Misia Siennicka rozmawia z Joarem Nango
Misia Siennicka: W rozmowach o architekturze Północy perspektywę Saamów uważam za niezwykle ważną. Jesteś przedstawicielem ich kultury, lecz żyjesz w sporym mieście, zdominowanym przez norweskość. Jak w takich okolicznościach odnajdujesz się w świecie swoich korzeni?
Joar Nango: Mieszkam w Romsa (Tromsø), najważniejszym ośrodku miejskim na północy Norwegii i jednym z najważniejszych portów w kraju. Pierwotnie było to osiedle saamskie, położone wśród innych osad Saamów na wybrzeżu. Hodowcy reniferów żyli tu od niepamiętnych czasów, a jednocześnie norwegizacja i narracje o budowaniu państwowości były tu szczególnie silne ze względu na historyczną obecność Norwegów na tych terenach.
Saamskie pochodzenie odziedziczyłem po ojcu. Urodził się w wiosce Máze, wciąż mieszka tam nasza dalsza rodzina. Mam krewnych także w pobliskiej wsi Guovdageaidnu – obie są osadami hodowców reniferów. Czuję się więc związany z regionem i ze społecznością. Moje saamskie imiona – Risten Piera Nils Jovnna Joar – dostałem ze względu na pochodzenie, przynależność do kultury Saamów i do Máze. Wszystkie odziedziczyłem po moich przodkach, ważnych dla tej wspólnoty.
Fot. J.A. Friis, The Finnish Heritage Agency
Mam wykształcenie artystyczne. Ukończyłem architekturę, ale przez prawie cztery lata studiowałem też sztuki piękne. Lubię balansować na granicy obu dziedzin, moja twórczość od zawsze wymykała się klasycznym podziałom. Z takim podejściem wiąże się ogromny potencjał, daje mi swobodę w określaniu mojej sztuki i pozwala eksperymentować ze środkami wyrazu. Wiele rzeczy, które wyniosłem ze świata architektury, z powodzeniem wykorzystuję w pracy artystycznej i na odwrót – praktyki artystyczne stosuję w projektach architektonicznych i działaniach ze społecznością.
Obecnie w moim studiu architektonicznym w Tromsø pracuję z problematyką architektury rdzennej, w projektach opowiadam też o wartościach uniwersalnych, podejściu do świata i architektury. Szczególną wagę przywiązuję do obiegu materiałów, ich pozyskiwania i sposobu, w jaki je wykorzystujemy, ich wpływie na naszą percepcję otoczenia. Może te skłonności wynikają z mojego pochodzenia, na pewno za ich sprawą odnajduję się w świecie. Od dziecka uwielbiam naturę, dużo przebywałem na zewnątrz i bawiłem się wszystkim, co znalazłem wokół siebie. Inspirują mnie również ludzie, lubię współpracę z innymi twórcami, przepływ kreatywnej energii, która się rodzi, gdy robimy coś razem w konkretnym miejscu. Spontaniczność tych procesów, ich społeczna energia, bardzo mnie pociągają.
Fot. Martti Linkola,The Finnish Heritage Agency
MS: Co ostatnio inspiruje cię najbardziej?
JN: Obecnie – dwie ostatnie podróże: na Grenlandię i do Finlandii. W Nuuk planujemy wystawę mojego projektu Girjegumpi – mobilnej, nieco eklektycznej biblioteki. Girje w języku saamskim znaczy „książka”, a gumpi jest mobilnym „domem” hodowców reniferów. Współcześnie gumpi często przyjmuje postać przyczepy kempingowej, zaadoptowanej do ich potrzeb i ciągniętej przez skuter śnieżny. Zgromadziłem w niej i prezentuję około siedmiuset książek poświęconych architekturze saamskiej i w ogóle rdzennej oraz innym kwestiom istotnym dla rdzennych społeczności na całym świecie: obiegowi materiałów, sprawiedliwości klimatycznej, ochronie krajobrazu, prawu do ziemi.
W Nuuk odbyłem wiele spotkań z partnerami projektu – tamtejszymi muzeum sztuki i centrum kultury, a także z przedstawicielami Ilisimatusarfik (Uniwersytetu Grenlandzkiego). Współprowadzę na tej uczelni projekt badawczy UrbTrans. Podróże na Grenlandię zawsze mnie inspirują, ponieważ Inuici i Saamowie napotykają wiele podobnych problemów. Nasze społeczności oczywiście się różnią, ale wiele możemy się od siebie nauczyć. Wymiana międzykulturowa pozwala zacieśniać relacje z innymi społecznościami rdzennymi, zyskujemy okazję do wzmocnienia naszych postulatów i budowania masy krytycznej wokół wspólnych problemów.
