru czynnego wulkanu, bucha żywy płomień.
Projekt Cęckiewicza dostał trzecią nagrodę. Sąd konkursowy uznał co prawda walory plastyczne i komemoratywne, ale peryferyjne położenie przesądziło o odrzuceniu pracy. Zwyciężył bardziej konwencjonalny projekt Warszawskiej Nike, osadzony w tradycji dziewiętnastowiecznego pomnika figuratywnego[9].
Rys. „Architektura” 1958, nr 8, s. 316
Zagospodarowanie czerniakowskiej „zwałki” (tak hałdę nazywali mieszkańcy) musiało zatem poczekać, aż wchłonie ją rozrastające się miasto. Fotografia z 1978 roku przedstawia kopiec wkrótce po wyłączeniu z eksploatacji. Wciąż pozbawiony wysokiej roślinności, porasta samorzutnie pionierskimi gatunkami traw i krzewów. Od południa przylega do niego osiedle kilkunastu piętrowych punktowców. Ostatnie z warszawskich gruzowych wzgórz było gotowe do transformacji w publiczny park. Projekt przygotowała w 1981 roku ekipa pod kierownictwem uznanego architekta krajobrazu profesora Longina Majdeckiego. Zawiązany w tym samym roku komitet dążył do nadania wzniesieniu nazwy Kopiec Konstytucji 1791 roku. Wydaje się, że ten mało kontrowersyjny apel łączył zarówno ludzi kojarzonych z Solidarnością, jak i progresywnych przedstawicieli komunistycznego establishmentu. Komitet zdołał postawić u podnóża wzniesienia głaz z pamiątkową inskrypcją. Wkrótce jednak wprowadzono stan wojenny i szczytna idea po raz kolejny popadła w zapomnienie. Głaz na lata znikł w gąszczu coraz gęstszej roślinności ruderalnej.
Wieloletni brak ludzkiego zainteresowania wykorzystała przyroda. Dzikie życie skolonizowało opuszczoną zwałkę i zakryło porzucony gruz. Na zdegradowanym gruncie, brownfieldzie, w ciągu czterdziestu lat od zamknięcia składowiska postało gęste ruderalne siedlisko przypominające las. Symboliczny potencjał kopca usypanego z gruzu Warszawy kolejny raz „odkrył” na początku lat 90. XX wieku Eugeniusz Ajewski „Kotwa” – architekt, członek BOS-u i weteran powstania warszawskiego. Od 1991 do 1994 roku zabiegał wraz ze środowiskiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej o ustawienie na szczycie Kopca Czerniakowskiego pomnika w kształcie znaku Polski Walczącej, a następnie aż do śmierci (zmarł w 2006 roku) dbał o jego utrzymanie. Na początku lat 90. XX wieku kraj dopiero podnosił się z kryzysu. W ówczesnej sytuacji gospodarczej plany przekształcenia i uporządkowania całego składowiska postrzegano jako nazbyt ambitne, dlatego szybko zostały okrojone. Co więcej, kopiec jako miejsce pamięci od początku musiał konkurować o społeczną uwagę z innymi, państwowymi upamiętnieniami zrywu 1944 roku: nowym Pomnikiem Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego, planowanym Muzeum Powstania Warszawskiego. Z dzisiejszej perspektywy należy zatem docenić oddolny charakter przedsięwzięcia, ostatecznie urzeczywistnionego mimo niesprzyjających warunków. Projekt, wykonanie (po kosztach materiałów) i pospieszne ustawienie pomnika w przeddzień pięćdziesiątej rocznicy upadku powstania doszły do skutku wyłącznie dzięki determinacji Ajewskiego oraz jego kolegów.
W zebranym przez niego archiwum notatek, korespondencji i wycinków prasowych liczne są odwołania do Kopca Wolności Gruszczyńskiego. Ajewski przejął nie tylko powstańcze przesłanie, ale też symboliczny, często patetyczny język. Obu marzył się kurhan Warszawy usypany z gruzu przesiąkniętego powstańczą krwią. Pod wieloma względami wizji Ajewskiego bliżej jednak do „wulkanu” Cęckiewicza, chociaż prawdopodobnie tamtego projektu nie znał. Łączy je lokalizacja, znaczeniowy „recykling” istniejącego wysypiska i symbolika wiecznego ognia.