Zaprojektowałem więcej struktur mobilnych. Obecnie pracuję nad koncepcją mobilnego namiotu-sauny. Nie kryje się w niej żadne przesłanie polityczne – posłużyła mi za pretekst do rozwijania nowych form inspirowanych architekturą Saamów i tradycyjną konstrukcją sauny. Saunę powszechnie uważa się za wynalazek fiński, ale od wieków jest osadzona także w tradycji Saamów. Wziąłem saunę na warsztat, bo chcę odbudować wiedzę na temat kultury kąpieli w społecznościach nomadycznych, a wśród budynków kojarzonych z architekturą Północy sauny są najlepiej rozpoznawalne. Wybrałem się ostatnio do Tampere i Helsinek, żeby na własnej skórze doświadczyć tamtejszych tradycyjnych łaźni i saun dymnych, przyjrzeć się najstarszym budowlom tego typu.
Podróże są ważną częścią mojej pracy, zarówno na wczesnym, jak i końcowym etapie projektu. W ich trakcie zbieram inspiracje, uczę się, poznaję lokalną architekturę i buduję społeczną sieć, która pozwala wymieniać się wiedzą. Wiele podróży wymusza też produkcja moich prac, ponieważ tworzę projekty site-specific. Sięgam w nich po lokalne materiały i czerpię inspirację z otoczenia, zarówno w instalacjach artystycznych, jak i projektach architektonicznych oraz przestrzeni miejskiej.
MS: Jak wygląda twój proces twórczy? Jaką rolę odgrywają materiały w historiach, które opowiadasz?
JN: Ogromną inspiracją jest dla mnie saamski czasownik ávnnastit, utworzony od rzeczownika ávvnas – materiał. Ávnnastit znaczy dosłownie „poszukiwać materiałów”, ale sens ma bardziej abstrakcyjny, kryje się za nim wyostrzenie wzroku, mobilizacja wyobraźni i pewnej wewnętrznej siły, która pomaga znaleźć materiał idealny dla urzeczywistnienia mojej wizji. Ávnnastit mówi o dostrzeganiu potencjału w każdym drzewie, jego kształcie, wymiarach, krzywiznach, twardości.
Fot. Laurian Ghinițoiu
Ávnnastit dotyczy więc poszukiwań w naturze materiału idealnego do zbudowania goáhti[1]lub wykonania duodji2. Saamowie używają tego słowa, gdy rozglądają się za rogiem renifera na idealną w kształcie rękojeść noża. Jest zakorzenione w tradycji świadomego bycia w świecie, odnosi się do czegoś w rodzaju „trzeciego oka”, zawsze czujnego i wyostrzonego w poszukiwaniach.
Z dzisiejszej perspektywy interesuje mnie przeniesienie tej czujności na współczesne zasoby: śmieci, kawałki metalu, odpady. Wykorzystuję to podejście niezależnie od tego, czy szukam materiałów w lesie, czy na złomowisku. Łączę tworzywa z dwóch różnych obiegów w holistyczną reprezentację dzisiejszego świata.
Nie mieszkam w tundrze z dala od cywilizacji, przemysłu i sklepów, lecz w mieście na Północy. Industrializacja dotarła nawet tutaj. Przemysł budowlany odcisnął piętno we wszystkich zakątkach świata; dziś, w epoce antropocenu, korzystam z jego osiągnięć, żeby przełożyć tradycyjną wiedzę o budowaniu na język współczesnej architektury. Jestem daleki od romantyzowania rdzennych praktyk, ale staram się zachować ich sens w moim podejściu do materiału i pokazywać, że wciąż mają zastosowanie we współczesnym, także miejskim kontekście.
Często współpracuję też z innymi twórcami. Nie jestem zbyt dobry w budowaniu, ale mam oko do form i nauczyłem się wielu tradycyjnych metod obróbki. Uwielbiam kooperację z rzemieślnikami, bo wspólnie zwiększamy swoje szanse na dobre efekty. Oni mają wprawę w rozpoznawaniu materiałów wysokiej jakości, potrafią je pozyskać z natury, a potem prostymi narzędziami wykonać projekt. Lubię pracować z drewnem ociosanym siekierą, podoba mi się surowość jego powierzchni.