Realizację projektu Ajewskiego i ŚZŻAK umożliwiły polityczne przemiany 1989 roku i zniesienie cenzury. Symboliczne gesty – postawienie pomnika i przemianowanie „zwałki” na Kopiec Powstania Warszawskiego – uwolniły tłumioną pamięć o traumie powstania. Dziennikarz Jerzy S. Majewski w tekście pod obrazowym tytułem Górka z trzewiami, poświęconym kopcowi, opisał „urwane ręce rzeźb, starte na pył kafle, meble, talerze” pogrzebane pomiędzy „czerwoną jak krew cegłą”[10]. Apokaliptyczną wizję podsunęła mu wyobraźnia, ale nie był w swoich fantazjach odosobniony. Dawał raczej wyraz popularnemu wśród mieszkańców stolicy przekonaniu, że Kopiec Powstania Warszawskiego kryje w „trzewiach” skarby lub relikwie. Przecież „powstał z ruin miasta, a w tych ruinach były także szczątki ludzkie, dlatego traktujemy ten kopiec jako mogiłę poległych powstańców i nieznanych mieszkańców Warszawy”[11] – powiedział w 2018 roku Eugeniusz Tyrajski „Sęk”, uczestnik powstania i żołnierz AK. Symbolika gruzu „przesiąkniętego krwią” nabrała w społecznej świadomości dosłownego znaczenia. Ledwie w 2022 roku ruszyły roboty ziemne, mieszkańcy przez ogrodzenie placu budowy dostrzegli ludzkie kości; natychmiast zawiadomili media i policję. Służby nie potwierdziły, że znaleziono szczątki.
Kopiec Powstania Warszawskiego z pomnikiem-znakiem Polski Walczącej na szczycie podołał wymaganiom: scementował społeczność weteranów wokół oddolnej idei budowy pomnika, pomógł skonstruować lokalną (dzielnicową) i narodową narrację o powstaniu i podtrzymał ją w zbiorowej pamięci. Wraz z odchodzeniem dawnych powstańców ulega ona przeobrażeniom, ale zmodyfikowało ją też samo upamiętnienie. Każdy monument zwalnia z obowiązku pamiętania, bo „przejmując na siebie rolę kultywowania pamięci, pomniki zdają się uwalniać widzów od jej brzemienia”[12].[MJ1] [MJ2]
Dlatego zainicjowany w 2019 roku projekt przebudowy Kopca Powstania Warszawskiego zakładał włączenie nowych form komemoracji. Początkowo, wraz z projektantkami z pracowni topoScape, zamierzaliśmy przekierować uwagę z warstwy symbolicznej kopca na jego materialność. Uwzględniliśmy ryzyko otwarcia na nieprzewidywalne wyniki badań i robót ziemnych, a także na projektowanie mocniej związane z zarządzaniem procesem niż statycznym obrazem gotowego efektu estetycznego.
Zastana „czwarta przyroda” dała punkt wyjścia dla projektu parku nowego typu. Wykorzystaliśmy i przekształciliśmy procesy sukcesji ekologicznej zainicjowane przez gatunki pionierskie i inwazyjne, zwiększyliśmy bioróżnorodność siedlisk poprzez nasadzenia rodzimej roślinności przyspieszającej rozwój zbiorowisk klimaksowych. Nowe podejście do zieleni miejskiej wymagało zmiany paradygmatu estetyzacji miejskiej przyrody na rzecz eksponowania jej autentyczności. Zachowanie istniejącej roślinności i szacunek dla ekologicznej roli roślin ruderalnych i inwazyjnych składają się na swoistą deklarację emancypacji „czwartej przyrody”.
Wyniki badań geologicznych i archeologicznych nie pozostawiły złudzeń: „trzewia górki” nie skrywają rzeźb, skarbów ani szczątków ludzkich. Rozczarowały nawet pod względem ilości znalezionego gruzu i fragmentów budowli. Znaczną część urobku pozyskanego w czasie prac ziemnych zajęły piasek i glina z wykopów budowlanych. Dopiero w drugiej kolejności znajdowano grudy gruzobetonu (głównie fundamenty ogrodzeń), pokruszone cegły i większe bryły materiałów budowlanych. Stosunkowo niewiele zebrano fragmentów kafli piecowych i płytek podłogowych, sporadycznie trafiały się detale architektoniczne. Na substancję kopca w zdecydowanej większości składa się „proza” budownictwa. Na jej podstawie rozmówca Jacka Wajszczaka zdefiniował „prawdziwą ofiarę wojny, czyli zamordowaną, zwykłą codzienność”.