Fot. Laurian Ghinițoiu
MS: Widziałam w twoich pracach mieszankę różnych faktur: surowy materiał łączysz z precyzyjnie obrabianymi elementami, szorstkie powierzchnie z gładkimi. Według jakiego klucza zestawiasz i miksujesz tekstury, kształty organiczne i geometryczne?
JN: Kieruję się ávnnastit. Muszę więc zaufać, że proces zaowocuje najlepszym możliwym wynikiem. Staram się mieć otwarty umysł, pytać i poszukiwać, ale wybór i tak w pewnym sensie nie należy do mnie. Takie podejście wymaga nie lada samozaparcia i chłodnej głowy, bo nie jest łatwo oddać losowi decyzję o ostatecznym kształcie projektu. Trzeba zaakceptować ryzyko.
Pracowałem z wieloma kuratorami, którzy bali się braku kontroli nad finalnym rezultatem. Moje projekty powstają bez szkiców i planów, wszystko tworzę w trakcie montażu wystawy. Gdy budowałem Girjegumpi w Muzeum Narodowym w Oslo, udało mi się zgromadzić mnóstwo materiałów i mogłem liczyć na pomoc wspaniałych ludzi. Stworzyliśmy razem piękną, mocną instalację. Tworzę w estetyce hybrydy. Myślę, że siła Girjegumpi tkwi w połączeniu form współczesnych i organicznych, rzeczy znalezionych w lesie.
Czerpanie z różnych zasobów uważam za szczery sposób pracy. Pozwolił mi uniknąć zaszufladkowania mojej twórczości w domenie etnografii, rdzennego pola wiedzy. Jednocześnie używam z gruntu saamskiej metody tworzenia, może ważniejszej niż język saamski, estetyka i efekty w postaci konkretnych typów budowli. Oddziałuje językiem przestrzeni i to jego uczyniłem osią mojej twórczości.
Zarazem, jak większość współczesnych ludzi, jestem obywatelem świata. Pięć godzin dziennie spędzam w internecie. Ukształtowało mnie pochodzenie, ale na to nałożyły się życie w Norwegii, moja żona, przyjaźnie z Kanadyjczykami. W każdym człowieku splata się wiele kultur.
Z tej złożoności zbudowałem moją praktykę – dopracowuję estetykę, język przestrzeni, bawię się nimi. Do tego samego mobilizuję i zapraszam ludzi. Dzięki mojej metodzie wyrażam siebie – w pewnym sensie supernowoczesnego, kreatywnego i postępowego, globalnego i międzynarodowego Saama. Bycie Saamem, bycie cool i życie w mieście nie są antonimami, składają się na tożsamość moją i wielu innych osób o rdzennych korzeniach. Dzisiaj nasze wielowymiarowe tożsamości prawie nikogo już nie dziwią. Na świecie jest wielu rdzennych raperów, grafików, artystów, którzy dobrze odnajdują się w nierdzennym kontekście, mimo to podkreślają swoje pochodzenie i dzielą się swoją kulturą, wplatając ją w kosmologie, narracje lub projekty tożsamościowe.
Fot. archiwum Joara Nango
MS: Co w czasach przenikania się światów wyróżnia architekturę Saamów na tle innych budynków?
JN: Nie identyfikuję saamskiej architektury w opozycji do architektury nie-Saamów. Istnieje architektura używana przez społeczność Saamów lub w jakiś sposób powiązana z naszą kulturą, ale też taka, w której projektowanie po prostu były zaangażowane osoby o saamskich korzeniach. Nie sposób zdefiniować więc jednoznacznego wyróżnika. Wszyscy, bez względu na pochodzenie, funkcjonujemy w otoczeniu architektury i ma ona jasny, utylitarny cel.
W mojej twórczości unikam kategoryzowania i definiowania architektury Saamów, bo jej istotą jest żywa, elastyczna przestrzeń. Jeśli opisujemy ją w taki sposób, otwieramy drogę do interesującej i produktywnej debaty. Chciałbym usłyszeć różne opinie, dowiedzieć się, jak naszą architekturę widzą inni ludzie, ale uważam, że to do nas należy określenie ram tej dyskusji. Wiele narracji, kolorów, koncepcji może współistnieć – tak wygląda prawdziwa, żywa kultura. Moją kulturę postronni przedstawiają jako relikt – coś muzealnego, starodawnego, martwego, do zakonserwowania. Ja uważam, że kultura Saamów wciąż żyje. Nasza architektura powinna o tym świadczyć.
Wiele ciekawych wniosków płynie z obserwacji, jak architekci próbują reprezentować swoje tożsamości, czerpać z tradycyjnej estetyki i łączyć ją z postulatami współczesnej architektury. Robią to na różne sposoby, budują wokół tego tematu rozmaite narracje, lecz odniesienia do symboli lub prostych motywów sporo upraszczają. Całe życie unikałem syndromu wielkiego lávvu3 – sprowadzania saamskości do jednej, zawsze tej samej formy – bo uważam, że zdusiłby moją kreatywność. Musimy wykraczać poza najprostsze metody, którymi posługuje się współczesna architektura. Potrzebujemy wielu złożonych narracji, ale próby wypracowania nowej estetyki muszą pochodzić od Saamów, ponieważ tylko wtedy będą autentyczne.
Przynależność do mniejszości wymusza postawę polityczną, upolitycznia naszą pracę. Z tym również staram się walczyć. Obecność saamskiego artysty lub architekta nie musi być aktem politycznym. Lubię humor, mam inkluzyjne podejście, włączam różne głosy do moich inicjatyw. Nie interesuje mnie antagonizowanie, podział na „my” i „oni”, nie wdaję się w dyskusje oparte na konflikcie.
Fot. Børre Høstland (po lewej), Frode Larsen
MS: Byłoby jednak dobrze, gdyby do rozwoju architektury w Sápmi byli zapraszani architekci Saamowie. Jak twoim zdaniem wyglądałby idealny proces włączania ich do projektów?
JN: Niestety, architektura jest delikatnym tematem w naszej społeczności. Mamy zaledwie dziesięciu architektów Saamów. Chcielibyśmy współpracować, ale różnią nas wiek, kraje pochodzenia, język, nie wszyscy znają biegle saamski. Tak skomplikowane okoliczności utrudniają nam więc dyskusję, nie pozwalają w pełni jej rozwinąć.
Parę tygodni temu próbowaliśmy w tym wąskim gronie stworzyć zespół, który mógłby wziąć udział w przetargu na nową siedzibę Muzeum Saamów w Kárášjohka, w formule „zaprojektuj i zbuduj”. Nie został jeszcze ogłoszony, ale wiemy, że się zbliża. Kontaktowaliśmy się z potencjalnymi wykonawcami – wszyscy zobowiązali się już do współpracy u boku znanych niesaamskich pracowni z krajów nordyckich, na przykład Snøhetty. Wyraźnie zobaczyliśmy, że system nie jest gotowy na dyskusję o własności, budowaniu i estetyce Saamów, za to ułatwia wykluczanie nas z przetargu na projekt budynku ważnego dla naszej społeczności. Chyba się zgodzimy, że to dziwne i niesprawiedliwe, ale nie mamy nawet komu zgłosić tego problemu. Zamiast dać odpór, jesteśmy zmuszeni połączyć siły z większym biurem. To smutne, ponieważ konkurs byłby doskonałą okazją do zacieśnienia współpracy między saamskimi architektami. Zakładam – choć stuprocentowej pewnoście nie mam – że nasz projekt wyróżniałby się na tle prac innych zespołów. Nie dowiemy się tego, bo nie dostaliśmy należnej nam szansy, by się wykazać. Nie chodzi o wygraną.
Trudno nam się przebić z postulatami, by do konkursów dopuszczać też mniejszych projektantów, działających bez wsparcia ze strony korporacji budowlanych. Niewiele osób rozumie, jak ważne jest zaangażowanie Saamów w projektowanie dla własnej społeczności. W dziedzinie architektury i budownictwa na poziomie rządowym nikt nie dostrzega wagi tego problemu. Pilnie potrzebujemy poprawy naszej sytuacji, wzmocnienia poczucia, że kultura Saamów jest ich własnością, obecności w procesach projektowania. Mało kto spoza Saamów aktywnie wspiera takie zmiany i działa wewnątrz systemu na rzecz ich wprowadzenia.