Te okruchy codzienności, pozostałości życia i śmierci miasta, nieodwracalnie wchłania przyroda. Betonowe odłamki budynków stały się siedliskiem dla mchów, w niszach po zmurszałej cegle co roku kiełkują siewki klonu, a w zagłębieniach gruzowiska powoli akumuluje się gleba, z roku na rok zdolna wyżywić i utrzymać coraz większą liczbę roślin. Kopiec wydaje się wspomnieniem lub zapowiedzią „świata bez nas”, świata po katastrofie, którą jako ludzkość sami na siebie ściągamy. Jest zarazem miejscem triumfu niezniszczalnego wiecznego życia. Starożytni Grecy nazywali je zoe i odróżniali od życia indywidualnego i skończonego – bios.
Do dziś podziw budzi ogrom pracy włożonej w odgruzowanie i odbudowę Warszawy. We wzniesieniu o wysokości prawie czterdziestu metrów i objętości szacowanej na osiemset pięćdziesiąt pięć tysięcy metrów sześciennych zgromadzono zaledwie około 4 procent gruzu pokrywającego powojenną stolicę. Kopiec jest namacalnym efektem determinacji mieszkańców – rzeczywiście wznieśli się ponad możliwości jednostek i całych pokoleń. Również ich wysiłek – obok heroizmu walki i tragedii ofiar – zasłużył chyba na upamiętnienie?
Tamte zmagania ze współczesnością fizycznie połączył gruzobeton – obok cegły rozbiórkowej podstawowy materiał wczesnych lat powojennej odbudowy. Na potrzeby realizacji projektu została wdrożona współczesna adaptacja technologii używanej przy powojennej odbudowie: wykorzystano gruz znaleziony na terenie parku oraz świeży gruz z pobliskich rozbiórek. Z dzisiejszego gruzobetonu wzniesiono ściany oporowe formujące cokół kopca i przebite w jego stokach wąwozy, łączące poziomy wzgórza. Bogata faktura ścian przypomina antropogeniczną stratygrafię kopca z jej warstwami gruzu, ziemi i spalenizny. Geologiczne „uskoki” są w istocie zapisem dziennego postępu ręcznej pracy robotników, a gruzowe inkrustacje wynikają z ich wyborów estetycznych. Przez ręce tych ludzi przeszły okruchy „zamordowanej codzienności”: kafle piecowe, płytki podłogowe i cegły, następnie pieczołowicie wyeksponowane w licu ścian. Porowata struktura gruzobetonu decyduje o jego bioreceptywności: absorbując wodę i materię organiczną, inicjuje proces sukcesji naturalnej. Już teraz porasta mchem. Z gruzem – produktem wojny i surowcem odbudowy – mamy istotny problem również współcześnie, nie tylko za sprawą toczących się wojen. Za zmiany klimatyczne w znacznym stopniu odpowiada produkcja materiałów budowlanych. Czy wobec tego powinniśmy dostrzec w gruzobetonie materiał na czas współczesnych kryzysów?
Gruzy zgromadzono w wielu miejscach parku. Najbardziej okazałe fragmenty zostały wyeksponowane w Alei „Godziny W”. Mniejsze fragmenty wmontowano w gruzobetonowe ściany wąwozów, między artefakty zarówno przedwojenne (fragmenty cegieł), jak i powojenne (elementy gruzobetonowe, tabliczki z nazwami ulic). Wiedzę o tym miejscu odwiedzający pozyskują z rozproszonych interwencji; nie są opatrzone komentarzem, wymagają aktywnej interpretacji. Rozrzucone gruzy niepokoją, wzbudzają ciekawość, wymagają zadawania pytań. Każda budowa kopca była aktem społecznym, spajała ludzi. Kopcom, specyficznym mnemonicznym formom ukształtowania terenu, powierzamy w depozyt fizyczne artefakty oraz pamięć zbiorową. Znaczenie kopców zmieniało się z upływem czasu, ich interpretacja dotrzymywała kroku ewolucji kultury. Bywały wykorzystywane wielokrotnie, do różnych celów, nowe grupy ludzi nadawały im nowe, własne znaczenia. Witold Cęckiewicz świadomie „zrecyclingował” zwałkę na pomnik. Po przebudowie kopiec połączył różne narracje, perspektywy i upamiętnienia. W jego wnętrzu kolejne pokolenia zdeponowały i będą deponować kolejne własne znaczenia i wartości: pamięć o powstaniu warszawskim, pamięć o heroizmie odbudowy stolicy, a może również niepokój czasów katastrofy klimatycznej.