Fot. The Finnish Heritage Agency
MS: Znamy przypadki, że niesaamscy architekci upraszczali symbolikę waszej architektury i tworzyli coś, co nazwałeś syndromem wielkiego lávvu.
JN: Te czasy szczęśliwie minęły. Wprawdzie na hasło „architektura Saamów” Google w pierwszej kolejności podsuwa dyskusję nad wielkim lávvu, ale nasi architekci już w tym zjawisku nie uczestniczą. Może gdyby saamski architekt zaprojektował dla nas taki budynek, powszechny odbiór byłby inny…
MS: Lávvu i goahti są najczęściej kojarzone z architekturą Saamów, lecz tradycyjna siida wypracowała więcej konstrukcji[4]. Jakie inne budowle są charakterystyczne dla kultury Saamów?
JN: Tradycyjną architekturę Sammów szczegółowo opisuje w swoich książkach Randi Sjølie. Wiele saamskich budynków nie różni się niczym od architektury Finów i Szwedów. Ważną część naszej historii zdeterminowały norwegizacja i sposób, w jaki rozgrywano tę politykę na północy. O wiele łatwiej było zasymilować przedstawicieli kultury podobnej do Norwegów – przez kulturę rozumiem również budownictwo – niż ludzi, którzy prowadzili zupełnie inny tryb życia, mieli inne zajęcia, inne stroje, mówili innym językiem i budowali po swojemu. U wybrzeży Sápmi norwegizacja przebiegała o wiele szybciej, bardziej wydajnie i sięgała głębiej. Drastycznie zmieniła demografię tamtych obszarów, a jej skutki odczuwamy do dziś.
Tradycyjną architekturę Saamów – jak każdą inną – ukształtowała przede wszystkim dostępność materiałów występujących naturalnie. Dlatego inaczej wygląda na północy, a inaczej na południu. Sápmi jest rozległą, niejednorodną krainą, rozciąga się od Trondheim w środkowej Norwegii aż po Półwysep Kolski. Poszczególne regiony różnią się pod względem krajobrazu, klimatu, żyzności (albo jałowości) gleby, fauny i flory – każdy z tych czynników wpływa na sposób budowania. Na podstawie języka wyodrębniamy dziesięć grup Saamów. Są wśród nich zarówno nomadzi, jak i osadnicy, a wiadomo, że rozmiar, mobilność, tymczasowość albo trwałość powstających budowli zależą też od trybu życia.
Fot. Laurian Ghinițoiu
Najważniejszą cechą architektury Saamów jest zatem jej różnorodność, ale wykazuje niewielkie podobieństwa: przestrzenie mieszkalne są ciasne (by zapobiec wychładzaniu wnętrza), przestrzeń domowa rozciąga się więc na zewnątrz. Odnajduję te cechy w architekturze wielu rdzennych kultur żyjących w symbiotycznej relacji z ziemią, zależnych od natury i jej zasobów, trudniących się zajęciami w pewnym sensie pierwotnymi: łowiectwem, pasterstwem, rybołówstwem. Każda taka kultura pragmatycznie wykorzystuje lokalne materiały, siłą rzeczy tworzy więc budowle kompaktowe. Na wybrzeżu, w okolicach Tromsø, tradycyjnie budowało się ze starej, niskiej odmiany drewna zwanego trelaft, metodami rzemieślniczymi. Linie są krzywe, poskręcane, organiczne. Mimo niewielkiej skali złożenie wszystkich elementów w całość wymaga sporo pracy i umiejętności.
Nomadzi myślą o architekturze zupełnie inaczej niż osadnicy. Okresowe wędrówki wymagają specyficznego postrzegania architektury w krajobrazie, podejścia do fundamentów, skupienia na łatwości składu i demontażu. Ludzie słusznie kojarzą architekturę Saamów z tymczasowością. Uważam ją za bardzo inspirującą.
Wychowałem się wśród hodowców reniferów w Máze i Guovdageaidnu. Kultura nomadyczna wciąż jest tam żywa. Dzięki mojej rodzinie mam do niej dostęp jako jeden z nielicznych. Wujek mnie nauczył, czym jest lávvu i jak zbudować bealljegoahti[5] z drewna, kory i torfu. Naturalną koleją rzeczy rozmowy o tradycyjnej architekturze Saamów zaczynam od nomadycznych pasterzy i ich budowli.
Moja praca polega między innymi na żonglowaniu oczekiwaniami i zewnętrznymi przekonaniami na temat kultury Saamów. Staram się miękko je zwalczać.
Fot. Astrid Fadnes
MS: W jaki sposób Saamowie obecnie stosują drewno w architekturze? Czy wciąż jest podstawą?
JN: Kluczowe jest połączenie z naturalnymi materiałami. W naszej kulturze od zawsze budowało się z drewna, torfu, kamienia i innych dostępnych surowców. Dziś obserwujemy powrót do tej tradycji: na naszych ziemiach zarówno Saamowie, jak i architekci niesaamscy konstruują narracje na bazie lokalnych materiałów.
Możemy krytykować powierzchowność tych zabiegów, skoro konstrukcja jest żelbetowa, ale nikt nie zaprzeczy, że drewniany dach lub elewacja tworzą relację z otoczeniem. To dobre, pożądane cechy. Zamiast rozwiązań przemysłowych saamscy architekci chcą realizacji osadzonych w krajobrazie, chcą tworzyć formy organiczne i operować fakturami występującymi w naturze. Taktylność dobrze współgra z kulturą Saamów.
Na tych samych założeniach opiera się regionalizm krytyczny Kennetha Framptona. Masywne dachy, charakterystyczne dla architektury austriackiej, także wynikają z lokalnego krajobrazu, klimatu i dostępności materiałów. Architektura, niezależnie od przynależności kulturowej, powinna nadal podążać tym tropem, być osadzona w kontekście. Czasami to się udaje, a czasem, niestety, sprowadza się do powierzchownego zabiegu, bo on pomoże sprzedać projekt.
Świadomość pochodzenia materiałów i gospodarowania zasobami jest współcześnie kluczowa w profesji architektonicznej na całym świecie, nie tylko wśród Saamów. Każdy architekt powinien znaleźć własną odpowiedź na problem przepływu materiałów i zasobów. Ja korzystam z tradycji mojej rdzennej kultury, wciąż pełnej żywych koncepcji. Możemy się od niej wiele nauczyć.
Tłumaczenie z angielskiego: Natalia Raczkowska
Wywiad przeprowadzony w ramach projektu Z drewna i gliny. Naturalne materiały dla architektury przyszłości realizowanego przez Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, we współpracy z Muzeum Architektury we Wrocławiu, Instytutem Designu w Kielcach, Nasjonalmuseet w Oslo i Listaháskóli Íslands; projekt finansowany ze środków Funduszu Współpracy Dwustronnej Mechanizmu Finansowego EOG i Norweskiego Mechanizmu Finansowego
Fot. Thor Brødreskift
ARCHITEKTURA SAAMOW, BIBLIOGRAFIA:
E. Haugdal, „It’s meant to Decay”: Contemporary Sámi architecture and the rhetoric of materials, [w:] Handbook of Contemporary Indigenous Architecture, eds. E. Grantet al, Singapore: Springer International, 2018.
K. Leem, Knud Leems Beskrivelse over Finmarkens Lapper, deres Tungemaal, Levemaade og forrige Afgudsdyrkelse, oplyst ved mange Kaabberstykker, Kiobenhavn: Kongl.
Waysenhuses Bogtrykkerie, 1767.
E.M. Manker, Lapparnas heliga ställen: Kultplatser och offerkult i belysning av Nordiska museets och Landsantikvariernas fältundersökningar, Stockholm:Almqvist & Wiksell, 1957.
B.A. Solbakken, Eahpenašuvnnalaš huksenvierru, [w:] Huksendáidda. Arkitektuvra Sámis. Arkitektur i Sápmi. Architecture in Sápmi, Oslo: Nasjonalmuseet, 2022.
R. Sjolie, Byggeskikk i Sápmi: Tradisjon og fornyelse i samisk byggeskikk, Guovdageaidnu: ČalliidLagadus, 2019.
J. Nango, Girjegumpi: The Sámi Architecture Library, https://girjegumpi.com/.
Sami Art and Aesthetics: Contemporary Perspectives, eds. S. Aamold, E. Haugdal, U. Angkjar Jorgensen, Arhaus: Aarhus Universitetsforlag, 2017. B.A. Solbakken, Place and Presence: Kjell Borgen’s works in Sápmi, „TaHiTi – taidehistoria tieteena” 2024, nol. 14,nro 2–3, https://doi.org/10.23995/tht.148055.
Fot. Astrid Fadnes